- Toby! Toby, zaczekaj!- zawołałam go głośniej. Jakoś moje nogi nie pokwapiły się o to żeby za nim ruszyć. Stałam wrośnięta w ziemię jak pnącza tej rośliny, którymi udusiłam Barta, zabójcę moich rodziców. Musiałam znosić tę nerwową atmosferę w towarzystwie świeżego trupa. Co ja w ogóle gadam? Nie mogę tu być! Toby zniknął stamtąd ekspresowo, więc i ja podjęłam te same kroki.- Toby, proszę! Nie możesz mnie wysłuchać?- przebijałam się przez gałęzie.
- Po co? Żebyś pod koniec rozmowy wbiła mi nóż w plecy?- jednak po chwili okazał swojej łaski i odwrócił się do mnie.- Fitz miał rację. Nie powinienem ufać nikomu. To był błąd, że zaufałem tobie. Pozwól, że kiedy zacznę stosować twoje rady bezpieczeństwa w trybie natychmiastowym to wpierw użyję je na tobie.- po raz pierwszy spotykałam się z takim spojrzeniem. Z takim rozczarowaniem. To nie był strach, a intrygowało mnie to, że się nie bał. A może się bał tylko dobrze udawał? W końcu pamiętam jak przeżywał śmierć mojego przyjaciela. A teraz nie wyczuwałam lęku tylko właśnie te cholerne rozczarowanie i ból.- Dlaczego ja w ogóle z tobą rozmawiam? Jestem tak wkurzony, że zapomniałem, że stoi przede mną morderczyni.- zrobił trzy kroki do tyłu jakby bał się mojej reakcji na te słowa.- Popełniłem błąd, że pozwoliłem sobie czekać na te pytania. Nawet nie wiem kim ty jesteś i czy nazywasz się faktycznie Spencer Hastings, a może jakaś Bella...
- Toby, chciałam od pewnego czasu ci coś powiedzieć. Jestem płatnym mordercą. To stąd ta tajemniczość.- gdy usłyszał "płatnym mordercą", jego twarz pobladła. Dalej zabrakło mi słów na wybronienie siebie z tej sytuacji. Zawaliłam i to poważnie. Nie powinnam z tym zwlekać. Nie powinnam trzymać go na dystans. Te wspólne akcje i wspólnie wrogowie powinni nas połączyć w jedną drużynę, a ja samolubnie myślałam, że sama dam sobie z tym radę.- Przepraszam, że ci nie powiedziałam, ale... sama nie miałam do ciebie zaufania. To istotna część mojej pracy...
- Ja nie byłem godny twojego zaufania? To czemu teraz ty masz być godna mojego?- prychnął.- Naprawdę przekonujące wytłumaczenie. Jak możesz być takim potworem? Wcale nie jesteś lepsza od Nich. Nie jesteś lepsza od Wrena.- te słowa mnie zabolały, a zwłaszcza ostatnie. Najgorsze jest to, że
nie wiem jak się z tym nie zgodzić. Czułam wstyd. Większy niż cokolwiek.- chciałam wyciągnąć do niego rękę, ale zareagował instynktownie. Wzdrygnął się i odskoczył. Teraz przekonałam się o tym, że panowanie nad tym co zobaczył było przykrywką. On się mnie boi... Boi się jak zwyklego zwierzaka. Jak jakiegoś niedźwiedzia, który zaszedł mu drogę. Poczułam się z tym jeszcze gorzej, bo nie chciałam żeby tak wyszło. Nie miał czuć lęku. Ja go miałam chronić, a osiągnęłam odwrotny skutek.
- Nie dotykaj!- pisnął.- Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Sorry, ale poradzę sobie sam.
- Nie poradzisz, Toby.- zaprzeczyłam.- Tak ci się tylko wydaje. Uwierz mi... coś o tym wiem. Nie możesz czuć się bezpieczny z tym co wiesz. Jesteś zagrożeniem dla całego gangu.
- A ty jesteś zagrożeniem dla ludzi.- dodał.
- Ale tylko tych złych.- poprawiłam.- Więc...- spojrzałam na niego z nadzieją.- Więc coś nas jednak łączy. Jednak on nie odpowiedział. Prychnął tylko pod nosem na akt jakiejś bezsilności. Odwrócił się ode mnie i przykucnął. Złapał się za głowę i w takiej pozycji już został.- Słuchaj, nie możemy teraz się izolować. Przepraszam, ok? Jest mi strasznie przykro, a nawet nie zdajesz sobie sprawy, że wiem co czujesz.
- Tam leży martwy człowiek.- wstał i spojrzał mi prosto w oczy tak jakby było to największe jego osiągnięcie.- Nie miałaś prawa odbierać mu życia. Co? Ktoś ci za to zapłacił? Jest to warte tych pieniędzy?
- Nikt mi nie zapłacił. Musiałam sięgnąć po sprawiedliwość. Zabił moich rodziców.
- Sprawiedliwością rządzi sąd, a nie ty.- pokręcił głową.- Jest to warte tego wyrzutu sumienia?- spojrzał na mnie z ciekawością.- Co się wtedy kryje w twojej głowie gdy to robisz? O czym śnisz po nocach? Co robisz gdy czytają o nim gazety? I czy nie boisz się, że kiedyś cię znajdą...
- Wypracowana znieczulica mi pomaga. Zresztą... nie zrozumiesz mojego wyboru. Nikt mnie nie rozumie. Po śmierci rodziców...- zwątpiłam czy mu o tym powiedzieć, ale wiedziałam, że nie mam wyjścia.- ... byłam bliska załamania. To była moja jedyna rodzina. Moja psychika nie miała się najlepiej. Gdyby nie Aria i jeszcze wtedy Wren...- z obrzydzeniem wypowiedziałam jego imię.- Nie wiedziałam co ze sobą robić, a on mi pomógł. Zaangażował się w to nawet bardziej niż Aria, bo czułam, że chce mieć z tego jakieś korzyści. Już wtedy wiedziałam, że mu się podobam, ale nie byłam gotowa na takie związki. Z czasem jednak wszystko wracało do normy. Pomagała mi Aria, a przede wszystkim Wren. Troszczył się o mnie bardziej niż moja własna matka za życia. Nocował u mnie żebym już żadnej nocy nie została sama, a jeśli miał dyżur, to prosił o to Arię. Byłam im, mu za to wdzięczna. Zdałam sobie sprawę, że nie jestem w stanie bez niego funkcjonować i coś do niego czuję, więc zostaliśmy parą. Wtedy dla mnie to był najlepszy wybór. Po raz pierwszy od dawna poczułam się naprawdę szczęśliwa. Zaślepiłam się tą miłością, zrobiłabym dla niego wszystko.
