Ciemność, chłód i strach przed nieznanym. To czuję. No i jeszcze ból oraz niepewność. Mój mózg podzielił się na dwie mocno rywalizujące ze sobą grupy. Więzienie i Tobiego. I tak na zmianę w mojej głowie skaczą te obrazy powodując męczarnie. Gdzieś tam w Rosewood jest mój dom, mój nielegalny dorobek, do którego nigdy nie wrócę. Jeśli miałby już tak leżeć, to chciałabym to chociaż sprzedać i kasę dać potrzebującym dzieciom. Ale teraz nic nie mogę. Mogę gdybać. Mogę płakać.
Pojazd, w którym się znajdowałam zaczął podskakiwać. Siedziałam na twardej niby podłodze i moje pośladki czuły jak opony walczą z kocimi łbami. Odwróciłam głowę patrząc na nie wiadomo co. Prawie nic nie widziałam wokół siebie, mimo, że był dzień. Jestem przewożona do więzienia dla kobiet o zaostrzonym rygorze i nawet nie mam tu zakratkowanego okienka, abym mogła powdychać sobie tego świeżego powietrza. Jak tak ktoś mówi, że powietrze zza drugiej strony niczym się nie różni, to gówno wie. Liczy się nie poczucie wiatru, a poczucie wolności.
- Wlazł kotek na płotek i mruka...- już tak mi się rzuciło na głowę, że zaczęłam śpiewać. Ponieważ swój czas spędzałam na zabijaniu niż na normalnym życiu to nie nauczyłam się wielu piosenek, a to jest jedyny tekst, który od początku do końca znałam na pamięć.-...ładna to piosenka niedługa. Nie długa, nie krótka, lecz w sam raz. Zaśpiewaj koteczku jeszcze raz.- z bezsilności opuściłam na nogi nadgarstki w kajdankach. Dodawały mi psychicznego ciężaru.
Po chwili ciężarówka zaczęła coraz bardziej podskakiwać, aż się trzęsła. Przewróciłam się na prawe ramię. Ciężko mi było się podnieść, więc się poddałam. Nie miałam siły. Nagle wszystko ustało. Sciany były odporniejsze, ale jednak coś tam usłyszałam. Dokładnie pociąg. Musieliśmy pewnie stać przed torami i czekać aż przejedzie. Dziwniejsze rzeczy działy się potem. Kierowca zawrócił, zmienił zupełnie kierunek trasy. Nie wiedziałam co to oznacza. Czy był jakiś wypadek na torach? Czy jest
jakiś objazd? Mogłam się tylko domyślać. Nie spałam całą noc, dlatego moje oczy same się zamknęły.
- Budź się!- wrzasnął mężczyzna. Od razu się ożywiłam. Zajęło mi chwilę żeby zorientować się, że coś jest nie tak. Ten facet w ogóle nie przypominał żadnego z policjantów, którzy wnosili mnie do środka. Ponadto, nie miał nawet munduru. Nosił na sobie czarne, rozdarte na kolanach spodnie i białą podkoszulkę. Twarz miał nieprzyjazną, pocharataną trzema bliznami na lewym policzku. Miał na oko trzydzieści lat. Dołączył do niego inny koleś. Oboje wyciągnęli mnie z pojazdu. Słońce oślepiło mój wzrok przez co nie mogłam bardziej przyjrzeć się miejscu, w którym jestem. Byłam gdzieś na wsi, niedaleko starej stodoły, która wyglądała na opuszczoną.- Pójdź po tamtą, a ja zajmę się nią.- ten drugi odszedł posłusznie. Przestraszyłam się.
- Gdzie ja jestem? Kim ty jesteś?
- Żadnych pytań.- burknął. Otworzył wejście do stodoły, która była wypełniona tylko sianem. W powietrzu unosił się wiejski smród, którego nie znoszę. Rzucił mną jak worek ziemniaków prosto na stos siana, a następnie dokładnie zamknął drzwi.- Posłuchaj, musisz być teraz grzeczna. Jeśli będziesz współpracować, to krzywda ci się nie stanie.- podszedł do mnie i położył ręce na mich biodrach.
