Bezsens... kto umie to sobie wyobrazić? Leżysz na plecach z rękoma rozpostartymi, wolno leżącymi na łanie przesuszonego przez słońce siana. Masz zamknięte oczy. Przeszkadzają ci wypalające twoją szorstką skórę promienie światła. Nie możesz się ruszyć. Wypełniające cię cierpienie jest tak ciężkie, że trzyma cię siłą potężnego niedźwiedzia, siłą nawet większą od ziemskiego przyciągania. Powietrze tulące twoją twarz szepce ci do ucha, że zbliża się coś naprawdę bolesnego. I w tej jednej chwili słyszysz to, jak ta sucha ziemia zaczyna trząść się pod twoim ciałem. To było coraz bliżej. I do tego ten głośny ryk tysięcznego stada koni, które zbliża się w zastraszająco szybkim tempie. Nie masz wyjścia. Nie chcesz nawet uciekać. Właśnie tego pragniesz. Życie nigdy cię nie rozpieszczało, ale czasami szło nam na rękę. Ironio, były to zawsze te najgorsze rzeczy ostateczności. Z daleka unosił się już ten piach spod galopującego stada koni. Rozprzestrzeniał się szybko jak zaraza. Chwilę potem nozdrza mogły wyczuć ten nieprzyjemny pył, a razem z nim... Czy wyobrażasz to sobie? Czy czujesz jak to bezlitosne zwierzę taranuje cię swoimi kopytami? Jak miażdży twoje ciało? Czy czujesz jak pod ich ciężarem łamią się twoje kości? I tak po kolei, tysiąc kopytnych stworzeń. Tak właśnie się czuję.
Stoję tu o słabych nogach przed grobem Tobiego i wszystko przeżywam. Nigdy nikogo tak nie kochałam. On był dla mnie wszystkim. Toby nie był jednym z tych słabych chłopaczków, tych prostych celów, które można było unicestwić za pstryknięciem palca. Był silniejszy niż ktokolwiek. Był silniejszy niż ja. Na tyle silny żeby mógł zmienić kobietę, dla której wydawałoby się, że nie ma już ratunku. A jednak. Mogła zakwitnąć na nowo. Ale co jej z tego jak znów więdnie? Czy ten kwiat się kiedyś odrodzi czy zeschnie już na zawsze?
Co za myśli opętały moją głowę. Czy ja zwariowałam?
- Toby...- klęknęłam przed nagrobkiem i dłonią przejechałam po marmurze, na którym stały dwa niepalące się już znicze. Wokół nie było nikogo. Byliśmy teraz ze sobą sam na sam. I dobrze. Chociaż fakt, że był to sam kraniec cmentarza, blisko końca wzgórza, cieszył mnie. Błądziłam po tym miejscu niezliczony czas w poszukiwaniu tego miejsca. Przyglądałam się każdemu nagrobkowi po kolei aż w końcu znalazłam. Spoczywający w samotności, taki inny od reszty.- Przepraszam.- otarłam łzy.- Nie wiem co sobie wyobrażałam. Zawiodłam. Myślałam, że stać mnie będzie na więcej, że jestem wystarczająco silna. Nie umiałam już nad tym zapanować.- byłam już na siebie zła, bo potok łez był nie do zatamowania.- Kocham cię, ale muszę to zrobić. Obiecałam tobie, że już nigdy nikogo nie zabiję, ale on tego pożałuje, słyszysz? Może człowiek, który cię zabił nie żyje, ale ja wiem, że rozkaz był od kogoś innego.
- Sama nie dasz rady.- odezwał się głos zza moich pleców. Miałam go już wystarczająco dość jak na ten dzień.- Spenc, daj sobie pomóc.
- Nie chcę od ciebie pomocy, Wren!- wstałam natychmiast.- Czy do ciebie nie dociera? Byłabym głupia gdybym znów ci zaufała!
- A może ten ostatni raz dasz mi dojść do słowa?- całymi siłami próbował być spokojny, ale widziałam jak się z tym męczył. Widocznie bardzo mu na tym zależało. Traktował mnie jak zdobycz. Jakby bał się, że mnie wypłoszy do lasu. Robił ostrożne ruchy. Nie dałam się na to złapać.
- Nie zaufam osobie, która mnie oszukiwała. Która zabiła moich rodziców i przyjaciela!
- Nie zabiłem ich! Miałem, ale nie zrobiłem tego. I nie ja też dałem rozkaz.
- Ja słyszałam inną wersję. Świętej pamięci Wesley powiedział mi, że Szef dał ci zlecenie zabicia ich, bo chodziło o Jego człowieka. Ty nie chciałeś tego zrobić z wiadomych celów, dlatego wynająłeś Barta. Tego, którego zabiłam w Nowym Yorku. Uważasz, że w ten sposób nie jesteś winny? Że umywasz ręce? Mogłeś mi powiedzieć. Mogłam temu zapobiec jeśli sam miałeś problemy!
- Nie!- warknął.
- A niby czemu?
- Nie wiem czemu Wesley to powiedział, ale chyba nie do końca wybadał tę sprawę. Nie ja zleciłem te sprawę. Prawda. Miałem to zrobić, ale nie zrobiłem. Wycofałem się.
- Nie wierzę. Zabiliby cię.
- Spencer, ja nie miałem ubezpieczeń tylko na ciebie. Myślisz, dlaczego oni się kręcą wokół mnie? Oni też się boją. Dowody trzymam w szpitalu i zaufana osoba wie, że na wypadek gdyby mi się coś stało...- spojrzał mi w oczy.- Nie mógłbym przyczynić się do tego. Wolałem już to obejść. Sam Szef wynajął Barta Doyle'a, bo ktoś to musiał zrobić, a Joe, jego prawa ręka, o tym nie wiedział, dlatego on reszcie puścił farbę, że to ja.
- A Ezra? Wesley? Toby zresztą był świadkiem jego śmierci...
- A czy Toby mówił ci kto go zabił? Czy widział tę osobę? Bo ja tak. Pewnie jak mówił Wesley, miałem motyw żebym to zrobił. Ale czy on ci powiedział, że jest stuprocentowo pewny, że to ja? Ezra nie potrzebnie zaczął węszyć. Odkrył, że nie jestem uczciwy. Mówiłem mu... Zostaw to, Ezra, bo z tego nie wynikną dobre rzeczy. To niebezpieczne. A on? Przyjaciel? Zaczął mnie zamawiać, abym się przyznał! Sam nie był w stanie na mnie donieść. Kumpel na kumpla? A może był w stanie, ale nie był to odpowiedni moment. Pokłóciliśmy się tamtej nocy. Opuściłem jego dom i pojechałem prosto do kryjówki gangu pogadać z Szefem. Zatrzymał mnie Joe, więc zacząłem z nim tę gadkę. Chciałem wyczaić czy wiedzą coś o jakichś szpiegach. Kurwa... nie wiedziałem wtedy, że Ezra mnie śledził. Joe go szybko znalazł i zabił na moich oczach. Byłem to i widziałem, Spencer... Ja też to przeżywałem.
