czwartek, 27 sierpnia 2015

- 11 - Nie zatrzymamy tego -

Gdy otworzyłem oczy nadal widziałem ciemność. Wszystko było takie obce i niewyraźne. Moje mięśnie były obolałe po turlaniu się po leśnej ściółce. Nie wiem ile to trwało, ale czułem się tak samo jak wałek toczący się po kamiennym zboczu. Na ciele miałem gęsią skórkę. Miałem gdzieś, że moja bluza była cała brudna, a spodnie rozerwane na kolanach. Podniosłem się ledwo i rozejrzałem. Nic prawie nie widziałem. Robiąc pierwsze kroki nadepnąłem na swój  telefon. Włączyłem latarkę i zdałem sobie sprawę, że Spencer nie ma obok mnie. Zacząłem jej szukać. Musiałem ją znaleźć zanim rozładuje mi się bateria.
Jak opętany błądziłem między drzewami aż w końcu znalazłem ją leżącą przy kamieniach. Nie ruszała się i miała zamknięte oczy. Bałem się najgorszego.
- Spenc!- padłem na nagie kolana u jej boku.- Spencer!- nie odpowiadała mi. Obejrzałem jej głowę i zmiękły mi nogi. Uderzyła się o nie w potylicę. Nie było dużo krwi, więc zderzenie nie było zbyt silne, jednak wystarczyło żeby stała się nieprzytomna. Mała jej plama spoczywała na głazie. Dobrze, że nie było krwotoku. Rozerwałem do końca materiał od swojej koszuli, a następnie formując opaskę, zawiązałem jej wokół głowy. Zupełnie nie widziałem jak jej pomóc. Może powinienem zadzwonić po pogotowie? Dobrze by było gdybym znalazł jakiś zasięg. Cholera jasna! Co mam robić?!

sobota, 15 sierpnia 2015

- 10 - Ostatni warunek -

- Toby! Toby, zaczekaj!- zawołałam go głośniej. Jakoś moje nogi nie pokwapiły się o to żeby za nim ruszyć. Stałam wrośnięta w ziemię jak pnącza tej rośliny, którymi udusiłam Barta, zabójcę moich rodziców. Musiałam znosić tę nerwową atmosferę w towarzystwie świeżego trupa. Co ja w ogóle gadam? Nie mogę tu być! Toby zniknął stamtąd ekspresowo, więc i ja podjęłam te same kroki.- Toby, proszę! Nie możesz mnie wysłuchać?- przebijałam się przez gałęzie.
- Po co? Żebyś pod koniec rozmowy wbiła mi nóż w plecy?- jednak po chwili okazał swojej łaski i odwrócił się do mnie.- Fitz miał rację. Nie powinienem ufać nikomu. To był błąd, że zaufałem tobie. Pozwól, że kiedy zacznę stosować twoje rady bezpieczeństwa w trybie natychmiastowym to wpierw użyję je na tobie.- po raz pierwszy spotykałam się z takim spojrzeniem. Z takim rozczarowaniem. To nie był strach, a intrygowało mnie to, że się nie bał. A może się bał tylko dobrze udawał? W końcu pamiętam jak przeżywał śmierć mojego przyjaciela. A teraz nie wyczuwałam lęku tylko właśnie te cholerne rozczarowanie i ból.- Dlaczego ja w ogóle z tobą rozmawiam? Jestem tak wkurzony, że zapomniałem, że stoi przede mną morderczyni.- zrobił trzy kroki do tyłu jakby bał się mojej reakcji na te słowa.- Popełniłem błąd, że pozwoliłem sobie czekać na te pytania. Nawet nie wiem kim ty jesteś i czy nazywasz się faktycznie Spencer Hastings, a może jakaś Bella...
- Toby, chciałam od pewnego czasu ci coś powiedzieć. Jestem płatnym mordercą. To stąd ta tajemniczość.- gdy usłyszał "płatnym mordercą", jego twarz pobladła. Dalej zabrakło mi słów na wybronienie siebie z tej sytuacji. Zawaliłam i to poważnie. Nie powinnam z tym zwlekać. Nie powinnam trzymać go na dystans. Te wspólne akcje i wspólnie wrogowie powinni nas połączyć w jedną drużynę, a ja samolubnie myślałam, że sama dam sobie z tym radę.- Przepraszam, że ci nie powiedziałam, ale... sama nie miałam do ciebie zaufania. To istotna część mojej pracy...
- Ja nie byłem godny twojego zaufania? To czemu teraz ty masz być godna mojego?- prychnął.- Naprawdę przekonujące wytłumaczenie. Jak możesz być takim potworem? Wcale nie jesteś lepsza od Nich. Nie jesteś lepsza od Wrena.- te słowa mnie zabolały, a zwłaszcza ostatnie. Najgorsze jest to, że

sobota, 1 sierpnia 2015

- 9 - Pan i Pani Incognito -

Podróż z Rosewood do Filadelfii wydała mi się tym razem niezwykle krótka. Zbyt krótka na chaos panujący w mojej głowie. Jak Spencer mogła zostawić wszystko dla tego palanta?! Nawet nie chciałem myśleć o tym czy jej choćby dotykał. Czułem niepohamowaną falę złości, która wciąż podnosiła temperaturę mojego ciała. Byłem bliski furii. Miałem ochotę coś rozpierdolić na kawałki. Plany wymknęły się spod kontroli. Spencer pewnie wie o wszystkim. Niestety wie też za dużo. Cholera jasna! Wszystko się posypało przez tego Cavanaugha! Nienawidziłem go jak nikogo na tym świecie.
Trzask drzwi spowodował, że firanka z tego domu lekko pofalowała. Zacząłem walić w drzwi niecierpliwie. Wiem, że tam jest, ale już trochę za późno na ucieczkę. Na nic się pewnie zda jego spakowana torba i rezerwacja na lot. Jednak po chwili zamek puścił. Zdziwiony byłem, że drzwi otworzyły się same lekkim skrzypnięciem. Rozejrzałem się wokół szukając jakichkolwiek przygotowań do wyjazdu. O dziwo nic. Wsadziłem ręce do kieszeni i skierowałem się do salonu. Wesley siedział na ulubionym fotelu Ezry patrząc na mnie jakby czekał właśnie na mnie. Wydawał się być spokojny. Grał takiego opanowanego, takie macho. Jednak widziałem jak trzęsą się jego ręce. Przyssał się więc palcami do skórzanych oparć.
- Powiedziałem jej.- powiedział na początek. Albo ze mnie kpił albo nie wiem... wyglądał tak jakby był z tego dumny, ale dość skromny żeby się z tym nie afiszować.- Oni wiedzą już wszystko, jebany skurwielu. Już nic z tym nie zrobisz.
- Masz tupet, Fitz. Po tych wszystkich twoich wybrykach błagałeś na kolanach o litość. Nie oszczędzili cię dlatego, że tego chciałeś. Ja ich poprosiłem, bo byłeś bratem mojego przyjaciela.
- Przyjaciela? Serio? Teraz chyba ty ze mnie kpisz.
- Zmarnowałeś to.- zmieniłem temat. Niech już nikt więcej nie gada o Ezrze. Jego już nie ma...- Miałeś być żywy pod warunkiem, że utrzymasz wszystko w tajemnicy.
- Myślisz, że teraz ma to dla mnie jakieś znaczenie?- prychnął.- Był dla mnie jedyną rodziną.- gapiłem się na niego bez słowa przez dłuższą chwilę.