- Nie dotykaj mnie!- zaczęłam się szarpać, jednak w założonych z tyłu kajdankach na dłoniach ciężej było mi się bronić. Nogami też nie mogłam kopać. Co tu się dzieje? Czy mnie uprowadzono? Ale kto to zrobił? To jakiś gwałciciel handlujący żywym towarem. Nie chcę być sprzedana na rynku jak jakaś dziwka! Łzy nalały mi się do oczy. Czułam się bezsilna.
- Jaka agresywna, a jaka delikatna. Nie becz!- ściągnął ze mnie pomarańczowe spodnie. Gdy myślałam jeszcze o ściąganiu tych okropnych ubrań, nie miałam na myśli, że w taki sposób.
- Proszę, nie rób mi krzywdy.- zaczęłam go błagać jak mała dziewczynka, zupełnie upokorzona.
- Weź!- zmarszczył brwi.- Nie mam zamiaru cię zgwałcić. Dobra. Zrobimy inaczej, ale musimy współpracować. Na zewnątrz są uzbrojeni ludzie. Nie kombinuj tylko... Możemy się tak umówić?
- Dobra.- przytaknęłam.
- Chcę po prostu twoje ciuchy. Odkuję cię i masz ściągnąć z siebie szybko te szmaty, jasne?- znów przytaknęłam. Nie wiedziałam po co mu te ciuchy. Uwolnił mnie z obręczy i pozwolił wstać. Wyciągnął z kieszeni pistolet.- Pamiętaj, żadnych sztuczek.- nawet nie mam jak stąd uciec, nie próbowałabym w tej sytuacji. Podeszłam na ściany i odwróciłam się plecami. Ściągnęłam z siebie więzienny strój. Poczułam dreszcze gdy zostałam w samej bieliźnie.- Ubierz na razie to.- rzucił we mnie czarnym szlafrokiem. Wydawał się jakby serio nie chciał zrobić mi krzywdy, ale wolałam nie dmuchać na zimne.- Zostań tu, nie ruszaj się.- otworzył wejście.
Na zewnątrz czekał ten Dan. Trzymał jakąś kobietę. Kiedy się jej przyjrzałam zamarłam. To chyba jest jakiś nędzny żart! W jego ramionach leżała niesprawiająca problemów Bella, moja siostra bliźniaczka. Wygląda na mocno otępiałą. Mogłam się domyślać, że jest na jakiś środkach. Ale przecież ona nie żyje. Tak usłyszałam od gliniarzy. Co tu się do jasnej cholery dzieje?! Dan podał jej ubrania do gościa z bliznami, a następnie on rzucił mi te ubrania pod nogi.
- Ubierz się w to.- spojrzał na mnie, a następnie na swojego pomocnika, który podał mu moje ciuchy. Dan zaczął ubierać ją w moje pomarańczowe szmaty.
- O co tu chodzi?- odważyłam się w końcu spytać.
- Już mówiłem. Żadnych pytań.- trzymał się konsekwentnie swojego zdania. Co chciał, to dostał.
Przebrałam się w ciuchy Belli ciągle wychylając głowę żeby ją dostrzec. Może nie żywiłam do niej wiele sytuacji, ale byłabym zimną suką gdyby nie obchodził mnie jej los. Facet założył jej moje więzienne ciuchy i wyniósł ze stodoły. Następnie usłyszałam silnik. Pojazd odjechał, a w tle rozbrzmiał policyjny kogut. Spoglądając na porywacza, który mnie obserwował, zorientowałam się o co w tym chodzi.
- Dla kogo pracujesz?- spytałam.
- Czy ja nie wyrażam się jasno?- warknął.
- Odpowiedz, bo i tak się dowiem.
- Oj dowiesz.- złapał mnie za rękę i podniósł z ziemi. Dopiero teraz zorientowałam się, że ta stodoła miała piętro. Schody zasypane były słomą. Bałam się, że spadnę gdy ten debil mnie tam prowadził.- Siadaj.- powiedział do mnie. Następnie rozejrzał się wytężając wzrok w ciemnościach.- Szefie?