- A więc jak doszło do tego, że stałaś się tym kim jesteś? I jak dowiedziałaś się, że on też...
- Nie jestem głupia, Toby. Jeśli orientujesz się, że facet coś kręci i ukrywa, to rodzi się chęć poznania prawdy. Nie pasowały mi te ciągłe wyjazdy, zamykanie szafek na klucz, zbyt częste wizyty w szpitalach, Wiele razy złapałam go na tym, że nie było go na miejscu i się głupio tłumaczył. Mniejsza o to... sama to odkryłam. Prowadząc śledztwo. Sama doszłam do szokującej prawdy. Byłam zła tak jak ty teraz. Ale miłość była silniejsza. Nie mogłam go zostawić. Wtedy znów powrócił temat moich rodziców. Zdradził mi, że poszukuje zemsty na zabójcach moich rodziców. I wtedy stwierdziłam, że też muszę to zrobić. Nie miałam nic do stracenia. Wiem, że teraz to inaczej wygląda...
- Szkolił cię?
- Tak. Na początku nie chciał, ale go przekonałam. Potem odkrył we mnie ten talent. Z czasem stało się to dobrym zajęciem. Wciągnęło mnie. Na początku pomagałam Wrenowi przy zleceniach. Tak się uczyłam wszystkiego krok po kroku. Jak nie zostawiać po sobie śladu. Aż w końcu sama dostawałam zlecenia. I tak to właśnie było. Chciałam tylko zemsty, a skończyło się na tym, że żyłam z zabijania gangsterów i oszustów politycznych.
- Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że ludzie dający zlecenie też nie byli dobrzy? Bo normalny człowiek to zadzwoniłby na policję?
- Tak, ale tego już nie zrozumiesz. Jeśli Wren stwierdzał, że też są zagrożeniem to...- nie dokończyłam.
- Spencer, sorry, ale ja nadal tego nie pojmuję. To dla mnie trochę za dużo,
- Co chcesz zrobić? Wydasz mnie policji?
- Chciałem...- powiedział wątpliwie.- Ale nie mógłbym, choć powinienem się bać. Teraz kiedy wiem kim jesteś, możesz mnie zabić podczas snu.
- Toby!- nie wierzyłam, że to powie,- Teraz łączy nas zbyt wiele i jesteśmy sobie potrzebni. Zresztą chciałam ci powiedzieć, ale nie w ten sposób. Musiałeś się tego dowiedzieć prędzej czy później.
- Nie wiem...- jego wzrok błądził gdzie tylko się da. Chyba naprawdę twierdzi, że mogę zrobić mu krzywdę w najmniej oczekiwanym momencie.
- Wiem, że to trudne, ale musisz mi zaufać.
- I jak to dalej ma wyglądać? Masz zamiar do końca życia chować się w Nowym Yorku razem ze mną? W jakimś hotelu?
- Nie. Trzeba to zakończyć.
- Tak, ale nie w taki sposób.
- A niby jak? Jak mam cię chronić?
- Chronić?- prychnął.- Jestem facetem i mam dwie ręce, Umiem o siebie zadbać.
- Tak bardzo, że kiedy byłeś w dołku wciągnąłeś się w czarne tereny.- niepotrzebnie to powiedziałam, ponieważ widziałam jakim spojrzeniem następnie na mnie spojrzał. To był cios. On chciał o tym zapomnieć, a ja wciąż o tym przypominam.- Przepraszam.
- Ok.- przytaknął.- Rozumiem twoje obawy i postaram się to wszystko ogarnąć, mimo że dalej tego nie popieram. I będę bardziej uważał komu otwieram drzwi. I skończymy to wszystko razem, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Już nigdy nikogo nie zabijesz.
- A-ale... jeśli będziemy w niebezpieczeństwie to...
- Zawsze jest inne wyjście z sytuacji.- dokończył, a ja zaniemówiłam. I co ja miałam odpowiedzieć? Obiecuję? Oczywiście, że chcę skończyć z tym wszystkim. Nawet myślałam nie raz o skończeniu z tym zawodem. Chciałabym żyć normalnie. Nie chcę wracać do tych złych rzeczy. Chcę być zwykłą Spencer Hastings. Nie chcę być tylko pozorami w oczach innych. Chcę być sobą. Dawną sobą.
- Dobrze...- przytaknęłam. Albo się przewidziałam albo nie, ale na jego twarzy zabłysł subtelny kilkasekudnowy uśmiech. Rozłożył swoje ramiona, a ja nie miałam nic przeciwko żeby to zrobił. Poczułam jego ciepłe ręce oplatające moje plecy. Czułam się...dobrze. Tego mi było trzeba.- Jesteś zmarznięta, Spenc.
- Wracajmy do hotelu.
Gdy wróciliśmy do hotelu, musiałam zdjąć z siebie tę kieckę i wszystko inne co było związane z dzisiejszym wydarzeniem, Ciągle myślałam o tym co się stało. To nie było zwykłe zlecenie, o którym można potem jakoś starać się zapomnieć. Po raz pierwszy zabiłam kogoś, bo tego chciałam. Na początku odczułam satysfakcję z tego, że sięgnęła Barta sprawiedliwość. Jednak to zadowolenie przestało działać gdy zdałam sobie sprawę, że gdzieś w Rosewood jest Wren Kingston. I to wszystko było jego zasługą.
- Spencer?- z rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi.- Mogę wejść? Jakby co to nie ma ze mną nikogo, więc...
- Spoko. Możesz wejść.- odpowiedziałam poprawiając włosy,
- Jak się czujesz? Możesz mówić co chcesz, ale nie wmówisz mi, że to, co się wydarzyło, nie miało wielkiego znaczenia.
- Nawet nie miałam zamiaru.- dałam mu do informacji. Usiadł obok mnie na łóżku.
- Miałaś już kiedyś tak, że żyłaś ze świadomością, że możesz robić co chcesz, bo nie masz już nic do stracenia?
- Tak, ale jednak zawsze coś trzymało mnie w kajdanach. Nawet wolność nie była taka sama jak przedtem...
- Chyba to znam.- zajrzał mi prosto w oczy. Nie wiem czemu, ale uśmiechnęłam się.
- Czemu się śmiejesz?- rozchmurzył się, a ja tylko wzruszyłam ramionami. Po chwili jednak wszystko we mnie się unormowało.- Co teraz?
- Musimy jechać. Nie możemy tutaj dłużej zostać.
- Rozumiem.- wstał.- Daj mi pięć minut.- wyszedł z mojego pokoju. Ja tylko wsadziłam kilka rzeczy z powrotem do swojego plecaka i zeszłam na dół od razu nas wymeldować. Kiedy skończyłam formalności, Toby zjawił się w recepcji. razem opuściliśmy hotel.
