Caleb nie był aż tak zaskoczony moim przybyciem jak Hanna, ale wystarczyło, aby odebrało mu mowę. Tym razem nie miałam wstydu jak się komukolwiek pokazać. Nie wyglądałam jak jakiś obszarpaniec. Rivers od razu zostawił swoją pracę przed komputerem. Dobrze wiedziałam jak wygląda jego praca, a ta tutaj to tylko bardzo dobra przykrywka. Podniósł się z krzesła obrotowego i podszedł do mnie bacznie przyglądając się mojej twarzy.
- Hej, co ty robisz?- zdziwiłam się. Nie takiego powitania się spodziewałam.
- Ehm, nie nic.- odgarnął włosy i speszony zrobił krok do tyłu.- Cześć, co ty tu robisz?
- Mam sprawę związane z tym... no wiesz.- wymieniliśmy się porozumiewawczymi spojrzeniami. Caleb przytaknął nie odrywając ode mnie wzroku dopóki Toby nie chrząknął.- A, tak. Caleb, to Toby.
- Pomocnik?- spytał komputerowiec.
- Tak jakby.- po tych słowach Toby znów przegryzł wargę. Tak samo wtedy kiedy powiedziałam Hannie, że jest moim przyjacielem.
- Caleb.- uścisnął mu pewnie rękę.- Jesteś pewna, że można mu ufać?
- Jak nikomu innemu. To o niego tu głównie chodzi. Zresztą opowiem ci wszystko, ale nie tutaj.
- Jasne. Chodźcie do gabinetu.- bez słowa poszliśmy za nim korytarzem. Wpuścił nas do pomieszczenia i zamknął drzwi na zamek. Następnie rozsunął dywan gdzie naszym oczom ukazała się klapa.- Do środka. Spoko, to nie bunkier. Nie zamknę was tam.
- Dokąd prowadzą te podziemne lochy?- spytał Toby kiedy zszedł na dół. Było tu ciasno, ale dość szeroko żeby normalnie tędy przejść.
- Miejsce, o którym zapomnisz kiedy tylko je opuścisz.- odpowiedział poważnie. Na końcu słabo oświetlonego korytarza znajdowały się kolejne drzwi, a przy nim dotykowy panel.- Odwróćcie się na sekundę.- wtedy wpisał szyfr i zamki puściły. Ja już byłam w tym miejscu i to nie raz. To tajna
skrytka, w której Caleb prowadzi swoje ciemne interesy. Nie raz mi pomógł i tylko na niego mogę teraz liczyć. Nie dość, że dobry haker, to handlarz bronią i podrabiacz dokumentów. A Hanna wie tylko o tym pierwszym. Tylko jemu spoza kręgu najmniej wiedzących mogę zaufać. On nigdy nie zadawał pytań. Dobrze wiedział co musi wiedzieć, a co nie.
- Wow...- tylko tyle z siebie wydusił Toby.
- Usiądźcie.- wskazał na odrapane taborety.- A więc... czego ci potrzeba, Spencer?
- Broni i nowych papierów.
- Broń do kieszeni wystarczy, co?- sięgnął do szuflady.
- W zupełności. Nie czuję się teraz bezpieczna jeśli nie mam czym się bronić.
- A nasz układ, Spencer?- przypomniał Toby.
- Mówiłeś o zabijaniu, a nie o krzywdzeniu. A to chyba jasne, że nie będziemy się bronić łopatą gdy Wren nas znów zaatakuje.
- Uciekacie przed Wrenem?- Caleb wyglądał jakby się przesłyszał.
- Tak. Okazał się być chujem.
- A wy oficjalnie jesteście martwi. W wiadomościach rano mówili, że wyciągnęli samochód z morza. Domyślam się, że o was chodzi.
- Ja bym nas uznała za zaginionych. Ciał nigdy tam nie znajdą. Ale mogą znaleźć moje dokumenty, więc potrzebuję nowych i to na inne nazwisko. Na kiedy będą gotowe?
- Postaram się, aby do jutra były.
- Caleb, ja nie mogę tyle czekać.- pokręciłam głową.
- Spenc, przecież wiesz, że to nie jest takie hop siup.
