Siedziałam sama w pokoju przesłuchań. Miałam już dość tego jasnego światła, które padało na moją twarz. Bolały mnie od tego oczy. Moje nadgarstki wydały się strasznie ciężkie mimo, że ciężar kajdanek nie był tak duży. Przede wszystkim byłam zmęczona pytaniami dotyczących mojej tożsamości i pracy. Na początku tłumaczyłam się, że to jakieś totalne nieporozumienie, ale chyba mają dowody. Wiedziałam, że byłam obserwowana. Lustro weneckie. Czułam się jak w jakimś filmie, ale to była rzeczywistość.
Oni mają mnie za seryjnego mordercę. Łatwo to pomylić. Czy mają jakieś dowody? Ale jeśli tak to jakim cudem?
- Więc nadal twierdzisz, że nie masz z tym nic wspólnego.- do środka wszedł czarnoskóry gliniarz. Wyglądał jak gorsza wersja Michaela Jordana. W ręce trzymał dość obszerną teczkę. Chciałam spytać co to, ale byłam przekonana, że sam mi powie.
- Myślicie, że ktoś taki siedziałby na ławce w parku i pisał smsa? Gdybym była seryjnym mordercą to siedziałabym w ciemnym bunkrze i piła whiskey z lodem. Nosiłabym czarną bluzę z kapturem i rękawiczki i wymyśliłabym sobie znany wśród kartotek policyjnych pseudonim.- powiedziałam z wyraźną ironią.
- Nie wyglądasz na taką co podąża za trendami.- odwołał się do mojej wypowiedzi.
- A moje buty od Channel?- spytałam.
- Zastąpią ci je w więzieniu szarymi trampkami jeśli nie zaczniesz gadać.- wkurzał mnie. Po prostu irytował samym wyrazem twarzy. Zbeszcześcił wizerunek Jordana swoją osobą.
- Czy ktoś kiedyś panu mówił, że wygląda pan jak Michael Jordan? Czy może to pan?- poprawiłam włosy od niechcenia.
- Tak, jestem jego bratem bliźniakiem.- odpowiedział spoglądając do teczki. Ten żart nie był śmieszny. W ogóle co ja wyprawiam? Zachowuję się jak jakiś szczeniak złapany za narkotyki. Czy może to miejsce tak na mnie oddziałuje...- A teraz porozmawiajmy w końcu poważnie jak dorośli ludzie.
- Słucham więc.
- To ja słucham.- poprawił.- Nazywasz się Spencer Hastings. Masz dwadzieścia pięć lat. Mieszkasz w Rosewood. Nie ukończyłaś studiów prawniczych. Niezamężna. Rodzice nie żyją. Brak stałej pracy. A może raczej brak legalnej pracy. Wiesz co tutaj mam?
- Od kilku dobrych chwil czekam aż mi to pan wyjaśni.
- Pamiętasz może faceta o imieniu David Raynolds?- gdy tylko usłyszałam to nazwisko, nie wierzyłam, że mogli aż tego się dokopać. To było tak dawno temu. To niemożliwe. To było zabójstwo doskonałe. Moje pierwsze zlecenie i jak perfekcyjnie zrobione. Wren mi pomagał. Własnie... Wren... mogłabym i o nim wspomnieć kilka słów. W końcu on też w tym siedział. Problem polegał na tym, że ja nie miałam żadnych dowodów, a nawet taka zemsta nie była tą idealną.- On był twoim pierwszym targetem. I tak się to zaczęło, prawda? Potem był Adam Richard, Mitchell Buch, Diana Fallon, Eric...
- Wystarczy tej wyliczanki.- złapałam się za głowę. Nie chciałam dalej tego słuchać.
- I dwadzieścia jeden innych osób. Dziewczyno, czy ty wiesz co ci za to grozi? Dożywocie. Jaki związek mają ofiary?
- Żaden.
- Każdy seryjny morderca zabija według określonego planu. Przypadkowy związek łączy się zazwyczaj z psychicznie chorymi, a ty na taką nie wyglądasz.
- Wyglądać a mieć to dwie różne sytuacje.- wyjaśniłam.- Ale nie. Nie jestem ani psychicznym mordercą ani seryjnym...
- To jakim?- nachylił się delikatnie w moją stronę.
- Płatnym.- przyznałam się.- Płacili mi za to inni ludzie.
- Przyznałaś się. Tyle dobrze dla ciebie. Ale nie wyglądasz na taką, która by tego żałowała.