- Bardzo dobry plan. Skąd mam wiedzieć, że to prawda?
- Idź do samego Joe'a! Tylko nie wiem czy wróciłabyś żywa.- założył ręce. Wyglądał na bardzo pewnego siebie.- Nie mam powodów cię oszukiwać.- Wesleya też nie zabiłem. Kiedy dotarłem do jego domu, wiedział, że przybędę. Przygotował się na to. Wziął truciznę, więc nie widziałem sensu żeby to robić. Jak nie wierzysz, to wyniki sekcji zwłok są w szpitalu. I tym razem nie maczałem w tym swoich palców. Są na to świadkowie. Przynajmniej trzech lekarzy.
- Jeśli to prawda...- przemyślałam to sobie. Wszystko układało się w logiczna całość, ale wciąż wolałam trzymać go na dystans.- Jeśli mam ci zaufać, to powiedz mi, kim jest Szef.
- Nie wiem, Spencer...- odpowiedział przegryzając wargę.- Joe nigdy nie pozwolił mim go zobaczyć twarzą w twarz. Zawsze on był jego posłannikiem. Wszystko załatwialiśmy przez niego. A tamtej nocy byłem już bardzo blisko odkrycia prawdy, ale...
- Ale ty jesteś durniem. Wren.- spojrzałam na niego z pogardą.- Słyszysz co ty mówisz? To oczywiste, że żadnego Szefa nie ma! Dobra przykrywka. Według mnie sam Joe jest głową wszystkich operacji. Za dziwny zbieg okoliczności żeby zawsze był przy "Szefie". Już go widziałam i pożałuje tego.
- Kiedy go widziałaś?- zdziwił się.
- Gdy atakował Tobiego z jakimś kolesiem.
- Spencer, czy ty serio myślisz, że głowa mafii zajmuje się takimi sprawami? On tylko wydaje polecenia.- wtedy zapadła cisza. Patrzyłam się na niego, a on na mnie. Nie wiedziałam co myśleć. Trochę pogubiłam się w swoich myślach. Nie potrafiłam się też skupić. Nie po tym wszystkim. Potrzebowałam czasu. Już nie wiedziałam kto w tym wszystkim ma rację. Jaka jest ta prawidłowa prawda, do jasnej cholery?!-Spencer... wiem, że popełniłem mnóstwo błędów, ale chciałem jak najlepiej dla nas. Po prostu... zabrakło mi dobrego planu. Nigdy nie powinęła mi się noga, ale jak już to się stało, posypało się wszystko. Straciłem to, co było dla mnie najważniejsze. Ciebie.- spojrzał im prosto w oczy, a mi z wrażenia aż zaschło w gardle. Czułam się jakby pustynny piasek przeżarł moje gardło.- Kocham cię.- wyznał.
Byłam rozdarta. Przecież ja już nie czuję do niego tego samego, co kiedyś. Oczekiwał ode mnie odpowiedzi, ale...
- Spencer!- w głowie słyszałam głos Tobiego. Czy ja zamieniałam się w swoją siostrę? Czy ja traciłam zmysły słysząc głosy nieżywej osoby. Wren rozejrzał się niespokojnie i wtedy dotarło do mnie, że ten głos był rzeczywistością. Serce zabiło mi szybciej a w głowie miałam już kompletnie czarną dziurę. Czułam się jak bezmózgie zwierzę kierujące się wyłącznie instynktem.- Spencer!
- T-Toby?- z końca cmentarza widziałam biegnąca w moją stronę sylwetkę mojego kochanego. To nie może być prawda. Spojrzałam na Wrena, który wyglądał jakby za chwilę miał eksplodować. Ale tak! To był on! We własnej osobie, w cielesnej postaci. Widziałam go i słyszałam. Posłał mi ciepłe spojrzenie. Już miałam do niego podejść i go przytulić z całych sił, ale byłam w szoku. Jeszcze chwile temu uważałam go za zmarłego. A on zamiast objąć mnie tak jak zawsze, rzucił się na Wrena z pięściami.
- Ty oszukańczy skurwielu! Wiedziałem żeby ci nie ufać!- Toby rzucił się na Kingstona. Zaczęła się bitwa, a ja stałam jak sparaliżowana, nie wiedząc co zrobić. Już miałam podbiec kiedy Wren odegrał się na nim i powalił go prawie na ziemię, ale widząc jak Toby sobie radził, wolałam się w to nie mieszać. Przemieszczali się dość szybko i trudno było mi za nimi nadążyć. Dostrzegłam pistolet w spodniach Wrena. Nie mógł go wyciągnąć, bo był zajęty szarpaniem się z rywalem. Bałam się, że wystarczy chwila, a Toby dostanie kulkę, więc podeszłam do niego od tyłu i zabrałam pistolet. Wren odwrócił się na chwilę w moją stronę, ponieważ nie ogarniał co się właściwie stało. I wtedy Toby pchnął go jeszcze bardziej w stronę barierki cmentarza. Za nią było już tylko urwisko. Oboje spojrzeli przez chwilę w dół wiedząc jakie są intencje przeciwnika. Siłowali się nad samą przepaścią. Ich nogi przygnieżdżone były do niskiej barierki. Moje serce łopotało. Trzymałam spluwę w ręce. Toby posłał mi szybkie spojrzenie zabraniające użycia broni. Już miałam coś powiedzieć kiedy Wren wylądował za barierką. Wstrzymałam powietrze, a gdy przypomniałam sobie jak się oddycha, podbiegłam do niej. Na samym dole leżało jego ciało. Nie mógł tego przeżyć. Przytuliłam się do Tobiego jak nigdy dotąd. Łzy przyćmiły mi jego obraz. Jego czułe pocałunki były przepełnione tęsknotą jakby nie widział mnie przez kilka lat.
- Ty żyjesz... wciąż nie mogę w to uwierzyć.
- Porwał mnie i powiedział, że robi mi tylko przysługę, bo chciałaś mnie zabić. Zgodziłem się, ale tak naprawdę w to nie wierzyłem. Musiałem to do końca sprawdzić. Tak jak się umawialiśmy, odprowadził mnie na lotnisko. Musiałem wylecieć. Ale wróciłem. Myślał, że się mnie pozbył. Chciałem cię odnaleźć, ale dowiedziałem się, że jesteś w więzieniu. Gdyby nie to, że przyczepiłem się do Wrena i śledziłem go za każdym razem, nie znalazłbym ciebie.
- Cokolwiek ci powiedział, to nieprawda. A podpisując te papiery, nie widziałam, że chodzi o ciebie.
- Wierzę ci.
