Siedziałam niespokojnie na krześle szpitalnego oddziału. Nie byłam aż taka znerwicowana żeby poodgryzać sobie wszystkie paznokcie, lecz wszystko wokół mnie irytowało. Każda osoba, która przeszła obok mnie i dziwnie się na mnie patrzyła. Każdy telefon, który dzwonił do recepcji. Każde skrzypnięcie tego cholernego krzesła. Byłam ciekawa jaka jest sytuacja Tobiego. Po prostu... polubiłam go. Mam nadzieję, że to nic poważnego jednocześnie myśląc nad bezbłędnym celem tego typa. Szkoda, że nie przekonał się na swojej skórze jakiego cela mam ja. Gdyby biegł nago przez ten las to bez problemu strzeliłabym z łuku prosto w jego dupę.
Najlepsze w tym wszystkim było to, że Wren też jest za tymi drzwiami. Generalnie nie powinno go tu być. Był po prostu zaintrygowany tym, że do szpitala trafił jakiś obcy facet i w dodatku towarzyszyła mu bardzo znana osoba. Ja. Możliwe. Ale to nie ma żadnego znaczenia. Nawet nie zastanawiałam się co mogę mu powiedzieć. Nawet nie było na to teraz czasu. Wren wyszedł z sali. Stał po drugiej stronie korytarza trzymając ręce w kieszeniach białego kitla. Lekko się spięłam. Nie wiedziałam jak zareagować zważywszy na to, że rano się pokłóciliśmy. Teraz dochodziła siedemnasta. Dużo rzeczy wydarzyło się w międzyczasie. Musiałam aż wstać, Oparłam się o ścianę.
- Twój...- odezwał się tym jednym słowem, lecz ciężko było mówić mu dalej.- Twój kolega z tego wyjdzie.- dokończył akcentując słowo kolega.
- To dobrze.- już nie miałam zamiaru pytać o dalsze szczegóły. Moja duma mi na to nie pozwalała. Wren nie jest przecież jedyną osobą, od której mogę coś wyciągnąć.
- Dobra!- wywrócił oczami, a następnie podszedł do mnie.- Przepraszam za...
- Nie przepraszaj mnie tutaj.- wtrąciłam się w jego słowa wysyłając mu najpoważniejsze spojrzenie jakie tylko umiałam pokazać.
- Ok...- westchnął. Zapadła krótka cisza. Kingston zaczął chyba coś analizować, bo delikatnie ruszał ustami. Zupełnie jakby gadał do siebie.- No to może mi powiesz kim jest ten Cavanaugh i co z nim robiłaś.
- Jeśli tak bardzo pali cię dupa, by to wiedzieć to ci powiem,- założyłam ręce.- Jest fotografem, który robi zajebiste zdjęcia. Sam mi pokazywał. Spotkałam go w lesie kiedy strzelałam z łuku. Przestraszyłam go kiedy wykonywał swoją pracę.
- Przypadkowe spotkanie.- mruknął.
- Całkiem przypadkowe.- odparła poprawiając włosy.
- I ciekawe jak to się stało, że wylądował nieprzytomny w szpitalu, bo oberwał w głowę kamieniem.- przeszywał mnie wzrokiem. Nie miałam zupełnie pojęcia o co mu chodziło.
- No ja tego nie zrobiłam. To był wypadek...
- No to jak do tego doszło?- nadal drążył ten temat kiedy ja tylko pragnęłam jego najszybszego zakończenia.
- Naprawdę zamierzasz robić teraz dochodzenie w tej sprawie?- uniosłam brwi.- Opiekowałbyś się lepiej pacjentami. Mógłbyś to przynajmniej robić dobrze skoro tu spędzasz większość swojego czasu.
- To nie jest mój pacjent, a wszedłem tam, bo pewnie chciałabyś wiedzieć jaki jest jego stan, bo ciebie tam nie wpuścili, prawda?
- Pewnie sam mi to powie jak się obudzi.- odparłam sucho nie próbując się zagiąć.
- Znaliście się wcześniej?- nie wiem dlaczego wysunął takie pytanie, ale zagięło mnie. No i co ja mam mu odpowiedzieć? Tak? Przepędziłam dwóch dziadów karniszem? Uratowałam go przed wylądowaniem w szpitalu? Teraz jak widać było to nieuniknione. To zupełnie jak w horrorze Oszukać przeznaczenie.
- Nie. Przelotnie widziałam go wcześniej gdy byłam z Arią na zakupach. Z nią wspaniale spędzam czas. Nie to co z niektórymi...
- Ile razy jeszcze mi będziesz to wypominać?- szepnął robiąc dwa kroki w przód. Położył dłonie na moich ramionach i spojrzał głęboko w oczach.- Spencer...- w tej chwili oboje odwróciliśmy głowę w bok. Kolega z pracy wołał go pilnie. Wren spojrzał na mnie przepraszająco.
- No idź...- odsunęłam się powodując, że ręce zsunęły się z moich ramion,- Masz tyle rzeczy na głowie. Opuścił tylko głowę i poszedł dalej. Odwróciłam się twarzą do ściany i zamknęłam oczy. Wzięłam najgłębszy wdech jaki potrafiłam, aby się uspokoić. Usłyszałam za sobą jak pielęgniarka opuszcza salę, w której leżał Toby. Zajrzałam do środka upewniając się, że nikogo innego tam nie ma, weszłam po cichu do środka.
Nienawidziłam tych miejsc. Dawno nie miałam z nimi do czynienia. Prócz tego szpitalnego smrodu, przynosiły ze sobą przykre wspomnienia, które podrażniają niezagojone rany. Podeszłam do jego łóżka. Toby leżał z obandażowaną głową. Wyglądał tak niewinnie, choć wiedziałam od niedawna, że tak nie jest. Nie wiem jakie ma problemy z tymi gośćmi, ale muszę się tego dowiedzieć. Mam w nosie czy się ich boi czy nie. A wiem, że raczej się boi skoro chciał się mnie pozbyć. Gdybym stamtąd poszła to pewnie by się wykrwawił na tej trawie. Gdy tylko usiadłam na taborecie, gazeta leżąca na na półce przy opuszczonym łóżku, rzuciła mi się w oczy. Przyjrzałam się czarno- białej fotografii znanego mi faceta, a następnie przeniosłam wzrok na nagłówek.
