piątek, 3 lipca 2015

- 7 - Oszukana -

Wesley chyba chce mi wcisnąć jakąś ściemę. Zawsze mu to świetnie wychodziło. Zawsze robił sobie ze mnie żarty i szczerzył się tym uśmieszkiem. Nawet jeśli się teraz nie uśmiechał, nie znaczy, że tego nie robi. On musi żartować. Obrał sobie teraz inną technikę. No bo nigdy mi nie wmówi, że Ezra nie żyje. Jak on w ogóle może tak żartować z własnego brata? Spojrzałam na wtedy na Tobiego, który trzymał zdjęcie Ezry. Jego wargi były lekko rozchylone. Patrzył się w postać z taką nadzieją jakby całym sobą chciał żeby ta postać wyszła ze zdjęcia i stanęła obok. Spojrzałam na Fitza. To już nie było cholernie śmieszne widząc jego mokre oczy. Płacz mężczyzny zawsze było zjawiskiem, które szarpało mnie za serce.
- Nie, nie po prostu nie mogę w to uwierzyć.- zaczesałam ręką włosy i schyliłam się.
- To jest on.- Toby zebrał się na odwagę, aby coś powiedzieć. Wtedy podniosłam głowę.- Teraz dobrze to wszystko odtworzyłem. Wiedziałem, że skądś kojarzę jego imię. I też wydał mi się dziwnie znajomy na tym zdjęciu.
- Co ty wygadujesz...
- To jego zabiła mafia. Ja byłem świadkiem jego śmierci. To był on. Stał daleko, lewym profilem. Rozmawiali... to był on, Spencer. Ja widziałem jego śmierć.- widziałam to przerażenie w jego oczach. Zaniemówiłam z wrażenia. Wesley otworł oczy. Chciałam go jakoś pocieszyć. Złożyć przynajmniej kondolencje, przytulić go oraz powiedzieć, że może liczyć na moją pomoc, ale siedziałam jak sparaliżowana. Mojego przyjaciela zamordowano. Może nie było tego po mnie tak widać, ale w środku wszystko się we mnie trzęsło. A jeszcze tydzień temu do mnie dzwonił. A ja głupia nie odebrałam, bo byłam na zleceniu. Mogłam mu wtedy tyle powiedzieć. Kazać wracać do Rosewood, do Arii. Właśnie, Aria...
- Policja szuka tych skurwysynów.- odrzekł Wes.- Wczoraj był pogrzeb. Myślałem, że tego nie zniosę...

- Dlaczego się ze mną nie skontaktowałeś? Wiem, że nie masz mojego numeru, ale jest coś takiego jak poczta! Internet! Czemu dopiero teraz się dowiaduje? Szykowałam ślub! Chciałam żeby został naszym świadkiem!- wykrzyczałam z siebie. Wtedy Toby spuścił głowę w dół.- Czemu? Czemu o niczym nie wiedziałam?
- Spenc...- mruknął przybity. Nie wiedział chyba jak dobrać słowa, ponieważ się motał.
- Ciekawe co Aria na to powie!
- Nie możesz powiedzieć Arii! To by ją przybiło do reszty. Rozstali się, więc nie ma powodu, żeby rozżalała się nad nim. Powinna o nim zapomnieć. Najlepiej będzie jak jest. Chcesz naprawdę ją zranić? Powinna być szczęśliwa i ułożyć życie na nowo.
- To z nim była naprawdę szczęśliwa. Ale możliwe. Nie chcę żeby cierpiała, ale nie wiem czy to jest tego warte. Powinna znać prawdę.
- Każdy zasługuje na prawdę, Spencer, ale musisz wiedzieć, że prawda jest jak destrukcja.
- Jezu!- schowałam twarz w dłoniach.- Czemu on? Czemu akurat on?
- Bo wiedział za dużo.- odpowiedział Fitz.- Wpadł na mały trop i zaczął małe śledztwo, które przerodziło się w coś konkretnego. Wiedział za dużo na temat tej mafiozy, ale wiedział też sporo na temat Wrena.
- Słucham?- wbiłam w niego wzrok. Myślałam, że się przesłyszałam. Ja usłyszałam Wrena? Mojego Wrena? Wtedy on sięgnął po jakąś zieloną teczkę i rzucił mi ją pod nos na stoliku.- Ezra poświęcał każdy swój wolny czas na poszukiwaniu prawdy. Na początku kazałem mu odpuścić, ale on nie chciał spocząć póki nie odkryje wszystkiego. Wren jest związany z tymi ludźmi od pewnego czasu.
