piątek, 25 grudnia 2015

- 16 - Mała zamiana ról -

Ciemność, chłód i strach przed nieznanym. To czuję. No i jeszcze ból oraz niepewność. Mój mózg podzielił się na dwie mocno rywalizujące ze sobą grupy. Więzienie i Tobiego. I tak na zmianę w mojej głowie skaczą te obrazy powodując męczarnie. Gdzieś tam w Rosewood jest mój dom, mój nielegalny dorobek, do którego nigdy nie wrócę. Jeśli miałby już tak leżeć, to chciałabym to chociaż sprzedać i kasę dać potrzebującym dzieciom. Ale teraz nic nie mogę. Mogę gdybać. Mogę płakać.
Pojazd, w którym się znajdowałam zaczął podskakiwać. Siedziałam na twardej niby podłodze i moje pośladki czuły jak opony walczą z kocimi łbami. Odwróciłam głowę patrząc na nie wiadomo co. Prawie nic nie widziałam wokół siebie, mimo, że był dzień. Jestem przewożona do więzienia dla kobiet o zaostrzonym rygorze i nawet nie mam tu zakratkowanego okienka, abym mogła powdychać sobie tego świeżego powietrza. Jak tak ktoś mówi, że powietrze zza drugiej strony niczym się nie różni, to gówno wie. Liczy się nie poczucie wiatru, a poczucie wolności.
- Wlazł kotek na płotek i mruka...- już tak mi się rzuciło na głowę, że zaczęłam śpiewać. Ponieważ swój czas spędzałam na zabijaniu niż na normalnym życiu to nie nauczyłam się wielu piosenek, a to jest jedyny tekst, który od początku do końca znałam na pamięć.-...ładna to piosenka niedługa. Nie długa, nie krótka, lecz w sam raz. Zaśpiewaj koteczku jeszcze raz.- z bezsilności opuściłam na nogi nadgarstki w kajdankach. Dodawały mi psychicznego ciężaru.
Po chwili ciężarówka zaczęła coraz bardziej podskakiwać, aż się trzęsła. Przewróciłam się na prawe ramię. Ciężko mi było się podnieść, więc się poddałam. Nie miałam siły. Nagle wszystko ustało. Sciany były odporniejsze, ale jednak coś tam usłyszałam. Dokładnie pociąg. Musieliśmy pewnie stać przed torami i czekać aż przejedzie. Dziwniejsze rzeczy działy się potem. Kierowca zawrócił, zmienił  zupełnie kierunek trasy. Nie wiedziałam co to oznacza. Czy był jakiś wypadek na torach? Czy jest

piątek, 6 listopada 2015

- 15 - W pomarańczach -

Siedziałam sama w pokoju przesłuchań. Miałam już dość tego jasnego światła, które padało na moją twarz. Bolały mnie od tego oczy. Moje nadgarstki wydały się strasznie ciężkie mimo, że ciężar kajdanek nie był tak duży. Przede wszystkim byłam zmęczona pytaniami dotyczących mojej tożsamości i pracy. Na początku tłumaczyłam się, że to jakieś totalne nieporozumienie, ale chyba mają dowody. Wiedziałam, że byłam obserwowana. Lustro weneckie. Czułam się jak w jakimś filmie, ale to była rzeczywistość.
Oni mają mnie za seryjnego mordercę. Łatwo to pomylić. Czy mają jakieś dowody? Ale jeśli tak to jakim cudem?
- Więc nadal twierdzisz, że nie masz z tym nic wspólnego.- do środka wszedł czarnoskóry gliniarz. Wyglądał jak gorsza wersja Michaela Jordana. W ręce trzymał dość obszerną teczkę. Chciałam spytać co to, ale byłam przekonana, że sam mi powie.
- Myślicie, że ktoś taki siedziałby na ławce w parku i pisał smsa? Gdybym była seryjnym mordercą to siedziałabym w ciemnym bunkrze i piła whiskey z lodem. Nosiłabym czarną bluzę z kapturem i rękawiczki i wymyśliłabym sobie znany wśród kartotek policyjnych pseudonim.- powiedziałam z wyraźną ironią.
- Nie wyglądasz na taką co podąża za trendami.- odwołał się do mojej wypowiedzi.
- A moje buty od Channel?- spytałam.
- Zastąpią ci je w więzieniu szarymi trampkami jeśli nie zaczniesz gadać.- wkurzał mnie. Po prostu irytował samym wyrazem twarzy. Zbeszcześcił wizerunek Jordana swoją osobą.
- Czy ktoś kiedyś panu mówił, że wygląda pan jak Michael Jordan? Czy może to pan?- poprawiłam włosy od niechcenia.
- Tak, jestem jego bratem bliźniakiem.- odpowiedział spoglądając do teczki. Ten żart nie był śmieszny. W ogóle co ja wyprawiam? Zachowuję się jak jakiś szczeniak złapany za narkotyki. Czy może to miejsce tak na mnie oddziałuje...- A teraz porozmawiajmy w końcu poważnie jak dorośli ludzie.