- Musimy poszukać jakiegoś auta.
- Chodźmy tędy.- wskazał palcem na wyciszoną uliczkę.- Może znajdziemy coś po drodze.
Szliśmy ciemną i mokrą uliczką, z torbami na plecach jak jacyś turyści. Normalnie bym się tak z niczym nie cackała, ale po protu nie miałam już siły. Chciałam, aby ten dzień się skończył. A może trzeba było zostać jeszcze jedną noc w hotelu? Jakaś intuicja podpowiadała mi, że po tym co zaszło tego wieczora, zaledwie półtora godziny temu, nie będzie tu bezpiecznie już ani chwili dłużej...
- Oj panienko, panienko...- usłyszałam niedaleko mnie stary, kobiecy głos. Staruszka nagle wyszła zza rogu. Wyglądała jak cyganka, stara naciągaczka.- Podaj mi swoją prawą rękę, a powróżę ci przyszłość.
- Przepraszam, ale nie wierzę w takie rzeczy. Jestem kowalem swojego losu.
- Ale i tak końcowe przeznaczenie zapisane jest w gwiazdach.- pokazała ręką niebo. Teraz zauważyłam jak pięknie wygląda sklepienie pełne jasnych punkcików. Kobieta była sympatyczna, jednak nadal to nie są moje klimaty.
- Ja podziękuję. Już nie raz się przejechałam na obietnicach i tym podobne...
- A może pan chce wiedzieć co go czeka?- podeszła do niego ostrożnie.- Prawą rękę poproszę.- Toby wyciągnął jej rękę, ale lewą.- Prawą...
- E... przepraszam. Kierunki.
- Toby, naprawdę nie mamy czasu.- odsunęłam go od wróżki.- Przepraszamy, ale mamy kilka rzeczy do załatwienia.
- O tej porze? Już dwudziesta druga.- zdziwiła się. A zanim się obejrzałam Toby odszedł. Skręcił w jakieś rozwidlenie.- O tej godzinie jest już niebezpiecznie, Bella.
- Słucham? Przepraszam, ale ja się tak nie nazywam.- zmarszczyłam brwi. Chciałam ją odkleić od siebie, więc pomyślałam, że coś jej jednak dam. Wyciągnęłam pięć dolarów z kieszeni.- Proszę, miłej nocy życzę.- wcisnęłam jej to do kieszeni, a następnie zdziwioną minęłam ją.
- Bądź ostrożna, Bella.- znów usłyszałam jej głos.- On jest za twoimi plecami...- na te słowa zareagowałam natychmiast.
- O czym pani mówi?
- Jesteście w niebezpieczeństwie. Oni będą za wami jak cień... do samego końca.- jej jasnoniebieskie tęczówki wywołały u mnie dreszcze. Z tego transu wyrwało mnie wołanie Tobiego. Odwróciłam się i pobiegłam przed siebie. Byłam zdziwiona gdy po chwili pod moje nogi podjechał Toby w jakimś niebieskim, starym Volvo.
- Wsiadaj, Spenc.
- Rany, nie spodziewałam się po tobie, że ukradniesz auto.- wsiadłam zaskoczona do środka.
- Głupi nie jestem. Nie znajdziesz otwartego salonu o tej godzinie.- dodał gazu.- Zresztą, zacząłem się orientować jak twój świat działa. Gdzie jedziemy?
- Myślałam o Ridgewood. Mam tam kilka spraw do zamknięcia. Wiesz gdzie to jest?
- Mniej więcej, ale jakby co to będę musiał wspomagać się mapą.
- Bingo.- otworzyłam schowek i wyciągnęłam mapę. Prócz tego znalazłam paczkę papierosów i skromne dwieście dolarów w kopercie.
- Hmmm ale niespodzianka.- uśmiechnął się mój partner.
- Nie bierzemy tych pieniędzy, Zresztą w porównaniu z tym co mam to marna sumka.
Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że to miasto jest tak obszerne. Ponad godzinę zajęło wyjechanie na pustą szosę. Było już naprawdę późno. Jazda do Ridgewood zajmie całą noc. Umówiliśmy się, że będziemy się zmieniać co dwie godziny żeby druga osoba mogła się zdrzemnąć i nabrać trochę sił. Zbliżała się północ i jasny półksiężyc świecił na niebie. Niedługo zbliżała się moja zmiana. Byłam zmęczona, ale przygotowana do jazdy. Wszystko wokół nas było takie ciche, spokojne i melancholijne. Oparłam się i przymknęłam na chwilę oczy. Gdy po chwili je otworzyłam, światło z lusterka mnie oślepiło. Wyjrzałam kto za nami jedzie. Gdy próbowałam dostrzec model auta, nagle straciliśmy lusterko. Wstrzymałam oddech. Na kilka sekund straciliśmy panowanie nad pojazdem, ale Toby szybko się zebrał.
- Co to było?!- podniósł głos przerażony.
- Strzelają do nas!- szybko wyciągnęłam pistolet.- To tylko środki ostrożności.- w dodatku mój telefon zaczynał dzwonić.- To już wiemy kto strzela.- spojrzałam na Cavanaugha.
- Kingston?- spytał, a ja przytaknęłam.- Trzymaj się.- nagłe przyspieszenie wbiło mnie w fotel.- Jak nas znalazł?!
- Wesley...- odbezpieczyłam broń.- Pewnie jest od rana martwy.
- Może odbierz ten telefon to przestanie strzelać.- zasugerował Toby na zakręcie.
~ Czego chcesz?- zapytałam na powitanie gdy odebrałam połączenie.- Daj nam spokój!
~ A ty daj sobie wszystko wytłumaczyć!- znów usłyszałam jego głos. To było takie dziwne. Ostatnio kiedy go słyszałam, myślałam o ślubie z nim.
~ Aha! Już do ciebie pędzę... tylko po to, aby cię zabić.- warknęłam.- Bo tego teraz i ty chcesz, prawda?
~ Ty jeszcze masz szansę, Spencer. Możesz wrócić...- usłyszałam coś dziwnego w jego głosie.
~ Robisz mi łaskę? A ja myślałam, że do tej pory robiłam ją tobie.
~ Zostaw tego ciecia i wróć do mnie.
~ Po moim trupie. Zniszczyłeś wszystko co było między nami.
~ Ty nic nie rozumiesz. Daj sobie coś przetłumaczyć zanim wyciągniesz jakieś wnioski sama.
~ To ty daj sobie coś przetłumaczyć. Zniszczyłeś mi życie i nie wrócę do ciebie nigdy!
~ Powtarzam po raz ostatni.- zagroził.- I rozpatrz to szybko i dobrze. Możesz jeszcze wrócić.