- Możesz już iść, Cal.- gdy usłyszałam ten głos, miałam ochotę rzucić mu się do gardła, lecz w tej sytuacji wolałam się opanować. Z mroku wyłonił się Wren. Przecież tylko on mógłby być do tego zdolny. Tylko on mógłby... Podchodził do mnie. Chciał wyglądać groźnie, ale chyba mu nie wychodziło. Albo wcale nie chciał żeby wyszło. W oczach miał to oszukańcze ciepło, którymi mydlił mi oczy przez tyle lat.- Spencer, wiedziałem, że to kwestia czasu kiedy cię znajdę.
- Wolałabym chyba być już w drodze do tego więzienia. Świetnie mnie załatwiłeś, wiesz?
- To wcale nie ja, Spenc. A tak w ogóle to powinnaś być mi wdzięczna.
- O co w tym wszystkim chodzi, co? Co tu robiła Bella? Policja twierdzi, że nie...
- ...nie żyje?- dokończył.- Powinnaś uczyć się ode mnie jak tworzyć plan doskonały. Prawda jest taka, że mafia pochwyciła wszystkie dowody morderstw.
- Powinnam lepiej zapytać skąd je mieli.- dałam mu do zrozumienia, że i tak to wszystko to jest głównie jego sprawka.
- Nie uznaję tego za błąd, a za przeoczenie, a raczej...ubezpieczenie. Bałem się, że się kiedyś złamiesz i mnie wydasz. Musiałem być gotowy. Skończyłem z mafią, a oni zawsze wiedzieli jak sprawić żebym żałował każdej decyzji. Gdy się dowiedziałem, że cię złapali... musiałem działać. Twoją siostrę ja znalazłem jak się pałętała po mieście gdy szedłem waszymi śladami. Nawet nie wiesz jak blisko was zawsze byłem. Naprawdę myślałaś, że przede mną da się uciec? Nie możesz być ode mnie wolna.
- Nie jestem twoim więźniem, ani żadną ofiarą. Przynajmniej nie twoją.- odbruknęłam.- Ale gratuluję pomysłu. Bella na miejsce Spencer, która dożywocie spędzi za kratami, a Spencer na miejscu psychicznej Belli, która nie żyje? Na serio twierdzisz, że pomysł podmienienia bliźniaczek się uda? Że nikt w tym więzieniu się nie kapnie, że jestem jak warzywo?
- Tak. Myśl, że zmarnujesz swoje życie doprowadziła cię do szaleństwa. A kto wie? Może przeniosą cię do psychiatryka?
- A jak zrobią mi jakieś badania?
- Ta sama grupa krwi, moja droga. Wiem wszystko. Przecież jestem lekarzem.- uśmiechnął się łobuzersko i stanął za moimi plecami.- A nawet jeśli to będzie już za późno...
- Zabijesz mnie?
- Spencer... Ja zawsze chciałem dla ciebie dobrze. Może być tak jak dawniej. Możemy być razem, działać razem. Uciekniemy daleko stąd i nikt nigdy nas nie znajdzie. Czy naprawdę nic już do mnie nie czujesz?
- Nie! Ja... kocham Tobiego, rozumiesz?- nie wiem czemu, ale dziwnie czułam się przyznając mu ten fakt.- I zabiję cię jeśli coś mu zrobiłeś! Gdzie on jest? Wiem, że go porwałeś. Pewnie liczyłeś, że wtedy będę chciała cię znaleźć i szybko wpadnę w twoje ręce, ale tak nigdy nie będzie. Co z nim zrobiłeś? Gdzie on jest?- Kingston zamilkł. Znów wystąpił naprzód. Mogłam ogarnąć wzrokiem całą jego sylwetkę- NO GADAJ GDZIE ON JEST?!
- Cavanaugh nie żyje...- odpowiedział poważnym tonem. Zawsze myślałam, że te słowa powinien mówić z radością, ale... Nawet nie! Skurwiel kłamie mi w żywe oczy!
- Kłamiesz!- warknęłam, a przy tym prawie oplułam się śliną. Podeszłam do niego i zaczęłam się z nim szarpać. ten jednak zamiast mi oddać, odepchnął mnie z siłą niedźwiedzia.
- Nie żyje, rozumiesz!
- Zabiłeś go?
- Nie!
- A niby kto?
- Mafia.- odpowiedział.
- Co ty pierdolisz. Mówiłeś, że zostawiłeś ten interes, a teraz co?- przez moje ciało przechodziła taka adrenalina, że miałam ochotę rozwalić całą tę pierdoloną szopkę z drewna i przerobić ją na trociny.