niedziela, 11 października 2015

- 14 - Umowa wolności -

Wystarczyły zaledwie trzy krótkie chwile. Pierwsza. Usłyszałem swoje nazwisko wypowiedziane z jak największą odrazą, zupełnie jakbym był nic nie wartym człowiekiem. Druga. Gdy zobaczyłem znowu tę niepożądaną twarz i poczułem jak przez moje ciało przechodzi wewnętrzny prąd paraliżujące moje ciało. Trzecia. Spod czarnego płaszcza delikatnie wynurzała się spluwa skierowana w moim kierunku i ten jeden szybki wybór życia lub śmierci. Chciałem żyć, więc musiałem z nim iść. Prowadzony jednak siłą, zastanawiałem się jaki spotka mnie los. Czy jeszcze spotkam Spencer? Czy może wywiezie mnie, aby mnie zabić? Byłem prawie pewny swego, a wtedy nastąpiła ciemność.
Gdy otworzyłem oczy, nie mogłem poruszyć swojego ciała. Moje mięśnie były obolałe. Jedyne co pamiętam to wbitą w ciało strzykawkę. Gdy kontakt z rzeczywistością powracał, zaczęły ożywiać się moje zmysły. Czułem metal, zimny metal. Nie widziałem nic prócz szarego światła padającego nie wiadomo skąd. Słyszałem jeszcze kroki, zbliżające się do mnie kroki.
- Budzimy się, budzimy.- powiedział Kingston ocucając mnie lepem w twarz. Nie byłem jakąś kurwą żeby móc się tak traktować, ale nie miałem nawet siły żeby zareagować.- Jak samopoczucie?
- O to samo mógłbym zapytać ciebie...
- A niby czemu?
- Bo Spencer nie chce cię znać.- wyszeptałem, a po tych słowach zamilknął. Wolałem stopniować swoje zaczepki. Życie mi miłe, serio. A gdyby się dowiedział, że ja i ona... od razu dostałbym kulkę w łeb, a tak mogę jakoś odwlec to w czasie.

wtorek, 22 września 2015

- 13 - Czemu wszyscy milczeli? -

Naprawdę nie miałem ochoty znów się tam wybierać. Nie chodziło o przekroczenie dystansu samochodem. Miałem już po prostu dość tego całego niszowego towarzystwa. Już dawno powinienem powiedzieć do widzenia! Przez nich wszystko się popieprzyło. Zrujnowałem swoje życie, swoje szanse. Znów będę musiał spojrzeć w oczy zadufanego w sobie Joe'a, prawej ręki Szefa. Wkurwia mnie ten człowiek. Mam na niego osobną alergię. Czasami mam ochotę zajebać mu kulkę w czoło i wrócić spokojnie do domu. Philadelfia była równie szara, taką jaką ją ostatnio zastałem. Bez zmian. Melancholijny klimat tego miejsca przytłaczał mnie jeszcze bardziej. A najbardziej przytłaczał moje myśli ten wypadek. Te pływające rzeczy po wodzie. Te połamane od samochodu drzewa.
- O, proszę!- Joe zaśmiał się parszywie na mój widok. Musiałem włączyć tryb "Nie zwracaj uwagi na jego zaczepki."- Kto do nas wrócił! Sam Kingston!
- Mam wieści...- burknąłem wsadzając ręce do kieszeni.
- Już wszyscy słyszeliśmy. Media trąbią. Zrobiłeś swoje.- odpowiedział zadowolony.
- Nie mogli tego przeżyć. Zrobiłem co miałem zrobić. 
- Dlatego Szef chce ci dać niespodziankę.- wyciągnął z kieszeni skórzanej kurtki kopertę. Przyjąłem ją bez entuzjazmu.- Nie przeliczysz?
- Zrobię to w domu.- skłamałem.
- Ok, ale reklamacji nie będzie.- wsadził sobie do ust marlboro.- Masz ognia?
- Nie palę.
- Co? Doktorek szerzy zdrowy tryb życia?
- Nie jestem już lekarzem.- odgryzłem się.
- Racja. Akurat tu błędu nie popełniłeś. Chujowy z ciebie lekarz skoro zabijasz ludzi. Trafił ci się kiedyś na stół facet, którego sam postrzeliłeś?
- Nie, bo nie pracowałem w kostnicy, Joe.- spojrzałem na niego jak na debila, ale chyba nie skumał,