- Jednak popełniłeś błąd...
- Wiem. Czuję się źle z tym, że zabiłem człowieka.- był roztrzęsiony.
- Pierwszy raz zawsze jest najgorszy.
- Ten jeden raz to i tak o jeden raz za dużo.- złapał się za głowę i dopiero teraz ochłonął. Puścił mnie i zdał sobie sprawę z tego, co zrobił. Nie mówiąc nic, przytuliłam go. Wolałam teraz milczeć. Gdyby się dowiedział, że Wren był niewinny jeśli chodzi o sprawę z jej rodzicami i obojgiem Fitzów, jeszcze bardziej by się załamał. Ale taka już była prawda. Wren tak naprawdę był niewinny. Miał dobre zamiary jeśli o mnie chodziło. Nie doczekał się chwili, w której mówię mu, że mu wierzę i wybaczam. Zabrakło czas na pojednanie. I może dobrze. Oszukał mnie jeśli chodzi o Tobiego. Co nie zmienia faktu, że był aż tak złym człowiekiem. Wren naprawdę mnie kochał i chciał pozbyć się rywala. On też się zmienił. Bo jeśli nie, Toby rzeczywiście leżałby pod tym fałszywym grobem.
- Kocham cię, Toby.
- Ja ciebie też.- przyłożył delikatnie dłoń do mojego policzka. Opuszkiem kciuka przejechał subtelnie po mojej twarzy. Robił to tak czule, że w życiu nie pomyślałabym, że tymi rękoma przed chwilą zabił człowieka.
- Obiecuję, że to wszystko się skończy. Uwolnimy się od tego wszystkiego. Już nigdy nie będziemy musieli uciekać. Spójrz...- wskazałam palcem na jego nagrobek.- Na tym świecie jesteśmy już martwi, ale w naszym świecie możemy być już szczęśliwi do końca swoich dni. Wyjedziemy daleko stąd. Nikt nie będzie nas szukał. Naszym największym problemem będzie burza z deszczem.- uśmiechałam się przez łzy. Toby otarł je delikatnie i uśmiechnął się ciepło.
Przytuliłam go jeszcze jeden raz. Poza czuciem bicia jego serca, słyszałam tylko szum wiatru i śpiew ptaków. A potem padł strzał. Wszystko się we mnie zatrzęsło. Rozejrzałam się wokół kto to zrobił. Nikogo nie było w pobliżu. Moje serce wydawało się za chwilę wyskoczyć mi z piersi. Kiedy spojrzałam na Tobiego, myślałam, że przeżywam jakieś cholerne de ja vu. Jego klatka piersiowa krwawiła. Wystarczył jeden moment. Cała moja uwaga skupiła się na ten czerwonej plamie, która robiła się coraz większa. Toby nie powiedział nic tylko odplunął krwią i wtedy wiedziałam, że będzie tylko gorzej. Zdjęłam z siebie koszulę próbując jakoś zatamować ranę. Kompletnie się na tym nie znając próbowałam zrobić wszystko co w mojej mocy. Nie miałam ze sobą telefonu, zupełnie nic. Miałam już wstać i szukać pomocy nie wiadomo gdzie kiedy ostatnimi siłami złapał mnie za rękę, a raczej położył ją na mojej.
- Zostań...- wyszeptał patrząc na mnie zmęczonym wzrokiem. On dobrze wiedział, że umiera, ale ja nie umiem chyba na to patrzeć. Nie dam rady psychicznie jeszcze raz tego przeżywać. Już raz go straciłam. Nie mogę pozwolić żeby stało się to drugi raz.
- Trzymaj się kochanie.- przyłożyłam ręce do jego policzków. Tracił szybko temperaturę. Przytuliłam go do siebie ostrożnie.
- Pamiętaj o tym, że jesteś dobrym człowiekiem, Spenc...- kaszlnął.
- Nie zos-stawiaj m-mnie.- chyba nikt nie wie jak ja się wtedy czułam. Nie jest opisane to uczucie jak ukochana osoba odchodzi w naszych ramionach. Jak traci ten żywy blask w oczach. Kiedy czerpie ostatni raz powietrze w swoje płuca.- Toby?- nie poruszył się.- Toby!- potrząsnęłam nim. Nic to nie dawało. Rozryczałam się na całe gardło. W dupie miałam to czy ktoś to usłyszy czy nie. A może i miałam. Niech cały świat wie, że cierpię. Moje ciało właśnie rozrywało się na pół. Sama miałam ochotę umrzeć, bo odeszła osoba, która na to nie zasługiwała. To ja powinnam być na jego miejscu! Ja! Nikt inny!
Po rozlewaniu łez podniosłam głowę i rozejrzałam się jeszcze raz. Po drugiej stronie stała ciemna sylwetka. Od razu wstałam próbując odgadnąć kto to jest, ale z tej odległości było to prawie niemożliwe. Ten ktoś się nie ruszał. Po prostu stał. Zacisnęłam z nerwów pięści.
- Kim jesteś, tchórzu? Pokaż się! NO PODEJDŹ TUTAJ!- wrzasnęłam na końcu rozdzierając prawie gardło. Chyba podziałało, bo ten ktoś zbliżał się swoim tempem. Nie bałam się w tej chwili niczego. Śmierć nie była mi straszna. Nawet jeśli miałabym zginąć, to przynajmniej znając prawdę.- Joe?- spytałam. Postać była ubrana cała na czarno, a na głowie miała kaptur. Ręce schowane w kieszeni. Między nami było jakieś dwadzieścia metrów odległości. Wyciągnął lewą rękę z kieszeni. Coś we mnie drgnęło. Myślałam, że wyciągnie pistolet, ale to była tylko dłoń, wyjątkowo szczupła dłoń. Kiedy kaptur spadł z głowy...
- Aria?- odetchnęłam z ulgą, ale tylko na chwilę, ponieważ dziewczyna wyciągnęła drugą rękę, w której trzymała spluwę. Zaczęłam kręcić głową z niedowierzaniem. Patrzyłam jak z zimną krwią podnosi ją w moim kierunku.
- Niestety to nie Joe. Tym razem nie wysłużę się tym durniem. Zawiódł o jeden raz za dużo.- mówiła wszystko z kamienną twarzą.
- Nieeee! Ja chyba śnię!
- To jest rzeczywistość, Spencer. Okrutne życie.
- Myślałam, że przypadkowo to wszystko widziałaś. Myślałam, że...
- Proszę cię.- przerwała mi.- Widzisz? Każdy z nas ma swój mroczny sekret. Ty się dobrze maskowałaś. Ja tym bardziej.
- Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami! A ty jesteś jeszcze gorszą szmatą!