- Znaczy jakiego?- bo ja wiedziałam tylko o kilku dniach.
- Od miesiąca. A nawet dłużej jeśli wspomnieć mogę o dawnych sprawach.
- Niemożliwe!
- Ale to prawda.
- Słucham?- Toby wybałuszył oczy.- Czy jest możliwe, że twój narzeczony jest powiązany ze śmiercią Ezry? Ale on jest lekarzem!
- On nie jest tylko lekarzem.- wtrącił Wesley.
- Wystarczy!- chciałam go uciszyć zanim powie za dużo. Nie wiem skąd oni wytrzasnęli takie informacje, ale dla mnie były one nielogiczne. Powiedziałby mi. Czemu miałby to przede mną ukrywać?
- Tego nie wiem, ale Wrena wtedy nie było w Rosewood. Mój przyjaciel widział go tu, w Filadelfii.
- Chyba nie sądzisz, że Wren zabiłby własnego przyjaciela!
- No chyba, że wie coś co mogłoby zniszczyć wasz związek.
- O czym ty mówisz?- zmarszczyłam brwi.
- O twoich rodzicach.
- A co moim rodzice mieli z tym niby wspólnego? Trzy lata temu zginęli przecież w wypadku samochodowym.
- To, że nie był to zwykły wypadek. Wren przyczynił się do tego. Spencer...- spojrzał mi głęboko w oczy.- Kingston maczał palce w śmierci twoich rodziców.- poczułam się jakby ktoś mnie uderzył młotkiem albo gorzej. Te słowa docierały do mnie powoli. Co on pieprzy? Nie byłam wtedy z Wrenem, ale się przyjaźniliśmy. Nie mógłby mi tego zrobić! Nie mógłby!
- Co ty bredzisz? Oszalałeś?! Znamy się z Wrenem od liceum! Nie mógłby mi tego zrobić! On nie jest taki! Nie wierzę ci! Masz na to jakieś dowody? Ciekawe co on sam ma do powiedzenia na ten temat!
- Tak myślałem, że mi nie uwierzysz, ale jak już powiedziałem, wszystko jest tutaj.- zerknął na teczkę.- Od kiedy Ezra musiał przenieść się do Filadelfii żeby otworzyć oczy.
- A niby jakim cudem Ezra na to wszytko wpadł, co?- prychnęłam. Przecież to jakiś cud, że tak nagle wpadł na ślad jakiejś mafii. Oczekiwałam odpowiedzi, lecz Wesley nie odezwał się. Patrzył na mnie lekko... zawstydzony? Nie wiem czy to był wstyd czy niepewność. Trudno było mi ocenić.
- Ponieważ ja też handlowałem...- odpowiedział tylko tyle i to w zupełności wystarczyło.
- Ale co ma do tego Wren? Narkotyki i on? On by nie handlował, nawet by nie brał!
- Oczywiście, że nie. Nie chodzi teraz o dragi, a o ciemniejszą robotę. Zabijanie. Z tego jest przecież hajs.
- Powiedziałeś, że są razem w tym biznesie od miesiąca. Wypadek był trzy lata temu!
- To fakt. Zaraz ci to wytłumaczę. To, co teraz usłyszysz, jest tutaj na tym stole. A więc tak. Twoi rodzice byli dobrymi prawnikami i dobrze o tym wiesz. Ty pewnie tego nie wiesz, ale wtedy złapano Samuela Rayza po jednej z większych akcji. Był prawą ręką Szefa, a co za tym idzie, wiedział bardzo dużo. Gdy trafił za kraty, krył wszystkich. Nie chciał nikogo sypać, nic nie gadał. W więzieniu nie miał łatwo. Wielu z paki nie raz sprali go na kwaśne jabłko. Gdy postawiono mu zarzut dożywocia, zażądał rozmowy z prawnikiem. Była nim twoja mama. Twój ojciec też pomagał w tej sprawie. Oboje żyli tą sprawą i zależało im na rozwiązaniu tego. Twoja mama przedstawiła mu plan i co musi zrobić, aby dostać mniej lat. Postanowił się przyznać. Twoi rodzice wrócili do domu, aby przygotować się do procesu, lecz nigdy na niego nie trafili. W drodze wjechali w ciężarówkę. Oczywiście wszystko było zaplanowane. Zginęli, a dowody zniszczono. Sam Samuel spanikował i nic nie powiedział. Bał się, że jego też to dosięgnie. Jednak wkrótce zmarł przez dziwny zbieg okoliczności, ponieważ ktoś go otruł. Szef nakazał Wrenowi zlecenie. On miał nie dopuścić do tego. Sam nie potrafił tego zrobić z wiadomych celów, więc wynajął Barta Doyle'a. Był kierowcą tira. Bart nie bał się niczego. Nigdy. Był szaleńcem. Za to po tym wszystkim Wren nie wytrzymał i odszedł z mafii działając na własną rękę. Chociaż teraz wrócił ich kontakt. Tak mi przykro, ale taka jest prawda i musisz w to uwierzyć.
