Gdy otworzyłem oczy nadal widziałem ciemność. Wszystko było takie obce i niewyraźne. Moje mięśnie były obolałe po turlaniu się po leśnej ściółce. Nie wiem ile to trwało, ale czułem się tak samo jak wałek toczący się po kamiennym zboczu. Na ciele miałem gęsią skórkę. Miałem gdzieś, że moja bluza była cała brudna, a spodnie rozerwane na kolanach. Podniosłem się ledwo i rozejrzałem. Nic prawie nie widziałem. Robiąc pierwsze kroki nadepnąłem na swój telefon. Włączyłem latarkę i zdałem sobie sprawę, że Spencer nie ma obok mnie. Zacząłem jej szukać. Musiałem ją znaleźć zanim rozładuje mi się bateria.
Jak opętany błądziłem między drzewami aż w końcu znalazłem ją leżącą przy kamieniach. Nie ruszała się i miała zamknięte oczy. Bałem się najgorszego.
Jak opętany błądziłem między drzewami aż w końcu znalazłem ją leżącą przy kamieniach. Nie ruszała się i miała zamknięte oczy. Bałem się najgorszego.
- Spenc!- padłem na nagie kolana u jej boku.- Spencer!- nie odpowiadała mi. Obejrzałem jej głowę i zmiękły mi nogi. Uderzyła się o nie w potylicę. Nie było dużo krwi, więc zderzenie nie było zbyt silne, jednak wystarczyło żeby stała się nieprzytomna. Mała jej plama spoczywała na głazie. Dobrze, że nie było krwotoku. Rozerwałem do końca materiał od swojej koszuli, a następnie formując opaskę, zawiązałem jej wokół głowy. Zupełnie nie widziałem jak jej pomóc. Może powinienem zadzwonić po pogotowie? Dobrze by było gdybym znalazł jakiś zasięg. Cholera jasna! Co mam robić?!
***
Otworzyłam oczy i pierwsze co zobaczyłam to rażące światło. Czy ja umieram? Moja głowa pękała w szwach. Czułam się jak pod wpływem jakiś środków odurzających, taka omotana. Jedyne co słyszałam to szum wody. Kiedy odzyskiwałam ostrość w widzeniu, zorientowałam się gdzie jestem. Przy plaży. Oparłam się na łokciach i rozejrzałam wokół. Gdy złapałam się za głowę, wyczułam szorstki materiał. Czy to nie jest aby flanelowa koszula? Zdjęłam go. Zauważyłam plamę krwi na nich, więc musiałam się uderzyć. Zaraz, Spencer. Poukładaj to w całość. Spojrzałam w górę i już wiedziałam gdzie jestem. Na dnie przepaści. Ale nie mogłam spaść stamtąd owinięta w to.
- Toby? Toby?!- zawołałam go. Dopiero potem go dostrzegłam. Stał w wodzie z jakimś kijem. W świetle wschodzącego słońca widziałam tylko jego ciemny kontur. Podniosłam się i rozejrzałam co jest wokół mnie. Przekroczyłam z trawiastego terenu na piaszczysty. Z boku paliło się ognisko, a na kamieniach rozwieszone były ubrania.
- Spencer?- kiedy wyszedł z wody mnie zauważył.- Wstałaś? Dobrze się czujesz? Wszystko w porządku?
- Tak, jestem tylko osłabiona i boli mnie głowa.
- Myślałem, że chociaż...- zawahał się.- Ah...nieważne,- machnął ręką.
- Czy ty łowiłeś ryby?- byłam zdziwiona widokiem nabitej ryby na gałąź.
- Raczej polowałem.- uśmiechnął się.- Wiem, że to nie jest takie śniadanie jakbyś chciała zjeść...
- Nie ma sprawy.- wtrąciłam. Po tym wszystkim dopiero teraz mogłam w spokoju przypatrzeć się ciału Cavanaugha. Siedział przy ognisku w samych bokserkach, a krople wody spływały po jego umięśnionym ciele.- Możesz mi powiedzieć co się stało? Od tamtego czasu?