- Zabijałam tylko złych ludzi. Ludzi, którzy sprawili więcej zła ode mnie czy kogo innego. Działałam, że tak powiem, w misji. Misji oczyszczania ze zła.
- Taką misję ma sąd...
- Już to gdzieś słyszałam. I wiem. Ale to była moja praca. Też z zemsty za stare lata. Myślałam, że robiąc źle, robię dobrze, chociaż nie tak do końca. Zawsze gdzieś to siedziało we mnie, że kogoś zabiłam, ale zawsze umiałam sobie z tym poradzić. Zapomnieć i zostawić za sobą. Niedawno uświadomiłam sobie, że to wszystko nie miało sensu. Ktoś bardzo postarał się, aby zniszczyć moje życie i jak widać... udało mu się.
- O kim mówisz?
- O... kimś kogo kochałam.- opuściłam głowę, a gliniarz westchnął.- Co teraz ze mną będzie, Michael?
- Odeślemy cię do aresztu gdzie będziesz czekała na proces sądowy. Masz oczywiście prawo do adwokata. I nie nazywam się Michael Jordan, tylko Dean Hammel. - wstał.- Zebraliśmy już twoje odciski palców, a teraz będę zmuszony zaprowadzić cię do celi.- czekał aż wstanę. Mimo że policjant nie mógł mi tego oficjalnie powiedzieć, czułam się oskarżona i już skazana.
- Zanim jednak tam trafię, mam prośbę.- dodałam szybko.
- Jaką?- facet był dość łagodny. Może tylko teraz. Przecież nie dałam mu powodu żeby grał przede mną złego glinę.
- Przez mój błąd, mój przyjaciel został porwany.
- Jak się nazywa?
- Toby Cavanaugh.
- Dobrze. Zajmiemy się tym.
- Proszę, odnajdźcie go póki nie będzie za późno...
Spędziłam noc w areszcie. Było mi zimno i wzięło mnie na rozmyślania o życiu. Wciąż wahałam się czy prosić kogoś o pomoc. Ten jeden telefon przysługiwał mi wciąż a... wciąż się wahałam do kogo zadzwonić. Do Arii? Żeby zalała mnie morzem pytań. Musiałabym ją wtajemniczyć. Powiedzieć wszystko od początku. A może to jest ten czas, aby jej o tym powiedzieć? Czy może jednak będzie lepiej żeby zapomniała o mnie? Myślała, że wymazałam ją z pamięci i żeby zrobiła to samo? Zeby myślała, że nie obchodzi mnie jej los podczas gdy ja będę gnić w więzieniu albo nawet zginę?Nie brałam nikogo innego pod uwagę żeby zadzwonić. Jeśli ktoś miałby na to zasłużyć, to tylko ona. Zasłużyć... powiedziałabym raczej odwrotnie. Chciałabym cofnąć czas. Chciałabym pójść z nią na imprezę jak dawniej albo posiedzieć u mnie w domu i robić jej ulubioną zieloną herbatę z plasterkiem limonki. Do dziś nie pojmuję tego połączenia. Ale myślałam też o Tobim. Czy żyje? Będę tak myśleć do ostatniej chwili.
Następnego dnia postanowiłam, że zadzwonię do Arii. Nadal nie wiedziałam czy jest to egocentryczny ruch czy nie. Czułam taką potrzebę. Jeśli mam przed sądem to opowiedzieć, to mogę to zrobić i przed moją przyjaciółką. Miałam chwilę, aby powiedzieć jej gdzie jestem. Tym razem zadawała mało pytań. Czy miało mnie to niepokoić?
Skuli mnie znów w kajdanki i zaprowadzili do innego pomieszczenia. Moje oczy dość szybko przystosowały się do jaśniejszego pomieszczenia. Na chwilę zapomniałam jak się oddycha gdy zobaczyłam kto tam siedzi. Sama Aria Montgomery. Patrzyła się na mnie raczej z zawiedzeniem niż z zmartwieniem. Ale czym sobie zasłużyłam na zmartwienie. W jej oczach powinnam dostać porządny opierdol. Nagle się dowiedzieć, że jestem w więzieniu... nikt o tym nie marzy.
- Cześć.- usiadłam na przeciwko niej. Między nami znajdowała się szyba, Czy ja naprawdę jestem dla niej takim zagrożeniem?
- Cześć.- odpowiedziałam. Byłam przygotowana na każde pytania, ale ona mi ich nie zadawała. To znaczy, nie wyglądało to tak jak myślałam.- W coś ty się wpakowała, Spencer?
- Nie wiem od czego zacząć...
- W sumie kilka rzeczy już wiem. Podsłuchałam...przez przypadek.- opuściła wzrok.