~ Nie wierzę. I nie chcę. Tę rozmowę uważam za skończoną.
~ Nie dajesz mi innego wyboru.- rozłączył się.
Chwilę potem padł kolejny strzał.
- Przynajmniej na chwilę był spokój.- zironizował Toby.- Nie dam rady jechać szybciej. I nie wiem jak od niego uciec na prostej drodze.
- Cierpliwości. Powinno być wkrótce rozwidlenie. Zobaczymy co dalej. Damy radę! Schyl głowę.
- Widzę rozwidlenie już przed nami.
- Kurwa!- wymsknęło mi się gdy kula rozbiła tylną szybę w aucie. Do środka wleciała masa zimnego powietrza. Odpięłam pas i wychyliłam się w stronę potłuczonego szkła starając się rozbić chociaż jego szybę lub przebić opony, lecz Toby wywrócił mnie z celu.
- Gdzie mam skręcić?
- W prawo!- wydałam rozkaz, a następnie powróciłam do swojego planu. Już namierzałam przednią oponę auta Wrena kiedy w jednej chwili straciłam równowagę i poleciałam na szybę. Zanim się obróciłam i zorientowałam co się stało, było już za późno.- Coś ty zrobił?!- wrzasnęłam patrząc jak traci kontrolę nad autem. Spadaliśmy w dół i kwestią czasu było rąbnięcie w drzewo.- Skręciłeś w lewo?!
- Przepraszam.- zacisnął zęby kurczowo trzymając się kierownicy. Spojrzałam szybko na mapę i rozszerzyłam oczy.
- Przed nami przepaść! Droga się zaraz skończy!- odwróciłam się. Po Wrenie ani śladu.
- Nie mam kontroli nad autem! Umrzemy?! Nie chcę umierać w taki sposób.
- Jeśli ktoś ma dziś umrzeć, to na pewno nie my. Otwórz drzwi i wyskakuj.
- Co?!
- Teraz!
- Po co? Żebyś pod koniec rozmowy wbiła mi nóż w plecy?- jednak po chwili okazał swojej łaski i odwrócił się do mnie.- Fitz miał rację. Nie powinienem ufać nikomu. To był błąd, że zaufałem tobie. Pozwól, że kiedy zacznę stosować twoje rady bezpieczeństwa w trybie natychmiastowym to wpierw użyję je na tobie.- po raz pierwszy spotykałam się z takim spojrzeniem. Z takim rozczarowaniem. To nie był strach, a intrygowało mnie to, że się nie bał. A może się bał tylko dobrze udawał? W końcu pamiętam jak przeżywał śmierć mojego przyjaciela. A teraz nie wyczuwałam lęku tylko właśnie te cholerne rozczarowanie i ból.- Dlaczego ja w ogóle z tobą rozmawiam? Jestem tak wkurzony, że zapomniałem, że stoi przede mną morderczyni.- zrobił trzy kroki do tyłu jakby bał się mojej reakcji na te słowa.- Popełniłem błąd, że pozwoliłem sobie czekać na te pytania. Nawet nie wiem kim ty jesteś i czy nazywasz się faktycznie Spencer Hastings, a może jakaś Bella...
- Toby, chciałam od pewnego czasu ci coś powiedzieć. Jestem płatnym mordercą. To stąd ta tajemniczość.- gdy usłyszał "płatnym mordercą", jego twarz pobladła. Dalej zabrakło mi słów na wybronienie siebie z tej sytuacji. Zawaliłam i to poważnie. Nie powinnam z tym zwlekać. Nie powinnam trzymać go na dystans. Te wspólne akcje i wspólnie wrogowie powinni nas połączyć w jedną drużynę, a ja samolubnie myślałam, że sama dam sobie z tym radę.- Przepraszam, że ci nie powiedziałam, ale... sama nie miałam do ciebie zaufania. To istotna część mojej pracy...
- Ja nie byłem godny twojego zaufania? To czemu teraz ty masz być godna mojego?- prychnął.- Naprawdę przekonujące wytłumaczenie. Jak możesz być takim potworem? Wcale nie jesteś lepsza od Nich. Nie jesteś lepsza od Wrena.- te słowa mnie zabolały, a zwłaszcza ostatnie. Najgorsze jest to, że
nie wiem jak się z tym nie zgodzić. Czułam wstyd. Większy niż cokolwiek.- chciałam wyciągnąć do niego rękę, ale zareagował instynktownie. Wzdrygnął się i odskoczył. Teraz przekonałam się o tym, że panowanie nad tym co zobaczył było przykrywką. On się mnie boi... Boi się jak zwyklego zwierzaka. Jak jakiegoś niedźwiedzia, który zaszedł mu drogę. Poczułam się z tym jeszcze gorzej, bo nie chciałam żeby tak wyszło. Nie miał czuć lęku. Ja go miałam chronić, a osiągnęłam odwrotny skutek.
- Nie dotykaj!- pisnął.- Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Sorry, ale poradzę sobie sam.
- Nie poradzisz, Toby.- zaprzeczyłam.- Tak ci się tylko wydaje. Uwierz mi... coś o tym wiem. Nie możesz czuć się bezpieczny z tym co wiesz. Jesteś zagrożeniem dla całego gangu.
- A ty jesteś zagrożeniem dla ludzi.- dodał.
- Ale tylko tych złych.- poprawiłam.- Więc...- spojrzałam na niego z nadzieją.- Więc coś nas jednak łączy. Jednak on nie odpowiedział. Prychnął tylko pod nosem na akt jakiejś bezsilności. Odwrócił się ode mnie i przykucnął. Złapał się za głowę i w takiej pozycji już został.- Słuchaj, nie możemy teraz się izolować. Przepraszam, ok? Jest mi strasznie przykro, a nawet nie zdajesz sobie sprawy, że wiem co czujesz.
- Tam leży martwy człowiek.- wstał i spojrzał mi prosto w oczy tak jakby było to największe jego osiągnięcie.- Nie miałaś prawa odbierać mu życia. Co? Ktoś ci za to zapłacił? Jest to warte tych pieniędzy?
- Nikt mi nie zapłacił. Musiałam sięgnąć po sprawiedliwość. Zabił moich rodziców.
- Sprawiedliwością rządzi sąd, a nie ty.- pokręcił głową.- Jest to warte tego wyrzutu sumienia?- spojrzał na mnie z ciekawością.- Co się wtedy kryje w twojej głowie gdy to robisz? O czym śnisz po nocach? Co robisz gdy czytają o nim gazety? I czy nie boisz się, że kiedyś cię znajdą...