- Znalazłem cię nieprzytomną. Myślałem, że spanikuję, bo nie wiedziałem co mam robić. Jesteśmy na jakimś pustkowiu. Nie mógłbym iść z buta po pomoc i zostawić cię samą w lesie, więc musiałem przejąć kontrolę nad wszystkim. Zebrałem wszystkie rzeczy jakie udało mi się przy nas po drodze znaleźć, wziąłem cię na ręce i znalazłem nie za stromą drogę na dół. Jesteś lekka jak piórko.- widziałam jak się uśmiechał. Też się uśmiechnęłam. To był taki jeden radosny moment z tej niefortunnej podróży. Choćby nie wiem jak było źle to podziwiałam go za to, że jego uśmiech nie zatracał się w tym wszystkim. A tym samym umiał i mnie nim zarazić.- Ułożyłem cię i zacząłem brać się za ognisko. Latałem po kamienie i drewno wciąż mając nadzieję, że się obudzisz za jakiś czas, ale tak się nie działo. Niepokoiłem się. Kiedy wstawało słońce, zauważyłem, że nasze rzeczy pływają. Postanowiłem je pozbierać. To co mi się udało położyłem na kamienie do wyschnięcia, więc możemy się potem w coś przebrać. No a teraz szykuję dla nas śniadanie...- westchnął obracając dwie ryby na patyku.
- Nie wiedziałam, że masz takie zdolności survivalu.- czułam się jakbym była obok Robinsona Cruzoe. Nie spodziewałam się po nim takiej zaradności.
- No widzisz... jak też nie, jednak czasami nie ma innego wyjścia. Od pewnego czasu musiałem radzić sobie sam. Mówiłem, że mam dwie ręce...
Kiedy ryby były gotowe do spożycia, zjedliśmy je ostrożnie. Jedliśmy w ciszy. Ja zerkałam na niego, a on na mnie. Po zjedzeniu otarłam ręce o zniszczone spodnie.
- Wiem, że powinnam ci to powiedzieć wcześniej, ale...dziękuję.- powiedziałam szczerze.
- Nie ma za co. W końcu nadszedł czas kiedy to ja mogłem zaopiekować się tobą.
- Robisz to dobrze.- opuściłam głowę, a następnie szybko ją podniosłam.- Powiedz szczerze... jak źle wyglądam?
- Nie wyglądasz źle.- odpowiedział bez zastanowienia. Siedział blisko mnie i czułam od niego zapach morza.
- Poturbowałam się, jestem brudna i przez całą noc na głowie miałam twoją koszulę..
- Mimo tego sama w sobie wyglądasz pięknie. Niezależnie w czym.- spojrzał mi w oczy.- Między tym wszystkim co ci przeszkadza ja widzę wyjątkową Spencer z cudownymi oczami i... ustami...i...- na początku się zawahał, a potem było mu wszystko jedno. Jeszcze bardziej przybliżył swoją twarz do mojej. Doskonale wiedziałam co się miało za chwilę wydarzyć. Spojrzał jeszcze głębiej w moje oczy doszukując się czegoś. Widząc brak mojej reakcji, w sumie to nie wiem czemu nie zareagowałam, nie odsunęłam się. Nie chciałam. Im bliżej mnie był, tym intensywniej czułam w sobie coś innego. Moje serce biło jak szalone. Sama chciałam to zrobić. Nie czekając dłużej, nie mogąc znieść tego jak się ze mną bawi czekając na pozwolenie, sama go pocałowałam.