- Ile już wiesz?- nie wiem czy to było dobre pytanie.
- Zabiłaś, Spencer, I to nie raz...- urwała.
- Przepraszam, że musisz dowiadywać się o tym w takich okolicznościach. Powiedz coś, Aria.
- A co mam powiedzieć? Ja nawet nie wiem co mam myśleć! Wiesz jak ja się poczułam? Myślałam, że nie mamy przed sobą tajemnic. Myślałam, że się przyjaźnimy.
- Bo się przyjaźnimy.- potwierdziłam. Widziałam w jej oczach coś obcego. Nawet postura jej ciała była chłodna. Zgarbione plecy i założone ręce. To nie wyglądało dobrze.
- Nie wydaje mi się.- odparła.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Nie znałam cię tak dobrze jak myślałam. Nie przypominasz mi już w niczym tej starej Spencer.
- Przecież ja się tak bardzo nie zmieniłam. Przecież wiesz, że przy tobie zawsze byłam sobą.
- A kim byłaś gdy zabijałaś tych ludzi?
- Aria...- musiałam poważnie zastanowić się nad dobraniem słów. Każda literka mogła mnie pogrążyć.- To nie jest takie łatwe do wytłumaczenia.
- To spróbuj!- zmarszczyła brwi.
- Chcesz naprawdę to wiedzieć? Tylko uprzedzam, że nikomu nie możesz o tym powiedzieć. Nie możesz. To niebezpieczeństwo. Myślisz, że tylko ja zawiniłam? Wren też jest twoim przyjacielem. A co? To on mnie w to wciągnął. To on mnie nauczył wszystkiego. Pokazał mi te drugie życie. Szkolił mnie. Kochałam go. Ale ukrywał przede mną prawdę tak samo jak ja ukryłam ją przed tobą. Współpracuje z mafią. Dasz wiarę? Ten Toby, pamiętasz? Miał go zabić. Ja to powstrzymałam i się zaczęło. Wkręcili się do tego ludzie bardziej niebezpieczniejsi niż ja. Musieliśmy uciekać, ale jak widać, było to trudniejsze niż myślałam.
- Wren? Nie wierzę. On jest dobrym człowiekiem, wspaniałym lekarzem. On ratuje ludzi. Nie zabija. Jest ostatnią osobą, o której bym pomyślała...
- I właśnie o to chodzi!- uderzyłam delikatnie ręką w stół.- To perfekcyjna peleryna niewidka, Aria. Uwierz mi. Znam go lepiej niż ty.
- Ja...jestem...mam mętlik w głowie.- podparła ją na łokciu.- W głowie mi się to nie mieści.
- Przepraszam, ale taka jest prawda.- wtedy zapadł moment ciągnący się w nieznośną nieskończoność. Było coś innego w jej zachowaniu. Takiego zimnego i obojętnego. Takiego nie jej. Nie wyglądała jakby chciała wyciągnąć rękę na zgodę. Nie tak jakby miała powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Jej wzrok był nieobecny, jakby zostawiła go w Rosewood, tym starym Rosewood. Mieście, do którego nie chciała wracać, a nawet nie byłam pewna czy jeszcze kiedykolwiek wrócę. Odczułam żałosne położenie swojej sytuacji. Nie ma co się oszukiwać. Umrę w więzieniu.
- To ja przepraszam, ale nie potrafię.- pokręciła głową.- Za duży szok jak dla mnie i za duży cios. Może będzie lepiej jeśli...
- Jeśli co?- czułam jak moje serce przyspiesza tempa. Domyślałam się co może mi powiedzieć, a nie chciałam tego słyszeć.
- To jest nasze pożegnanie.- odparła sucho. Nie mogłam uwierzyć, że tak łatwo przeszło to przez jej usta. Prawie bez emocji. Bez łez, małego zaciągnięcia jak zawsze gdy musiała przyznawać się do przykrych rzeczy. Nic. Czy to jest naprawdę moja przyjaciółka? Czy kiedykolwiek w ogóle nią była?
- Aria, nie zostawiaj mnie. Jesteś jedyną osobą jaką mam. Ja cię znam. ty nie jesteś taka. Co się z tobą stało?
- Spencer, a czy ty kiedykolwiek mnie znałaś?- spytała.- A może ja zawsze taka właśnie byłam?
- Wcale nie.
- Nie kłóć się ze mną.
- I co? Myślisz, że będziesz udawała teraz twardą żeby było ci lepiej? Gratuluję za egoizm. Gdybyś to ty była na moim miejscu...