- Ale to sytuacja inna niż wszystkie. Proszę...- spróbowałam wyglądać na najbardziej przekonującą jak tylko się da. Caleb opuścił wzrok bezsilny, ale gdy spojrzał na mnie, nie był do końca przekonany.-Uciekam przed śmiercią. Jutro może być za późno...
- No dobrze.- westchnął.- Zrobię wszystko co w mojej mocy, aby do wieczora się z tym wyrobić. A to dla ciebie.- podał mi do ręki pistolet.- Tobie też się przyda, Toby.
- Nie, raczej wątpię.- odpowiedział bez zastanowienia, a Caleb nie oderwał od niego wzroku. Gdy wsadziłam pistolet do spodni, które dostałam od Hanny, Cal znów zaczął mi się przyglądać. Denerwowało mnie to już powoli.
- O co ci chodzi, co?
- Co robiłaś wczoraj wieczorem u Sparksa?- spytał wprost.
- W tej melinie? Zwariowałeś? Nie było mnie tam. O tej porze uciekaliśmy od Wrena, a potem auto spadło w przepaść. Czemu miałabym tam być?
- Bo cię widziałem.
- Musiało ci się przewidzieć. Dopiero dziś pojawiłam się w Ridgewood i widziałam się z Hanną.
- Nie wiem czy to był dobry pomysł. Kiedy wrócę zasypie mnie pytaniami. Oczywiście będę milczał.
- Mniejsza teraz o to. Może ci się pomyliło wtedy. Było ciemno.
- Nie aż tak, Spencer.- wtrącił.- I byłem pewny, że to ty.
- Ktoś był do mnie podobny i tyle. Zakończmy ten temat. Postarasz się do dwudziestej to zrobić?
- Dwudziestej pierwszej.
- No dobra. Niech będzie.- wyłożyłam kasę za stół.
- Mówiłem ci, że nie chcę twoich pieniędzy. Jesteśmy przyjaciółmi.
- Ale trochę znam się na tym świecie i wiem, że za darmo nikt ci nie pomoże tego zrobić w trybie przyspieszonym, więc bierz.- wstałam, a Toby od razu po mnie.- Widzimy się więc o dwudziestej pierwszej, gdzie?
- Jeszcze do ciebie napiszę.
- Ok, do zobaczenia.
Caleb wyprowadził nas bezpiecznie ze swojej tajnej piwnicy. Zbliżała się godzina pierwsza. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić przez tyle czasu. Usiedliśmy oboje na pobliskiej ławeczce. Gdy usiadłam, czułam jak dżinsy opinają mi się bardziej przy prawej kieszeni. Niezręcznie przykryłam to miejsce płaszczem. Postanowiliśmy pójść do hotelu, ponieważ zapowiadało się, że będziemy musieli tu zostać przez noc. Chyba, że wytrzasnę samochód. Toby musiał pokazać w recepcji swoje kiedy ja udawałam zrozpaczoną dziewczynę, której zgubiły się dokumenty.
- Właśnie wracamy z policji.- wyjaśnił recepcjoniście Cavanaugh.- Dlatego będziemy musieli tu zostać póki ta sprawa się nie wyjaśni...
- Rozumiem.- przytaknął.- Zrobię tym razem wyjątek, ale proszę je pokazać jeśli się znajdą, dobrze?
- Tak, d-dziękuję bardzo.- otarłam z policzka sztuczne łzy. Brawo, mogłabym zostać aktorką.
Następnie rozgościliśmy się w swoim pokoju. Toby od razu podszedł do okna i zrobił to tak jak go o to prosiłam ostatnim razem. Widziałam, że coś go gryzie. Podeszłam ostrożnie do niego.
- Wszystko dobrze?- położyłam mu rękę na ramieniu.
- Kim ja dla ciebie teraz jestem, co?- spytał z wyrzutem. Odwrócił się do mnie. Na początku nie wiedziałam o co mu chodzi. Zajęło mi to kilka chwil.
- A więc o to ci chodzi...- westchnęłam opuszczając głowę.- Nie powinieneś zwracać czasami uwagi na to co mówię, bo mówię to, ponieważ tak jest lepiej. Nie każdy musi wiedzieć, że...