Gdy już wiedział, że tego chcę, poznałam jego wszystkie zdolności. Całował cudownie, subtelnie, tak inaczej. Zupełnie oderwaliśmy się od rzeczywistości tym magicznym pocałunkiem. Zdałam sobie sprawę, że kocham Tobiego. Nie wiem jak to jest możliwe zakochać się w kimś w tak krótkim czasie. W końcu znamy się kilka dni, a ja jestem po tragicznym związku. Ta cała troska o niego i zainteresowanie...chęć pomocy oraz ochrony nie wzięła się znikąd.
- Już dawno chciałem to zrobić.- przejechał opuszkami palców po mojej twarzy.- Ale wtedy nie byłaś moja.- Kocham cię, Spencer.
- Ja ciebie też.
Leżeliśmy razem na trawie wpatrując się w siebie. Przeżywaliśmy krótkie beztroskie chwile tylko we dwoje, rozbitkowie pod jakąś kamienną przepaścią. Kiedy tak na niego patrzyłam, było mi zupełnie obojętne gdzie jestem. Nie miało dla mnie znaczenia, że miałam nic prócz wysuszonego kompletu ubrań wyciągniętych z wody przez Tobiego.
- Mógłbym leżeć tak z tobą w nieskończoność.- powiedział.
- Wiem, ale nie możemy sobie odpuścić. Nie zatrzymamy tego stojąc w miejscu.
- Patrząc na to z boku... oni teraz myślą, że jesteśmy martwi. Mamy spokój.- złapał mnie za rękę.
- Nie znasz Wrena. On nigdy nie odpuszcza...
- Więc co mamy robić?- spytał zawiedziony.
- Nie wiem... nie mam nic. Nie mam samochodu, ani dokumentów, ani pieniędzy...
- Ale ja mam dokumenty.- wtrącił.- I... zapomniałem ci powiedzieć, ale portfela nie zgubiłaś.- wyciągnął go z kieszeni.- Znalazłem go przy tobie.- odetchnęłam z ulgą. To jedyne teraz czego potrzebuję.
- Nawet nie wiesz jak mnie to cieszy.- wstałam,- Zbieraj się. Odnajdziemy jakąś drogę, złapiemy stopa i pojedziemy do Ridgewood.
- Jesteś pewna, że chcesz do tego wracać?
- A chcesz przez całe życie udawać martwego? Chcesz żeby twoja rodzina przez to cierpiała? Czy chcesz w ogóle ją kiedykolwiek zobaczyć?
- No chcę...
- To nie ma na co czekać.
Powiem tyle, było ciężko. Najpierw musieliśmy się wygrzebać z tego dołka i iść przez las. Wyglądaliśmy jak dwa nieszczęścia. Miałam na sobie zestaw ubrać wyciągniętych z morza. Wolałam nie oglądać teraz swojej twarz. Nie chciałam się przestraszyć. Następnie czekała nas dwukilometrowa tułaczka po kamienistej drodze. Nie było tu ani żywej duszy. Czułam się jak na jakimś pustkowiu. Gdyby Tobiego przy mnie nie było, to chyba bym zwariowała. Kiedy słońce już smaliło nas po twarzy, a ręce uginały się od złapania stopa, myślałam tylko o jednym. O wielkim niepowodzeniu. O tym, że nie zostało mi nic innego tylko czekać tu aż umrę. Tak myślałam do momentu aż nie zatrzymał się tir. Wąsaty kierowca w przepoconej białej podkoszulce okazał trochę serca, wziął nas na tyły i podwiózł pod same Ridgewood.
- I co teraz?- spytał Toby łapiąc mnie dyskretnie za rękę. Poczułam się od razu postawiona na nogi.
- Muszę dostać się do moich przyjaciół. Mieszkają niedaleko stąd. Powinni nam pomóc.
- Czy to jest bezpieczne? A co jeśli Wren już nas wyprzedził?
- No...- spojrzałam na niego zupełnie zaskoczona.- Teraz to zaczynasz myśleć jak ja. Oby tak dalej. Prawda jest taka, że Wren ich nie zna. Wyprowadzili się dawno temu. Mam nadzieję, że ta cała sytuacja ich nie przerośnie. A potrzebuję konkretnej pomocy, a Caleb zna się na rzeczy. Nie mamy innego wyjścia.