- Ale nie jestem.- wstała.- Twoje rzeczy przyniesie ci policjant.
- Aria! Czekaj!- widziała jak odchodzi. Waliłam w szybę, aby zwrócić jej uwagę, ale totalnie mnie olała. Wtedy podszedł do mnie gliniarz i wyprowadził jak zwierzę. Jak ona mogła mnie tak potraktować? Tak po prostu odejść? To nie jest moja przyjaciółka. Teraz wiem, że nie mam nikogo. Nie mam nikogo dla kogo warto żyć. Nawet dla Tobiego jeśli jeszcze żyje, bo nawet jeśli to już nigdy nie będę mogła go do siebie przytulić.
- Jaka jest decyzja ławy przysięgłych?- białowłosa sędzina wykręciła sztucznie szyję, aby objąć wzrokiem całą swą prawicę. Ja natomiast stałam na drżących nogach, bezsilnie zerkając na mojego adwokata, któremu też się nie uśmiechało. Po lewej stronie z zadartym nosem do góry prokurator, zadowolony na twarzy, patrzył na mnie tak jakby sam już rzucił na mnie wyrok. Spuściłam głowę, aby nie widzieć piętnujących mnie spojrzeń. Patrzyli na mnie jak na osobę, którą chcieliby spalić na stosie. Mogłam się cieszyć, że nie mamy średniowiecza.
- Ława przysięgłych...- mężczyzna w wieku około czterdziestu lat odpowiadał w imieniu całej tej żałosnej bandy ludzi. Zechciało mi się teraz ich obrażać. Akurat teraz kiedy mieli w garści mój los.-...uznaje Spencer Hastings winną zarzucanych jej czynów...- dalej nie mogłam tego słuchać, bo robiło mi się słabo. Słyszałam tylko jedno słowo. Dożywocie.
A na końcu ten stuk drewnianego młotka. I wtedy już nic mnie zupełnie nie obchodziło. Dałam się zabrać policjantom wprost do aresztu. Tam z celi zostanę przetransportowana do więzienia następnego dni. Ostatnią noc spędzam w tym miejscu. Od jutra będzie tylko gorzej. Oczywiście, że się boję. Życie w więzieniu, w tych pomarańczowych szmatach, to jak walka o przetrwanie.
Leżałam właśnie na twardym łóżku kiedy usłyszałam rozmowę dwóch policjantów idących przez korytarz.
- Że tą Hastings? Co z nią?- gdy tylko usłyszałam swoje nazwisko. Ostrożnie wstałam i nasłuchiwałam.
- Nie chodzi o tę morderczynię, tylko o jej siostrę bliźniaczkę.- wyjaśnił.
- No i co z nią? Znalazła się?
- Tak, ale martwą. Byliśmy dziś w szpitalu w tej sprawie, aby osobiście zapytać doktora Kingstona o szczegóły, ale wiele nie chciał powiedzieć.- co? Mówią o Wrenie? Wrócił do szpitala? Pewnie sam ją zabił skurwiel! Jak widzę wszystko wraca do normy. Szkoda tylko, że ja zostaję za kratkami...
____________________
Naczekaliście się w końcu. Trochę to trwało, bo miałam mało czasu, a skończyły mi się zapasy. Nawet mi się nie spieszyło, co jest przykre. Widząc aktywność pod ostatnim rozdziałem jestem tak zdemotywowana, że nawet aż tak się nie starałam zmusić się do pisania. Smuteczeq :( Nie odbierajcie mi chęci. Macie jednak szczęście, że lubię robić to, co lubię ;)
Czy to już koniec przygody Spencer? Czy kiedykolwiek spotka jeszcze Tobiego? Czy Aria się z nią pogodzi? Piszcie proszę w komentarzach ;)
Oni mają mnie za seryjnego mordercę. Łatwo to pomylić. Czy mają jakieś dowody? Ale jeśli tak to jakim cudem?
- Więc nadal twierdzisz, że nie masz z tym nic wspólnego.- do środka wszedł czarnoskóry gliniarz. Wyglądał jak gorsza wersja Michaela Jordana. W ręce trzymał dość obszerną teczkę. Chciałam spytać co to, ale byłam przekonana, że sam mi powie.
- Myślicie, że ktoś taki siedziałby na ławce w parku i pisał smsa? Gdybym była seryjnym mordercą to siedziałabym w ciemnym bunkrze i piła whiskey z lodem. Nosiłabym czarną bluzę z kapturem i rękawiczki i wymyśliłabym sobie znany wśród kartotek policyjnych pseudonim.- powiedziałam z wyraźną ironią.