- Czego nie musi każdy wiedzieć?- zmuszał mnie do wypowiedzenia tych słów.
- Tego, że cię kocham.- odpowiedziałam patrząc mu w oczy, a on się uśmiechnął.- To nie jest czas, aby chwalić się takimi rzeczami. Mówmy na razie ludziom tyle ile muszą wiedzieć, ok? Nie mamy czasu na zbędne pytania.
- Dobrze.- przyznał mi rację.- Wiesz... jest jeszcze jedna sprawa, za którą nie miałem okazji przeprosić. Gdyby nie ja, i te moje kierunki...- zawahał się.- Jest mi bardzo przykro. Na drodze jest inaczej. Mam znaki, tam są strzałki, znajome drogi, a wtedy nie było nic, no i ta sytuacja. Spanikowałem i gdyby nie ja...
- ...moglibyśmy nie uciec cało od Wrena.- przerwałam mu zatykając usta swoim palcem.- Stało się. Nie ma co tego roztrząsać. Następnie usiadłam na łóżku. Spojrzałam na Tobiego, który zaczął się uśmiechać.- Co?
- Nic.- wzruszył ramionami.
- Jest jeszcze tyle czasu. Co z nim zrobić żeby nie zwariować?
- A nie wiem.- podszedł do mnie wolnym krokiem i usiadł obok mnie. Następnie odgarnął moje włosy do tyłu i delikatnie pocałował mnie w szyję, a ja zareagowałam na to lekkimi ciarkami. Swoimi pocałunkami maszerował coraz bliżej moich ust, a gdy już nasze języki się złączyły, ściągnął ze mnie płaszcz. Uległam mu kompletnie.
Tego właśnie chciałam. Przynajmniej raz poczuć się taka mała, delikatna i podporządkowana. Położył mnie ostrożnie i wtedy było już tylko lepiej. Obdarowywał mnie niby znanym mi uczuciem miłości, ale było to zupełnie coś innego i magicznego. Teraz byłam pewna, że to jest ten, z którym mam się zestarzeć. Przy nim wszystko inne traciło na ważności, a przede wszystkim czas, na którym zawsze mi najbardziej zależało.
- Hej, co ty robisz?- zdziwiłam się. Nie takiego powitania się spodziewałam.
- Ehm, nie nic.- odgarnął włosy i speszony zrobił krok do tyłu.- Cześć, co ty tu robisz?
- Mam sprawę związane z tym... no wiesz.- wymieniliśmy się porozumiewawczymi spojrzeniami. Caleb przytaknął nie odrywając ode mnie wzroku dopóki Toby nie chrząknął.- A, tak. Caleb, to Toby.
- Pomocnik?- spytał komputerowiec.
- Tak jakby.- po tych słowach Toby znów przegryzł wargę. Tak samo wtedy kiedy powiedziałam Hannie, że jest moim przyjacielem.
- Caleb.- uścisnął mu pewnie rękę.- Jesteś pewna, że można mu ufać?
- Jak nikomu innemu. To o niego tu głównie chodzi. Zresztą opowiem ci wszystko, ale nie tutaj.
- Jasne. Chodźcie do gabinetu.- bez słowa poszliśmy za nim korytarzem. Wpuścił nas do pomieszczenia i zamknął drzwi na zamek. Następnie rozsunął dywan gdzie naszym oczom ukazała się klapa.- Do środka. Spoko, to nie bunkier. Nie zamknę was tam.
- Dokąd prowadzą te podziemne lochy?- spytał Toby kiedy zszedł na dół. Było tu ciasno, ale dość szeroko żeby normalnie tędy przejść.
- Miejsce, o którym zapomnisz kiedy tylko je opuścisz.- odpowiedział poważnie. Na końcu słabo oświetlonego korytarza znajdowały się kolejne drzwi, a przy nim dotykowy panel.- Odwróćcie się na sekundę.- wtedy wpisał szyfr i zamki puściły. Ja już byłam w tym miejscu i to nie raz. To tajna
skrytka, w której Caleb prowadzi swoje ciemne interesy. Nie raz mi pomógł i tylko na niego mogę teraz liczyć. Nie dość, że dobry haker, to handlarz bronią i podrabiacz dokumentów. A Hanna wie tylko o tym pierwszym. Tylko jemu spoza kręgu najmniej wiedzących mogę zaufać. On nigdy nie zadawał pytań. Dobrze wiedział co musi wiedzieć, a co nie.