- Caleb?
- Tak, Caleb i Hanna Rivers. Nie mogłam być na ich ślubie, bo wtedy zmarli moi rodzice.
- Rozumiem. A oni wiedzą?
- Tak.- przytaknęłam.- Dlatego nie mieli do mnie żalu i na początku głupio im było bawić się po usłyszeniu takiej tragedii, ale przekonałam ich, że nie powinni się tym zadręczać, tylko cieszyć sobą.- powiedziałam kontynuując wędrówkę wzdłuż znanej mi dobrze ulicy.
- A gdzie oni mieszkają?
- Dokładnie to tam.- wskazałam palcem na ostatni, najdalej oddalony dom od całej reszty. Otoczony był wielką, mąsienżną bramą.- Cenią sobie prywatność. Chodź, nie traćmy czasu.
- Boję się...- wyznał. Obserwował każdy mój krok i nie do końca podobało mu się co robię. Im bliżej znajdowałam się wejścia do bramy, tym bardziej się kwasił. Ja też miałam pietra. ale nacisnęłam ten cholerny przycisk.
- Halo?- tyle wspomnień pojawiło się w mojej głowie gdy usłyszałam jej głos przez domofon.
- Hanna. To ja, Spencer.
- Spencer?- była bardzo zdziwiona. Nie usłyszałam nic więcej prócz krótkiego piknięcia. Bez zastanowienia mnie wpuściła nie pytając o nic więcej. Weszliśmy na ich posesję. Nawet nie zastanawiałam się ile razy zapukać, bo drzwi same się otworzyły i stanęła w nich żona Caleba.- Gdy cię ostatnio widziałam, zapamiętałam cię trochę inaczej.- zawsze była szczera i nigdy nie zapomniałam o jej dogryźliwych komentarzach, ale kochałam ją.- Co się stało?
- Mieliśmy wypadek, ale nic nam nie jest. Straciliśmy samochód, a...zresztą nieważne. To jest Toby. Mój...przyjaciel.- kiedy usłyszał te słowa, zdębiał. Jednak nie chciał wszczynać żadnej dyskusji.
- Cześć, Hanna. Wejdźcie do środka, nie stójcie tu. Spenc, co tam u ciebie?
- Po staremu. Przepraszam cię, ale nie jestem tu, aby porozmawiać przy kawce. Jest Caleb?
- Siedzi w pracy, a co?
- Bo mam sprawę.
- Ej, co się dzieje? Powiedz mi.- była lekko wytrącona z równowagi. W sumie nie dziwię jej się. Nie widziała przyjaciółki na oczy od trzech lat, a teraz przychodzi tu wyglądając jak nieszczęście, z kolesiem, którego nie zna i nie chcą jej powiedzieć co jest grane,
- Hanna, nie teraz.
- A gdzie jest ten Wren? Poznam go w ogóle?
- Z Wrenem to już koniec. W ogóle jakby pytał, jakby ktokolwiek pytał to nie było nas tutaj, rozumiesz?
- Tak, ale byloby mi lepiej gdybym wiedziała o co chodzi.
- Posłuchaj...- przybliżyłam się do niej.- Jesteś moją starą przyjaciółką, więc zasługujesz na małe wyjaśnienia. Mamy kłopoty. Mamy naprawdę wielkie kłopoty. Nie mogę ci powiedzieć, bo nie chcę cię narażać. To zbyt niebezpieczne. Nikt nie może wiedzieć, że tu byliśmy. Naprawdę chciałabym ci powiedzieć, ale nie chcę cię stracić. Nie, tak jak tamtych...- Hanna spoważniała. Patrzyła się na mnie z przerażeniem. Nie wiedziała co zrobić. Wiedziała, że to nie jest żart. To by było zupełnie bez sensu i to w takiej sytuacji.