URZĘDNIK UTOPIŁ SIĘ WE WŁASNYM BASENIE
Nawet nie miałam zamiaru czytać tego artykułu, Po każdej takiej akcji wolę zapomnieć, że w ogóle coś takiego miało miejsce. Wstałam do śmietnika i zaczęłam rwać gazetę na małe kawałki. Każdy jej fragment wrzucałam pojedynczo. Z tej monotonii wyrwał mnie ruch pościeli. Toby ruszył się! Podeszłam szybko do niego zostawiając makulaturę. Usadowiłam się na krzesełku czekając na jego kolejny ruch. Ruszał powiekami, choć ich nie otwierał. Chyba był jeszcze za słaby, aby je otworzyć. Musiał się przyzwyczaić. Jego usta lekko otworzyły się. Klatka piersiowa uniosła się wyżej, a następnie powoli opadła.
- Toby, jestem tu.- odezwałam się mając nadzieję, że coś w tym wskóram. Niech się dowie, że nie jest tu sam i bardzo chciałabym żeby otworzył oczy. Im dłużej ma je zamknięte tym gorzej. Cyferki na monitorze zwiększały się w niezrozumiałym dla mnie znaczeniu. Szatyn powoli otwierał oczy, a ja aż wstrzymałam oddech. Robił to bardzo ostrożnie. Na początku zląkł się światła, które go pewnie poraziło, ale był dzielny, Spojrzał na mnie, a jego wargi układały się w jakieś słowo. Na początku jednak nie dopatrzyłam się co dokładnie mówił, a raczej co chciał powiedzieć.- Co chcesz mi powiedzieć?
- S... Spencer.- wyszeptał. Teraz dotarło do mnie, że chodzi o imię.
- Tak, to ja.- moje kąciki ust uniosły się mimowolnie.- Dobrze się czujesz?
- Jak zakamieniowany.- uśmiechnął się. Te jego poczucie humoru sprawiło, że od razu nabrał więcej sił.- Bywało gorzej. Teraz czuję się jakbym coś brał. Zupełnie inny wymiar rzeczywistości.
- Powiedzmy, że jest dobrze.
- Jezu...- spojrzał w bok unosząc brwi.- Widziałaś ten obskurny kolor tych ścian? Ja jestem w szpitalu czy u mojej babci?- nie odpowiedziałam tylko parsknęłam śmiechem. Dawno nikt mnie taki nie rozśmieszał jak on. Dopiero się przebudził i jest w stanie rejestrować takie głupie detale.- Aj!- dotknął się po głowie i syknął z bólu. Zorientował się, że jest zabandażowany.- Nie będę już musiał nosić czapki. Spencer?- znów mnie zawołał. Był teraz poważny.- Przepraszam.
- Ale za co?- ściągnęłam brwi.
- Za wszystko. Nie mam sił, aby wymieniać, więc to musi wystarczyć.
- Gadasz głupoty. Nic nie jest twoją winą. A teraz masz wyzdrowieć, bo tej rozmowy nie unikniesz.- ten wykrzywił usta.- Teraz musisz odpoczywać, nabierać sił.- podniosłam się z krzesła.
- Już idziesz?- spytał.
- Wypadałoby powiedzieć lekarzom, że się obudziłeś. W końcu grzebali w twojej głowie dobre pięćdziesiąt jeden minut.
- Liczyłaś?- był mile zaskoczony.
- Gdy człowiek nie ma co zrobić z czasem to po prostu z nim rozmawia.- odpowiedziałam.
- Nie sądzę żeby chmara ludzi w białych kitlach pozwoliła nam za chwilę znów pogadać. Nie chciałbym ryzykować. W dodatku gdy się już podniosłaś, poczułem nagły atak samotności.- spojrzał na mnie żałośnie.- W tym mieście nie mam żadnych dobrych znajomych, którzy dotrzymaliby mi towarzystwa...- zrobiło mi się go przykro. Wyobraziłam sobie siebie na jego miejscu. Zupełnie samą. Straszne uczucie. Wróciłam na taboret.- Dziękuję.- złapał mnie delikatnie za rękę, którą położyłam kilka sekund temu na jego łóżku.
Ten moment nie trwał wiecznie, ponieważ drzwi nagle otworzyły się. Myślałam, że to pielęgniarka, bądź jego lekarz, ale zupełnie nie spodziewałam się tutaj właśnie jej. Na widok przyjaciółki, schowałam moją dłoń do kieszeni.
- Przepraszam!- powiedziała Aria i wyszła.
- Kto to był?
- Aria, moja przyjaciółka.- poinformowałam go.- Przepraszam, ale muszę teraz wyjść. Ale obiecuję, że wrócę.
Wyszłam z sali szukając wzrokiem Arii. Nie spodziewałam się, że tu przyjdzie. Dlaczego w ogóle tu przyszła? No tak. Napisałam jej sms'a. Ale to nie do końca jest powód, dla którego miałaby to robić. Podeszłam do brunetki, która patrzyła się na mnie jak na jakiegoś kosmitę. Nie wiem, ale ten wzrok widziałam rzadko i nie znam go tak dobrze.
- Ari, co ty tu robisz?- nie mogłam się powstrzymać. To pytanie cisnęło mi się na usta. Trochę zabrzmiało to tak jakby nie chciała żeby tu była. Hmm...a może tak właśnie było?
- Napisałaś do mnie wiadomość. Wszystko byłoby ok gdybyś inaczej dobrała lub bardziej sprecyzowała wiadomość pod tytułem Nie mogę teraz, bo jestem w szpitalu.- sięgnęłam pamięcią wstecz, Rzeczywiście mogłam tak napisać. Głupia ja.- Lepiej ty mi powiedz co ty wyprawiasz?- pisnęła.
- Ale o co ci chodzi?- założyłam ręce i rozejrzałam sie w lewo i prawo.
- O tego dziwaka z supermarketu. Co ty wyprawiasz? Zapomniałaś, że masz Wrena? I jesteś z nim od trzech lat?- wyglądała tak jakby mi jakieś kazanie chciała wygłosić. Ale co ona sobie myśli? Z nią też mam się kłócić? To, że facet, którego znam jakieś dwa dni położył dłoń na mojej, nie oznacza, że ja go zdradzam.