- Wow...- tylko tyle z siebie wydusił Toby.
- Usiądźcie.- wskazał na odrapane taborety.- A więc... czego ci potrzeba, Spencer?
- Broni i nowych papierów.
- Broń do kieszeni wystarczy, co?- sięgnął do szuflady.
- W zupełności. Nie czuję się teraz bezpieczna jeśli nie mam czym się bronić.
- A nasz układ, Spencer?- przypomniał Toby.
- Mówiłeś o zabijaniu, a nie o krzywdzeniu. A to chyba jasne, że nie będziemy się bronić łopatą gdy Wren nas znów zaatakuje.
- Uciekacie przed Wrenem?- Caleb wyglądał jakby się przesłyszał.
- Tak. Okazał się być chujem.
- A wy oficjalnie jesteście martwi. W wiadomościach rano mówili, że wyciągnęli samochód z morza. Domyślam się, że o was chodzi.
- Ja bym nas uznała za zaginionych. Ciał nigdy tam nie znajdą. Ale mogą znaleźć moje dokumenty, więc potrzebuję nowych i to na inne nazwisko. Na kiedy będą gotowe?
- Postaram się, aby do jutra były.
- Caleb, ja nie mogę tyle czekać.- pokręciłam głową.
- Spenc, przecież wiesz, że to nie jest takie hop siup.
- Ale to sytuacja inna niż wszystkie. Proszę...- spróbowałam wyglądać na najbardziej przekonującą jak tylko się da. Caleb opuścił wzrok bezsilny, ale gdy spojrzał na mnie, nie był do końca przekonany.-Uciekam przed śmiercią. Jutro może być za późno...
- No dobrze.- westchnął.- Zrobię wszystko co w mojej mocy, aby do wieczora się z tym wyrobić. A to dla ciebie.- podał mi do ręki pistolet.- Tobie też się przyda, Toby.
- Nie, raczej wątpię.- odpowiedział bez zastanowienia, a Caleb nie oderwał od niego wzroku. Gdy wsadziłam pistolet do spodni, które dostałam od Hanny, Cal znów zaczął mi się przyglądać. Denerwowało mnie to już powoli.
- O co ci chodzi, co?
- Co robiłaś wczoraj wieczorem u Sparksa?- spytał wprost.
- W tej melinie? Zwariowałeś? Nie było mnie tam. O tej porze uciekaliśmy od Wrena, a potem auto spadło w przepaść. Czemu miałabym tam być?
- Bo cię widziałem.
- Musiało ci się przewidzieć. Dopiero dziś pojawiłam się w Ridgewood i widziałam się z Hanną.
- Nie wiem czy to był dobry pomysł. Kiedy wrócę zasypie mnie pytaniami. Oczywiście będę milczał.
- Mniejsza teraz o to. Może ci się pomyliło wtedy. Było ciemno.
- Nie aż tak, Spencer.- wtrącił.- I byłem pewny, że to ty.
- Ktoś był do mnie podobny i tyle. Zakończmy ten temat. Postarasz się do dwudziestej to zrobić?
- Dwudziestej pierwszej.
- No dobra. Niech będzie.- wyłożyłam kasę za stół.
- Mówiłem ci, że nie chcę twoich pieniędzy. Jesteśmy przyjaciółmi.
- Ale trochę znam się na tym świecie i wiem, że za darmo nikt ci nie pomoże tego zrobić w trybie przyspieszonym, więc bierz.- wstałam, a Toby od razu po mnie.- Widzimy się więc o dwudziestej pierwszej, gdzie?
- Jeszcze do ciebie napiszę.
- Ok, do zobaczenia.