- Nie...- czułam jak mój głos niknie i trafia na wielką przeszkodę. Na wielką gulę, przez którą miałam wrażenie, że zaraz się uduszę. Czułam, że wszystkie skumulowane we mnie emocje zaraz eksplodują ze mnie. Nie chciałam okazać słabości, dać po sobie znać, jednak to było nie do wytrzymania. Wybiegłam z mieszkania z drżącym oddechem. Jak on mógł mi to zrobić?! Powinien zrezygnować z tej misji! Powinien uprzedzić moich rodziców! Zrobić coś takiego co ja byłam w stanie zrobić dla Cavanaugha. Oszukiwał mnie przez ten cały czas! A ja miałam wyjść za mąż za tego człowieka. Udawał głupiego gdy poprosiłam go żeby Ezra był świadkiem. Już wiem dlaczego. On go zabił!
- Spencer!- usłyszałam za sobą głos Tobiego. Odwróciłam głowę. Nie chciałam teraz na nikogo patrzeć.
- Chce mi się rzygać gdy o nim myślę. Nikt nigdy mnie tak nie skrzywdził...- byłam naprawdę bliska płaczu.
- Możesz myśleć teraz, że nikt cię nie rozumie...- zrobił dwa kroki w moją stronę.- Ale ja bardzo dobrze cię rozumiem. I zgodzę się z tobą w każdej kwestii. Płacz, Spencer. Wiem, że ci to ulży. Nie tłamś tego w sobie.- zbliżał się coraz bardziej. Chciał mnie chyba przytulić, ale ja się odsunęłam. Zrozumiał za pierwszym razem, więc odpuścił.
- Nie lubię płakać przy kimś.- po tych słowach skinął głową i wrócił do domu tyłem, cały czas nie spuszczając ze mnie wzroku jakby się martwił, że gdy się odwrócę, coś mi się stanie. I gdy tylko zamknął za sobą drzwi, wybuchłam niekontrolowanym płaczem.


Nie wróciłam od razu do domu Fitzów. Musiałam się z tym przejść. Potrzebowałam się uspokoić i ochłonąć. Myślałam nad tym jak wyglądałaby moja rozmowa z Wrenem gdybyśmy mieli się wkrótce spotkać. Jakie słowa by padły? Co by się stało? Ale ja nie mam zamiaru oglądać go więcej na oczy. Zdałam sobie sprawę, że od mojego wyjścia, zniknęłam na dwie godziny. Postanowiłam wrócić. Miałam nadzieję, że wszystkie oznaki mojego bólu i cierpienia są niewidoczne. Z takim też przekonaniem weszłam do środka. Wesley i Toby wyglądali jakby nie zmienili pozycji przez ten cały czas. W dodatku panowała taka cisza. Dziwię się, że Toby wytrzymał to przeszywające spojrzenia Wesleya przez taki szmat czasu. Usiadłam na swoje miejsce.
- I co teraz?- zadałam pytanie.
- Przyszliście tu, ponieważ potrzebujecie pomocy.
- Nie wiem czy ty będziesz umiał nam pomóc...- zwątpiłam.
- Żebyś się nie zdziwiła.- uniósł brwi.- Jeden mój telefon, a helikopter zabierze go z lotniska dokąd tylko będzie chciał.
- Chcesz mi pomóc pomimo tego, że przeze mnie twój brat...- Toby nie dokończył. Nie musiał tego robić.
- Nie ty go zabiłeś. Ty jesteś tylko istotną częścią tej całej układanki, środkowym ogniwem w łańcuchu. Po za tym Ezra chciał tobie pomóc, więc nie zostaje mi nic innego. Jesteś teraz jedyną osobą, która może ich wszystkich pogrzebać, dlatego twoja śmierć jest dla nich taka ważna. Dlatego do końca życia, nawet jeśli będziesz na drugim końcu Ameryki, świata... i tak musisz być ostrożny.