czwartek, 10 września 2015

- 12 - Bella -

Caleb nie był aż tak zaskoczony moim przybyciem jak Hanna, ale wystarczyło, aby odebrało mu mowę. Tym razem nie miałam wstydu jak się komukolwiek pokazać. Nie wyglądałam jak jakiś obszarpaniec. Rivers od razu zostawił swoją pracę przed komputerem. Dobrze wiedziałam jak wygląda jego praca, a ta tutaj to tylko bardzo dobra przykrywka. Podniósł się z krzesła obrotowego i podszedł do mnie bacznie przyglądając się mojej twarzy.
- Hej, co ty robisz?- zdziwiłam się. Nie takiego powitania się spodziewałam.
- Ehm, nie nic.- odgarnął włosy i speszony zrobił krok do tyłu.- Cześć, co ty tu robisz?
- Mam sprawę związane z tym... no wiesz.- wymieniliśmy się porozumiewawczymi spojrzeniami. Caleb przytaknął nie odrywając ode mnie wzroku dopóki Toby nie chrząknął.- A, tak. Caleb, to Toby.
- Pomocnik?- spytał komputerowiec.
- Tak jakby.- po tych słowach Toby znów przegryzł wargę. Tak samo wtedy kiedy powiedziałam Hannie, że jest moim przyjacielem.
- Caleb.- uścisnął mu pewnie rękę.- Jesteś pewna, że można mu ufać?
- Jak nikomu innemu. To o niego tu głównie chodzi. Zresztą opowiem ci wszystko, ale nie tutaj.
- Jasne. Chodźcie do gabinetu.- bez słowa poszliśmy za nim korytarzem. Wpuścił nas do pomieszczenia i zamknął drzwi na zamek. Następnie rozsunął dywan gdzie naszym oczom ukazała się klapa.- Do środka. Spoko, to nie bunkier. Nie zamknę was tam.
- Dokąd prowadzą te podziemne lochy?- spytał Toby kiedy zszedł na dół. Było tu ciasno, ale dość szeroko żeby normalnie tędy przejść.
- Miejsce, o którym zapomnisz kiedy tylko je opuścisz.- odpowiedział poważnie. Na końcu słabo oświetlonego korytarza znajdowały się kolejne drzwi, a przy nim dotykowy panel.- Odwróćcie się na sekundę.- wtedy wpisał szyfr i zamki puściły. Ja już byłam w tym miejscu i to nie raz. To tajna

czwartek, 27 sierpnia 2015

- 11 - Nie zatrzymamy tego -

Gdy otworzyłem oczy nadal widziałem ciemność. Wszystko było takie obce i niewyraźne. Moje mięśnie były obolałe po turlaniu się po leśnej ściółce. Nie wiem ile to trwało, ale czułem się tak samo jak wałek toczący się po kamiennym zboczu. Na ciele miałem gęsią skórkę. Miałem gdzieś, że moja bluza była cała brudna, a spodnie rozerwane na kolanach. Podniosłem się ledwo i rozejrzałem. Nic prawie nie widziałem. Robiąc pierwsze kroki nadepnąłem na swój  telefon. Włączyłem latarkę i zdałem sobie sprawę, że Spencer nie ma obok mnie. Zacząłem jej szukać. Musiałem ją znaleźć zanim rozładuje mi się bateria.
Jak opętany błądziłem między drzewami aż w końcu znalazłem ją leżącą przy kamieniach. Nie ruszała się i miała zamknięte oczy. Bałem się najgorszego.
- Spenc!- padłem na nagie kolana u jej boku.- Spencer!- nie odpowiadała mi. Obejrzałem jej głowę i zmiękły mi nogi. Uderzyła się o nie w potylicę. Nie było dużo krwi, więc zderzenie nie było zbyt silne, jednak wystarczyło żeby stała się nieprzytomna. Mała jej plama spoczywała na głazie. Dobrze, że nie było krwotoku. Rozerwałem do końca materiał od swojej koszuli, a następnie formując opaskę, zawiązałem jej wokół głowy. Zupełnie nie widziałem jak jej pomóc. Może powinienem zadzwonić po pogotowie? Dobrze by było gdybym znalazł jakiś zasięg. Cholera jasna! Co mam robić?!

sobota, 15 sierpnia 2015

- 10 - Ostatni warunek -

- Toby! Toby, zaczekaj!- zawołałam go głośniej. Jakoś moje nogi nie pokwapiły się o to żeby za nim ruszyć. Stałam wrośnięta w ziemię jak pnącza tej rośliny, którymi udusiłam Barta, zabójcę moich rodziców. Musiałam znosić tę nerwową atmosferę w towarzystwie świeżego trupa. Co ja w ogóle gadam? Nie mogę tu być! Toby zniknął stamtąd ekspresowo, więc i ja podjęłam te same kroki.- Toby, proszę! Nie możesz mnie wysłuchać?- przebijałam się przez gałęzie.
- Po co? Żebyś pod koniec rozmowy wbiła mi nóż w plecy?- jednak po chwili okazał swojej łaski i odwrócił się do mnie.- Fitz miał rację. Nie powinienem ufać nikomu. To był błąd, że zaufałem tobie. Pozwól, że kiedy zacznę stosować twoje rady bezpieczeństwa w trybie natychmiastowym to wpierw użyję je na tobie.- po raz pierwszy spotykałam się z takim spojrzeniem. Z takim rozczarowaniem. To nie był strach, a intrygowało mnie to, że się nie bał. A może się bał tylko dobrze udawał? W końcu pamiętam jak przeżywał śmierć mojego przyjaciela. A teraz nie wyczuwałam lęku tylko właśnie te cholerne rozczarowanie i ból.- Dlaczego ja w ogóle z tobą rozmawiam? Jestem tak wkurzony, że zapomniałem, że stoi przede mną morderczyni.- zrobił trzy kroki do tyłu jakby bał się mojej reakcji na te słowa.- Popełniłem błąd, że pozwoliłem sobie czekać na te pytania. Nawet nie wiem kim ty jesteś i czy nazywasz się faktycznie Spencer Hastings, a może jakaś Bella...
- Toby, chciałam od pewnego czasu ci coś powiedzieć. Jestem płatnym mordercą. To stąd ta tajemniczość.- gdy usłyszał "płatnym mordercą", jego twarz pobladła. Dalej zabrakło mi słów na wybronienie siebie z tej sytuacji. Zawaliłam i to poważnie. Nie powinnam z tym zwlekać. Nie powinnam trzymać go na dystans. Te wspólne akcje i wspólnie wrogowie powinni nas połączyć w jedną drużynę, a ja samolubnie myślałam, że sama dam sobie z tym radę.- Przepraszam, że ci nie powiedziałam, ale... sama nie miałam do ciebie zaufania. To istotna część mojej pracy...
- Ja nie byłem godny twojego zaufania? To czemu teraz ty masz być godna mojego?- prychnął.- Naprawdę przekonujące wytłumaczenie. Jak możesz być takim potworem? Wcale nie jesteś lepsza od Nich. Nie jesteś lepsza od Wrena.- te słowa mnie zabolały, a zwłaszcza ostatnie. Najgorsze jest to, że