- Po pierwsze Toby nie jest dziwakiem.
- O, widzę, że jesteście na Ty.- zironizowała przerywając mi.
- Aria!- syknęłam, aby ją uciszyć.- To nic nie znaczyło. Po prostu tak to wyglądało. Ja go ledwo znam. Byłam świadkiem jego wypadku, dlatego tu jestem, Potrzebował towarzystwa, bo nie ma tu nikogo.
- Mhm, po prostu naciąga cię. I od kiedy ty jesteś taka uczuciowa?- chciałam odpowiedzieć, że od zawsze.- Bierze cię na litość. Czy ty tego nie widzisz? A ty się jeszcze dajesz i możesz mieć kłopoty. Ty nie pracujesz, więc zapanuje nad twoim wolnym czasem.
- Aria?- spojrzałam na nią jak na kosmitę. Tym razem ja.- Co ty w ogóle wygadujesz? Proszę, nie chcę się kłócić jeszcze z tobą, To by mnie kompletnie dobiło.
- Z kim się pokłóciłaś?- spytała już spokojniejsza.- Z Wrenem?
- Tak.- przytaknęłam. Złapałam się za głowę.- Mam już tego wszystkiego dość. Potrzebuję go, a czuję, że oddalamy się od siebie. W dodatku wiem, że on też ma część racji, ale nie chcę tego przyznać. Jestem zbyt uparta i dumna, chyba...
- Kochacie się. Będzie dobrze.- pocieszyła mnie pocierając moje ramię.- Ja wiem jak masz ciężko. Życie z lekarzem nie jest łatwe. Często nie ma go w domu. A kiedy siedzi w domu, wystarczy jeden telefon, aby szybko się ulotnił. Ale jestem pewna, że nawet kiedy nie ma go obok ciebie, to myśli o tobie nieustannie i tęskni. Powiedz, że nie jest tak.
- No jest...- opuściłam głowę. Przyznawanie racji innym zawsze sprawiało mi trochę problemu.
- No.- uśmiechnęła się ciepło.- Głowa do góry. W końcu musisz być z niego dumna. Twój chłopak jest jak superbohater. ratuje życie innym ludziom.- a tego już kompletnie nie skomentowałam.
Porozmawiałam z Arią jeszcze jakiś czas, a potem wróciła do domu. Była zmęczona po swoich aplikacjach. Montgomery pracowała w kancelarii moich rodziców. To bardzo dziwne uczucie, ale nie mam zamiaru znów o tym myśleć. Jedno jest pewne, Ta rozmowa przekonała mnie, aby pogadać z Wrenem na spokojnie. Nie chcę z nim mieć żadnych waśni. To mnie jeszcze bardziej wyniszcza.
Wróciłam na oddział. Akurat lekarz wychodził z jego sali. Nie zamierzałam pytać go o zgodę czy pozwoli mi się z nim widzieć. Pewnie by mi pozwolił, ale na pewien limit. A ja nie lubiłam jak coś mnie ogranicza. Weszłam do środka. Po jego minie wywnioskowałam, że czekał na mnie, Tym razem nie był taki wesoły.
- Hej, jestem.- usiadłam na tym twardym taborecie.- Stało się coś? Wyglądasz na przygnębionego. Coś nie tak ze zdrowiem?
- Nie, nie. Z tym wszystko ok.- odparł.- Po prostu myślałem nad wieloma smutnymi, przykrymi rzeczami i myślenie o nich wywołało ten stan.
- Głowa do góry. Jeśli przejmujesz się tymi typami to ci pomogę.
- Nie, nie.- zaprzeczył szybko.- Sam muszę sobie z tym poradzić.- spojrzał mi w oczy.- Powiedziałaś, że ta rozmowa jest nieunikniona, prawda?- przytaknęłam.- Więc miejmy ją za sobą.- nie wiedziałam co powiedzieć, więc zamieniłam się w słuch.- W Rosewood nie pojawiłem się od tak. W Filadelfii już nie czułem się bezpieczny. Uciekłem stamtąd, bo się bałem. Bo chciałem zmienić swoje życie. Bo chciałem zapomnieć. Ale oni chyba tego nie chcą.- zamknął oczy. Chyba tak było mu lepiej.- Mam za sobą nieciekawą przeszłość. Zaczęło się to jakieś dwa lata temu. Na początku nic wielkiego. Wystarczyła jedna głupia impreza, aby poznać to towarzystwo. Alkohol i te sprawy. Potem doszły do tego narkotyki i wtedy zaczęła się jeszcze większa zabawa. Przepraszam, że opowiadam tak ogólnikowo, ale im głębiej w to brnę, tym ciężej.
- Nie ma sprawy,- wyszeptałam.
- Nie należałem do ustatkowanej rodziny. Mój tata pracuje jako robotnik, a moja mama jest sprzątaczką w szkole. A ja bardzo chciałem iść na studia, a wiedziałem, że oni nie mają tyle pieniędzy żeby mi je opłacić. I tak po liceum miałem dłuższą przerwę. Nie mogła trwać w nieskończoność. Musiałem znaleźć sam pracę. Błędem było to, że wolałem iść na skróty zanim zrobić to jak każdy normalny człowiek. Zacząłem handlować dragami dla pewnych ludzi. Nie są byle kim. Ich szefa nigdy nie widziałem twarzą w twarz. Zawsze byli własnie ci dwaj, których poznałaś. To oni byli łącznikami między mną a nim. To pieski, które zrobią dla niego wszystko. Wiedziałem w co się pakuję i wiedziałem, że nie tylko narkotykami się zajmują. Dowiedziałem się przez cholerny przypadek rzeczy, których nie powinienem wiedzieć,
- Pracowałeś dla mafii, tak?
- Tak.- potwierdził krótko.- Uzbierałem mnóstwo kasy. Starczyło na studia, ale nie zamierzałem rezygnować. Wciągnąłem się. Nawet sam zacząłem brać narkotyki tak dla relaksu, zupełnie sporadycznie. To był dla mnie łatwy sposób zarobku. Mogłem też wesprzeć swoja rodzinę. Starczało na wszystko. Przeprowadziłem się do kuzyna żeby mieć bliżej na studia. I okłamałem cię do większości zleceń jakie miałem. Miałem takie jeden raz, Nie miałem czasu na więcej. Gniewasz się?
