czwartek, 18 czerwca 2015

- 6 - Dlaczego się nie odzywasz, Fitz? -

Rozmowa z Arią dała mi wiele do myślenia. Po pierwsze, dobrze zrobiłam w sprawie z Tobim. Sprowadziła mnie na ziemię. Zdałam sobie sprawę, że zawsze stosowałam się do swoich zasad. One trzymały mnie w bezpieczeństwie i gwarantowały spokój. Nie mogę tego zaprzepaścić przez jedną osobę. Moje życie musi utrzymać pewną stabilność. Owszem, wciąż o nim myślę, ale to kwestia czasu nim zapomnę. Mam teraz ważniejsze sprawy na głowie i z tym wiąże się sprawa następna. Ślub. Chcąc czy nie chcąc kiedyś trzeba będzie rozpocząć przygotowania. Jeśli chodzi o sprawy organizacyjne, nie mam żadnych problemów. Jednak wątpię w swoje siły jeśli chodzi o wesele. To nie mój zakres. Chyba zacznę od najprostszego punktu. Nie ma wątpliwości, że wybiorę Arię na świadkową. Kogo na świadka? Tylko Ezra przychodzi mi do głowy. Tu już nie chodzi tylko o to żeby spiknąć ich znów razem ze sobą, ale też nie widzę nikogo odpowiedniego. Muszę tylko pogadać z Wrenem żeby go poprosił. Ezra mieszka teraz w Filadelfii. Nasz kontakt jest słaby, ale to nasz dobry znajomy. Mam nadzieję, że Aria mnie nie zabije za to.
Na początek chciałam zadzwonić do niego, po prostu zapytać się co tam słychać. Dawno się nie odzywał. Wystukałam jego numer i oczekiwałam na połączenie?
- Cześć, tu Ezra...
- Hej, tu...
- ...nie mogę teraz rozmawiać. Zostaw wiadomość jeśli...
- Bla bla bla.- powiedziałam do słuchawki i się rozłączyłam.


Dziesięć minut później ponownie zadzwoniłam do Ezry Fitza, ale to również nic nie dało. Nie miałam zamiaru czekać aż oddzwoni, więc ubrałam się i wyszłam z domu, aby spotkać się z moim narzeczonym. Spencer, narzeczonym. Przyzwyczajaj się. Wkrótce będzie twoim mężem.
Gdy wsiadłam do auta i odpaliłam silnik, włączyłam swoją ulubioną playlistę, której lubiłam słuchać podczas jazdy. Zapięłam pasy i ruszyłam. Muzyka szybko poprawiła mój naruszony humor przez

czwartek, 4 czerwca 2015

- 5 - Tego się nie spodziewałam -

Po długim spacerze postanowiłam wrócić do domu. Myślałam, że ten spacer i świeże powietrze jakoś mi pomogą i uspokoją moje myśli, ale nawet to nie podziało. A zawsze działało! Teraz nie chce mi pomóc nawet powietrze. Natura odwraca się ode mnie plecami. Zostałam ze wszystkim sama jak palec. Zziębnięta próbowałam trafić kluczem do zamka. Klęłam za każdym razem kiedy moja drżąca ręka chybiała. W końcu udało mi się trafić i zamknęłam się w ciepłym domku. Poszłam do salonu nie ściągając nawet  butów. Chciałam najpierw ogrzać stopy. Nie wiem co też mnie skusiło żeby na własne życzenie zamienić się w kostkę lodu. Jednak znałam prosty sposób na ogrzanie się. Poczłapałam na giętkich nogach do barku i wyciągnęłam butelę jego ulubionego wina. Korkorciągiem pozbyłam się korka, a następnie zaczęłam raczyć się alkoholem z gwinta.
- Na zdrowie, Wren! Na zdrowie, Toby!- mruknęłam do siebie pod nosem i wzięłam  kolejnego łyka.
Nie wiem ile minęło czasu. Zupełnie jakby czas stanął w miejscu. Wreszcie, sukinsyn stoi i nic nie utrudnia. W głowie miałam szum jak stary, źle odbierający sygnał telewizor na strychu mojej babci. Jednak czułam się z tym fantastycznie. Zupełnie zapomniałam nad czym tak się zamartwiałam. Kto by pomyślał, że ten alkohol mi pomoże. Stwierdzam, że Wren ma gust jeśli chodzi o wina. Położyłam się na sofie pogrążona w egipskich ciemnościach. Włożyłam pustą butelkę miedzy nogi nucąc piosenkę, którą usłyszałam rano w radio. Oczywiście nikt nie podał ani tytułu ani wykonawcy. Byle gówno reklamują, a jeśli chodzi o dobrą muzykę to nie łaska. Dlaczego oni zakładają, że każdy to zna, więc po co? Po chwili usłyszałam dźwięk przekręcania klucza w drzwiach. Już nie byłam sama. Wren zapalił światło w korytarzu, na co ja aż musiałam zmrużyć oczy. Myślałam, że oślepnę. Zdjął buty. Zauważyłam, że trzymał jakieś papiery w ręce. Dopiero kiedy się wyprostował, zauważył mnie. Nie wiedziałam jak zareagować, więc mu głupia pomachałam. Zlustrował mnie od stóp do głów. Wyciągnął flaszkę, która nadal tkwiła między moimi nogami,  a następnie usiadł obok mnie i lekko przechylił głowę.