Caleb wyprowadził nas bezpiecznie ze swojej tajnej piwnicy. Zbliżała się godzina pierwsza. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić przez tyle czasu. Usiedliśmy oboje na pobliskiej ławeczce. Gdy usiadłam, czułam jak dżinsy opinają mi się bardziej przy prawej kieszeni. Niezręcznie przykryłam to miejsce płaszczem. Postanowiliśmy pójść do hotelu, ponieważ zapowiadało się, że będziemy musieli tu zostać przez noc. Chyba, że wytrzasnę samochód. Toby musiał pokazać w recepcji swoje kiedy ja udawałam zrozpaczoną dziewczynę, której zgubiły się dokumenty.
- Właśnie wracamy z policji.- wyjaśnił recepcjoniście Cavanaugh.- Dlatego będziemy musieli tu zostać póki ta sprawa się nie wyjaśni...
- Rozumiem.- przytaknął.- Zrobię tym razem wyjątek, ale proszę je pokazać jeśli się znajdą, dobrze?
- Tak, d-dziękuję bardzo.- otarłam z policzka sztuczne łzy. Brawo, mogłabym zostać aktorką.
Następnie rozgościliśmy się w swoim pokoju. Toby od razu podszedł do okna i zrobił to tak jak go o to prosiłam ostatnim razem. Widziałam, że coś go gryzie. Podeszłam ostrożnie do niego.
- Wszystko dobrze?- położyłam mu rękę na ramieniu.
- Kim ja dla ciebie teraz jestem, co?- spytał z wyrzutem. Odwrócił się do mnie. Na początku nie wiedziałam o co mu chodzi. Zajęło mi to kilka chwil.
- A więc o to ci chodzi...- westchnęłam opuszczając głowę.- Nie powinieneś zwracać czasami uwagi na to co mówię, bo mówię to, ponieważ tak jest lepiej. Nie każdy musi wiedzieć, że...
- Czego nie musi każdy wiedzieć?- zmuszał mnie do wypowiedzenia tych słów.
- Tego, że cię kocham.- odpowiedziałam patrząc mu w oczy, a on się uśmiechnął.- To nie jest czas, aby chwalić się takimi rzeczami. Mówmy na razie ludziom tyle ile muszą wiedzieć, ok? Nie mamy czasu na zbędne pytania.
- Dobrze.- przyznał mi rację.- Wiesz... jest jeszcze jedna sprawa, za którą nie miałem okazji przeprosić. Gdyby nie ja, i te moje kierunki...- zawahał się.- Jest mi bardzo przykro. Na drodze jest inaczej. Mam znaki, tam są strzałki, znajome drogi, a wtedy nie było nic, no i ta sytuacja. Spanikowałem i gdyby nie ja...
- ...moglibyśmy nie uciec cało od Wrena.- przerwałam mu zatykając usta swoim palcem.- Stało się. Nie ma co tego roztrząsać. Następnie usiadłam na łóżku. Spojrzałam na Tobiego, który zaczął się uśmiechać.- Co?
- Nic.- wzruszył ramionami.
- Jest jeszcze tyle czasu. Co z nim zrobić żeby nie zwariować?
- A nie wiem.- podszedł do mnie wolnym krokiem i usiadł obok mnie. Następnie odgarnął moje włosy do tyłu i delikatnie pocałował mnie w szyję, a ja zareagowałam na to lekkimi ciarkami. Swoimi pocałunkami maszerował coraz bliżej moich ust, a gdy już nasze języki się złączyły, ściągnął ze mnie płaszcz. Uległam mu kompletnie.
Tego właśnie chciałam. Przynajmniej raz poczuć się taka mała, delikatna i podporządkowana. Położył mnie ostrożnie i wtedy było już tylko lepiej. Obdarowywał mnie niby znanym mi uczuciem miłości, ale było to zupełnie coś innego i magicznego. Teraz byłam pewna, że to jest ten, z którym mam się zestarzeć. Przy nim wszystko inne traciło na ważności, a przede wszystkim czas, na którym zawsze mi najbardziej zależało.