- Nie...
- Ahh.- westchnął. Nadal nie otwierał oczu, Dziwnie się czułam. Jakbym rozmawiała z osobą ślepą.- Jednak nadszedł taki czas w moim życiu, że zacząłem rozmyślać nad swoją przyszłością. Kim będę jeśli tak dalej pociągnę? Chciałem być normalnym człowiekiem. Nie martwić się o nic, Kilka dni zajęło mi podjęcie decyzji aż w końcu postanowiłem się z tego wycofać. Na początek pozbyłem się wszystkich prochów. Nie mogłem już więcej tego brać. Chciałem dokończyć studia, na których nauczyciele chwalili mnie. Chciałem wieść spokojne życie. Poszedłem tam pewnego wieczora i żałuję do tej pory, że wybrałem akurat ten dzień i tę godzinę.- zapadła cisza, a wszystko we mnie się trzęsło.
- Toby?- nie odzywał się.- Co się stało?
- Był tam taki mężczyzna. Wyglądał na bardzo poukładanego. Dziwiłem się co robił w takim miejscu. Zaczęła się ostra dyskusja. Zabili go, Spencer. Zasadzili mu kulkę w głowę na moich oczach. Jeden z nich mnie zauważył. Spanikowałem i uciekłem. To było dla mnie za dużo.- ścisnął powieki. Na jego twarzy malował się ból.- Jak można kogoś zabić? O czym myśli osoba, która pociąga za spust i patrzy jak z człowieka rozlewa się krew? Przecież to nieludzkie. Najstraszniejsza rzecz jaką można zrobić to... po prostu zabić. Nie chciałem mieć za takimi ludźmi nic do czynienia.- teraz cieszyłam się, że miał zamknięte oczy, bo myślałam, że nie zniosłabym tego spojrzenia. Zapadłabym się pod ziemie, W sumie już teraz mogę to zrobić, Poczułam się jakby ktoś uderzył mnie po twarzy. Czułam się taka brudna, taka... Przecież ja też taka jestem. Ja też to robię. On opowiada o ludziach mojego pokroju. O zabójcach. Chyba nie zdawał sobie sprawy, że tymi słowami mieszał mnie z gnojem.- Po tym wszystkim odwiedzili mnie w domu. Zagrozili, że jeśli komuś to powiem to mnie zabiją. Albo coś stanie się mojej rodzinie. Resztkami odwagi powiedziałem ich o moim odejściu. Nie przyjęli tego dobrze. Nie chcieli mnie tak łatwo puścić. Ich się tak po prostu nie zostawia. Nie mogłem ryzykować życiem swoim i mojej rodziny. Nie zniósłbym tego gdyby coś im się stało. Musiałem uciec miasta. Spakowałem swoje rzeczy w torbę i wyjechałem jak tchórz. Zostawiłem tam wszystko. Rodzinę, studia..- moje serce stanęło kiedy zaczął otwierać oczy. tak bardzo nie chciałam na nie spojrzeć, ale moja ciekawość wzięła w górę. To była taka mieszanka emocji jakiej nie doświadczyłam od bardzo dawna. Cierpiał, niepokoił się, bał, a najbardziej żałował.
Miał lekko zaszklone tęczówki. Był teraz taki silny, ale taki słaby jednocześnie. Słaby i bezbronny- Wiesz co jest w tym najlepsze?
- N-nie wiem.- głos więził się w moim gardle.
- Chciałem zacząć wszystko od nowa, Pragnąłem być po prostu wolnym człowiekiem. Myślałem, że ucieczka to będzie najlepsze rozwiązanie, ale jak widać, pomyliłem się, Nigdy nie będę wolny. Zawsze za moimi plecami będzie goniła mnie przeszłość przypominając te wszystkie rzeczy, które popełniłem, widziałem i przeżyłem. A mówię ci to, ponieważ to wszystko już nie ma sensu. Wiem, że jak wyjdę ze szpitala, to trafię tu z powrotem. Tylko, że od razu do kostnicy...
- Toby, nie mów tak.- nie wytrzymałam i złapałam go za rękę. Nie wiedziałam jak go pocieszyć, Nie byłam w tym takim mistrzem jak Aria. Nikogo w życiu nie było mi tak żal jak jego.
- Wiesz co? Gdybym miał okazję jeszcze jednej ucieczki...gdzieś daleko stąd, to zrobiłbym to bez zastanowienia. Zrobiłbym wszystko, aby się uwolnić z tych kajdanów.- zapadła cisza.- Powinnaś czuć gniew i żal, że cię okłamałem. Powinnaś się obrazić i odejść, bo jestem zwykłym zbrodniarzem, który spanikował i nagle chce być dobry.- wcale nie czułam się tak. Dobrze wiem jak to jest udawać kogoś kim się nie jest. Tylko, że ja nie mogę mu powiedzieć kim jestem i dlaczego też go oszukuję. Po prostu go rozumiałam.- Teraz kiedy wiesz już kim jestem naprawdę, powinnaś wstać i iść nie patrzeć na tę twarz. Już nigdy więcej. W końcu jestem tylko dla ciebie tym dziwakiem z supermarketu.- Aria wypowiadała te słowa, a to znaczy, że wszystko słyszał. Zrobiło mi się jeszcze bardziej głupio. Chyba to uczucie teraz wyszło ponad skalę. Nie wiedziałam co powiedzieć tylko przekręciłam głową w stylu To wcale nie tak. - Ty masz poukładane życie. Masz Wrena. Masz wszystko.
- Wcale nie...- zaprzeczyłam.
- Nie odtrącaj go. Wydaje się być fajnym kolesiem. Był tu nie raz.- zmienił temat.- To dziwne, bo wiem tylko o jednym razie.- tylko podejrzanie mi się przyglądał.
- Nie dziwię się. W końcu dzięki tobie tu dotarłem. Pewnie był zazdrosny.- westchnął ciężko.
- O czym myślisz?