- Nie wyglądasz na taką co podąża za trendami.- odwołał się do mojej wypowiedzi.
- A moje buty od Channel?- spytałam.
- Zastąpią ci je w więzieniu szarymi trampkami jeśli nie zaczniesz gadać.- wkurzał mnie. Po prostu irytował samym wyrazem twarzy. Zbeszcześcił wizerunek Jordana swoją osobą.
- Czy ktoś kiedyś panu mówił, że wygląda pan jak Michael Jordan? Czy może to pan?- poprawiłam włosy od niechcenia.
- Tak, jestem jego bratem bliźniakiem.- odpowiedział spoglądając do teczki. Ten żart nie był śmieszny. W ogóle co ja wyprawiam? Zachowuję się jak jakiś szczeniak złapany za narkotyki. Czy może to miejsce tak na mnie oddziałuje...- A teraz porozmawiajmy w końcu poważnie jak dorośli ludzie.
- Słucham więc.
- To ja słucham.- poprawił.- Nazywasz się Spencer Hastings. Masz dwadzieścia pięć lat. Mieszkasz w Rosewood. Nie ukończyłaś studiów prawniczych. Niezamężna. Rodzice nie żyją. Brak stałej pracy. A może raczej brak legalnej pracy. Wiesz co tutaj mam?
- Od kilku dobrych chwil czekam aż mi to pan wyjaśni.
- Pamiętasz może faceta o imieniu David Raynolds?- gdy tylko usłyszałam to nazwisko, nie wierzyłam, że mogli aż tego się dokopać. To było tak dawno temu. To niemożliwe. To było zabójstwo doskonałe. Moje pierwsze zlecenie i jak perfekcyjnie zrobione. Wren mi pomagał. Własnie... Wren... mogłabym i o nim wspomnieć kilka słów. W końcu on też w tym siedział. Problem polegał na tym, że ja nie miałam żadnych dowodów, a nawet taka zemsta nie była tą idealną.- On był twoim pierwszym targetem. I tak się to zaczęło, prawda? Potem był Adam Richard, Mitchell Buch, Diana Fallon, Eric...
- Wystarczy tej wyliczanki.- złapałam się za głowę. Nie chciałam dalej tego słuchać.
- I dwadzieścia jeden innych osób. Dziewczyno, czy ty wiesz co ci za to grozi? Dożywocie. Jaki związek mają ofiary?
- Żaden.
- Każdy seryjny morderca zabija według określonego planu. Przypadkowy związek łączy się zazwyczaj z psychicznie chorymi, a ty na taką nie wyglądasz.
- Wyglądać a mieć to dwie różne sytuacje.- wyjaśniłam.- Ale nie. Nie jestem ani psychicznym mordercą ani seryjnym...
- To jakim?- nachylił się delikatnie w moją stronę.
- Płatnym.- przyznałam się.- Płacili mi za to inni ludzie.
- Przyznałaś się. Tyle dobrze dla ciebie. Ale nie wyglądasz na taką, która by tego żałowała.
- Zabijałam tylko złych ludzi. Ludzi, którzy sprawili więcej zła ode mnie czy kogo innego. Działałam, że tak powiem, w misji. Misji oczyszczania ze zła.
- Taką misję ma sąd...
- Już to gdzieś słyszałam. I wiem. Ale to była moja praca. Też z zemsty za stare lata. Myślałam, że robiąc źle, robię dobrze, chociaż nie tak do końca. Zawsze gdzieś to siedziało we mnie, że kogoś zabiłam, ale zawsze umiałam sobie z tym poradzić. Zapomnieć i zostawić za sobą. Niedawno uświadomiłam sobie, że to wszystko nie miało sensu. Ktoś bardzo postarał się, aby zniszczyć moje życie i jak widać... udało mu się.
- O kim mówisz?
- O... kimś kogo kochałam.- opuściłam głowę, a gliniarz westchnął.- Co teraz ze mną będzie, Michael?
- Odeślemy cię do aresztu gdzie będziesz czekała na proces sądowy. Masz oczywiście prawo do adwokata. I nie nazywam się Michael Jordan, tylko Dean Hammel. - wstał.- Zebraliśmy już twoje odciski palców, a teraz będę zmuszony zaprowadzić cię do celi.- czekał aż wstanę. Mimo że policjant nie mógł mi tego oficjalnie powiedzieć, czułam się oskarżona i już skazana.
- Zanim jednak tam trafię, mam prośbę.- dodałam szybko.