- Czy ty nic nie rozumiesz? Bo mi się nie wydaje żebyś była tak ograniczona umysłowo, a nigdy nie byłaś!- ściągnął brwi.- Tak! Porwałem go. Ale chciałem z nim ubić interes. Chciałem was skłócić ze sobą. Głupi nie jestem. Domyślałem się, że między wami jest jakaś chemia. A prawda jest taka, że cokolwiek zrobisz, ja wciąż szaleję za tobą. Chciałem mieć cię z powrotem przy sobie. Pokazałem mu umowę ciszy.
- Pokazałeś mu to?!
- Tak. Naiwniak dał sobie wcisnąć kit, że odwlekałaś jego śmierć, bo cię to kręci. Lubisz się zbliżać do ofiar i atakować ich w najgorszym momencie. Czyż tak nie było? Nawet nie widziałaś jak to przeżył biedaczek.- wyczułam tu ostrą ironię.- I wiesz co? Zgodził się. Zgodził się zniknąć. Tak po prostu. Nie wiedziałem, że będzie to takie łatwe. Nie wiedziałem, że będzie tak łatwe zmienić jego zdanie. Chyba to, co czuł do ciebie nie było takie silne.
- Przestań...
- Miałem mu pomóc. Kupiłem mu nawet bilet w jedną stronę. Miałem go nawet zawieźć na lotnisko. Marzyłem tylko o tym, aby mieć przed sobą ten widok jak samolot wzbija się w powietrze, ale... on był szybszy. Ja na serio nie wiedziałem, że z nich to tacy nie gracze. Nie doceniłem ich. Ale ten, co sprzedał mu kulkę, sam dostał ode mnie to samo. Potem zadzwoniłem z anonima na pogotowie i sam zniknąłem. Niedawno był jego pogrzeb. Jego nagrobek jest na cmentarzu w Rosewood.
- Nie... to nie prawda... sam mogłeś go zabić.
- Ale gdybym to zrobił, to byś nigdy mi nie wybaczyła, a o to cały czas mi chodziło.- zbliżył się do mnie. Chciał mnie objąć, ale ja się odsunęłam. Zeszłam na dół i wybiegłam ze stodoły. Nie obchodziło mnie czy ktoś mnie znajdzie. Przynajmniej teraz. Wszystko we mnie mnie bolało. Moje serce krzyczało jego imię. Biegłam przed siebie jak daleko tylko mogłam zostawiając za sobą szlak słonych łez. Odszedł człowiek, który pozwolił mi się zmienić. Przełamać bariery. Dzięki niemu chciałam żyć jak zwykła dziewczyna. Dzięki niemu moim największym problemem miały być najwyżej korki na drodze. a nie to, że muszę kogoś zabić. Padłam na kolana i dałam się ponieść cierpieniu.
Ale chociaż jedno nie poszło na marne. Ta myśl. Zmienię się. Zostawię to wszystko. Zacznę nowe życie. Zmienię miejsce zamieszkania, zmienię pracę, zmienię wszystko. Nie zmienię tylko swojego serca, bo ono zawsze będzie biło tylko dla niego.
Cześć Wam. Wiem, wiem, wiem... Naprawdę jest mi przykro, że zaniedbałam tego bloga na ponad miesiąc! Ponad miesiąc! Prawie dwa! To jest karygodne! To wszytko przez brak studiów, brak wolnego czasu. Ale duch świąt mnie zmobilizował, kochani. To jest mój prezent dla Was. Choć nie wiem czy jest z czego się cieszyć. Moje plany trochę się zmieniły. Muszę ogłosić, że jest to przedostatni rozdział opowiadania. Już pracuję nad ostatnim. Postaram się żeby było długi, dokończył wszystkie wątki i żeby dobrze Wam to się wspominało. 17-sty rozdział ma się pojawić gdzie po Nowym Roku, więc wyczekujcie.
Z powodu świąt i tego, że niektórzy tak się naczekali, że przestali czekać, może nikt mi się tu nie udzieli, ale wierzę, że ktoś tam jeszcze jest, więc może i wy dacie mi mały prezent i zostawicie komentarz? ;)
PS Jestem z Was dumna, bo ostatni rozdział miał duuużo wyświetleń.