- O tym, że chciałbym zostać sam.- mruknął. Zrozumiałam co chciał powiedzieć, więc wstałam z krzesełka.- I... miałaś rację tamtej nocy. Powinniśmy o tym zapomnieć.- sprawiał, że zupełnie nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Patrzył na mnie takim przybitym spojrzeniem. Nie chciał takiego końca naszej i tak krótkiej znajomości. Ale teraz? Teraz ja tego nie chciałam. A może to faktycznie dobry pomysł? Już sama nie wiem! I nikt mi nie pomoże w podjęciu tej decyzji. Sama muszę ją podjąć, ale to jest takie trudne. Moje myśli zapętlały się w wielkie supły. Samo myślenie doprowadzało mnie do szału. Może on ma rację? Ale tyle mi powiedział. Tyle go to kosztowało. I po tym wszystkim miałam po prostu odejść? To byłaby najbardziej samolubna rzecz jaką bym zrobiła.- Żegnaj Spencer.- łamał mu się głos. Nie bardzo udało mu się chyba przekonać mnie do wyjścia. Nie mogłam jednak znieść samego niezdecydowania, więc musiałam stamtąd wyjść. Teraz nic nie jest w stanie pomóc nam obojgu.
- Żegnaj Toby...- wyszłam szybkim krokiem. W mojej głowie wciąż dudniły jego słowa Najstraszniejsza rzecz jaką można zrobić to... po prostu zabić. Nie chciałem mieć za takimi ludźmi nic do czynienia. Następnie oparłam się plecami od drzwi i spojrzałam w sufit. To była trudna decyzja. Musiałam poukładać swoje myśli, więc wyszłam ze szpitala i wróciłam do domu.
- Toby, jestem tu.- odezwałam się mając nadzieję, że coś w tym wskóram. Niech się dowie, że nie jest tu sam i bardzo chciałabym żeby otworzył oczy. Im dłużej ma je zamknięte tym gorzej. Cyferki na monitorze zwiększały się w niezrozumiałym dla mnie znaczeniu. Szatyn powoli otwierał oczy, a ja aż wstrzymałam oddech. Robił to bardzo ostrożnie. Na początku zląkł się światła, które go pewnie poraziło, ale był dzielny, Spojrzał na mnie, a jego wargi układały się w jakieś słowo. Na początku jednak nie dopatrzyłam się co dokładnie mówił, a raczej co chciał powiedzieć.- Co chcesz mi powiedzieć?
- S... Spencer.- wyszeptał. Teraz dotarło do mnie, że chodzi o imię.
- Tak, to ja.- moje kąciki ust uniosły się mimowolnie.- Dobrze się czujesz?
- Jak zakamieniowany.- uśmiechnął się. Te jego poczucie humoru sprawiło, że od razu nabrał więcej sił.- Bywało gorzej. Teraz czuję się jakbym coś brał. Zupełnie inny wymiar rzeczywistości.
- Powiedzmy, że jest dobrze.
- Jezu...- spojrzał w bok unosząc brwi.- Widziałaś ten obskurny kolor tych ścian? Ja jestem w szpitalu czy u mojej babci?- nie odpowiedziałam tylko parsknęłam śmiechem. Dawno nikt mnie taki nie rozśmieszał jak on. Dopiero się przebudził i jest w stanie rejestrować takie głupie detale.- Aj!- dotknął się po głowie i syknął z bólu. Zorientował się, że jest zabandażowany.- Nie będę już musiał nosić czapki. Spencer?- znów mnie zawołał. Był teraz poważny.- Przepraszam.
- Ale za co?- ściągnęłam brwi.
- Za wszystko. Nie mam sił, aby wymieniać, więc to musi wystarczyć.
- Gadasz głupoty. Nic nie jest twoją winą. A teraz masz wyzdrowieć, bo tej rozmowy nie unikniesz.- ten wykrzywił usta.- Teraz musisz odpoczywać, nabierać sił.- podniosłam się z krzesła.
- Już idziesz?- spytał.
- Wypadałoby powiedzieć lekarzom, że się obudziłeś. W końcu grzebali w twojej głowie dobre pięćdziesiąt jeden minut.
- Liczyłaś?- był mile zaskoczony.
- Gdy człowiek nie ma co zrobić z czasem to po prostu z nim rozmawia.- odpowiedziałam.
- Nie sądzę żeby chmara ludzi w białych kitlach pozwoliła nam za chwilę znów pogadać. Nie chciałbym ryzykować. W dodatku gdy się już podniosłaś, poczułem nagły atak samotności.- spojrzał na mnie żałośnie.- W tym mieście nie mam żadnych dobrych znajomych, którzy dotrzymaliby mi towarzystwa...- zrobiło mi się go przykro. Wyobraziłam sobie siebie na jego miejscu. Zupełnie samą. Straszne uczucie. Wróciłam na taboret.- Dziękuję.- złapał mnie delikatnie za rękę, którą położyłam kilka sekund temu na jego łóżku.
Ten moment nie trwał wiecznie, ponieważ drzwi nagle otworzyły się. Myślałam, że to pielęgniarka, bądź jego lekarz, ale zupełnie nie spodziewałam się tutaj właśnie jej. Na widok przyjaciółki, schowałam moją dłoń do kieszeni.
- Przepraszam!- powiedziała Aria i wyszła.
- Kto to był?
- Aria, moja przyjaciółka.- poinformowałam go.- Przepraszam, ale muszę teraz wyjść. Ale obiecuję, że wrócę.
Wyszłam z sali szukając wzrokiem Arii. Nie spodziewałam się, że tu przyjdzie. Dlaczego w ogóle tu przyszła? No tak. Napisałam jej sms'a. Ale to nie do końca jest powód, dla którego miałaby to robić. Podeszłam do brunetki, która patrzyła się na mnie jak na jakiegoś kosmitę. Nie wiem, ale ten wzrok widziałam rzadko i nie znam go tak dobrze.
- Ari, co ty tu robisz?- nie mogłam się powstrzymać. To pytanie cisnęło mi się na usta. Trochę zabrzmiało to tak jakby nie chciała żeby tu była. Hmm...a może tak właśnie było?
- Napisałaś do mnie wiadomość. Wszystko byłoby ok gdybyś inaczej dobrała lub bardziej sprecyzowała wiadomość pod tytułem Nie mogę teraz, bo jestem w szpitalu.- sięgnęłam pamięcią wstecz, Rzeczywiście mogłam tak napisać. Głupia ja.- Lepiej ty mi powiedz co ty wyprawiasz?- pisnęła.