sobota, 1 sierpnia 2015

- 9 - Pan i Pani Incognito -

Podróż z Rosewood do Filadelfii wydała mi się tym razem niezwykle krótka. Zbyt krótka na chaos panujący w mojej głowie. Jak Spencer mogła zostawić wszystko dla tego palanta?! Nawet nie chciałem myśleć o tym czy jej choćby dotykał. Czułem niepohamowaną falę złości, która wciąż podnosiła temperaturę mojego ciała. Byłem bliski furii. Miałem ochotę coś rozpierdolić na kawałki. Plany wymknęły się spod kontroli. Spencer pewnie wie o wszystkim. Niestety wie też za dużo. Cholera jasna! Wszystko się posypało przez tego Cavanaugha! Nienawidziłem go jak nikogo na tym świecie.
Trzask drzwi spowodował, że firanka z tego domu lekko pofalowała. Zacząłem walić w drzwi niecierpliwie. Wiem, że tam jest, ale już trochę za późno na ucieczkę. Na nic się pewnie zda jego spakowana torba i rezerwacja na lot. Jednak po chwili zamek puścił. Zdziwiony byłem, że drzwi otworzyły się same lekkim skrzypnięciem. Rozejrzałem się wokół szukając jakichkolwiek przygotowań do wyjazdu. O dziwo nic. Wsadziłem ręce do kieszeni i skierowałem się do salonu. Wesley siedział na ulubionym fotelu Ezry patrząc na mnie jakby czekał właśnie na mnie. Wydawał się być spokojny. Grał takiego opanowanego, takie macho. Jednak widziałem jak trzęsą się jego ręce. Przyssał się więc palcami do skórzanych oparć.
- Powiedziałem jej.- powiedział na początek. Albo ze mnie kpił albo nie wiem... wyglądał tak jakby był z tego dumny, ale dość skromny żeby się z tym nie afiszować.- Oni wiedzą już wszystko, jebany skurwielu. Już nic z tym nie zrobisz.
- Masz tupet, Fitz. Po tych wszystkich twoich wybrykach błagałeś na kolanach o litość. Nie oszczędzili cię dlatego, że tego chciałeś. Ja ich poprosiłem, bo byłeś bratem mojego przyjaciela.
- Przyjaciela? Serio? Teraz chyba ty ze mnie kpisz.
- Zmarnowałeś to.- zmieniłem temat. Niech już nikt więcej nie gada o Ezrze. Jego już nie ma...- Miałeś być żywy pod warunkiem, że utrzymasz wszystko w tajemnicy.
- Myślisz, że teraz ma to dla mnie jakieś znaczenie?- prychnął.- Był dla mnie jedyną rodziną.- gapiłem się na niego bez słowa przez dłuższą chwilę.