PS PS Jeszcze raz... Wesołych Świąt :*
Po chwili ciężarówka zaczęła coraz bardziej podskakiwać, aż się trzęsła. Przewróciłam się na prawe ramię. Ciężko mi było się podnieść, więc się poddałam. Nie miałam siły. Nagle wszystko ustało. Sciany były odporniejsze, ale jednak coś tam usłyszałam. Dokładnie pociąg. Musieliśmy pewnie stać przed torami i czekać aż przejedzie. Dziwniejsze rzeczy działy się potem. Kierowca zawrócił, zmienił zupełnie kierunek trasy. Nie wiedziałam co to oznacza. Czy był jakiś wypadek na torach? Czy jest
jakiś objazd? Mogłam się tylko domyślać. Nie spałam całą noc, dlatego moje oczy same się zamknęły.
- Budź się!- wrzasnął mężczyzna. Od razu się ożywiłam. Zajęło mi chwilę żeby zorientować się, że coś jest nie tak. Ten facet w ogóle nie przypominał żadnego z policjantów, którzy wnosili mnie do środka. Ponadto, nie miał nawet munduru. Nosił na sobie czarne, rozdarte na kolanach spodnie i białą podkoszulkę. Twarz miał nieprzyjazną, pocharataną trzema bliznami na lewym policzku. Miał na oko trzydzieści lat. Dołączył do niego inny koleś. Oboje wyciągnęli mnie z pojazdu. Słońce oślepiło mój wzrok przez co nie mogłam bardziej przyjrzeć się miejscu, w którym jestem. Byłam gdzieś na wsi, niedaleko starej stodoły, która wyglądała na opuszczoną.- Pójdź po tamtą, a ja zajmę się nią.- ten drugi odszedł posłusznie. Przestraszyłam się.
- Gdzie ja jestem? Kim ty jesteś?
- Żadnych pytań.- burknął. Otworzył wejście do stodoły, która była wypełniona tylko sianem. W powietrzu unosił się wiejski smród, którego nie znoszę. Rzucił mną jak worek ziemniaków prosto na stos siana, a następnie dokładnie zamknął drzwi.- Posłuchaj, musisz być teraz grzeczna. Jeśli będziesz współpracować, to krzywda ci się nie stanie.- podszedł do mnie i położył ręce na mich biodrach.
- Nie dotykaj mnie!- zaczęłam się szarpać, jednak w założonych z tyłu kajdankach na dłoniach ciężej było mi się bronić. Nogami też nie mogłam kopać. Co tu się dzieje? Czy mnie uprowadzono? Ale kto to zrobił? To jakiś gwałciciel handlujący żywym towarem. Nie chcę być sprzedana na rynku jak jakaś dziwka! Łzy nalały mi się do oczy. Czułam się bezsilna.
- Jaka agresywna, a jaka delikatna. Nie becz!- ściągnął ze mnie pomarańczowe spodnie. Gdy myślałam jeszcze o ściąganiu tych okropnych ubrań, nie miałam na myśli, że w taki sposób.
- Proszę, nie rób mi krzywdy.- zaczęłam go błagać jak mała dziewczynka, zupełnie upokorzona.
- Weź!- zmarszczył brwi.- Nie mam zamiaru cię zgwałcić. Dobra. Zrobimy inaczej, ale musimy współpracować. Na zewnątrz są uzbrojeni ludzie. Nie kombinuj tylko... Możemy się tak umówić?
- Dobra.- przytaknęłam.
- Chcę po prostu twoje ciuchy. Odkuję cię i masz ściągnąć z siebie szybko te szmaty, jasne?- znów przytaknęłam. Nie wiedziałam po co mu te ciuchy. Uwolnił mnie z obręczy i pozwolił wstać. Wyciągnął z kieszeni pistolet.- Pamiętaj, żadnych sztuczek.- nawet nie mam jak stąd uciec, nie próbowałabym w tej sytuacji. Podeszłam na ściany i odwróciłam się plecami. Ściągnęłam z siebie więzienny strój. Poczułam dreszcze gdy zostałam w samej bieliźnie.- Ubierz na razie to.- rzucił we mnie czarnym szlafrokiem. Wydawał się jakby serio nie chciał zrobić mi krzywdy, ale wolałam nie dmuchać na zimne.- Zostań tu, nie ruszaj się.- otworzył wejście.