- Jaką?- facet był dość łagodny. Może tylko teraz. Przecież nie dałam mu powodu żeby grał przede mną złego glinę.
- Przez mój błąd, mój przyjaciel został porwany.
- Jak się nazywa?
- Toby Cavanaugh.
- Dobrze. Zajmiemy się tym.
- Proszę, odnajdźcie go póki nie będzie za późno...
Spędziłam noc w areszcie. Było mi zimno i wzięło mnie na rozmyślania o życiu. Wciąż wahałam się czy prosić kogoś o pomoc. Ten jeden telefon przysługiwał mi wciąż a... wciąż się wahałam do kogo zadzwonić. Do Arii? Żeby zalała mnie morzem pytań. Musiałabym ją wtajemniczyć. Powiedzieć wszystko od początku. A może to jest ten czas, aby jej o tym powiedzieć? Czy może jednak będzie lepiej żeby zapomniała o mnie? Myślała, że wymazałam ją z pamięci i żeby zrobiła to samo? Zeby myślała, że nie obchodzi mnie jej los podczas gdy ja będę gnić w więzieniu albo nawet zginę?Nie brałam nikogo innego pod uwagę żeby zadzwonić. Jeśli ktoś miałby na to zasłużyć, to tylko ona. Zasłużyć... powiedziałabym raczej odwrotnie. Chciałabym cofnąć czas. Chciałabym pójść z nią na imprezę jak dawniej albo posiedzieć u mnie w domu i robić jej ulubioną zieloną herbatę z plasterkiem limonki. Do dziś nie pojmuję tego połączenia. Ale myślałam też o Tobim. Czy żyje? Będę tak myśleć do ostatniej chwili.
Następnego dnia postanowiłam, że zadzwonię do Arii. Nadal nie wiedziałam czy jest to egocentryczny ruch czy nie. Czułam taką potrzebę. Jeśli mam przed sądem to opowiedzieć, to mogę to zrobić i przed moją przyjaciółką. Miałam chwilę, aby powiedzieć jej gdzie jestem. Tym razem zadawała mało pytań. Czy miało mnie to niepokoić?
Skuli mnie znów w kajdanki i zaprowadzili do innego pomieszczenia. Moje oczy dość szybko przystosowały się do jaśniejszego pomieszczenia. Na chwilę zapomniałam jak się oddycha gdy zobaczyłam kto tam siedzi. Sama Aria Montgomery. Patrzyła się na mnie raczej z zawiedzeniem niż z zmartwieniem. Ale czym sobie zasłużyłam na zmartwienie. W jej oczach powinnam dostać porządny opierdol. Nagle się dowiedzieć, że jestem w więzieniu... nikt o tym nie marzy.
- Cześć.- usiadłam na przeciwko niej. Między nami znajdowała się szyba, Czy ja naprawdę jestem dla niej takim zagrożeniem?
- Cześć.- odpowiedziałam. Byłam przygotowana na każde pytania, ale ona mi ich nie zadawała. To znaczy, nie wyglądało to tak jak myślałam.- W coś ty się wpakowała, Spencer?
- Nie wiem od czego zacząć...
- W sumie kilka rzeczy już wiem. Podsłuchałam...przez przypadek.- opuściła wzrok.
- Ile już wiesz?- nie wiem czy to było dobre pytanie.
- Zabiłaś, Spencer, I to nie raz...- urwała.
- Przepraszam, że musisz dowiadywać się o tym w takich okolicznościach. Powiedz coś, Aria.
- A co mam powiedzieć? Ja nawet nie wiem co mam myśleć! Wiesz jak ja się poczułam? Myślałam, że nie mamy przed sobą tajemnic. Myślałam, że się przyjaźnimy.
- Bo się przyjaźnimy.- potwierdziłam. Widziałam w jej oczach coś obcego. Nawet postura jej ciała była chłodna. Zgarbione plecy i założone ręce. To nie wyglądało dobrze.
- Nie wydaje mi się.- odparła.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Nie znałam cię tak dobrze jak myślałam. Nie przypominasz mi już w niczym tej starej Spencer.
- Przecież ja się tak bardzo nie zmieniłam. Przecież wiesz, że przy tobie zawsze byłam sobą.
- A kim byłaś gdy zabijałaś tych ludzi?
- Aria...- musiałam poważnie zastanowić się nad dobraniem słów. Każda literka mogła mnie pogrążyć.- To nie jest takie łatwe do wytłumaczenia.
- To spróbuj!- zmarszczyła brwi.