- Wypracowana znieczulica mi pomaga. Zresztą... nie zrozumiesz mojego wyboru. Nikt mnie nie rozumie. Po śmierci rodziców...- zwątpiłam czy mu o tym powiedzieć, ale wiedziałam, że nie mam wyjścia.- ... byłam bliska załamania. To była moja jedyna rodzina. Moja psychika nie miała się najlepiej. Gdyby nie Aria i jeszcze wtedy Wren...- z obrzydzeniem wypowiedziałam jego imię.- Nie wiedziałam co ze sobą robić, a on mi pomógł. Zaangażował się w to nawet bardziej niż Aria, bo czułam, że chce mieć z tego jakieś korzyści. Już wtedy wiedziałam, że mu się podobam, ale nie byłam gotowa na takie związki. Z czasem jednak wszystko wracało do normy. Pomagała mi Aria, a przede wszystkim Wren. Troszczył się o mnie bardziej niż moja własna matka za życia. Nocował u mnie żebym już żadnej nocy nie została sama, a jeśli miał dyżur, to prosił o to Arię. Byłam im, mu za to wdzięczna. Zdałam sobie sprawę, że nie jestem w stanie bez niego funkcjonować i coś do niego czuję, więc zostaliśmy parą. Wtedy dla mnie to był najlepszy wybór. Po raz pierwszy od dawna poczułam się naprawdę szczęśliwa. Zaślepiłam się tą miłością, zrobiłabym dla niego wszystko.
- A więc jak doszło do tego, że stałaś się tym kim jesteś? I jak dowiedziałaś się, że on też...
- Nie jestem głupia, Toby. Jeśli orientujesz się, że facet coś kręci i ukrywa, to rodzi się chęć poznania prawdy. Nie pasowały mi te ciągłe wyjazdy, zamykanie szafek na klucz, zbyt częste wizyty w szpitalach, Wiele razy złapałam go na tym, że nie było go na miejscu i się głupio tłumaczył. Mniejsza o to... sama to odkryłam. Prowadząc śledztwo. Sama doszłam do szokującej prawdy. Byłam zła tak jak ty teraz. Ale miłość była silniejsza. Nie mogłam go zostawić. Wtedy znów powrócił temat moich rodziców. Zdradził mi, że poszukuje zemsty na zabójcach moich rodziców. I wtedy stwierdziłam, że też muszę to zrobić. Nie miałam nic do stracenia. Wiem, że teraz to inaczej wygląda...
- Szkolił cię?
- Tak. Na początku nie chciał, ale go przekonałam. Potem odkrył we mnie ten talent. Z czasem stało się to dobrym zajęciem. Wciągnęło mnie. Na początku pomagałam Wrenowi przy zleceniach. Tak się uczyłam wszystkiego krok po kroku. Jak nie zostawiać po sobie śladu. Aż w końcu sama dostawałam zlecenia. I tak to właśnie było. Chciałam tylko zemsty, a skończyło się na tym, że żyłam z zabijania gangsterów i oszustów politycznych.
- Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że ludzie dający zlecenie też nie byli dobrzy? Bo normalny człowiek to zadzwoniłby na policję?
- Tak, ale tego już nie zrozumiesz. Jeśli Wren stwierdzał, że też są zagrożeniem to...- nie dokończyłam.
- Spencer, sorry, ale ja nadal tego nie pojmuję. To dla mnie trochę za dużo,
- Co chcesz zrobić? Wydasz mnie policji?
- Chciałem...- powiedział wątpliwie.- Ale nie mógłbym, choć powinienem się bać. Teraz kiedy wiem kim jesteś, możesz mnie zabić podczas snu.
- Toby!- nie wierzyłam, że to powie,- Teraz łączy nas zbyt wiele i jesteśmy sobie potrzebni. Zresztą chciałam ci powiedzieć, ale nie w ten sposób. Musiałeś się tego dowiedzieć prędzej czy później.
- Nie wiem...- jego wzrok błądził gdzie tylko się da. Chyba naprawdę twierdzi, że mogę zrobić mu krzywdę w najmniej oczekiwanym momencie.
- Wiem, że to trudne, ale musisz mi zaufać.
- I jak to dalej ma wyglądać? Masz zamiar do końca życia chować się w Nowym Yorku razem ze mną? W jakimś hotelu?
- Nie. Trzeba to zakończyć.
- Tak, ale nie w taki sposób.
- A niby jak? Jak mam cię chronić?
- Chronić?- prychnął.- Jestem facetem i mam dwie ręce, Umiem o siebie zadbać.
- Tak bardzo, że kiedy byłeś w dołku wciągnąłeś się w czarne tereny.- niepotrzebnie to powiedziałam, ponieważ widziałam jakim spojrzeniem następnie na mnie spojrzał. To był cios. On chciał o tym zapomnieć, a ja wciąż o tym przypominam.- Przepraszam.
- Ok.- przytaknął.- Rozumiem twoje obawy i postaram się to wszystko ogarnąć, mimo że dalej tego nie popieram. I będę bardziej uważał komu otwieram drzwi. I skończymy to wszystko razem, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Już nigdy nikogo nie zabijesz.
- A-ale... jeśli będziemy w niebezpieczeństwie to...
- Zawsze jest inne wyjście z sytuacji.- dokończył, a ja zaniemówiłam. I co ja miałam odpowiedzieć? Obiecuję? Oczywiście, że chcę skończyć z tym wszystkim. Nawet myślałam nie raz o skończeniu z tym zawodem. Chciałabym żyć normalnie. Nie chcę wracać do tych złych rzeczy. Chcę być zwykłą Spencer Hastings. Nie chcę być tylko pozorami w oczach innych. Chcę być sobą. Dawną sobą.
- Dobrze...- przytaknęłam. Albo się przewidziałam albo nie, ale na jego twarzy zabłysł subtelny kilkasekudnowy uśmiech. Rozłożył swoje ramiona, a ja nie miałam nic przeciwko żeby to zrobił. Poczułam jego ciepłe ręce oplatające moje plecy. Czułam się...dobrze. Tego mi było trzeba.- Jesteś zmarznięta, Spenc.
- Wracajmy do hotelu.
Gdy wróciliśmy do hotelu, musiałam zdjąć z siebie tę kieckę i wszystko inne co było związane z dzisiejszym wydarzeniem, Ciągle myślałam o tym co się stało. To nie było zwykłe zlecenie, o którym można potem jakoś starać się zapomnieć. Po raz pierwszy zabiłam kogoś, bo tego chciałam. Na początku odczułam satysfakcję z tego, że sięgnęła Barta sprawiedliwość. Jednak to zadowolenie przestało działać gdy zdałam sobie sprawę, że gdzieś w Rosewood jest Wren Kingston. I to wszystko było jego zasługą.
- Spencer?- z rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi.- Mogę wejść? Jakby co to nie ma ze mną nikogo, więc...