Na zewnątrz czekał ten Dan. Trzymał jakąś kobietę. Kiedy się jej przyjrzałam zamarłam. To chyba jest jakiś nędzny żart! W jego ramionach leżała niesprawiająca problemów Bella, moja siostra bliźniaczka. Wygląda na mocno otępiałą. Mogłam się domyślać, że jest na jakiś środkach. Ale przecież ona nie żyje. Tak usłyszałam od gliniarzy. Co tu się do jasnej cholery dzieje?! Dan podał jej ubrania do gościa z bliznami, a następnie on rzucił mi te ubrania pod nogi.
- Ubierz się w to.- spojrzał na mnie, a następnie na swojego pomocnika, który podał mu moje ciuchy. Dan zaczął ubierać ją w moje pomarańczowe szmaty.
- O co tu chodzi?- odważyłam się w końcu spytać.
- Już mówiłem. Żadnych pytań.- trzymał się konsekwentnie swojego zdania. Co chciał, to dostał.
Przebrałam się w ciuchy Belli ciągle wychylając głowę żeby ją dostrzec. Może nie żywiłam do niej wiele sytuacji, ale byłabym zimną suką gdyby nie obchodził mnie jej los. Facet założył jej moje więzienne ciuchy i wyniósł ze stodoły. Następnie usłyszałam silnik. Pojazd odjechał, a w tle rozbrzmiał policyjny kogut. Spoglądając na porywacza, który mnie obserwował, zorientowałam się o co w tym chodzi.
- Dla kogo pracujesz?- spytałam.
- Czy ja nie wyrażam się jasno?- warknął.
- Odpowiedz, bo i tak się dowiem.
- Oj dowiesz.- złapał mnie za rękę i podniósł z ziemi. Dopiero teraz zorientowałam się, że ta stodoła miała piętro. Schody zasypane były słomą. Bałam się, że spadnę gdy ten debil mnie tam prowadził.- Siadaj.- powiedział do mnie. Następnie rozejrzał się wytężając wzrok w ciemnościach.- Szefie?
- Możesz już iść, Cal.- gdy usłyszałam ten głos, miałam ochotę rzucić mu się do gardła, lecz w tej sytuacji wolałam się opanować. Z mroku wyłonił się Wren. Przecież tylko on mógłby być do tego zdolny. Tylko on mógłby... Podchodził do mnie. Chciał wyglądać groźnie, ale chyba mu nie wychodziło. Albo wcale nie chciał żeby wyszło. W oczach miał to oszukańcze ciepło, którymi mydlił mi oczy przez tyle lat.- Spencer, wiedziałem, że to kwestia czasu kiedy cię znajdę.
- Wolałabym chyba być już w drodze do tego więzienia. Świetnie mnie załatwiłeś, wiesz?
- To wcale nie ja, Spenc. A tak w ogóle to powinnaś być mi wdzięczna.
- O co w tym wszystkim chodzi, co? Co tu robiła Bella? Policja twierdzi, że nie...
- ...nie żyje?- dokończył.- Powinnaś uczyć się ode mnie jak tworzyć plan doskonały. Prawda jest taka, że mafia pochwyciła wszystkie dowody morderstw.
- Powinnam lepiej zapytać skąd je mieli.- dałam mu do zrozumienia, że i tak to wszystko to jest głównie jego sprawka.
- Nie uznaję tego za błąd, a za przeoczenie, a raczej...ubezpieczenie. Bałem się, że się kiedyś złamiesz i mnie wydasz. Musiałem być gotowy. Skończyłem z mafią, a oni zawsze wiedzieli jak sprawić żebym żałował każdej decyzji. Gdy się dowiedziałem, że cię złapali... musiałem działać. Twoją siostrę ja znalazłem jak się pałętała po mieście gdy szedłem waszymi śladami. Nawet nie wiesz jak blisko was zawsze byłem. Naprawdę myślałaś, że przede mną da się uciec? Nie możesz być ode mnie wolna.