- Dobrze, rozumiem. Ale powinniście zawiadomić policję jeśli grozi wam niebezpieczeństwo.
- Będzie tylko gorzej, ale sami sobie poradzimy.
- Nie jestem pewna...
- To grubsza sprawa.
- Zabiłaś kogoś, że tak mówisz?- i w tym momencie mnie zatkało.
- Myślę, że Spencer chciałaby gdyby tu chodziło o morderstwo, ale raczej chodzi tu głównie o ludzi, którzy...- nie dokończył. Toby jednak mnie uratował.
- Dobrze. Kumam, nie możecie mi powiedzieć. Nie będę wnikać...- zapadła krotka cisza. Hanna musiała wszystko przemyśleć.
- Han?
- Idźcie na górę i się wykąpcie. Przyniosę wam zaraz ręczniki i jakieś ubrania.
Tak dobrze czuć się znów odświeżona. Hanna pomogła nam najbardziej jak mogła. Przygotowała dla nas niezbędne rzeczy, zaprosiła na obiad. Pogadaliśmy z nią trochę, ale serio wolałabym, aby ta rozmowa wyglądała inaczej, a widziałam, że nie jest zadowolona z przebiegu tego spotkania. Też bym wolała zostać i odsapnąć. Prosiłam ją o wybaczenie i obiecałam, że następnym razem pogadamy jak trzeba. Następnie z Tobim złapaliśmy autobus miejski i pojechaliśmy do agencji reklamowej, której właścicielem był Caleb. Jego reakcja była podobna do Hanny. Otworzył usta, ale nic nie odpowiedział.
- Cześć Caleb. Potrzebuję twojej pomocy...
_____________________________________
Hejka. Doczekaliście się w końcu nowego rozdziału. Kto śledził, ten się dowiedział, że na jutro miała być publikacja, ale ją przyspieszyłam :P Postanowiłam tak oficjalnie publikować tu rozdziały tak mniej więcej raz na dwa tygodnie. Pisanie na świeżo... nie jestem do tego przyzwyczajona :D
Witam nowe czytelniczki. Nie myślcie, że Was nie widziałam. Bardzo się cieszę ^^
I jak? Czy cieszy Was to, że jest Spoby? Nareszcie? Kto jest pod wrażeniem zachowania Tobiego? Jakiej pomocy Spencer potrzebuje od Caleba? Czy cieszycie się z gościnnego pojawienia się Hanny huehue :) Piszcie komcie :)
PS Normalnie można złapać się za głowę kiedy widzę ile w ankiecie jest głosów. 101!!! O rany! Szkoda, że tylko nie mam tylu komentarzy :D
- Jesteś pewna, że chcesz do tego wracać?
- A chcesz przez całe życie udawać martwego? Chcesz żeby twoja rodzina przez to cierpiała? Czy chcesz w ogóle ją kiedykolwiek zobaczyć?
- No chcę...
- To nie ma na co czekać.
Powiem tyle, było ciężko. Najpierw musieliśmy się wygrzebać z tego dołka i iść przez las. Wyglądaliśmy jak dwa nieszczęścia. Miałam na sobie zestaw ubrać wyciągniętych z morza. Wolałam nie oglądać teraz swojej twarz. Nie chciałam się przestraszyć. Następnie czekała nas dwukilometrowa tułaczka po kamienistej drodze. Nie było tu ani żywej duszy. Czułam się jak na jakimś pustkowiu. Gdyby Tobiego przy mnie nie było, to chyba bym zwariowała. Kiedy słońce już smaliło nas po twarzy, a ręce uginały się od złapania stopa, myślałam tylko o jednym. O wielkim niepowodzeniu. O tym, że nie zostało mi nic innego tylko czekać tu aż umrę. Tak myślałam do momentu aż nie zatrzymał się tir. Wąsaty kierowca w przepoconej białej podkoszulce okazał trochę serca, wziął nas na tyły i podwiózł pod same Ridgewood.