- Licz się ze słowami!- poprawiła narzędzie zbrodni w przekręcając palec.- Byłyśmy przyjaciółkami do czasu kiedy nasze tajne zainteresowania się nie pokrzyżowały. Mówiłam ci? Zostaw tego Cavanaugha? Trzeba było zostać już z tym Wrenem... Ale ty zawsze stawiasz na swoim, no i miłość nie wybiera.
- Co ty możesz wiedzieć o miłości...- spojrzałam na nią z pogardą.- Może to ty zabiłaś Ezrę?!
- A czy miałam inne wyjście? Kamuflaż przed Kingstonem dobrze szedł. Joe spełniał swoją rolę. Ale nie przewidziałam, że on będzie węszył. Ja nie miałam serca tego zrobić. Joe sam mnie wyręczył.
- A ty masz jakieś serce?
- Ty potrafiłaś mieć, jak się okazuje.
- Miałaś być prawnikiem.
- To była przykrywka. Papiery mam fałszywe. Ale opłacało się, wiesz? Twoi rodzice mieszali się w sprawę mojego człowieka. Praca tam pozwoliła mi mieć wgląd w parę rzeczy, a potem... po ich śmierci...pozwoliłam sobie zniszczyć to i owo.
- Nawet Wren mnie tak nie zawiódł jak ty.
- Oh daj spokój. Wren akurat był dla ciebie dobry. Ty po prostu nie umiałaś tego docenić. Dałaś się wprowadzić w fałszywy trop. Ale dość tych pogaduszek.
- No proszę... zastrzel mnie. I tak nie mam już po co żyć. Pseudo przyjaciółka odebrała mi rodzinę i miłość. Nie mam nic. O to ci chodziło?
- Nigdy mi o to nie chodziło. Ja po prostu muszę chronić siebie. Naprawdę mi szkoda, że tak to się potoczyło, ale nie mam innego wyjścia. Jeden człowiek nas poróżnił. Przez Cavanaugha polało się za dużo krwi. Nie jestem psychopatką. Nie kręci mnie to. Ale stoję pod ścianą, a ty jesteś ostatnim świadkiem, Hastings. Głupia nie jestem. Wiem, że chcesz mnie zabić. To mnie szukasz. Sprawcy tego wszystkiego. Tylko jedna z nas może przeżyć.
- Wiesz co? Liczyłam na to, że znajdę sposób, abyś zgniła w więzieniu. Obiecałam też coś Tobiemu, ale w tym przypadku może mi z góry wybaczy. Ale jednego nie przewidziałaś.
- Niby czego?- uniosła brew, a ja zmyliłam ją spojrzeniem i spojrzałam w pewien punkt za nią.
- Teraz!- krzyknęłam. Aria odruchowo schyliła się i odwróciła, a ja wyciągnęłam pistolet Wrena, który wcześniej schowałam do kieszeni. Bez zastanowienia nacisnęłam za spust. Aria padła na kolana, a następnie na ziemię. Jeszcze żyła gdy do niej podeszłam.- Nie mam sojusznika. To mój stary numer. Dałaś się podejść jak każdy przed tobą.- następnie kopnęłam ją w rękę, w której jeszcze trzymała broń żeby ją odsunąć. Następnie nie patrząc na to wszystko, wsadziłam ręce do kieszeni i szybko opuściłam cmentarz. Nie wytrzymałabym patrząc jeszcze raz na Tobiego. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
Nie wiem co teraz zrobię, ale wiem, że muszę zniknąć raz na zawsze. Nie dość, że podmieniono mnie z osobą, która teoretycznie nie żyje, to nie mam do czego wracać. Wszystko się skończyło. Skończyła się miłość. Skończyły się kłamstwa. I skończyło się uciekanie przed nieuniknionym. Jednak do końca życia będę musiała zmagać się z tym, że będę musiała się chować. Zawsze będę musiała być ostrożna. Zawsze zostanę chociażby ofiarą wolności, która wykluczyła mnie ze swojego kręgu. Teraz mogę się poprawić. Nazywam się Sarah Herman i mam jeden mały sekret. Zabijałam dla pieniędzy, ale jestem już dobrym człowiekiem.
Poszalałam z tymi gifami na sam koniec :D
Stoję tu o słabych nogach przed grobem Tobiego i wszystko przeżywam. Nigdy nikogo tak nie kochałam. On był dla mnie wszystkim. Toby nie był jednym z tych słabych chłopaczków, tych prostych celów, które można było unicestwić za pstryknięciem palca. Był silniejszy niż ktokolwiek. Był silniejszy niż ja. Na tyle silny żeby mógł zmienić kobietę, dla której wydawałoby się, że nie ma już ratunku. A jednak. Mogła zakwitnąć na nowo. Ale co jej z tego jak znów więdnie? Czy ten kwiat się kiedyś odrodzi czy zeschnie już na zawsze?
Co za myśli opętały moją głowę. Czy ja zwariowałam?
- Toby...- klęknęłam przed nagrobkiem i dłonią przejechałam po marmurze, na którym stały dwa niepalące się już znicze. Wokół nie było nikogo. Byliśmy teraz ze sobą sam na sam. I dobrze. Chociaż fakt, że był to sam kraniec cmentarza, blisko końca wzgórza, cieszył mnie. Błądziłam po tym miejscu niezliczony czas w poszukiwaniu tego miejsca. Przyglądałam się każdemu nagrobkowi po kolei aż w końcu znalazłam. Spoczywający w samotności, taki inny od reszty.- Przepraszam.- otarłam łzy.- Nie wiem co sobie wyobrażałam. Zawiodłam. Myślałam, że stać mnie będzie na więcej, że jestem wystarczająco silna. Nie umiałam już nad tym zapanować.- byłam już na siebie zła, bo potok łez był nie do zatamowania.- Kocham cię, ale muszę to zrobić. Obiecałam tobie, że już nigdy nikogo nie zabiję, ale on tego pożałuje, słyszysz? Może człowiek, który cię zabił nie żyje, ale ja wiem, że rozkaz był od kogoś innego.
- Sama nie dasz rady.- odezwał się głos zza moich pleców. Miałam go już wystarczająco dość jak na ten dzień.- Spenc, daj sobie pomóc.
- Nie chcę od ciebie pomocy, Wren!- wstałam natychmiast.- Czy do ciebie nie dociera? Byłabym głupia gdybym znów ci zaufała!
- A może ten ostatni raz dasz mi dojść do słowa?- całymi siłami próbował być spokojny, ale widziałam jak się z tym męczył. Widocznie bardzo mu na tym zależało. Traktował mnie jak zdobycz. Jakby bał się, że mnie wypłoszy do lasu. Robił ostrożne ruchy. Nie dałam się na to złapać.
- Nie zaufam osobie, która mnie oszukiwała. Która zabiła moich rodziców i przyjaciela!
- Nie zabiłem ich! Miałem, ale nie zrobiłem tego. I nie ja też dałem rozkaz.