- Ale o co ci chodzi?- założyłam ręce i rozejrzałam sie w lewo i prawo.
- O tego dziwaka z supermarketu. Co ty wyprawiasz? Zapomniałaś, że masz Wrena? I jesteś z nim od trzech lat?- wyglądała tak jakby mi jakieś kazanie chciała wygłosić. Ale co ona sobie myśli? Z nią też mam się kłócić? To, że facet, którego znam jakieś dwa dni położył dłoń na mojej, nie oznacza, że ja go zdradzam.
- Po pierwsze Toby nie jest dziwakiem.
- O, widzę, że jesteście na Ty.- zironizowała przerywając mi.
- Aria!- syknęłam, aby ją uciszyć.- To nic nie znaczyło. Po prostu tak to wyglądało. Ja go ledwo znam. Byłam świadkiem jego wypadku, dlatego tu jestem, Potrzebował towarzystwa, bo nie ma tu nikogo.
- Mhm, po prostu naciąga cię. I od kiedy ty jesteś taka uczuciowa?- chciałam odpowiedzieć, że od zawsze.- Bierze cię na litość. Czy ty tego nie widzisz? A ty się jeszcze dajesz i możesz mieć kłopoty. Ty nie pracujesz, więc zapanuje nad twoim wolnym czasem.
- Aria?- spojrzałam na nią jak na kosmitę. Tym razem ja.- Co ty w ogóle wygadujesz? Proszę, nie chcę się kłócić jeszcze z tobą, To by mnie kompletnie dobiło.
- Z kim się pokłóciłaś?- spytała już spokojniejsza.- Z Wrenem?
- Tak.- przytaknęłam. Złapałam się za głowę.- Mam już tego wszystkiego dość. Potrzebuję go, a czuję, że oddalamy się od siebie. W dodatku wiem, że on też ma część racji, ale nie chcę tego przyznać. Jestem zbyt uparta i dumna, chyba...
- Kochacie się. Będzie dobrze.- pocieszyła mnie pocierając moje ramię.- Ja wiem jak masz ciężko. Życie z lekarzem nie jest łatwe. Często nie ma go w domu. A kiedy siedzi w domu, wystarczy jeden telefon, aby szybko się ulotnił. Ale jestem pewna, że nawet kiedy nie ma go obok ciebie, to myśli o tobie nieustannie i tęskni. Powiedz, że nie jest tak.
- No jest...- opuściłam głowę. Przyznawanie racji innym zawsze sprawiało mi trochę problemu.
- No.- uśmiechnęła się ciepło.- Głowa do góry. W końcu musisz być z niego dumna. Twój chłopak jest jak superbohater. ratuje życie innym ludziom.- a tego już kompletnie nie skomentowałam.
Porozmawiałam z Arią jeszcze jakiś czas, a potem wróciła do domu. Była zmęczona po swoich aplikacjach. Montgomery pracowała w kancelarii moich rodziców. To bardzo dziwne uczucie, ale nie mam zamiaru znów o tym myśleć. Jedno jest pewne, Ta rozmowa przekonała mnie, aby pogadać z Wrenem na spokojnie. Nie chcę z nim mieć żadnych waśni. To mnie jeszcze bardziej wyniszcza.
Wróciłam na oddział. Akurat lekarz wychodził z jego sali. Nie zamierzałam pytać go o zgodę czy pozwoli mi się z nim widzieć. Pewnie by mi pozwolił, ale na pewien limit. A ja nie lubiłam jak coś mnie ogranicza. Weszłam do środka. Po jego minie wywnioskowałam, że czekał na mnie, Tym razem nie był taki wesoły.
- Hej, jestem.- usiadłam na tym twardym taborecie.- Stało się coś? Wyglądasz na przygnębionego. Coś nie tak ze zdrowiem?
- Nie, nie. Z tym wszystko ok.- odparł.- Po prostu myślałem nad wieloma smutnymi, przykrymi rzeczami i myślenie o nich wywołało ten stan.
- Głowa do góry. Jeśli przejmujesz się tymi typami to ci pomogę.
- Nie, nie.- zaprzeczył szybko.- Sam muszę sobie z tym poradzić.- spojrzał mi w oczy.- Powiedziałaś, że ta rozmowa jest nieunikniona, prawda?- przytaknęłam.- Więc miejmy ją za sobą.- nie wiedziałam co powiedzieć, więc zamieniłam się w słuch.- W Rosewood nie pojawiłem się od tak. W Filadelfii już nie czułem się bezpieczny. Uciekłem stamtąd, bo się bałem. Bo chciałem zmienić swoje życie. Bo chciałem zapomnieć. Ale oni chyba tego nie chcą.- zamknął oczy. Chyba tak było mu lepiej.- Mam za sobą nieciekawą przeszłość. Zaczęło się to jakieś dwa lata temu. Na początku nic wielkiego. Wystarczyła jedna głupia impreza, aby poznać to towarzystwo. Alkohol i te sprawy. Potem doszły do tego narkotyki i wtedy zaczęła się jeszcze większa zabawa. Przepraszam, że opowiadam tak ogólnikowo, ale im głębiej w to brnę, tym ciężej.
- Nie ma sprawy,- wyszeptałam.
- Nie należałem do ustatkowanej rodziny. Mój tata pracuje jako robotnik, a moja mama jest sprzątaczką w szkole. A ja bardzo chciałem iść na studia, a wiedziałem, że oni nie mają tyle pieniędzy żeby mi je opłacić. I tak po liceum miałem dłuższą przerwę. Nie mogła trwać w nieskończoność. Musiałem znaleźć sam pracę. Błędem było to, że wolałem iść na skróty zanim zrobić to jak każdy normalny człowiek. Zacząłem handlować dragami dla pewnych ludzi. Nie są byle kim. Ich szefa nigdy nie widziałem twarzą w twarz. Zawsze byli własnie ci dwaj, których poznałaś. To oni byli łącznikami między mną a nim. To pieski, które zrobią dla niego wszystko. Wiedziałem w co się pakuję i wiedziałem, że nie tylko narkotykami się zajmują. Dowiedziałem się przez cholerny przypadek rzeczy, których nie powinienem wiedzieć,
- Pracowałeś dla mafii, tak?