wtorek, 14 lipca 2015

- 8 - Witaj słodka zemsto -

Przez całą podróż helikopterem moja głowa cierpiała od zadawania sobie pytań. W wielu przypadkach zaczęłam się złościć i przeklinać siebie w swojej głowie, ponieważ szukałam odpowiedzi na te pytania. I właśnie nie potrafiłam tego zrobić. Myślenie, rzecz ludzka, to nigdy mnie nie bolało, a teraz sprawiało tyle trudności. Oraz bólu. Oraz nienawiści jaką żywiłam do Wrena. Kto by pomyślał, że można kogoś tak kochać, a w jednej chwili tak znienawidzić. To dowodzi na to jak silne są te emocje. Pomimo tak wysokiej różnicy, są do siebie niemiłosiernie podobne...
Ostatnio o czym myślałam to czas jaki nam zajął to przedostania się z punktu A do punktu B. Dla mnie zleciało dość szybko. W sumie mało mnie to obchodziło. Zdałam sobie sprawę, że od kiedy maszyna wzbiła się w powietrze, nie odezwałam się do Tobiego ani razu. Wyglądał na opanowanego, lecz czasem jego usta lekko się ruszały jakby mówił do siebie. Był wytrwały. Pewnie nie chciał mi przeszkadzać. Może wyczuł, że chcę zostać sama ze sobą i nie mam ochoty z nikim rozmawiać. Doceniałam ten cichy gest. Gdy wylądowaliśmy, Toby szybko poderwał się do drzwi zanim zrobił to pilot. Jego ego nie chciało znowu ucierpieć, ale mnie to nie obchodziło. Jego staranie było jednak najbardziej radosną rzeczą tego dnia. Wyszłam chwytając swoją torbę. Nie było sensu nawet się rozglądać. Na zewnątrz panowały już ciemności. Czekaliśmy pod nowojorskim lotniskiem na zamówioną przeze mnie taksówkę. Cavanaugh znów pchał się, aby otworzyć mi drzwi. Robiło się to już dość denerwujące, ale uległam zaciskając zęby. Nie byłam w humorze.
- Jaki cel podróży?- spytał ochrypłym głosem taksówkarz. Jego głowę pokrywała rzadka warstwa siwych włosów. Wydawał się sympatyczny, jednak zachowywał się sztywnie.
- Jakikolwiek spokojny hotel poza centrum...- odpowiedział ze zrezygnowaniem. Facet przytaknął i wcisnął gaz. Przez lusterko dostrzegłam iskierkę w jego oku jakby od razu wiedział gdzie nas zabrać.
- Czy będzie to dla ciebie problem jeśli się odezwę?- Toby przerwał swoje dość długie milczenie.- Doprowadza mnie to do szału, a nie jestem masochistą żeby to znosić normalnie.

piątek, 3 lipca 2015

- 7 - Oszukana -

Wesley chyba chce mi wcisnąć jakąś ściemę. Zawsze mu to świetnie wychodziło. Zawsze robił sobie ze mnie żarty i szczerzył się tym uśmieszkiem. Nawet jeśli się teraz nie uśmiechał, nie znaczy, że tego nie robi. On musi żartować. Obrał sobie teraz inną technikę. No bo nigdy mi nie wmówi, że Ezra nie żyje. Jak on w ogóle może tak żartować z własnego brata? Spojrzałam na wtedy na Tobiego, który trzymał zdjęcie Ezry. Jego wargi były lekko rozchylone. Patrzył się w postać z taką nadzieją jakby całym sobą chciał żeby ta postać wyszła ze zdjęcia i stanęła obok. Spojrzałam na Fitza. To już nie było cholernie śmieszne widząc jego mokre oczy. Płacz mężczyzny zawsze było zjawiskiem, które szarpało mnie za serce.
- Nie, nie po prostu nie mogę w to uwierzyć.- zaczesałam ręką włosy i schyliłam się.
- To jest on.- Toby zebrał się na odwagę, aby coś powiedzieć. Wtedy podniosłam głowę.- Teraz dobrze to wszystko odtworzyłem. Wiedziałem, że skądś kojarzę jego imię. I też wydał mi się dziwnie znajomy na tym zdjęciu.
- Co ty wygadujesz...
- To jego zabiła mafia. Ja byłem świadkiem jego śmierci. To był on. Stał daleko, lewym profilem. Rozmawiali... to był on, Spencer. Ja widziałem jego śmierć.- widziałam to przerażenie w jego oczach. Zaniemówiłam z wrażenia. Wesley otworł oczy. Chciałam go jakoś pocieszyć. Złożyć przynajmniej kondolencje, przytulić go oraz powiedzieć, że może liczyć na moją pomoc, ale siedziałam jak sparaliżowana. Mojego przyjaciela zamordowano. Może nie było tego po mnie tak widać, ale w środku wszystko się we mnie trzęsło. A jeszcze tydzień temu do mnie dzwonił. A ja głupia nie odebrałam, bo byłam na zleceniu. Mogłam mu wtedy tyle powiedzieć. Kazać wracać do Rosewood, do Arii. Właśnie, Aria...
- Policja szuka tych skurwysynów.- odrzekł Wes.- Wczoraj był pogrzeb. Myślałem, że tego nie zniosę...

czwartek, 18 czerwca 2015

- 6 - Dlaczego się nie odzywasz, Fitz? -

Rozmowa z Arią dała mi wiele do myślenia. Po pierwsze, dobrze zrobiłam w sprawie z Tobim. Sprowadziła mnie na ziemię. Zdałam sobie sprawę, że zawsze stosowałam się do swoich zasad. One trzymały mnie w bezpieczeństwie i gwarantowały spokój. Nie mogę tego zaprzepaścić przez jedną osobę. Moje życie musi utrzymać pewną stabilność. Owszem, wciąż o nim myślę, ale to kwestia czasu nim zapomnę. Mam teraz ważniejsze sprawy na głowie i z tym wiąże się sprawa następna. Ślub. Chcąc czy nie chcąc kiedyś trzeba będzie rozpocząć przygotowania. Jeśli chodzi o sprawy organizacyjne, nie mam żadnych problemów. Jednak wątpię w swoje siły jeśli chodzi o wesele. To nie mój zakres. Chyba zacznę od najprostszego punktu. Nie ma wątpliwości, że wybiorę Arię na świadkową. Kogo na świadka? Tylko Ezra przychodzi mi do głowy. Tu już nie chodzi tylko o to żeby spiknąć ich znów razem ze sobą, ale też nie widzę nikogo odpowiedniego. Muszę tylko pogadać z Wrenem żeby go poprosił. Ezra mieszka teraz w Filadelfii. Nasz kontakt jest słaby, ale to nasz dobry znajomy. Mam nadzieję, że Aria mnie nie zabije za to.
Na początek chciałam zadzwonić do niego, po prostu zapytać się co tam słychać. Dawno się nie odzywał. Wystukałam jego numer i oczekiwałam na połączenie?
- Cześć, tu Ezra...
- Hej, tu...
- ...nie mogę teraz rozmawiać. Zostaw wiadomość jeśli...
- Bla bla bla.- powiedziałam do słuchawki i się rozłączyłam.