***
Właśnie wróciłem z nieba. Ale w końcu trzeba było wrócić do rzeczywistości, a szkoda. Miałem za sobą miłosne doznania ze Spencer i nawet nie zareagowałem jak jej nowy pistolet spadł na ziemię. Ubierając się w głowie wciąż miałem te wszystkie sceny. Spojrzałem na Spencer, który stała przy drzwiach i się ubierała patrząc na mnie co jakiś czas z dziewczęcym uśmiechem. Przeszliśmy się po parku. Reasumując, bardzo szybko minął nam ten beztroski czas. Zaczęło się ściemniać. Caleb wysłał do Spenc wiadomość. Za pół godziny mamy stawić się w jakimś barze, a po reakcji mojej dziewczyny domyśliłem się, że nie było to przyjemne miejsce.
Tak. Kiedy tylko moja noga tam powstała, poznałem się na tym barze. Ciemnym, śmierdzącym podstarzałą wilgocią oraz starością miejscem i denerwującym dzwoneczkiem, który dzwonił wraz z każdym otwarciem się drzwi wejściowych. Tak jak w dobrej cukierni...tylko, że to nie mogło równać się z tamtym miejscem.
- Caleb to ma gust.- zażartowałem wiedząc, że normalnie pewnie wybrałby inne miejsce.
- Usiądźmy tutaj.- wskazała na stolik najbardziej oddalony od całej reszty ubogiej aranżacji tego miejsca.- Zaraz powinien przyjść...
- A właściwie to teraz.- zauważyłem jak wchodzi do środka. Szybko nas odnalazł. W sumie, gdy tylko wszedł do środka, spojrzał się w naszym kierunku. Czyżby Spencer i Caleb nie pierwszy raz siedzieli przy tym stoliku?
- Siema.- rzucił się zmęczony na krzesło. Zarzucił plecak na oparcie krzesła, a następnie oparł się na łokciach, a swoje spojrzenie zwrócił na Spenc...- Wszystko przeszło pomyślnie.- powiedział najciszej jak się da.
- Hajs się przydał?- spytała.
- Tak, a za taką sumkę Butch aż wziął się od razu do roboty. Proszę, prezent dla ciebie.- wyjął z plecaka bombonierkę z orzechowymi pralinkami. Kiedy Spencer zobaczyła moją minę, parsknęła śmiechem.
- Dziękuję.- przytaknęła i wsadziła bombonierkę do swojej workowatej torby.
- Do usług.- zasalutował dla żartów. I wtedy skapnąłem się, że w tej bombonierce były schowane fałszywki. Jednak nie chciałem chwalić się nagłym oświeceniem.- Co teraz z wami będzie?
- Będziemy iść przed siebie. Obiecuję, że odezwę się kiedy to wszystko się skończy.
- Będę cze...- Caleb nie dokończył, ponieważ dzwoneczek znów zadzwonił sygnalizując przybycie kogoś. Po reakcji Riversa na tę osobę, przeszły mnie dreszcze. Postanowiłem zobaczyć co wywołało takie zamieszanie. Gdy zobaczyłem tę osobę stojącą w wejściu, opadła mi szczęka z wrażenia. To nie było normalne! Musiałem się przekonać czy Spencer rzeczywiście siedziała obok mnie.
- O co wam cho...- gdy się odwróciła, zobaczyła to samo co my.- Co jest do cholery?
- Ona wygląda jak ty, Spencer...- byłem przerażony! Ta kobieta do złudzenia przypominała mi tę samą Spencer, tylko bardziej zaniedbaną i jakąś taką inną...nawiedzoną. Gdy tylko Caleb wstał, kopia Spencer zauważyła go i usiekła z baru. Rivers wybiegł za nią, a Spencer nadal siedziała zszokowana.- Spenc!- musiałem nią potrząsnąć.- Chodź!- wtedy się ogarnęła i opuściliśmy bar zwracając uwagę wszystkich gości.
Rozejrzeliśmy się wokół próbując zgadnąć w jakim kierunku pobiegł z Caleb z tą dziewczyną. Wtedy usłyszeliśmy jakieś jęki od strony parkingu. Spencer złapała mnie za rękę i pociągnęła mnie za sobą. Okazało się, że niedaleko za rogiem była wnęka ze ślepą uliczką. Rivers trzymał dziewczynę przytrzymując jej ciało. Trzymał ją za ramiona przyciskając do muru. Dziewczyna kręciła się jęcząc pod nosem, nie wypowiadając żadnych słów.