- Tak.- potwierdził krótko.- Uzbierałem mnóstwo kasy. Starczyło na studia, ale nie zamierzałem rezygnować. Wciągnąłem się. Nawet sam zacząłem brać narkotyki tak dla relaksu, zupełnie sporadycznie. To był dla mnie łatwy sposób zarobku. Mogłem też wesprzeć swoja rodzinę. Starczało na wszystko. Przeprowadziłem się do kuzyna żeby mieć bliżej na studia. I okłamałem cię do większości zleceń jakie miałem. Miałem takie jeden raz, Nie miałem czasu na więcej. Gniewasz się?
- Nie...
- Ahh.- westchnął. Nadal nie otwierał oczu, Dziwnie się czułam. Jakbym rozmawiała z osobą ślepą.- Jednak nadszedł taki czas w moim życiu, że zacząłem rozmyślać nad swoją przyszłością. Kim będę jeśli tak dalej pociągnę? Chciałem być normalnym człowiekiem. Nie martwić się o nic, Kilka dni zajęło mi podjęcie decyzji aż w końcu postanowiłem się z tego wycofać. Na początek pozbyłem się wszystkich prochów. Nie mogłem już więcej tego brać. Chciałem dokończyć studia, na których nauczyciele chwalili mnie. Chciałem wieść spokojne życie. Poszedłem tam pewnego wieczora i żałuję do tej pory, że wybrałem akurat ten dzień i tę godzinę.- zapadła cisza, a wszystko we mnie się trzęsło.
- Toby?- nie odzywał się.- Co się stało?
- Był tam taki mężczyzna. Wyglądał na bardzo poukładanego. Dziwiłem się co robił w takim miejscu. Zaczęła się ostra dyskusja. Zabili go, Spencer. Zasadzili mu kulkę w głowę na moich oczach. Jeden z nich mnie zauważył. Spanikowałem i uciekłem. To było dla mnie za dużo.- ścisnął powieki. Na jego twarzy malował się ból.- Jak można kogoś zabić? O czym myśli osoba, która pociąga za spust i patrzy jak z człowieka rozlewa się krew? Przecież to nieludzkie. Najstraszniejsza rzecz jaką można zrobić to... po prostu zabić. Nie chciałem mieć za takimi ludźmi nic do czynienia.- teraz cieszyłam się, że miał zamknięte oczy, bo myślałam, że nie zniosłabym tego spojrzenia. Zapadłabym się pod ziemie, W sumie już teraz mogę to zrobić, Poczułam się jakby ktoś uderzył mnie po twarzy. Czułam się taka brudna, taka... Przecież ja też taka jestem. Ja też to robię. On opowiada o ludziach mojego pokroju. O zabójcach. Chyba nie zdawał sobie sprawy, że tymi słowami mieszał mnie z gnojem.- Po tym wszystkim odwiedzili mnie w domu. Zagrozili, że jeśli komuś to powiem to mnie zabiją. Albo coś stanie się mojej rodzinie. Resztkami odwagi powiedziałem ich o moim odejściu. Nie przyjęli tego dobrze. Nie chcieli mnie tak łatwo puścić. Ich się tak po prostu nie zostawia. Nie mogłem ryzykować życiem swoim i mojej rodziny. Nie zniósłbym tego gdyby coś im się stało. Musiałem uciec miasta. Spakowałem swoje rzeczy w torbę i wyjechałem jak tchórz. Zostawiłem tam wszystko. Rodzinę, studia..- moje serce stanęło kiedy zaczął otwierać oczy. tak bardzo nie chciałam na nie spojrzeć, ale moja ciekawość wzięła w górę. To była taka mieszanka emocji jakiej nie doświadczyłam od bardzo dawna. Cierpiał, niepokoił się, bał, a najbardziej żałował.
Miał lekko zaszklone tęczówki. Był teraz taki silny, ale taki słaby jednocześnie. Słaby i bezbronny- Wiesz co jest w tym najlepsze?
- N-nie wiem.- głos więził się w moim gardle.
- Chciałem zacząć wszystko od nowa, Pragnąłem być po prostu wolnym człowiekiem. Myślałem, że ucieczka to będzie najlepsze rozwiązanie, ale jak widać, pomyliłem się, Nigdy nie będę wolny. Zawsze za moimi plecami będzie goniła mnie przeszłość przypominając te wszystkie rzeczy, które popełniłem, widziałem i przeżyłem. A mówię ci to, ponieważ to wszystko już nie ma sensu. Wiem, że jak wyjdę ze szpitala, to trafię tu z powrotem. Tylko, że od razu do kostnicy...
- Toby, nie mów tak.- nie wytrzymałam i złapałam go za rękę. Nie wiedziałam jak go pocieszyć, Nie byłam w tym takim mistrzem jak Aria. Nikogo w życiu nie było mi tak żal jak jego.
- Wiesz co? Gdybym miał okazję jeszcze jednej ucieczki...gdzieś daleko stąd, to zrobiłbym to bez zastanowienia. Zrobiłbym wszystko, aby się uwolnić z tych kajdanów.- zapadła cisza.- Powinnaś czuć gniew i żal, że cię okłamałem. Powinnaś się obrazić i odejść, bo jestem zwykłym zbrodniarzem, który spanikował i nagle chce być dobry.- wcale nie czułam się tak. Dobrze wiem jak to jest udawać kogoś kim się nie jest. Tylko, że ja nie mogę mu powiedzieć kim jestem i dlaczego też go oszukuję. Po prostu go rozumiałam.- Teraz kiedy wiesz już kim jestem naprawdę, powinnaś wstać i iść nie patrzeć na tę twarz. Już nigdy więcej. W końcu jestem tylko dla ciebie tym dziwakiem z supermarketu.- Aria wypowiadała te słowa, a to znaczy, że wszystko słyszał. Zrobiło mi się jeszcze bardziej głupio. Chyba to uczucie teraz wyszło ponad skalę. Nie wiedziałam co powiedzieć tylko przekręciłam głową w stylu To wcale nie tak. - Ty masz poukładane życie. Masz Wrena. Masz wszystko.