- I co teraz?- spytał Toby łapiąc mnie dyskretnie za rękę. Poczułam się od razu postawiona na nogi.
- Muszę dostać się do moich przyjaciół. Mieszkają niedaleko stąd. Powinni nam pomóc.
- Czy to jest bezpieczne? A co jeśli Wren już nas wyprzedził?
- No...- spojrzałam na niego zupełnie zaskoczona.- Teraz to zaczynasz myśleć jak ja. Oby tak dalej. Prawda jest taka, że Wren ich nie zna. Wyprowadzili się dawno temu. Mam nadzieję, że ta cała sytuacja ich nie przerośnie. A potrzebuję konkretnej pomocy, a Caleb zna się na rzeczy. Nie mamy innego wyjścia.
- Caleb?
- Tak, Caleb i Hanna Rivers. Nie mogłam być na ich ślubie, bo wtedy zmarli moi rodzice.
- Rozumiem. A oni wiedzą?
- Tak.- przytaknęłam.- Dlatego nie mieli do mnie żalu i na początku głupio im było bawić się po usłyszeniu takiej tragedii, ale przekonałam ich, że nie powinni się tym zadręczać, tylko cieszyć sobą.- powiedziałam kontynuując wędrówkę wzdłuż znanej mi dobrze ulicy.
- A gdzie oni mieszkają?
- Dokładnie to tam.- wskazałam palcem na ostatni, najdalej oddalony dom od całej reszty. Otoczony był wielką, mąsienżną bramą.- Cenią sobie prywatność. Chodź, nie traćmy czasu.
- Boję się...- wyznał. Obserwował każdy mój krok i nie do końca podobało mu się co robię. Im bliżej znajdowałam się wejścia do bramy, tym bardziej się kwasił. Ja też miałam pietra. ale nacisnęłam ten cholerny przycisk.
- Halo?- tyle wspomnień pojawiło się w mojej głowie gdy usłyszałam jej głos przez domofon.
- Hanna. To ja, Spencer.
- Spencer?- była bardzo zdziwiona. Nie usłyszałam nic więcej prócz krótkiego piknięcia. Bez zastanowienia mnie wpuściła nie pytając o nic więcej. Weszliśmy na ich posesję. Nawet nie zastanawiałam się ile razy zapukać, bo drzwi same się otworzyły i stanęła w nich żona Caleba.- Gdy cię ostatnio widziałam, zapamiętałam cię trochę inaczej.- zawsze była szczera i nigdy nie zapomniałam o jej dogryźliwych komentarzach, ale kochałam ją.- Co się stało?
- Mieliśmy wypadek, ale nic nam nie jest. Straciliśmy samochód, a...zresztą nieważne. To jest Toby. Mój...przyjaciel.- kiedy usłyszał te słowa, zdębiał. Jednak nie chciał wszczynać żadnej dyskusji.
- Cześć, Hanna. Wejdźcie do środka, nie stójcie tu. Spenc, co tam u ciebie?
- Po staremu. Przepraszam cię, ale nie jestem tu, aby porozmawiać przy kawce. Jest Caleb?
- Siedzi w pracy, a co?
- Bo mam sprawę.
- Ej, co się dzieje? Powiedz mi.- była lekko wytrącona z równowagi. W sumie nie dziwię jej się. Nie widziała przyjaciółki na oczy od trzech lat, a teraz przychodzi tu wyglądając jak nieszczęście, z kolesiem, którego nie zna i nie chcą jej powiedzieć co jest grane,
- Hanna, nie teraz.
- A gdzie jest ten Wren? Poznam go w ogóle?
- Z Wrenem to już koniec. W ogóle jakby pytał, jakby ktokolwiek pytał to nie było nas tutaj, rozumiesz?