- Spoko. Możesz wejść.- odpowiedziałam poprawiając włosy,
- Jak się czujesz? Możesz mówić co chcesz, ale nie wmówisz mi, że to, co się wydarzyło, nie miało wielkiego znaczenia.
- Nawet nie miałam zamiaru.- dałam mu do informacji. Usiadł obok mnie na łóżku.
- Miałaś już kiedyś tak, że żyłaś ze świadomością, że możesz robić co chcesz, bo nie masz już nic do stracenia?
- Tak, ale jednak zawsze coś trzymało mnie w kajdanach. Nawet wolność nie była taka sama jak przedtem...
- Chyba to znam.- zajrzał mi prosto w oczy. Nie wiem czemu, ale uśmiechnęłam się.
- Czemu się śmiejesz?- rozchmurzył się, a ja tylko wzruszyłam ramionami. Po chwili jednak wszystko we mnie się unormowało.- Co teraz?
- Musimy jechać. Nie możemy tutaj dłużej zostać.
- Rozumiem.- wstał.- Daj mi pięć minut.- wyszedł z mojego pokoju. Ja tylko wsadziłam kilka rzeczy z powrotem do swojego plecaka i zeszłam na dół od razu nas wymeldować. Kiedy skończyłam formalności, Toby zjawił się w recepcji. razem opuściliśmy hotel.
- Musimy poszukać jakiegoś auta.
- Chodźmy tędy.- wskazał palcem na wyciszoną uliczkę.- Może znajdziemy coś po drodze.
Szliśmy ciemną i mokrą uliczką, z torbami na plecach jak jacyś turyści. Normalnie bym się tak z niczym nie cackała, ale po protu nie miałam już siły. Chciałam, aby ten dzień się skończył. A może trzeba było zostać jeszcze jedną noc w hotelu? Jakaś intuicja podpowiadała mi, że po tym co zaszło tego wieczora, zaledwie półtora godziny temu, nie będzie tu bezpiecznie już ani chwili dłużej...
- Oj panienko, panienko...- usłyszałam niedaleko mnie stary, kobiecy głos. Staruszka nagle wyszła zza rogu. Wyglądała jak cyganka, stara naciągaczka.- Podaj mi swoją prawą rękę, a powróżę ci przyszłość.
- Przepraszam, ale nie wierzę w takie rzeczy. Jestem kowalem swojego losu.
- Ale i tak końcowe przeznaczenie zapisane jest w gwiazdach.- pokazała ręką niebo. Teraz zauważyłam jak pięknie wygląda sklepienie pełne jasnych punkcików. Kobieta była sympatyczna, jednak nadal to nie są moje klimaty.
- Ja podziękuję. Już nie raz się przejechałam na obietnicach i tym podobne...
- A może pan chce wiedzieć co go czeka?- podeszła do niego ostrożnie.- Prawą rękę poproszę.- Toby wyciągnął jej rękę, ale lewą.- Prawą...
- E... przepraszam. Kierunki.
- Toby, naprawdę nie mamy czasu.- odsunęłam go od wróżki.- Przepraszamy, ale mamy kilka rzeczy do załatwienia.
- O tej porze? Już dwudziesta druga.- zdziwiła się. A zanim się obejrzałam Toby odszedł. Skręcił w jakieś rozwidlenie.- O tej godzinie jest już niebezpiecznie, Bella.
- Słucham? Przepraszam, ale ja się tak nie nazywam.- zmarszczyłam brwi. Chciałam ją odkleić od siebie, więc pomyślałam, że coś jej jednak dam. Wyciągnęłam pięć dolarów z kieszeni.- Proszę, miłej nocy życzę.- wcisnęłam jej to do kieszeni, a następnie zdziwioną minęłam ją.
- Bądź ostrożna, Bella.- znów usłyszałam jej głos.- On jest za twoimi plecami...- na te słowa zareagowałam natychmiast.
- O czym pani mówi?
- Jesteście w niebezpieczeństwie. Oni będą za wami jak cień... do samego końca.- jej jasnoniebieskie tęczówki wywołały u mnie dreszcze. Z tego transu wyrwało mnie wołanie Tobiego. Odwróciłam się i pobiegłam przed siebie. Byłam zdziwiona gdy po chwili pod moje nogi podjechał Toby w jakimś niebieskim, starym Volvo.
- Wsiadaj, Spenc.
- Rany, nie spodziewałam się po tobie, że ukradniesz auto.- wsiadłam zaskoczona do środka.
- Głupi nie jestem. Nie znajdziesz otwartego salonu o tej godzinie.- dodał gazu.- Zresztą, zacząłem się orientować jak twój świat działa. Gdzie jedziemy?
- Myślałam o Ridgewood. Mam tam kilka spraw do zamknięcia. Wiesz gdzie to jest?
- Mniej więcej, ale jakby co to będę musiał wspomagać się mapą.
- Bingo.- otworzyłam schowek i wyciągnęłam mapę. Prócz tego znalazłam paczkę papierosów i skromne dwieście dolarów w kopercie.
- Hmmm ale niespodzianka.- uśmiechnął się mój partner.
- Nie bierzemy tych pieniędzy, Zresztą w porównaniu z tym co mam to marna sumka.
Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że to miasto jest tak obszerne. Ponad godzinę zajęło wyjechanie na pustą szosę. Było już naprawdę późno. Jazda do Ridgewood zajmie całą noc. Umówiliśmy się, że będziemy się zmieniać co dwie godziny żeby druga osoba mogła się zdrzemnąć i nabrać trochę sił. Zbliżała się północ i jasny półksiężyc świecił na niebie. Niedługo zbliżała się moja zmiana. Byłam zmęczona, ale przygotowana do jazdy. Wszystko wokół nas było takie ciche, spokojne i melancholijne. Oparłam się i przymknęłam na chwilę oczy. Gdy po chwili je otworzyłam, światło z lusterka mnie oślepiło. Wyjrzałam kto za nami jedzie. Gdy próbowałam dostrzec model auta, nagle straciliśmy lusterko. Wstrzymałam oddech. Na kilka sekund straciliśmy panowanie nad pojazdem, ale Toby szybko się zebrał.
- Co to było?!- podniósł głos przerażony.
- Strzelają do nas!- szybko wyciągnęłam pistolet.- To tylko środki ostrożności.- w dodatku mój telefon zaczynał dzwonić.- To już wiemy kto strzela.- spojrzałam na Cavanaugha.
- Kingston?- spytał, a ja przytaknęłam.- Trzymaj się.- nagłe przyspieszenie wbiło mnie w fotel.- Jak nas znalazł?!
- Wesley...- odbezpieczyłam broń.- Pewnie jest od rana martwy.
- Może odbierz ten telefon to przestanie strzelać.- zasugerował Toby na zakręcie.
~ Czego chcesz?- zapytałam na powitanie gdy odebrałam połączenie.- Daj nam spokój!
~ A ty daj sobie wszystko wytłumaczyć!- znów usłyszałam jego głos. To było takie dziwne. Ostatnio kiedy go słyszałam, myślałam o ślubie z nim.
~ Aha! Już do ciebie pędzę... tylko po to, aby cię zabić.- warknęłam.- Bo tego teraz i ty chcesz, prawda?
~ Ty jeszcze masz szansę, Spencer. Możesz wrócić...- usłyszałam coś dziwnego w jego głosie.
~ Robisz mi łaskę? A ja myślałam, że do tej pory robiłam ją tobie.
~ Zostaw tego ciecia i wróć do mnie.
~ Po moim trupie. Zniszczyłeś wszystko co było między nami.
~ Ty nic nie rozumiesz. Daj sobie coś przetłumaczyć zanim wyciągniesz jakieś wnioski sama.
~ To ty daj sobie coś przetłumaczyć. Zniszczyłeś mi życie i nie wrócę do ciebie nigdy!
~ Powtarzam po raz ostatni.- zagroził.- I rozpatrz to szybko i dobrze. Możesz jeszcze wrócić.
~ Nie wierzę. I nie chcę. Tę rozmowę uważam za skończoną.
~ Nie dajesz mi innego wyboru.- rozłączył się.
Chwilę potem padł kolejny strzał.
- Przynajmniej na chwilę był spokój.- zironizował Toby.- Nie dam rady jechać szybciej. I nie wiem jak od niego uciec na prostej drodze.
- Cierpliwości. Powinno być wkrótce rozwidlenie. Zobaczymy co dalej. Damy radę! Schyl głowę.
- Widzę rozwidlenie już przed nami.
- Kurwa!- wymsknęło mi się gdy kula rozbiła tylną szybę w aucie. Do środka wleciała masa zimnego powietrza. Odpięłam pas i wychyliłam się w stronę potłuczonego szkła starając się rozbić chociaż jego szybę lub przebić opony, lecz Toby wywrócił mnie z celu.
- Gdzie mam skręcić?
- W prawo!- wydałam rozkaz, a następnie powróciłam do swojego planu. Już namierzałam przednią oponę auta Wrena kiedy w jednej chwili straciłam równowagę i poleciałam na szybę. Zanim się obróciłam i zorientowałam co się stało, było już za późno.- Coś ty zrobił?!- wrzasnęłam patrząc jak traci kontrolę nad autem. Spadaliśmy w dół i kwestią czasu było rąbnięcie w drzewo.- Skręciłeś w lewo?!
- Przepraszam.- zacisnął zęby kurczowo trzymając się kierownicy. Spojrzałam szybko na mapę i rozszerzyłam oczy.
- Przed nami przepaść! Droga się zaraz skończy!- odwróciłam się. Po Wrenie ani śladu.
- Nie mam kontroli nad autem! Umrzemy?! Nie chcę umierać w taki sposób.
- Jeśli ktoś ma dziś umrzeć, to na pewno nie my. Otwórz drzwi i wyskakuj.
- Co?!
- Teraz!
***
Stałem nad przepaścią wpatrując się w wodną taflę wody. Po ich aucie nie zostało ani śladu. Czasem coś wydobywało się na wierzch. Widziałem jej bluzkę spoczywającą na niespokojnej tafli. Świadomość tego, że miałem jej już nigdy nie spotkać, rodziła we mnie pustkę. Uspokajała złe emocje i rodziła te smutniejsze.
- Kingston, jak tam akcja?- nie spodziewałem się tu Warrena. Warren to pomocnik Joe'a. Wykonywał najgorsze roboty i był jak wafel. Z tego gangu on był tym najsłabszym, tym najmniej ważnym. Nie wzbudzał strachu. Po prostu był tu, aby być. Aby dawać mu zajęcia i kazać coś robić. Pewnie przysłał go za mną Joe, prawa ręka Szefa.
- Jak widać... zatonęli razem z pamięcią o was i o tym całym syfie. Wasze tajemnice spoczywają na dnie.
- Z tego co słyszałem to Joe nie sądził, że dokonasz tego w tak krótkim czasie. Żartował też, że będziesz się litował nad tą laską.
- To cieszy mnie fakt, że wielki Joe się pomylił.- wsadziłem ręce do kieszeni. Miałem już dość tego typa i słuchania o nim.
- Będzie zadowolony. Szef tym bardziej. Dobrze to rozegrałeś.
- Wracaj tam jak najszybciej, bo chcę zostać sam. I uważaj żeby w tej ciemności przez przypadek nic nie odgryzło ci głowy.- trochę go nastraszyłem. Warren odszedł do swojego samochodu, a jest do niego mały kawałek, bo nie można się tam dostać autem. Nawet jeśli niebieskie volvo staranowało wszystko po drodze. Usłyszałem za sobą działanie silnika, którego dźwięk słabł z każdą minutą. Niech niesie nowinę o pożądanej przez tych co się boją, ale i rzekomej śmierci Cavanaugha i Spencer. Ponieważ ja wierzę... nie, ja wiem, że oni żyją. Póki ktoś nie wynurzy ich ciał z wody, dla mnie są żywi. Nie mam dowodów ich śmierci. Możliwe, że są gdzieś tutaj, gdzieś w tych czeluściach. Ale dobrze się stało. Niech inni myślą, że tak jest, jednak ja swoje wiem. Oni żyją. I znajdę ich.
____________________________________
Witam. Na początku soreczki za spóźnieniem z rozdziałem. Prawda jest taka, że czekał dla Was już od dwóch dni kiedy miał być opublikowany. Jednak widząc, że spadliście z wyświetleniami pod ostatnim, zwątpiłam. Nie zasługiwaliście na to :P Ale jak Dussia się upomniała, to jakoś mi tak lepiej się zrobiło, że ktoś pamięta i komuś zależy. Naprawdę, aktywność Wasza jest bardzo mile widziana.
Co do rozdziału to mam nadzieję, że się podoba. To już 10 rozdziałów i nie wiem ile jeszcze będzie. Może drugie tyle? Kto wie?
Czy Toby dobrze postąpił wybaczając Spencer? Czemu wróżbitka nazywała ją Bella? Czy Wren odpuści? Piszcie komcie i do kolejnego. Jeszcze nie wiem kiedy się pojawi, bo zapas się skończył. Nie mam nic do przodu, tylko kawałek 11-nastego, więc wkrótce pod informacjami na prawym pasku się dowiecie :)
Ten rozdział dedykuję właśnie dla Dussi. Za pamięć i motywację :*
- Kingston, jak tam akcja?- nie spodziewałem się tu Warrena. Warren to pomocnik Joe'a. Wykonywał najgorsze roboty i był jak wafel. Z tego gangu on był tym najsłabszym, tym najmniej ważnym. Nie wzbudzał strachu. Po prostu był tu, aby być. Aby dawać mu zajęcia i kazać coś robić. Pewnie przysłał go za mną Joe, prawa ręka Szefa.
- Jak widać... zatonęli razem z pamięcią o was i o tym całym syfie. Wasze tajemnice spoczywają na dnie.
- Z tego co słyszałem to Joe nie sądził, że dokonasz tego w tak krótkim czasie. Żartował też, że będziesz się litował nad tą laską.
- To cieszy mnie fakt, że wielki Joe się pomylił.- wsadziłem ręce do kieszeni. Miałem już dość tego typa i słuchania o nim.
- Będzie zadowolony. Szef tym bardziej. Dobrze to rozegrałeś.
- Wracaj tam jak najszybciej, bo chcę zostać sam. I uważaj żeby w tej ciemności przez przypadek nic nie odgryzło ci głowy.- trochę go nastraszyłem. Warren odszedł do swojego samochodu, a jest do niego mały kawałek, bo nie można się tam dostać autem. Nawet jeśli niebieskie volvo staranowało wszystko po drodze. Usłyszałem za sobą działanie silnika, którego dźwięk słabł z każdą minutą. Niech niesie nowinę o pożądanej przez tych co się boją, ale i rzekomej śmierci Cavanaugha i Spencer. Ponieważ ja wierzę... nie, ja wiem, że oni żyją. Póki ktoś nie wynurzy ich ciał z wody, dla mnie są żywi. Nie mam dowodów ich śmierci. Możliwe, że są gdzieś tutaj, gdzieś w tych czeluściach. Ale dobrze się stało. Niech inni myślą, że tak jest, jednak ja swoje wiem. Oni żyją. I znajdę ich.
____________________________________
Witam. Na początku soreczki za spóźnieniem z rozdziałem. Prawda jest taka, że czekał dla Was już od dwóch dni kiedy miał być opublikowany. Jednak widząc, że spadliście z wyświetleniami pod ostatnim, zwątpiłam. Nie zasługiwaliście na to :P Ale jak Dussia się upomniała, to jakoś mi tak lepiej się zrobiło, że ktoś pamięta i komuś zależy. Naprawdę, aktywność Wasza jest bardzo mile widziana.
Co do rozdziału to mam nadzieję, że się podoba. To już 10 rozdziałów i nie wiem ile jeszcze będzie. Może drugie tyle? Kto wie?
Czy Toby dobrze postąpił wybaczając Spencer? Czemu wróżbitka nazywała ją Bella? Czy Wren odpuści? Piszcie komcie i do kolejnego. Jeszcze nie wiem kiedy się pojawi, bo zapas się skończył. Nie mam nic do przodu, tylko kawałek 11-nastego, więc wkrótce pod informacjami na prawym pasku się dowiecie :)
Ten rozdział dedykuję właśnie dla Dussi. Za pamięć i motywację :*
Jejciu kochana dziękuje <3
OdpowiedzUsuńRozdział świetny jak zawsze i już nie mogę doczekać się kolejnego! :)
Ten pierwszy gif jest wgl świetny i idealny do sytuacji. Mina Tobiego mówi za siebie. Ale on nadal jej się boi. To nie zmienia faktu. Ta wróżka wydaje się dziwna. Jakby ona wiedziała wszystko... Skąd wiedziała jak brzmi jej fałszywe imię? To też jest zapisane w gwiazdach? Trochę creepy :O W jej roli widzę panią Drunwald :D Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńGrunwald huehue :D
UsuńToby... jak to cholernie ciężko czasem mieć problem z kierunkami. Według mnie jeśli Spencer wcześniej skapnęła się, że on ma taki problem, nie powinna go wpuścić za kółko. Kto mu dał wgl prawko? ;D Z dalszą częścią koma wracam potem :P
OdpowiedzUsuńToby chciał jej to wybaczyć, bo ją kocha. Tak samo Spenc nie mogła odejść od Wrena kiedy dowiedziała się kim jest, tak samo on. Miłość. Kiedy oni będą razem? I gdzie ich wyrzuciło? Czy nic im się nie stało?
UsuńPS Kurcze... dwa głosy w ankiecie i 100 będzie :O
Ja pieprzę! W tym ostatnim akapicie już zaczynałem szanować Wrena ale nie... Musiał sobie kurwa postanowić że ich znajdzie! Niech go kurwa coś przejedzie! Jego męska duma ucierpiała po tym jak Spenc od niego odeszła i bd ją chciał dojechać.. Sukinsyn!
OdpowiedzUsuńOj tak! Gif pierwszy zdecydowanie dopasowany idealnie! :)
I oj tak! Do roli cyganki też pasuje mi pani Grunwald. No może dodał bym jej trochę ciałka bo takie cyganki kojarzą mi się raczej jako kobiety przy tuszy a Grunwald była wysuszona jak kabanos.. Widzisz K.C.? Zgadzamy się prawie idealnie ^^
Jezu.. wgl jaaa.. Ta cyganka to mnie wmurowała. Ona wiedziała wszystko.. A potem nagle Toby i to stare volvo, Też mnie zdziwił. Jakby trochę przejął inicjatywę :) Zdecydowanie musi popracować nad kierunkami :D
Super rozdział! Kocham to! Czekam na kolejny kochana :)
Soreczka ze dopiero teraz komentuje ale miałam problemy techniczne i nie bylo ode mnie koma pod ostatnim rozdziałem.
OdpowiedzUsuńAle Wren jest beznadziejny. Nie dosc ze narobił Spencer takiego syfu w zyciu to jeszcze teraz wrócił aby ja dobić. On jest dla mnie totalmym zerem!
Już myslalam ze po tym co zobaczyl Toby w ostatnim rozdziale, zostawi Spenc ale jednak zachował sie. Ciekawe czy Spencer dotrzyma tej "obietnocy" ze nikogo nie zabije...
Super rozdzial, czekam na kolejny :)
Spoczko, nie ma problemu. Ja też mogłabym te komy ludziom szybciej pisać, ale czasem się nie da :P
UsuńTrafiłam dopiero teraz i jest super no i zaobserwuje
OdpowiedzUsuńMoże to jej biologiczna matka? Albo babcia? Nie mam pojęcia a zapewne jeszcze zaskoczysz 😜
Pewnie każdy zasługuje na x szans nawet największą szuja
I to nie spam ale gdybyś zechciała to zapraszam do siebie
Bigtimerush46.blogspot.com