Dziesięć minut później ponownie zadzwoniłam do Ezry Fitza, ale to również nic nie dało. Nie miałam zamiaru czekać aż oddzwoni, więc ubrałam się i wyszłam z domu, aby spotkać się z moim narzeczonym. Spencer, narzeczonym. Przyzwyczajaj się. Wkrótce będzie twoim mężem.
Gdy wsiadłam do auta i odpaliłam silnik, włączyłam swoją ulubioną playlistę, której lubiłam słuchać podczas jazdy. Zapięłam pasy i ruszyłam. Muzyka szybko poprawiła mój naruszony humor przez

czwartek, 4 czerwca 2015

- 5 - Tego się nie spodziewałam -

Po długim spacerze postanowiłam wrócić do domu. Myślałam, że ten spacer i świeże powietrze jakoś mi pomogą i uspokoją moje myśli, ale nawet to nie podziało. A zawsze działało! Teraz nie chce mi pomóc nawet powietrze. Natura odwraca się ode mnie plecami. Zostałam ze wszystkim sama jak palec. Zziębnięta próbowałam trafić kluczem do zamka. Klęłam za każdym razem kiedy moja drżąca ręka chybiała. W końcu udało mi się trafić i zamknęłam się w ciepłym domku. Poszłam do salonu nie ściągając nawet  butów. Chciałam najpierw ogrzać stopy. Nie wiem co też mnie skusiło żeby na własne życzenie zamienić się w kostkę lodu. Jednak znałam prosty sposób na ogrzanie się. Poczłapałam na giętkich nogach do barku i wyciągnęłam butelę jego ulubionego wina. Korkorciągiem pozbyłam się korka, a następnie zaczęłam raczyć się alkoholem z gwinta.
- Na zdrowie, Wren! Na zdrowie, Toby!- mruknęłam do siebie pod nosem i wzięłam  kolejnego łyka.
Nie wiem ile minęło czasu. Zupełnie jakby czas stanął w miejscu. Wreszcie, sukinsyn stoi i nic nie utrudnia. W głowie miałam szum jak stary, źle odbierający sygnał telewizor na strychu mojej babci. Jednak czułam się z tym fantastycznie. Zupełnie zapomniałam nad czym tak się zamartwiałam. Kto by pomyślał, że ten alkohol mi pomoże. Stwierdzam, że Wren ma gust jeśli chodzi o wina. Położyłam się na sofie pogrążona w egipskich ciemnościach. Włożyłam pustą butelkę miedzy nogi nucąc piosenkę, którą usłyszałam rano w radio. Oczywiście nikt nie podał ani tytułu ani wykonawcy. Byle gówno reklamują, a jeśli chodzi o dobrą muzykę to nie łaska. Dlaczego oni zakładają, że każdy to zna, więc po co? Po chwili usłyszałam dźwięk przekręcania klucza w drzwiach. Już nie byłam sama. Wren zapalił światło w korytarzu, na co ja aż musiałam zmrużyć oczy. Myślałam, że oślepnę. Zdjął buty. Zauważyłam, że trzymał jakieś papiery w ręce. Dopiero kiedy się wyprostował, zauważył mnie. Nie wiedziałam jak zareagować, więc mu głupia pomachałam. Zlustrował mnie od stóp do głów. Wyciągnął flaszkę, która nadal tkwiła między moimi nogami,  a następnie usiadł obok mnie i lekko przechylił głowę.