- Nie jestem twoim więźniem, ani żadną ofiarą. Przynajmniej nie twoją.- odbruknęłam.- Ale gratuluję pomysłu. Bella na miejsce Spencer, która dożywocie spędzi za kratami, a Spencer na miejscu psychicznej Belli, która nie żyje? Na serio twierdzisz, że pomysł podmienienia bliźniaczek się uda? Że nikt w tym więzieniu się nie kapnie, że jestem jak warzywo?
- Tak. Myśl, że zmarnujesz swoje życie doprowadziła cię do szaleństwa. A kto wie? Może przeniosą cię do psychiatryka?
- A jak zrobią mi jakieś badania?
- Ta sama grupa krwi, moja droga. Wiem wszystko. Przecież jestem lekarzem.- uśmiechnął się łobuzersko i stanął za moimi plecami.- A nawet jeśli to będzie już za późno...
- Zabijesz mnie?
- Spencer... Ja zawsze chciałem dla ciebie dobrze. Może być tak jak dawniej. Możemy być razem, działać razem. Uciekniemy daleko stąd i nikt nigdy nas nie znajdzie. Czy naprawdę nic już do mnie nie czujesz?
- Nie! Ja... kocham Tobiego, rozumiesz?- nie wiem czemu, ale dziwnie czułam się przyznając mu ten fakt.- I zabiję cię jeśli coś mu zrobiłeś! Gdzie on jest? Wiem, że go porwałeś. Pewnie liczyłeś, że wtedy będę chciała cię znaleźć i szybko wpadnę w twoje ręce, ale tak nigdy nie będzie. Co z nim zrobiłeś? Gdzie on jest?- Kingston zamilkł. Znów wystąpił naprzód. Mogłam ogarnąć wzrokiem całą jego sylwetkę- NO GADAJ GDZIE ON JEST?!
- Cavanaugh nie żyje...- odpowiedział poważnym tonem. Zawsze myślałam, że te słowa powinien mówić z radością, ale... Nawet nie! Skurwiel kłamie mi w żywe oczy!
- Kłamiesz!- warknęłam, a przy tym prawie oplułam się śliną. Podeszłam do niego i zaczęłam się z nim szarpać. ten jednak zamiast mi oddać, odepchnął mnie z siłą niedźwiedzia.
- Nie żyje, rozumiesz!
- Zabiłeś go?
- Nie!
- A niby kto?
- Mafia.- odpowiedział.
- Co ty pierdolisz. Mówiłeś, że zostawiłeś ten interes, a teraz co?- przez moje ciało przechodziła taka adrenalina, że miałam ochotę rozwalić całą tę pierdoloną szopkę z drewna i przerobić ją na trociny.
- Czy ty nic nie rozumiesz? Bo mi się nie wydaje żebyś była tak ograniczona umysłowo, a nigdy nie byłaś!- ściągnął brwi.- Tak! Porwałem go. Ale chciałem z nim ubić interes. Chciałem was skłócić ze sobą. Głupi nie jestem. Domyślałem się, że między wami jest jakaś chemia. A prawda jest taka, że cokolwiek zrobisz, ja wciąż szaleję za tobą. Chciałem mieć cię z powrotem przy sobie. Pokazałem mu umowę ciszy.
- Pokazałeś mu to?!
- Tak. Naiwniak dał sobie wcisnąć kit, że odwlekałaś jego śmierć, bo cię to kręci. Lubisz się zbliżać do ofiar i atakować ich w najgorszym momencie. Czyż tak nie było? Nawet nie widziałaś jak to przeżył biedaczek.- wyczułam tu ostrą ironię.- I wiesz co? Zgodził się. Zgodził się zniknąć. Tak po prostu. Nie wiedziałem, że będzie to takie łatwe. Nie wiedziałem, że będzie tak łatwe zmienić jego zdanie. Chyba to, co czuł do ciebie nie było takie silne.
- Przestań...
- Miałem mu pomóc. Kupiłem mu nawet bilet w jedną stronę. Miałem go nawet zawieźć na lotnisko. Marzyłem tylko o tym, aby mieć przed sobą ten widok jak samolot wzbija się w powietrze, ale... on był szybszy. Ja na serio nie wiedziałem, że z nich to tacy nie gracze. Nie doceniłem ich. Ale ten, co sprzedał mu kulkę, sam dostał ode mnie to samo. Potem zadzwoniłem z anonima na pogotowie i sam zniknąłem. Niedawno był jego pogrzeb. Jego nagrobek jest na cmentarzu w Rosewood.