- Mówiąc wcześniej, że cię widziałem, nie miałem pojęcia o niej.- powiedział Caleb gdy zobaczył zbliżającą się Spencer. Gdy dziewczyna zobaczyła z bliska Hastings, uspokoiła się. Nie szarpała się, ale jej spojrzenie nadal zostało dziwnie opętane.
- To musi być jakiś żart!- Spencer zaczęła macać swojego klona po szyi.- To jest prawdziwa twarz...- spojrzała na nią wciąż nie mogąc w to uwierzyć.- Kim ty jesteś?- jednak ona się nie odezwała.- Powiedz!- zdenerwowana Spencer wrzasnęła w jej twarz.
- Spencer...- Caleb zwrócił jej uwagę.- Bądź ostrożna, bo nie wygląda na poczytalną.
- Nie wtrącaj się! - warknęła na przyjaciela, a mi wtedy rzuciła się w oczy jej bransoletka.
- Spencer...- zwróciłem teraz ja jej uwagę.- Ona nazywa się Bella...-schyliłem się, aby odczytać napis.- Bella Hastings... ona jest twoją siostrą...
______________________________
Witajcie! Łapcie nowy i jakże szokujący rozdział. Teraz sprawa z tą wróżką, która mówiła do Spencer Bella jest już całkiem jasna. Jak to się stało, że nie wiedziała o istnieniu swojej siostry już w kolejnym rozdziale :)
- A właściwie to teraz.- zauważyłem jak wchodzi do środka. Szybko nas odnalazł. W sumie, gdy tylko wszedł do środka, spojrzał się w naszym kierunku. Czyżby Spencer i Caleb nie pierwszy raz siedzieli przy tym stoliku?
- Siema.- rzucił się zmęczony na krzesło. Zarzucił plecak na oparcie krzesła, a następnie oparł się na łokciach, a swoje spojrzenie zwrócił na Spenc...- Wszystko przeszło pomyślnie.- powiedział najciszej jak się da.
- Hajs się przydał?- spytała.
- Tak, a za taką sumkę Butch aż wziął się od razu do roboty. Proszę, prezent dla ciebie.- wyjął z plecaka bombonierkę z orzechowymi pralinkami. Kiedy Spencer zobaczyła moją minę, parsknęła śmiechem.
- Dziękuję.- przytaknęła i wsadziła bombonierkę do swojej workowatej torby.
- Do usług.- zasalutował dla żartów. I wtedy skapnąłem się, że w tej bombonierce były schowane fałszywki. Jednak nie chciałem chwalić się nagłym oświeceniem.- Co teraz z wami będzie?
- Będziemy iść przed siebie. Obiecuję, że odezwę się kiedy to wszystko się skończy.
- Będę cze...- Caleb nie dokończył, ponieważ dzwoneczek znów zadzwonił sygnalizując przybycie kogoś. Po reakcji Riversa na tę osobę, przeszły mnie dreszcze. Postanowiłem zobaczyć co wywołało takie zamieszanie. Gdy zobaczyłem tę osobę stojącą w wejściu, opadła mi szczęka z wrażenia. To nie było normalne! Musiałem się przekonać czy Spencer rzeczywiście siedziała obok mnie.
- O co wam cho...- gdy się odwróciła, zobaczyła to samo co my.- Co jest do cholery?
- Ona wygląda jak ty, Spencer...- byłem przerażony! Ta kobieta do złudzenia przypominała mi tę samą Spencer, tylko bardziej zaniedbaną i jakąś taką inną...nawiedzoną. Gdy tylko Caleb wstał, kopia Spencer zauważyła go i usiekła z baru. Rivers wybiegł za nią, a Spencer nadal siedziała zszokowana.- Spenc!- musiałem nią potrząsnąć.- Chodź!- wtedy się ogarnęła i opuściliśmy bar zwracając uwagę wszystkich gości.