środa, 20 maja 2015

- 4 - Co za szpital -

Siedziałam niespokojnie na krześle szpitalnego oddziału. Nie byłam aż taka znerwicowana żeby poodgryzać sobie wszystkie paznokcie, lecz wszystko wokół mnie irytowało. Każda osoba, która przeszła obok mnie i dziwnie się na mnie patrzyła. Każdy telefon, który dzwonił do recepcji. Każde skrzypnięcie tego cholernego krzesła. Byłam ciekawa jaka jest sytuacja Tobiego. Po prostu... polubiłam go. Mam nadzieję, że to nic poważnego jednocześnie myśląc nad bezbłędnym celem tego typa. Szkoda, że nie przekonał się na swojej skórze jakiego cela mam ja. Gdyby biegł nago przez ten las to bez problemu strzeliłabym z łuku prosto w jego dupę.
Najlepsze w tym wszystkim było to, że Wren też jest za tymi drzwiami. Generalnie nie powinno go tu być. Był po prostu zaintrygowany tym, że do szpitala trafił jakiś obcy facet i w dodatku towarzyszyła mu bardzo znana osoba. Ja. Możliwe. Ale to nie ma żadnego znaczenia. Nawet nie zastanawiałam się co mogę mu powiedzieć. Nawet nie było na to teraz czasu. Wren wyszedł z sali. Stał po drugiej stronie korytarza trzymając ręce w kieszeniach białego kitla. Lekko się spięłam. Nie wiedziałam jak zareagować zważywszy na to, że rano się pokłóciliśmy. Teraz dochodziła siedemnasta. Dużo rzeczy wydarzyło się w międzyczasie. Musiałam aż wstać, Oparłam się o ścianę.
- Twój...- odezwał się tym jednym słowem, lecz ciężko było mówić mu dalej.- Twój kolega z tego wyjdzie.- dokończył akcentując słowo kolega
- To dobrze.- już nie miałam zamiaru pytać o dalsze szczegóły. Moja duma mi na to nie pozwalała. Wren nie jest przecież jedyną osobą, od której mogę coś wyciągnąć.
- Dobra!- wywrócił oczami, a następnie podszedł do mnie.- Przepraszam za...
- Nie przepraszaj mnie tutaj.- wtrąciłam się w jego słowa wysyłając mu najpoważniejsze spojrzenie jakie tylko umiałam pokazać.
- Ok...- westchnął. Zapadła krótka cisza. Kingston zaczął chyba coś analizować, bo delikatnie ruszał ustami. Zupełnie jakby gadał do siebie.- No to może mi powiesz kim jest ten Cavanaugh i co z nim robiłaś.

piątek, 8 maja 2015

- 3 - Prosto do celu -

Wraz z momentem otwarcia mych oczu, powitałam niedzielny poranek. Cieszyłam się w duchu, że opuściłam przed snem rolety, bo nie chciałabym zostać porażona przez słońce. A czułam, że już jest w pełnej aktywności, ponieważ jasność przedzierała się przez szczeliny rolet. Jeszcze wczoraj myślałam, że będzie to wyjątkowy dzień, choć nie przepadam za tym dniem tygodnia. Przekręciłam głowę w lewo. Wren spał twardym snem. Poduszka mu nie wystarczyła, bo jego głowa spoczywała na prawej ręce. Następnie odkręciłam głowę na swoje pierwotne miejsce i spojrzałam w sufit. Wciąż miałam przed oczyma jego wczorajszy wyraz twarzy mówiący Przepraszam skarbie, ale po prostu padam na twarz. Tu już nie chodzi o obietnicę, a o coś więcej. Coraz częściej czułam się zawiedziona. Nigdy wcześniej nie interesował mnie tak zwykły sufit. Dopiero teraz zauważyłam, że został odmalowany. Pamiętam jak jakiś czas temu prosiłam go, aby coś z tym zrobił po tym jak wkurzony powybijał wszystkie komary gazetą. Zdałam sobie sprawę, że czas leci za szybko, nawet jeśli myślę, że go kontroluję. Tyle rzeczy mnie omija.

Wzięłam szybki, pobudzający prysznic, a następne podreptałam prosto do kuchni. Otworzyłam lodówkę ze zrezygnowaniem i wyciągnęłam miskę z sałatką warzywną. Zasiadłam z nią do stołu, a następnie zaczęłam jeść sałatkę bezpośrednio z naczynia. Nie byłam szczególnie głodna. Dłubałam raz na jakiś czas widelcem, ale musiałam zjeść śniadanie. W końcu to najważniejszy posiłek w ciągu dnia i daje energię na cały dzień. Jak ja mogę wierzyć w te gówno? Może i myślę dziś pesymistycznie, ale skazuję ten dzień na porażkę. Dobra, muszę jeść. Nawet jakbym miała się do niego zmusić. Po kilku minutach usłyszałam zbliżającego się Wrena. Miał na sobie same bokserki. Uśmiechnął się do mnie, ale ja nie odwzajemniłam tego gestu, co wywołało na jego twarzy zaniepokojenie. Usiadł naprzeciwko mnie.
- Stało się coś?- spytał przecierając oczy.