- Nie... to nie prawda... sam mogłeś go zabić.
- Ale gdybym to zrobił, to byś nigdy mi nie wybaczyła, a o to cały czas mi chodziło.- zbliżył się do mnie. Chciał mnie objąć, ale ja się odsunęłam. Zeszłam na dół i wybiegłam ze stodoły. Nie obchodziło mnie czy ktoś mnie znajdzie. Przynajmniej teraz. Wszystko we mnie mnie bolało. Moje serce krzyczało jego imię. Biegłam przed siebie jak daleko tylko mogłam zostawiając za sobą szlak słonych łez. Odszedł człowiek, który pozwolił mi się zmienić. Przełamać bariery. Dzięki niemu chciałam żyć jak zwykła dziewczyna. Dzięki niemu moim największym problemem miały być najwyżej korki na drodze. a nie to, że muszę kogoś zabić. Padłam na kolana i dałam się ponieść cierpieniu.
Ale chociaż jedno nie poszło na marne. Ta myśl. Zmienię się. Zostawię to wszystko. Zacznę nowe życie. Zmienię miejsce zamieszkania, zmienię pracę, zmienię wszystko. Nie zmienię tylko swojego serca, bo ono zawsze będzie biło tylko dla niego.
Cześć Wam. Wiem, wiem, wiem... Naprawdę jest mi przykro, że zaniedbałam tego bloga na ponad miesiąc! Ponad miesiąc! Prawie dwa! To jest karygodne! To wszytko przez brak studiów, brak wolnego czasu. Ale duch świąt mnie zmobilizował, kochani. To jest mój prezent dla Was. Choć nie wiem czy jest z czego się cieszyć. Moje plany trochę się zmieniły. Muszę ogłosić, że jest to przedostatni rozdział opowiadania. Już pracuję nad ostatnim. Postaram się żeby było długi, dokończył wszystkie wątki i żeby dobrze Wam to się wspominało. 17-sty rozdział ma się pojawić gdzie po Nowym Roku, więc wyczekujcie.
Z powodu świąt i tego, że niektórzy tak się naczekali, że przestali czekać, może nikt mi się tu nie udzieli, ale wierzę, że ktoś tam jeszcze jest, więc może i wy dacie mi mały prezent i zostawicie komentarz? ;)
PS Jestem z Was dumna, bo ostatni rozdział miał duuużo wyświetleń.
PS PS Jeszcze raz... Wesołych Świąt :*
NARESZCIE!
OdpowiedzUsuńNajlepszy prezent jaki mogłaś mi sprawić. Nawet nie wiesz jak bardzo czekałam na nową część! Weee :) Po prostu mega. Ten pomysł z podmianką może wypalić. Może wypalić! Ale jak to Toby nie żyje?! Waaat? Czemu? Nie takie miało być zakończenie! Ja tu byłam za Spoby! Odkręć to! :p
Rozdział świetny i stanowczo za krótki na comeback moja droga. Czuję niedosyt :)
Poczujesz więc dosyt w roku 2016 :P
UsuńJesteś podła, bo kończysz tak zajebistego bloga. Nie wybaczę ci tego ;p
UsuńOj noooo. Nie zrobisz mi wyrzutów sumienia ;p
UsuńJeeej nareszcie! Super rozdział. Krótki, ale doznałam szoku! Powiedz, że to jest jakiś jej sen. Że ją zaćpali i ma jakieś omamy! Cokolwiek!
OdpowiedzUsuńSzokujesz! Toby nie żyje! No nieeee! Tonegatywny szok... toby!! Wróć!
OdpowiedzUsuńBella żyje. Ol je. Psychiczna siostra zastąpi Spenc. Jej i tak wszystko jedno :)
Wren jest chujem i zdania nie zmienię. Niech sie ciągnie. Jak Sppenc do niego wróci ro bd najgorsza decyzja w jejj życiu. Niech go zaciuka i zacznie wszystko od nowa :)
Rozdział superancki. Czekam na kolejny ale perspektywa konca mnie przeraża....