- Tak, ale byloby mi lepiej gdybym wiedziała o co chodzi.
- Posłuchaj...- przybliżyłam się do niej.- Jesteś moją starą przyjaciółką, więc zasługujesz na małe wyjaśnienia. Mamy kłopoty. Mamy naprawdę wielkie kłopoty. Nie mogę ci powiedzieć, bo nie chcę cię narażać. To zbyt niebezpieczne. Nikt nie może wiedzieć, że tu byliśmy. Naprawdę chciałabym ci powiedzieć, ale nie chcę cię stracić. Nie, tak jak tamtych...- Hanna spoważniała. Patrzyła się na mnie z przerażeniem. Nie wiedziała co zrobić. Wiedziała, że to nie jest żart. To by było zupełnie bez sensu i to w takiej sytuacji.
- Dobrze, rozumiem. Ale powinniście zawiadomić policję jeśli grozi wam niebezpieczeństwo.
- Będzie tylko gorzej, ale sami sobie poradzimy.
- Nie jestem pewna...
- To grubsza sprawa.
- Zabiłaś kogoś, że tak mówisz?- i w tym momencie mnie zatkało.
- Myślę, że Spencer chciałaby gdyby tu chodziło o morderstwo, ale raczej chodzi tu głównie o ludzi, którzy...- nie dokończył. Toby jednak mnie uratował.
- Dobrze. Kumam, nie możecie mi powiedzieć. Nie będę wnikać...- zapadła krotka cisza. Hanna musiała wszystko przemyśleć.
- Han?
- Idźcie na górę i się wykąpcie. Przyniosę wam zaraz ręczniki i jakieś ubrania.
Tak dobrze czuć się znów odświeżona. Hanna pomogła nam najbardziej jak mogła. Przygotowała dla nas niezbędne rzeczy, zaprosiła na obiad. Pogadaliśmy z nią trochę, ale serio wolałabym, aby ta rozmowa wyglądała inaczej, a widziałam, że nie jest zadowolona z przebiegu tego spotkania. Też bym wolała zostać i odsapnąć. Prosiłam ją o wybaczenie i obiecałam, że następnym razem pogadamy jak trzeba. Następnie z Tobim złapaliśmy autobus miejski i pojechaliśmy do agencji reklamowej, której właścicielem był Caleb. Jego reakcja była podobna do Hanny. Otworzył usta, ale nic nie odpowiedział.
- Cześć Caleb. Potrzebuję twojej pomocy...
_____________________________________
Hejka. Doczekaliście się w końcu nowego rozdziału. Kto śledził, ten się dowiedział, że na jutro miała być publikacja, ale ją przyspieszyłam :P Postanowiłam tak oficjalnie publikować tu rozdziały tak mniej więcej raz na dwa tygodnie. Pisanie na świeżo... nie jestem do tego przyzwyczajona :D
Witam nowe czytelniczki. Nie myślcie, że Was nie widziałam. Bardzo się cieszę ^^
I jak? Czy cieszy Was to, że jest Spoby? Nareszcie? Kto jest pod wrażeniem zachowania Tobiego? Jakiej pomocy Spencer potrzebuje od Caleba? Czy cieszycie się z gościnnego pojawienia się Hanny huehue :) Piszcie komcie :)
PS Normalnie można złapać się za głowę kiedy widzę ile w ankiecie jest głosów. 101!!! O rany! Szkoda, że tylko nie mam tylu komentarzy :D
pisze koma ponownie... Źle mi sie kliknęło. SZLAG !!! ;/
OdpowiedzUsuńSpenc twarda babka więc żyje i ma sie dobrze. No może gdyby Toby nie pomógł miałaby sie trochę gorzej ale i tak by sie wylizała :D Wgl Toby... On tu zasługuje na uwagę. Wreszcie pokazał na co go stać. Poczuł sie mężczyzną. Super się wszystkim zajął. Brawo Tobson! :D Jego pra pra pra pra pra pra dziadek byłby dumny z tego jak dobrze radzi sobie z polowaniem na ryby :D
Hanka! Uwielbiam ją ! I w serialu i tutaj! Za tą szczerość :)
A jaka pomocna. Fajnie z jej strony że dała im jeść i udostępniła łazienkę. No i że nie pytała o zbyt wiele. Tu jest chyba ciut bardziej kumata niż w serialu ^^
Caleb.. Czego od niego może chcieć Spenc? Pewnie żeby sie włamał do kompa Wrena czy cuś. Ja to sie tylko zastanawiam czy nam sie pomysły nie zbiegną.. Na priv Ci wyjaśnię. ;p W kazdym razie. Oby nie! ^^
Chyba pora zakończyć tego koma. Super rozdzialicho! Czekam na kolejne bejbe :)
Tero kliknąłem kopiuj. Uff! Gdybym musiał pisać trzeci raz to chyba napisałbym po prostu "super rozdział" :D
UsuńMimo wszystko i tak jestem pierwszy :D Woo Hoo! ^^
A co ty w takim razie kombinujesz z tymi komami?