- Wcale nie...- zaprzeczyłam.
- Nie odtrącaj go. Wydaje się być fajnym kolesiem. Był tu nie raz.- zmienił temat.- To dziwne, bo wiem tylko o jednym razie.- tylko podejrzanie mi się przyglądał.
- Nie dziwię się. W końcu dzięki tobie tu dotarłem. Pewnie był zazdrosny.- westchnął ciężko.
- O czym myślisz?
- O tym, że chciałbym zostać sam.- mruknął. Zrozumiałam co chciał powiedzieć, więc wstałam z krzesełka.- I... miałaś rację tamtej nocy. Powinniśmy o tym zapomnieć.- sprawiał, że zupełnie nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Patrzył na mnie takim przybitym spojrzeniem. Nie chciał takiego końca naszej i tak krótkiej znajomości. Ale teraz? Teraz ja tego nie chciałam. A może to faktycznie dobry pomysł? Już sama nie wiem! I nikt mi nie pomoże w podjęciu tej decyzji. Sama muszę ją podjąć, ale to jest takie trudne. Moje myśli zapętlały się w wielkie supły. Samo myślenie doprowadzało mnie do szału. Może on ma rację? Ale tyle mi powiedział. Tyle go to kosztowało. I po tym wszystkim miałam po prostu odejść? To byłaby najbardziej samolubna rzecz jaką bym zrobiła.- Żegnaj Spencer.- łamał mu się głos. Nie bardzo udało mu się chyba przekonać mnie do wyjścia. Nie mogłam jednak znieść samego niezdecydowania, więc musiałam stamtąd wyjść. Teraz nic nie jest w stanie pomóc nam obojgu.
- Żegnaj Toby...- wyszłam szybkim krokiem. W mojej głowie wciąż dudniły jego słowa Najstraszniejsza rzecz jaką można zrobić to... po prostu zabić. Nie chciałem mieć za takimi ludźmi nic do czynienia. Następnie oparłam się plecami od drzwi i spojrzałam w sufit. To była trudna decyzja. Musiałam poukładać swoje myśli, więc wyszłam ze szpitala i wróciłam do domu.
______________________________________________
Hejka. Pewnie niektórzy już wiedzą, że ten tydzień to istny koszmar. Sprawdzian za sprawdzianami i takie tak. Chyba każdy tego doświadczył... Może niektórzy się zorientowali, że rozdział miał się pojawić we wtorek. Przepraszam, ale serio byłam zawalona robotą. Ale to tylko potencjalne daty, które mogę się zmienić, więc z tego korzystam :)
Podobał Wam się rozdział? Myślę, że wyjaśnia kilka rzeczy, Teraz wiecie kilka istotnych rzeczy o Tobim. Dlaczego na przykład te typy za nim chodzą. Jak oceniacie jego postępowanie. Podoba Wam się czy nie? Piszcie komy, bo to ważne.
W ankiecie 50 osób wzięło udział (dotychczas) a tak nie wiele komci. A wiem, że i tak Was jest tam więcej. Anonimków się nie boję jakby co :D
Wspanialy rozdzial. Kiedy nn?
OdpowiedzUsuń4 czerwca hihi :)
UsuńToby! Cholero jedna! To nie tak miało być... Miałeś ją pocałować w tym szpitalu i miała mieć mętlik a nie jej nagadać o zabijaniu i postanowić ZAPOMNIEĆ i zostawić mętlik! TO WSZYSTKO NIE TAKK! Toby trzymaj się scenariusza kutfa!!
OdpowiedzUsuńAria jaka zatroskana. Kochana jest ale trochę przesadza ^^
Wren chciał przeprosić... Ta jego praca kiedyś ich wszystkich powykańcza! Tak jak Cb studia...
Spencer ma mętlik... niech wróci do Tobsona i z nim pogada. Ciekawe jakie spojrzenie bd miała teraz na swoją pracę... Nagle przestanie to kochać? Zrezygnuje i uciekną razem?? Ciekawe..
Wszystko jest tak ciekawe że aż pali dupa!
A wracając do Tobiego. JAK KUTAFONIE WYLĄDUJESZ W KOSTNICY TO OSOBIŚCIE POĆWIARTUJĘ TWE CIAŁO I RZUCĘ PSOM NA POŻARCIE!
To tyle. Czekam na kolejny rozdział. Ten był swietny :)
Jak zabijesz zabitego Tobiego to w sumie to mu będzie wisiało już co z nim zrobisz :D Nie rusza go to :D
UsuńWisieć to mu może to co ma między nogami ;p
UsuńAle lepiej niech nie wisi bo jak już wyrwie Spenc to bd ją musiał czymś zadowolic a powszechnie wiadomo ze tylko w pełni sterczący jest w stanie to zrobić :D
Wren jest zazdrosny o Tobiego czy mi się wydaje? Chyba złagodniał wiedząc, że konkurencja się pojawiĺa i musi się postarać. Aria mnie zdenerwowała w tym rozdziale choć ogólnie jest fajna. Ale Toby ma przesrane... super rozdział ;)
OdpowiedzUsuńSpoby forever <3
OdpowiedzUsuńOni nie moga sie żeganac! Nie mogą! Powinni być razem już na zawsze. Wren mnie wkurza. Wren superbohater kuźwa! Ale Toby miał sporo odwagi żeby wyznać że zajmował sie dilerka i sam brał. Spencer pewnie teraz zrezygnuje z tej "pracy" i wymyśli sb inne zajecie. I zostawi Wrena. Spoby ♥
Ja tymczasem pozdrawiam z geo, na której czytałam i nadrabiałam rozdziały :) ;*
Super rozdział czekam na next
Uhuhu nie wiedziałam, że z Tobiego był taki bad boy :D W sumie to teraz jest taką miękką kluchą. Spencer też mi się wydawała taka twarda, a widać, że w głebi duszy też ma uczucia i jest zwyczajna kobietą. W sumie tak było w opisie. No ale zawód to ma ma niecodzienny.mam dylemat, bo chcę żeby Spenc była z Tobim, ale Wren jest taki przystojny i hot... Co t robić?
OdpowiedzUsuńBardzo fajny blog <3
OdpowiedzUsuńA dziękuję bardzo ^^
Usuń