środa, 29 kwietnia 2015

- 2 - Przyniosło go powietrze -

Przemieszczałam się między regałami w supermarkecie. Od wczoraj chodziłam z głową w chmurach. Czułam się jakby mnie tu zupełnie nie było.  Dziwiłam się, że mój mózg jest w stanie jeszcze funkcjonować. Poprawka. Dziwiłam się, że mózg Arii był jeszcze w stanie funkcjonować. Przecież wczoraj była wielka impreza. Pamiętam, że nie wypiłam tyle co ona. Zawsze podziwiałam ją za mocną głowę do alkoholu. Lubiła chodzić na imprezy. Mogła mi powtarzać, że to z powodu zwykłego rozerwania się, lecz dobrze wiedziałam o co tak naprawdę chodzi. Jednak musi wiedzieć, że w taki sposób nie zapomni o nim. Od rana chodziła smutna.
Zbliżała się godzina trzynasta. Z głębokiego rozmyślania wyrwała mnie Aria albo raczej poczucie mojego szybkiego refleksu gdy mnie zawołała.
- Orient!- rzuciła we mnie pomarańczą, którą zwinnie złapałam. Uśmiechnęłam się widząc jak słodko marszczy nos. Co jakiś czas sprawdza moją sprawność i za każdym razem jej nie wychodzi.
- Co? Już ci się humorek poprawił?- postanowiłam włożyć owoc do wózka.
- Może trochę...- wzruszyła ramionami i poszła dalej przez co straciłam kontakt wzrokowy.
- Aria?- złapałam ją za ramię.- Na pewno wszystko dobrze? Jesteś dziś przygaszona od rana, choć nie powinnaś.
- To samo mogę powiedzieć o tobie. Od wczoraj mam cię tutaj zupełnie offline.- powiedziała. Mogłam jej przyznać rację, ale głośno się do tego nie przyznałam. W dodatku miała tylko część racji.
- A przepraszam! Gdybym była zupełnie była offline, to bym nie złapała pomarańczy.
- Ty ją nawet łapiesz kiedy cię obudzę.- wywróciłam oczami.- Mniejsza o to. Masz rację. To nie pora na smutki. Spędźmy normalnie ten dzień.
- Czy dzień z tobą kiedyś był normalny?- zaśmiałam się.
- Weeeź, nie gadam z tobą.- wystawiła mi język.- O czym gadałaś z Danielem przed tym jak wybiegłaś z imprezy?

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

- 1 - Trzy cenne rady -

Raz, biorę głęboki wdech. Dwa, zamykam oczy. I trzy, zanurzam ciało w wodzie. W jednej chwili, na jeden moment zmienia się moje otoczenie. Otwieram oczy, a następnie wykonuję synchroniczne ruchy. Niczym syrena przecinam wzdłuż wielki basen.
To zdecydowanie mój żywioł. Żywioł, który mógł mnie kiedyś zabić. Kiedy miałam czternaście lat, chciałam nauczyć się pływać. Mój wujek pełnił wtedy rolę opiekuna. Słynął z bardzo idiotycznych oraz infantylnych pomysłów, lecz jego zdaniem to były złote rady, które miały pomagać. Musiał mieć coś z głową. Nie dziwiłam się, że ciotka po dwóch latach małżeństwa wzięła rozwód. Jak nauczyć nastolatkę pływać? Po prostu wrzucił mnie do wody i sprawdził czy wypłynę. Nie powiem, był to dla mnie szok. Możliwe, że już stanęłam ze śmiercią twarzą w twarz, ale cudem wypłynęłam. Nie wiem jak, ale stało się. Odkryłam wtedy w sobie tę wewnętrzną siłę. Skoro woda nie ściągnęła mnie na dno, to nic tego nie zrobi. W końcu, co mnie nie zabije, to mnie wzmocni, nieprawdaż?
Wynurzyłam się na powierzchnię i od razu straciłam ochotę na dalsze pływanie gdy zobaczyłam jego. Dość wysoki mężczyzna o pospolitej, niezbyt zachwycającej twarzy. Jego ciemne, rozrzedzone włosy ulizane były grzebieniem, Choćby nie wiem jak się starał, za nic nie wzbudziłby we mnie jakichkolwiek pozytywnych uczuć. Nie tylko dlatego, że miał czterdziestkę na karku, żonę w separacji i dwójkę dzieci w gimnazjum, o których myśli, że nie wiem. I nie dlatego też, że zamiast być przykładnym urzędnikiem, po kryjomu handluje nielegalną bronią.

wtorek, 7 kwietnia 2015

NOWY BLOG!

Witajcie fani Kłamczuch i nie tylko. Założyłam nowego bloga i chciałam podzielić się nim z resztą świata. Dlaczego powstał? Po prostu uwielbiam Troian Bellisario. To moja ulubienica z Kłamczuch, a za nią od razu Lucy. Chciałam poczytać bloga gdzie główną postacią jest właśnie serialowa Spencer, lecz moje poszukiwania okazały się bezowocne. Nie znalazłam niczego co by mnie zaciekawiło. Stwierdziłam, że w sumie mało jest takich blogów z T.B., więc postanowiłam, że sama go napiszę. I tak narodził się pomysł na ten blog.

Już teraz możecie zapoznać się z krótkim opisem głównych bohaterów tej opowieści. Jeśli chodzi o rozdział pierwszy, pojawi się on z dniem

20 KWIETNIA 2015

Troszkę trzeba poczekać, jednak wolę być w 100 % przygotowana. Mam nadzieję, że spodobał Wam się na pierwszy rzut oka ten blog. A jeszcze śmielsze oczekiwania mam do tego, że polubicie tę historię. Możecie w komentarzu podzielić się swoją opinią.

Zanim skończę chcę Wam coś powiedzieć:
- Studiuję, więc nie spodziewajcie się, że rozdziały będą pokazywać się często. Kolejny rozdział będzie pojawiał się w granicach jednego do dwóch tygodni. Jeszcze się nie zdarzyło żebym zaniedbała jakiegoś bloga. Swój wolny czas właśnie poświęcam pasji jaką jest ta cała "blogerownia".
W informacjach na pasku bocznym można będzie znaleźć przewidywany termin nowego rozdziału i postaram się go trzymać, ale na wszelki wypadek możecie zaobserwować tego bloga.