Usuńblogger.. z niewiadomych przyczyn czasem komy się nie dodają dlatego dla pewności gdy napisze już koma to zaznaczam całość i kopiuję i gdy mi się nie doda to wklejam w okienko i dodaję jeszcze raz :)
UsuńNiestety źle mi się kliknęło i zamiast "kopiuj" nacisnąłem "wklej" i wkleiło mi się zupełnie co innego niż bym chciał ;/
No, Spencer :D Ona nie lubi raczej niezaradnych facetów, a tu Toby pokazał jej na co go stać i zaimponował jej. Ale ona od dawna musiała coś do niego żywić. Dobrze, że nic jej nie jest, ale chyba gdyby poszła do lekarza (nie Wrena) byłoby lepiej :) Hanna <3 Caleb <3 <3 Pewnie jakieś szperanko w systemach hue :P Super rozdział :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział
OdpowiedzUsuńNoooo długo czekałam
Haha tak
Toby ma jaja
Wiem ze nie jest długi ale nie lubię sie za bardzo rozpisywać wole czytać 😜
Fuck, podoba mi się ten Blog :) Nadrobiłam :) Jakie loffki <3 SPOBY! Nie wszystko rozumiem, ale daję radę :P Toby to facet z jądrami :) Męska wersja Spence się robi :D Tak szczerze jestem ciekawa, czy mają jakieś wujście z tej sytuacji. No, bo ciężko. Wren mnie wkurzam weź ktoś go zabić albo wyrwę mu sercę z klatki piersiowej. Kochana Hanna :) Ręczniczki i ubranka dla survivalowców <3 Urocze. Ciekawwe co chcś od Caleba? Robi się późno, więv krótki kom. Ale super Blog :)
OdpowiedzUsuńW.O.W , świetny :) G.e.n.i.a.l.n.y , pięknie piszesz !!! :)
OdpowiedzUsuńZapraszam Cię na mój autorski blog http://nataliapior.blogspot.com/ , będę wdzięczna za wyrażenie swojej opinii ;)
Co do rozdziału ? Bravo , masz talent !!!
W.O.W , świetny :) G.e.n.i.a.l.n.y , pięknie piszesz !!! :)
OdpowiedzUsuńZapraszam Cię na mój autorski blog http://nataliapior.blogspot.com/ , będę wdzięczna za wyrażenie swojej opinii ;)
Co do rozdziału ? Bravo , masz talent !!!
Ah nie ma to jak przeczytać rozdział i dowiedzieć się, że za dwa dni kolejny i nie muszę czekac dwóch tygodni. Powinnam przeprosić, że tak późno. Spooooby <3 Tak! Liczyłam na to. Wren nie będzie zadowolony. Już się boję tej furii :D Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuń