wtorek, 9 lutego 2016

- 17 - Stracić odzyskane - Rozdział ostatni -

Bezsens... kto umie to sobie wyobrazić? Leżysz na plecach z rękoma rozpostartymi, wolno leżącymi na łanie przesuszonego przez słońce siana. Masz zamknięte oczy. Przeszkadzają ci wypalające twoją szorstką skórę promienie światła. Nie możesz się ruszyć. Wypełniające cię cierpienie jest tak ciężkie, że trzyma cię siłą potężnego niedźwiedzia, siłą nawet większą od ziemskiego przyciągania. Powietrze tulące twoją twarz szepce ci do ucha, że zbliża się coś naprawdę bolesnego. I w tej jednej chwili słyszysz to, jak ta sucha ziemia zaczyna trząść się pod twoim ciałem. To było coraz bliżej. I do tego ten głośny ryk tysięcznego stada koni, które zbliża się w zastraszająco szybkim tempie. Nie masz wyjścia. Nie chcesz nawet uciekać. Właśnie tego pragniesz. Życie nigdy cię nie rozpieszczało, ale czasami szło nam na rękę. Ironio, były to zawsze te najgorsze rzeczy ostateczności. Z daleka unosił się już ten piach spod galopującego stada koni. Rozprzestrzeniał się szybko jak zaraza. Chwilę potem nozdrza mogły wyczuć ten nieprzyjemny pył, a razem z nim... Czy wyobrażasz to sobie? Czy czujesz jak to bezlitosne zwierzę taranuje cię swoimi kopytami? Jak miażdży twoje ciało? Czy czujesz jak pod ich ciężarem łamią się twoje kości? I tak po kolei, tysiąc kopytnych stworzeń. Tak właśnie się czuję.
Stoję tu o słabych nogach przed grobem Tobiego i wszystko przeżywam. Nigdy nikogo tak nie kochałam. On był dla mnie wszystkim. Toby nie był jednym z tych słabych chłopaczków, tych prostych celów, które można było unicestwić za pstryknięciem palca. Był silniejszy niż ktokolwiek. Był silniejszy niż ja. Na tyle silny żeby mógł zmienić kobietę, dla której wydawałoby się, że nie ma już ratunku. A jednak. Mogła zakwitnąć na nowo. Ale co jej z tego jak znów więdnie? Czy ten kwiat się kiedyś odrodzi czy zeschnie już na zawsze?
Co za myśli opętały moją głowę. Czy ja zwariowałam?