- Ja słyszałam inną wersję. Świętej pamięci Wesley powiedział mi, że Szef dał ci zlecenie zabicia ich, bo chodziło o Jego człowieka. Ty nie chciałeś tego zrobić z wiadomych celów, dlatego wynająłeś Barta. Tego, którego zabiłam w Nowym Yorku. Uważasz, że w ten sposób nie jesteś winny? Że umywasz ręce? Mogłeś mi powiedzieć. Mogłam temu zapobiec jeśli sam miałeś problemy!
- Nie!- warknął.
- A niby czemu?
- Nie wiem czemu Wesley to powiedział, ale chyba nie do końca wybadał tę sprawę. Nie ja zleciłem te sprawę. Prawda. Miałem to zrobić, ale nie zrobiłem. Wycofałem się.
- Nie wierzę. Zabiliby cię.
- Spencer, ja nie miałem ubezpieczeń tylko na ciebie. Myślisz, dlaczego oni się kręcą wokół mnie? Oni też się boją. Dowody trzymam w szpitalu i zaufana osoba wie, że na wypadek gdyby mi się coś stało...- spojrzał mi w oczy.- Nie mógłbym przyczynić się do tego. Wolałem już to obejść. Sam Szef wynajął Barta Doyle'a, bo ktoś to musiał zrobić, a Joe, jego prawa ręka, o tym nie wiedział, dlatego on reszcie puścił farbę, że to ja.
- A Ezra? Wesley? Toby zresztą był świadkiem jego śmierci...
- A czy Toby mówił ci kto go zabił? Czy widział tę osobę? Bo ja tak. Pewnie jak mówił Wesley, miałem motyw żebym to zrobił. Ale czy on ci powiedział, że jest stuprocentowo pewny, że to ja? Ezra nie potrzebnie zaczął węszyć. Odkrył, że nie jestem uczciwy. Mówiłem mu... Zostaw to, Ezra, bo z tego nie wynikną dobre rzeczy. To niebezpieczne. A on? Przyjaciel? Zaczął mnie zamawiać, abym się przyznał! Sam nie był w stanie na mnie donieść. Kumpel na kumpla? A może był w stanie, ale nie był to odpowiedni moment. Pokłóciliśmy się tamtej nocy. Opuściłem jego dom i pojechałem prosto do kryjówki gangu pogadać z Szefem. Zatrzymał mnie Joe, więc zacząłem z nim tę gadkę. Chciałem wyczaić czy wiedzą coś o jakichś szpiegach. Kurwa... nie wiedziałem wtedy, że Ezra mnie śledził. Joe go szybko znalazł i zabił na moich oczach. Byłem to i widziałem, Spencer... Ja też to przeżywałem.
- Bardzo dobry plan. Skąd mam wiedzieć, że to prawda?
- Idź do samego Joe'a! Tylko nie wiem czy wróciłabyś żywa.- założył ręce. Wyglądał na bardzo pewnego siebie.- Nie mam powodów cię oszukiwać.- Wesleya też nie zabiłem. Kiedy dotarłem do jego domu, wiedział, że przybędę. Przygotował się na to. Wziął truciznę, więc nie widziałem sensu żeby to robić. Jak nie wierzysz, to wyniki sekcji zwłok są w szpitalu. I tym razem nie maczałem w tym swoich palców. Są na to świadkowie. Przynajmniej trzech lekarzy.
- Jeśli to prawda...- przemyślałam to sobie. Wszystko układało się w logiczna całość, ale wciąż wolałam trzymać go na dystans.- Jeśli mam ci zaufać, to powiedz mi, kim jest Szef.
- Nie wiem, Spencer...- odpowiedział przegryzając wargę.- Joe nigdy nie pozwolił mim go zobaczyć twarzą w twarz. Zawsze on był jego posłannikiem. Wszystko załatwialiśmy przez niego. A tamtej nocy byłem już bardzo blisko odkrycia prawdy, ale...
- Ale ty jesteś durniem. Wren.- spojrzałam na niego z pogardą.- Słyszysz co ty mówisz? To oczywiste, że żadnego Szefa nie ma! Dobra przykrywka. Według mnie sam Joe jest głową wszystkich operacji. Za dziwny zbieg okoliczności żeby zawsze był przy "Szefie". Już go widziałam i pożałuje tego.
- Kiedy go widziałaś?- zdziwił się.
- Gdy atakował Tobiego z jakimś kolesiem.
- Spencer, czy ty serio myślisz, że głowa mafii zajmuje się takimi sprawami? On tylko wydaje polecenia.- wtedy zapadła cisza. Patrzyłam się na niego, a on na mnie. Nie wiedziałam co myśleć. Trochę pogubiłam się w swoich myślach. Nie potrafiłam się też skupić. Nie po tym wszystkim. Potrzebowałam czasu. Już nie wiedziałam kto w tym wszystkim ma rację. Jaka jest ta prawidłowa prawda, do jasnej cholery?!-Spencer... wiem, że popełniłem mnóstwo błędów, ale chciałem jak najlepiej dla nas. Po prostu... zabrakło mi dobrego planu. Nigdy nie powinęła mi się noga, ale jak już to się stało, posypało się wszystko. Straciłem to, co było dla mnie najważniejsze. Ciebie.- spojrzał im prosto w oczy, a mi z wrażenia aż zaschło w gardle. Czułam się jakby pustynny piasek przeżarł moje gardło.- Kocham cię.- wyznał.
Byłam rozdarta. Przecież ja już nie czuję do niego tego samego, co kiedyś. Oczekiwał ode mnie odpowiedzi, ale...
- Spencer!- w głowie słyszałam głos Tobiego. Czy ja zamieniałam się w swoją siostrę? Czy ja traciłam zmysły słysząc głosy nieżywej osoby. Wren rozejrzał się niespokojnie i wtedy dotarło do mnie, że ten głos był rzeczywistością. Serce zabiło mi szybciej a w głowie miałam już kompletnie czarną dziurę. Czułam się jak bezmózgie zwierzę kierujące się wyłącznie instynktem.- Spencer!
- T-Toby?- z końca cmentarza widziałam biegnąca w moją stronę sylwetkę mojego kochanego. To nie może być prawda. Spojrzałam na Wrena, który wyglądał jakby za chwilę miał eksplodować. Ale tak! To był on! We własnej osobie, w cielesnej postaci. Widziałam go i słyszałam. Posłał mi ciepłe spojrzenie. Już miałam do niego podejść i go przytulić z całych sił, ale byłam w szoku. Jeszcze chwile temu uważałam go za zmarłego. A on zamiast objąć mnie tak jak zawsze, rzucił się na Wrena z pięściami.