Rozejrzeliśmy się wokół próbując zgadnąć w jakim kierunku pobiegł z Caleb z tą dziewczyną. Wtedy usłyszeliśmy jakieś jęki od strony parkingu. Spencer złapała mnie za rękę i pociągnęła mnie za sobą. Okazało się, że niedaleko za rogiem była wnęka ze ślepą uliczką. Rivers trzymał dziewczynę przytrzymując jej ciało. Trzymał ją za ramiona przyciskając do muru. Dziewczyna kręciła się jęcząc pod nosem, nie wypowiadając żadnych słów.
- Mówiąc wcześniej, że cię widziałem, nie miałem pojęcia o niej.- powiedział Caleb gdy zobaczył zbliżającą się Spencer. Gdy dziewczyna zobaczyła z bliska Hastings, uspokoiła się. Nie szarpała się, ale jej spojrzenie nadal zostało dziwnie opętane.
- To musi być jakiś żart!- Spencer zaczęła macać swojego klona po szyi.- To jest prawdziwa twarz...- spojrzała na nią wciąż nie mogąc w to uwierzyć.- Kim ty jesteś?- jednak ona się nie odezwała.- Powiedz!- zdenerwowana Spencer wrzasnęła w jej twarz.
- Spencer...- Caleb zwrócił jej uwagę.- Bądź ostrożna, bo nie wygląda na poczytalną.
- Nie wtrącaj się! - warknęła na przyjaciela, a mi wtedy rzuciła się w oczy jej bransoletka.
- Spencer...- zwróciłem teraz ja jej uwagę.- Ona nazywa się Bella...-schyliłem się, aby odczytać napis.- Bella Hastings... ona jest twoją siostrą...
______________________________
Witajcie! Łapcie nowy i jakże szokujący rozdział. Teraz sprawa z tą wróżką, która mówiła do Spencer Bella jest już całkiem jasna. Jak to się stało, że nie wiedziała o istnieniu swojej siostry już w kolejnym rozdziale :)
O w pizdeczke! Tego to się tu nir spodziewałem. Siostra?
OdpowiedzUsuńCo za jebany telefon... Wracam
UsuńWieczorem :/
Dobra jestem wcześniej. Mój telefon to dno. Kiedyś go rozwalę o ścianę. Serio!
UsuńTeraz mogę skomciac normalnie. Kocham swego laptopa <3 tylko żeby jeszcze prądem nie kopał.. a zdarza mu sie.
Powtórzę sie: O w pizdeczkę! Tego to sie tu nie spodziewałem. Siostra? Jak taka podobna to pewnie i bliźniaczka. Nie wygląda na poczytalną? Od razu mam przed oczyma twarz Spencer gdy znaleźli ją w lesie po tym jak znalazła ciało niby Tobiego. Ten serial bd mnie przesladował do konca życia. I dobrze :D
Ach.. Jacy oni są słodcy.. Kochają sie ^^ Spenc ma rację że na razie nie chce sie tym chwalić. A Toby powinien wyluzować :) Ej no ale weź... chociaż tu mogłabyś strzelić jakiegoś erotyka. :D
Caleb! Jak się postara to może wszystko. Jest swinią że tak okłamuje Hanke. Ona sie przecież prędzej czy później dowie. No ale dobra. Fajnie że pomógł Spenc. To mu sie chwali :)
Toby jak na broń zareagował.. On głupi jest. Spenc ma rację przeciez nie bd sie bronić przed Wrenem łopatą :D
Rozwalił mnie początek perspektywy Tobsona: "właśnie wróciłem z nieba". Świetnie ujęte ^^
Super rozdział i czekam na kolejny :)
Kolejny Twój telefon do bani :/
UsuńWłaśnie przeczytałam niebo! :) Caleb ma wiele ukrytych zdolności jak widzę. Nie spodziewałam się tego a tero sb myślę że ta wróżka Grunwaldowa jest creepy. Mega szok! Bella to sis z jakiegoś pewnie psychiatryka. Meeeega rozdział !!!
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział
Nie spodziewałam sie czekam xo
Oh szok! Bella... ja myślałam, ze chodzi o Spencer, bo ona się nazywała Bella. Takie sobie chyba podrobiła imię na początku, a tu się coś takiego okazuje. Ma siostrę bliźniaczkę!!! No i prawda. Trzeba było rozwinąć scenę ze Spoby :D
OdpowiedzUsuń