- Chcesz naprawdę to wiedzieć? Tylko uprzedzam, że nikomu nie możesz o tym powiedzieć. Nie możesz. To niebezpieczeństwo. Myślisz, że tylko ja zawiniłam? Wren też jest twoim przyjacielem. A co? To on mnie w to wciągnął. To on mnie nauczył wszystkiego. Pokazał mi te drugie życie. Szkolił mnie. Kochałam go. Ale ukrywał przede mną prawdę tak samo jak ja ukryłam ją przed tobą. Współpracuje z mafią. Dasz wiarę? Ten Toby, pamiętasz? Miał go zabić. Ja to powstrzymałam i się zaczęło. Wkręcili się do tego ludzie bardziej niebezpieczniejsi niż ja. Musieliśmy uciekać, ale jak widać, było to trudniejsze niż myślałam.
- Wren? Nie wierzę. On jest dobrym człowiekiem, wspaniałym lekarzem. On ratuje ludzi. Nie zabija. Jest ostatnią osobą, o której bym pomyślała...
- I właśnie o to chodzi!- uderzyłam delikatnie ręką w stół.- To perfekcyjna peleryna niewidka, Aria. Uwierz mi. Znam go lepiej niż ty.
- Ja...jestem...mam mętlik w głowie.- podparła ją na łokciu.- W głowie mi się to nie mieści.
- Przepraszam, ale taka jest prawda.- wtedy zapadł moment ciągnący się w nieznośną nieskończoność. Było coś innego w jej zachowaniu. Takiego zimnego i obojętnego. Takiego nie jej. Nie wyglądała jakby chciała wyciągnąć rękę na zgodę. Nie tak jakby miała powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Jej wzrok był nieobecny, jakby zostawiła go w Rosewood, tym starym Rosewood. Mieście, do którego nie chciała wracać, a nawet nie byłam pewna czy jeszcze kiedykolwiek wrócę. Odczułam żałosne położenie swojej sytuacji. Nie ma co się oszukiwać. Umrę w więzieniu.
- To ja przepraszam, ale nie potrafię.- pokręciła głową.- Za duży szok jak dla mnie i za duży cios. Może będzie lepiej jeśli...
- Jeśli co?- czułam jak moje serce przyspiesza tempa. Domyślałam się co może mi powiedzieć, a nie chciałam tego słyszeć.
- To jest nasze pożegnanie.- odparła sucho. Nie mogłam uwierzyć, że tak łatwo przeszło to przez jej usta. Prawie bez emocji. Bez łez, małego zaciągnięcia jak zawsze gdy musiała przyznawać się do przykrych rzeczy. Nic. Czy to jest naprawdę moja przyjaciółka? Czy kiedykolwiek w ogóle nią była?
- Aria, nie zostawiaj mnie. Jesteś jedyną osobą jaką mam. Ja cię znam. ty nie jesteś taka. Co się z tobą stało?
- Spencer, a czy ty kiedykolwiek mnie znałaś?- spytała.- A może ja zawsze taka właśnie byłam?
- Wcale nie.
- Nie kłóć się ze mną.
- I co? Myślisz, że będziesz udawała teraz twardą żeby było ci lepiej? Gratuluję za egoizm. Gdybyś to ty była na moim miejscu...
- Ale nie jestem.- wstała.- Twoje rzeczy przyniesie ci policjant.
- Aria! Czekaj!- widziała jak odchodzi. Waliłam w szybę, aby zwrócić jej uwagę, ale totalnie mnie olała. Wtedy podszedł do mnie gliniarz i wyprowadził jak zwierzę. Jak ona mogła mnie tak potraktować? Tak po prostu odejść? To nie jest moja przyjaciółka. Teraz wiem, że nie mam nikogo. Nie mam nikogo dla kogo warto żyć. Nawet dla Tobiego jeśli jeszcze żyje, bo nawet jeśli to już nigdy nie będę mogła go do siebie przytulić.
- Jaka jest decyzja ławy przysięgłych?- białowłosa sędzina wykręciła sztucznie szyję, aby objąć wzrokiem całą swą prawicę. Ja natomiast stałam na drżących nogach, bezsilnie zerkając na mojego adwokata, któremu też się nie uśmiechało. Po lewej stronie z zadartym nosem do góry prokurator, zadowolony na twarzy, patrzył na mnie tak jakby sam już rzucił na mnie wyrok. Spuściłam głowę, aby nie widzieć piętnujących mnie spojrzeń. Patrzyli na mnie jak na osobę, którą chcieliby spalić na stosie. Mogłam się cieszyć, że nie mamy średniowiecza.
- Ława przysięgłych...- mężczyzna w wieku około czterdziestu lat odpowiadał w imieniu całej tej żałosnej bandy ludzi. Zechciało mi się teraz ich obrażać. Akurat teraz kiedy mieli w garści mój los.-...uznaje Spencer Hastings winną zarzucanych jej czynów...- dalej nie mogłam tego słuchać, bo robiło mi się słabo. Słyszałam tylko jedno słowo. Dożywocie.
A na końcu ten stuk drewnianego młotka. I wtedy już nic mnie zupełnie nie obchodziło. Dałam się zabrać policjantom wprost do aresztu. Tam z celi zostanę przetransportowana do więzienia następnego dni. Ostatnią noc spędzam w tym miejscu. Od jutra będzie tylko gorzej. Oczywiście, że się boję. Życie w więzieniu, w tych pomarańczowych szmatach, to jak walka o przetrwanie.
Leżałam właśnie na twardym łóżku kiedy usłyszałam rozmowę dwóch policjantów idących przez korytarz.
- Że tą Hastings? Co z nią?- gdy tylko usłyszałam swoje nazwisko. Ostrożnie wstałam i nasłuchiwałam.
- Nie chodzi o tę morderczynię, tylko o jej siostrę bliźniaczkę.- wyjaśnił.
- No i co z nią? Znalazła się?
- Tak, ale martwą. Byliśmy dziś w szpitalu w tej sprawie, aby osobiście zapytać doktora Kingstona o szczegóły, ale wiele nie chciał powiedzieć.- co? Mówią o Wrenie? Wrócił do szpitala? Pewnie sam ją zabił skurwiel! Jak widzę wszystko wraca do normy. Szkoda tylko, że ja zostaję za kratkami...
____________________
Naczekaliście się w końcu. Trochę to trwało, bo miałam mało czasu, a skończyły mi się zapasy. Nawet mi się nie spieszyło, co jest przykre. Widząc aktywność pod ostatnim rozdziałem jestem tak zdemotywowana, że nawet aż tak się nie starałam zmusić się do pisania. Smuteczeq :( Nie odbierajcie mi chęci. Macie jednak szczęście, że lubię robić to, co lubię ;)
Czy to już koniec przygody Spencer? Czy kiedykolwiek spotka jeszcze Tobiego? Czy Aria się z nią pogodzi? Piszcie proszę w komentarzach ;)
No nareszcie mam co czytać jak wrócę wieczorem ^^
OdpowiedzUsuńNIEEEEEE! Spencer nie może trafić do paki. Może i zabiła sporo ludzi, może i powinna tam trafić , no ale nie dla mnie. To musi być sen albo jakaś alternatywna wersja w jej wyobraźni. Albo sen jej siostry! Bo jak nie to może porwanie z więzenia? Ona nie może tam spędzić życia :O Fantastyczny rozdział :)
Usuńdobra.. przeczytałem w nocy ale tak okropnie nie chciało mi sie komentowac.. Wracam teraz :)
OdpowiedzUsuńKuźwa... Spenc skazana na dożywocie? No nieeee! To nie tak miało być! Niech ona się w ostatnim rozdziale weźmie obudzi z tego paskudnego snu!
Po Tobym nadal ani śladu... Kuźwa... On musi żyć! Łapska precz, Wren!
Siostra Spenc padła... Mogłaby sie przydać... Podmienili by je... Bella za Spenc do więzienia. To by było dobre :) Tamtej to i tak wszytsko jedno bo swiata nie ogarnia ;p
I Aria odeszła... Strzeliła focha... ws umie to sie jej nie dziwię no ale kurde.. szkoda...
Super rozdział i czekam na kolejny :)
Po pierwsze... to nie może być prawda!
OdpowiedzUsuńZamknęłaś Spencer w więzieniu? Nie wyobrażam sobie dalszego opowiadania w tych klimatach. Będzie rozdział przedstawiający jej życie w pace i jak się nad nią znęcają? :O
Wren to skurwiel. Zabił jej siostrę, bo może coś widziała i zaczęła może coś mówić i była niebezpieczna. Wgl czemu on wrócił do szpitala? Nie zasługuje na to. Ale skoro z mafią chyba zerwał i nie ma po co ścigać Spencer to nie ma nic do roboty. Pewnie pojedzie do niej do tego więzienia i tylko zdenerwuje. Yh! Sama nie wiem...
A co? Lubisz rozdziały o bohaterach w więzieniu? ;)
UsuńWow ! Swietnie piszesz ;) zapraszam do mnie sweetspanna.blogspot.com
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdział?:)
OdpowiedzUsuń