- Ty oszukańczy skurwielu! Wiedziałem żeby ci nie ufać!- Toby rzucił się na Kingstona. Zaczęła się bitwa, a ja stałam jak sparaliżowana, nie wiedząc co zrobić. Już miałam podbiec kiedy Wren odegrał się na nim i powalił go prawie na ziemię, ale widząc jak Toby sobie radził, wolałam się w to nie mieszać. Przemieszczali się dość szybko i trudno było mi za nimi nadążyć. Dostrzegłam pistolet w spodniach Wrena. Nie mógł go wyciągnąć, bo był zajęty szarpaniem się z rywalem. Bałam się, że wystarczy chwila, a Toby dostanie kulkę, więc podeszłam do niego od tyłu i zabrałam pistolet. Wren odwrócił się na chwilę w moją stronę, ponieważ nie ogarniał co się właściwie stało. I wtedy Toby pchnął go jeszcze bardziej w stronę barierki cmentarza. Za nią było już tylko urwisko. Oboje spojrzeli przez chwilę w dół wiedząc jakie są intencje przeciwnika. Siłowali się nad samą przepaścią. Ich nogi przygnieżdżone były do niskiej barierki. Moje serce łopotało. Trzymałam spluwę w ręce. Toby posłał mi szybkie spojrzenie zabraniające użycia broni. Już miałam coś powiedzieć kiedy Wren wylądował za barierką. Wstrzymałam powietrze, a gdy przypomniałam sobie jak się oddycha, podbiegłam do niej. Na samym dole leżało jego ciało. Nie mógł tego przeżyć. Przytuliłam się do Tobiego jak nigdy dotąd. Łzy przyćmiły mi jego obraz. Jego czułe pocałunki były przepełnione tęsknotą jakby nie widział mnie przez kilka lat.
- Ty żyjesz... wciąż nie mogę w to uwierzyć.
- Porwał mnie i powiedział, że robi mi tylko przysługę, bo chciałaś mnie zabić. Zgodziłem się, ale tak naprawdę w to nie wierzyłem. Musiałem to do końca sprawdzić. Tak jak się umawialiśmy, odprowadził mnie na lotnisko. Musiałem wylecieć. Ale wróciłem. Myślał, że się mnie pozbył. Chciałem cię odnaleźć, ale dowiedziałem się, że jesteś w więzieniu. Gdyby nie to, że przyczepiłem się do Wrena i śledziłem go za każdym razem, nie znalazłbym ciebie.
- Cokolwiek ci powiedział, to nieprawda. A podpisując te papiery, nie widziałam, że chodzi o ciebie.
- Wierzę ci.
- Jednak popełniłeś błąd...
- Wiem. Czuję się źle z tym, że zabiłem człowieka.- był roztrzęsiony.
- Pierwszy raz zawsze jest najgorszy.
- Ten jeden raz to i tak o jeden raz za dużo.- złapał się za głowę i dopiero teraz ochłonął. Puścił mnie i zdał sobie sprawę z tego, co zrobił. Nie mówiąc nic, przytuliłam go. Wolałam teraz milczeć. Gdyby się dowiedział, że Wren był niewinny jeśli chodzi o sprawę z jej rodzicami i obojgiem Fitzów, jeszcze bardziej by się załamał. Ale taka już była prawda. Wren tak naprawdę był niewinny. Miał dobre zamiary jeśli o mnie chodziło. Nie doczekał się chwili, w której mówię mu, że mu wierzę i wybaczam. Zabrakło czas na pojednanie. I może dobrze. Oszukał mnie jeśli chodzi o Tobiego. Co nie zmienia faktu, że był aż tak złym człowiekiem. Wren naprawdę mnie kochał i chciał pozbyć się rywala. On też się zmienił. Bo jeśli nie, Toby rzeczywiście leżałby pod tym fałszywym grobem.
- Kocham cię, Toby.
- Ja ciebie też.- przyłożył delikatnie dłoń do mojego policzka. Opuszkiem kciuka przejechał subtelnie po mojej twarzy. Robił to tak czule, że w życiu nie pomyślałabym, że tymi rękoma przed chwilą zabił człowieka.
- Obiecuję, że to wszystko się skończy. Uwolnimy się od tego wszystkiego. Już nigdy nie będziemy musieli uciekać. Spójrz...- wskazałam palcem na jego nagrobek.- Na tym świecie jesteśmy już martwi, ale w naszym świecie możemy być już szczęśliwi do końca swoich dni. Wyjedziemy daleko stąd. Nikt nie będzie nas szukał. Naszym największym problemem będzie burza z deszczem.- uśmiechałam się przez łzy. Toby otarł je delikatnie i uśmiechnął się ciepło.
Przytuliłam go jeszcze jeden raz. Poza czuciem bicia jego serca, słyszałam tylko szum wiatru i śpiew ptaków. A potem padł strzał. Wszystko się we mnie zatrzęsło. Rozejrzałam się wokół kto to zrobił. Nikogo nie było w pobliżu. Moje serce wydawało się za chwilę wyskoczyć mi z piersi. Kiedy spojrzałam na Tobiego, myślałam, że przeżywam jakieś cholerne de ja vu. Jego klatka piersiowa krwawiła. Wystarczył jeden moment. Cała moja uwaga skupiła się na ten czerwonej plamie, która robiła się coraz większa. Toby nie powiedział nic tylko odplunął krwią i wtedy wiedziałam, że będzie tylko gorzej. Zdjęłam z siebie koszulę próbując jakoś zatamować ranę. Kompletnie się na tym nie znając próbowałam zrobić wszystko co w mojej mocy. Nie miałam ze sobą telefonu, zupełnie nic. Miałam już wstać i szukać pomocy nie wiadomo gdzie kiedy ostatnimi siłami złapał mnie za rękę, a raczej położył ją na mojej.
- Zostań...- wyszeptał patrząc na mnie zmęczonym wzrokiem. On dobrze wiedział, że umiera, ale ja nie umiem chyba na to patrzeć. Nie dam rady psychicznie jeszcze raz tego przeżywać. Już raz go straciłam. Nie mogę pozwolić żeby stało się to drugi raz.
- Trzymaj się kochanie.- przyłożyłam ręce do jego policzków. Tracił szybko temperaturę. Przytuliłam go do siebie ostrożnie.
- Pamiętaj o tym, że jesteś dobrym człowiekiem, Spenc...- kaszlnął.
- Nie zos-stawiaj m-mnie.- chyba nikt nie wie jak ja się wtedy czułam. Nie jest opisane to uczucie jak ukochana osoba odchodzi w naszych ramionach. Jak traci ten żywy blask w oczach. Kiedy czerpie ostatni raz powietrze w swoje płuca.- Toby?- nie poruszył się.- Toby!- potrząsnęłam nim. Nic to nie dawało. Rozryczałam się na całe gardło. W dupie miałam to czy ktoś to usłyszy czy nie. A może i miałam. Niech cały świat wie, że cierpię. Moje ciało właśnie rozrywało się na pół. Sama miałam ochotę umrzeć, bo odeszła osoba, która na to nie zasługiwała. To ja powinnam być na jego miejscu! Ja! Nikt inny!
Po rozlewaniu łez podniosłam głowę i rozejrzałam się jeszcze raz. Po drugiej stronie stała ciemna sylwetka. Od razu wstałam próbując odgadnąć kto to jest, ale z tej odległości było to prawie niemożliwe. Ten ktoś się nie ruszał. Po prostu stał. Zacisnęłam z nerwów pięści.
- Kim jesteś, tchórzu? Pokaż się! NO PODEJDŹ TUTAJ!- wrzasnęłam na końcu rozdzierając prawie gardło. Chyba podziałało, bo ten ktoś zbliżał się swoim tempem. Nie bałam się w tej chwili niczego. Śmierć nie była mi straszna. Nawet jeśli miałabym zginąć, to przynajmniej znając prawdę.- Joe?- spytałam. Postać była ubrana cała na czarno, a na głowie miała kaptur. Ręce schowane w kieszeni. Między nami było jakieś dwadzieścia metrów odległości. Wyciągnął lewą rękę z kieszeni. Coś we mnie drgnęło. Myślałam, że wyciągnie pistolet, ale to była tylko dłoń, wyjątkowo szczupła dłoń. Kiedy kaptur spadł z głowy...
- Aria?- odetchnęłam z ulgą, ale tylko na chwilę, ponieważ dziewczyna wyciągnęła drugą rękę, w której trzymała spluwę. Zaczęłam kręcić głową z niedowierzaniem. Patrzyłam jak z zimną krwią podnosi ją w moim kierunku.
- Niestety to nie Joe. Tym razem nie wysłużę się tym durniem. Zawiódł o jeden raz za dużo.- mówiła wszystko z kamienną twarzą.
- Nieeee! Ja chyba śnię!
- To jest rzeczywistość, Spencer. Okrutne życie.
- Myślałam, że przypadkowo to wszystko widziałaś. Myślałam, że...
- Proszę cię.- przerwała mi.- Widzisz? Każdy z nas ma swój mroczny sekret. Ty się dobrze maskowałaś. Ja tym bardziej.
- Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami! A ty jesteś jeszcze gorszą szmatą!
- Licz się ze słowami!- poprawiła narzędzie zbrodni w przekręcając palec.- Byłyśmy przyjaciółkami do czasu kiedy nasze tajne zainteresowania się nie pokrzyżowały. Mówiłam ci? Zostaw tego Cavanaugha? Trzeba było zostać już z tym Wrenem... Ale ty zawsze stawiasz na swoim, no i miłość nie wybiera.
- Co ty możesz wiedzieć o miłości...- spojrzałam na nią z pogardą.- Może to ty zabiłaś Ezrę?!
- A czy miałam inne wyjście? Kamuflaż przed Kingstonem dobrze szedł. Joe spełniał swoją rolę. Ale nie przewidziałam, że on będzie węszył. Ja nie miałam serca tego zrobić. Joe sam mnie wyręczył.
- A ty masz jakieś serce?
- Ty potrafiłaś mieć, jak się okazuje.
- Miałaś być prawnikiem.
- To była przykrywka. Papiery mam fałszywe. Ale opłacało się, wiesz? Twoi rodzice mieszali się w sprawę mojego człowieka. Praca tam pozwoliła mi mieć wgląd w parę rzeczy, a potem... po ich śmierci...pozwoliłam sobie zniszczyć to i owo.
- Nawet Wren mnie tak nie zawiódł jak ty.
- Oh daj spokój. Wren akurat był dla ciebie dobry. Ty po prostu nie umiałaś tego docenić. Dałaś się wprowadzić w fałszywy trop. Ale dość tych pogaduszek.
- No proszę... zastrzel mnie. I tak nie mam już po co żyć. Pseudo przyjaciółka odebrała mi rodzinę i miłość. Nie mam nic. O to ci chodziło?
- Nigdy mi o to nie chodziło. Ja po prostu muszę chronić siebie. Naprawdę mi szkoda, że tak to się potoczyło, ale nie mam innego wyjścia. Jeden człowiek nas poróżnił. Przez Cavanaugha polało się za dużo krwi. Nie jestem psychopatką. Nie kręci mnie to. Ale stoję pod ścianą, a ty jesteś ostatnim świadkiem, Hastings. Głupia nie jestem. Wiem, że chcesz mnie zabić. To mnie szukasz. Sprawcy tego wszystkiego. Tylko jedna z nas może przeżyć.
- Wiesz co? Liczyłam na to, że znajdę sposób, abyś zgniła w więzieniu. Obiecałam też coś Tobiemu, ale w tym przypadku może mi z góry wybaczy. Ale jednego nie przewidziałaś.
- Niby czego?- uniosła brew, a ja zmyliłam ją spojrzeniem i spojrzałam w pewien punkt za nią.
- Teraz!- krzyknęłam. Aria odruchowo schyliła się i odwróciła, a ja wyciągnęłam pistolet Wrena, który wcześniej schowałam do kieszeni. Bez zastanowienia nacisnęłam za spust. Aria padła na kolana, a następnie na ziemię. Jeszcze żyła gdy do niej podeszłam.- Nie mam sojusznika. To mój stary numer. Dałaś się podejść jak każdy przed tobą.- następnie kopnęłam ją w rękę, w której jeszcze trzymała broń żeby ją odsunąć. Następnie nie patrząc na to wszystko, wsadziłam ręce do kieszeni i szybko opuściłam cmentarz. Nie wytrzymałabym patrząc jeszcze raz na Tobiego. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
Nie wiem co teraz zrobię, ale wiem, że muszę zniknąć raz na zawsze. Nie dość, że podmieniono mnie z osobą, która teoretycznie nie żyje, to nie mam do czego wracać. Wszystko się skończyło. Skończyła się miłość. Skończyły się kłamstwa. I skończyło się uciekanie przed nieuniknionym. Jednak do końca życia będę musiała zmagać się z tym, że będę musiała się chować. Zawsze będę musiała być ostrożna. Zawsze zostanę chociażby ofiarą wolności, która wykluczyła mnie ze swojego kręgu. Teraz mogę się poprawić. Nazywam się Sarah Herman i mam jeden mały sekret. Zabijałam dla pieniędzy, ale jestem już dobrym człowiekiem.
KONIEC
___________________________________________________
I tak prezentuje się ostatni rozdział. Przyznam się, że bardzo ciężko mi się go pisało i do końca tego nie czułam, ale mam nadzieję, że się choć trochę podobał. Ale na bank musiał Was zaskoczyć. Kto się spodziewał takiego obrotu spraw? Wren nie zabił rodziców Spencer ani Ezry. Za to kto pomyślał o tym, że tajemniczym Szefem może być Aria? Te kobiety... same zagadki kryją się za ich plecami :)
Ten blog był pierwszym blogiem z tych "najbardziej spontanicznych". Zawsze miałam wszystko zaplanowane, każdy rozdział z wyprzedzeniem. Wszystko było zgodnie z planem i zawsze na czas. Ten przekonał mnie jak trudno być sumiennym i na czas dawać publikacje, dlatego rozumiem teraz wszystkich innych i już nigdy nie będę nikogo pospieszać. Każdy ma swoje życie, a czas nie zawsze się znajdzie :P
Dziękuję za to, że byliście, czytaliście, komentowaliście i braliście udział w ankiecie. A to, co ostatnio zrobiliście... wow! Naprawdę? Ostatni rozdział pobił liczbą wyświetleń nawet inne moje blogi... aż 1041 wyświetleń! Rekord jeśli chodzi o pojedyńczy rozdział. Szaleńcy :D Ciekawe czy pobijecie rekord? Dziękuję każdemu po kolei :*
I jak? Podobała Wam się ta historia? Czy może spodziewaliście się innego zakończenia? Jak teraz będzie wyglądać życie Spencer? Piszcie w komentarzach. Oczywiście odpowiem na każdy kom :P
I jak? Nadal trzymacie swego?
Spoby na zawsze?
Czy może Wrencer?
I na poprawienie humoru żeby tak smutno to się wszystko nie kończyło :D
Poszalałam z tymi gifami na sam koniec :D
Jeszcze raz dziękuję, Marla S
__________________________________________________
O kurwa!!! Jak przeczytałem ze to Aria to wywalilem tak wielkie oczy ze normalnie prawie mi wyszly z orbit. Zaskoczylas totalnie!
OdpowiedzUsuńCo do Tobiego. Wiedziałem ze zginie! N
Jednak myslalem o zupełnie innym momencie. Wtedy gdy biegl do Spencer i Wrena. Myślałem ze wtedy bd huk i nagle jebnie na ziemię. Ale nie. Musialas mnie jeszcze w napięciu potrzymac :D
Wren niewinny? O jaaa. A ja myślałem ze on serio takim chujem jest.. a to po prostu Aria byla szmata.. naprawdę nigdy nie pomyslalbym ze to moze byc ona...
Szkoda Tobiego... mogli byc szczesliwi ale Aria szmata musiała sie pojawić i wszystko zepsuć.. ajj..
Dobrze zrobila ze ją zabiła! Dobrze ze wyjela wczesniej ten pistolet. A ten numer. Dobrze to wykombinowala :) Brawo Spenc! :)
Leje z gifa z Keeganem. Hahah! Mega! ;)
Ktora para? Oczywiście ze Spoby! :)
Rozdział genialny! Caly blog wgl byl genialny! Szkoda ze to juz koniec...
Dziękuję ze stworzylas ro cudenko. Licze na wiecej :)
Jak wyskoczyły z orbit to dobrze, bo taki był zamiar ;) A ten gif jest jednym z moich ulubionych :P
UsuńO Jezusie... to było meeeegaaa! Cały ten blog i ta historia i ten niespodziewany obrót spraw gdzie źli okazują się dobrzy a dobrzy złymi. Aria jest Szefem???!! Wooo to byłoby ciężkie do zaakceptowania gdyby nie fakt, że Spenc zabijała dla pieniędzy. Teraz szkoda mi śmierci Wrena. Tym bardziej Tobiego!! Jaka ja jestem zła! Podoba mi się to zdanie z Sarah Herman. Czuję że jej dalsze losy będą takie że podda się operacji plastycznym i zmieni tożsamość i zacznie nowe życie ale jako samotniczka do końca życia :p Ale zachowała swoje stare inicjały. Mega to wszystko. Szkoda że to koniec. Historia trzymana w dobrym klimacie. Fajnie było poczytać coś w pierwszej osobie... tak jak na FTS :)
OdpowiedzUsuńDobry strzał z operacją. W sumie początkowy plan był taki, że miała popełnić samobójstwo i skoczyć ze wzgórza i wylądować obok Wrena...
UsuńKiedy akcja jest najlepsza, ty kończysz bloga! Jesteś złaaaa, ale i tak Cię uwielbiamy! Fajnie było poczytać bloga z Arią, bo mam do niej sentyment. Pamiętasz przecież, prawda? Ja zawsze byłam za Spoby, ale gdzieś tam głęboko we mnie drzemie miłość do Wrencera. Im mogło się udać, tylko czegoś zabrakło...
OdpowiedzUsuńAria stała za tym wszystkim? Dwulicowa żmija. Ale i tak dobrze się maskowała. Kto by pomyślał? O czym ty wgl myślałaś kiedy pisałaś zakończenie? SUUUUUPEEEER!
Oczywiście, że pamiętam. Stare dobre czasy :)
UsuńPewnie i tak nie przeczytasz tego komentarza, ale czuję potrzebę napisania jego. Odkryłam niedawno ten blog i był zdecydowanie jednym z najlepszych, które czytałam. Aż żal, że to już koniec. Będę czuła teraz jakąś pustkę, taką jak po końcu PLL. Pokochałam ten blog i pomysł o Spencer jako płatnym zabójcy. Muszę przyznać, że kiedy ten ktoś się zbliżał do Spenc moja podświadomość krzyczała "To będzie Aria, to musi być Aria" i się nie pomyliła"To była Aria". Po prostu wiedziałam, że nie zakończysz opowiadania bez poruszenia kwestii Arii i wtedy stwierdziłam, że pewnie zrobisz z niej czarny charakter. Cóż byłam pewna, że Toby nie żyje i Spencer teraz zwiąże się z Wrenem. On początku go lubiłam i czułam, że nigdy nie miał złych zamiarów wobec Spencer. Jednak całym sercem byłam za Spobym! Byłam pewna, że Spencer strzeli sobie w łeb leżąc obok Tobyego, przynajmniej ja bym tak zrobiła na jej miejscu. Po tym co przeszła nie umiałabym dalej funkcjonować. Gdyby chociaż Toby albo Wren żył, a tu sama na siebie skazana. Ale ciekawi mnie jak potoczą się jej dalszego losy. Szkoda, że tego się nie dowiemy, bo raczej nie masz ochoty napisać drugiej części? To byłoby zbyt piękne. Na koniec dziękuję Ci za to opowiadanie. Naprawdę było warte każdej nieprzespanej nocy i przy okazji byłaś moją weną do pisania własnych historii o Spencer. Dziękuję i życzę wydania książki, gdyż byłby to besceller! Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBardzo obszerny wpis, super.
OdpowiedzUsuń31 years old Administrative Assistant IV Hobey Worthy, hailing from Laurentiens enjoys watching movies like Destiny in Space and Baton twirling. Took a trip to Su Nuraxi di Barumini and drives a Charger. poznaj fakty tu i teraz
OdpowiedzUsuń