- To komu mogę ufać?- spytał.
- Nikomu.- odpowiedział. Nie wiem czemu, ale wtedy zerknął na mnie.
- Toby, chcę zamienić kilka słów z Wesleyem sam na sam. Możesz wyjść?- poprosiłam go. Ten zrezygnowany wstał i wyszedł. Przyda mu się złapanie świeżego powietrza.
- Coś nie tak?- oparł się wygodnie.
- Ile o mnie wiesz?
- Nie wiem o czym mówisz.- wzruszył ramionami.
- Czy wiesz kim jestem?- spojrzałam mu prosto w oczy. Ja umiem poznać kiedy ludzie kłamią. Lata praktyki i doświadczenia.
- Wiem, ale spokojnie. Nie obawiam się, że wbijesz mi nóż w serce.
- Weź sobie nie rób takich żartów.- syknęłam.- Skąd wiesz?
- Za czasów kiedy ja byłem w mafii, był tam taki gość, który miał sprawdzić Wrena czy można mu zaufać. Wtedy wpadł na pewne poszlaki. Ale nie musisz się martwić, że to wyjdzie poza ten krąg. On nie żyje.
- Cud, że ty żyjesz...- zironizowałam.
- Mam gadane. Ale zrozum, nie śmiem cię oceniać. Zupełnie rozumiem dlaczego wybrałaś tę drogę.
- Czy wiesz gdzie teraz znajduje się Barta Doyle'a?- zmieniłam szybko temat. Nie mam czasu na takie pogadanki. A tak naprawdę nie chciałam tego wspominać. I tak już dość się dziś wydarzyło.
- Bartowi się poszczęściło. Po śmierci ojca przejął firmę i żyje jak król w Nowym Yorku.
- Skurwysyn nie zasługuje na takie życie.- syknęłam.- A to zabieram.- złapałam za teczkę.- A teraz wykonaj swój telefon.- tak też zrobił. Zajęło mu to naprawdę szybko.
- Gotowe. Mówiłem, że to pikuś.
- Jest coś co muszę jeszcze wiedzieć. Nadal nie udzieliłeś mi odpowiedzi na moje pytanie.- on uniósł zaciekawiony brwi.- Dlaczego nie powiadomiłeś mnie o śmierci Ezry?
- Bo nie mogłem.- odpowiedział wprost, a wydawało mi się to teraz zupełnie absurdalne.- Wren mi zakazał.
- Wren ci zakazał? Co? Jak ty w ogóle zniosłeś rozmowę z nim? Dlaczego? Jak?
- Proszę, nie chcę do tego wracać. Ten człowiek jest dla mnie skończony. Tak mi przykro, że miałaś z nim tak spierdolone życie.
- Miałabym bardziej gdybym weszła z nim do kościoła. Nie mam już więcej pytań. Tylko powiedz mi jeszcze... jak duży jest ten helikopter?

***

Czekałem na zewnątrz myśląc nad tym wszystkim. Nadal w glowie miałem wielki bajzel. Do końca nie ogarniałem co tu się dzieje. Za dużo informacji na raz przyszło do mojej głowy. Pewne jest to, że widziałem śmierć brata Wesleya, a Wren ma coś wspólnego z tymi ludźmi, z którymi jeszcze niedawno do czynienia miałem ja. To jest takie chore. Ja rozmawiałem z tym człowiekiem w szpitalu! Myślałem, że to wspaniały człowiek, genialny lekarz, a tu się okazuje coś takiego, Nie mogę się pogodzić z tym, że coś nas łączy. Ci ludzie spod ciemnej gwiazdy. Jedno wiem. Powinienem trzymać się od nich jak najdalej i chętnie się stąd wyrwę. Nie mam co tu robić. Nie będę tu bezpieczny.
Usłyszałem, że drzwi się otwierają, więc machinalnie odwróciłem się w ich stronę. Spencer i Wesley podeszli do mnie. Spencer stanęła obok mnie jak na baczność w szeregu i spojrzała na Fitza pustym spojrzeniem.
- Gdy dojecie, helikopter będzie już gotowy.- poinformował. Potem spojrzał na mnie,- Trzymaj się, Cavanaugh. Od teraz twoje życie nie będzie takie same.
- Myślę, że nie tylko moje.- pomyślałem o Spencer.- I dzięki za wszystko.
- Nie ma sprawy.
- Musimy już jechać. Czasu coraz mniej.- wtrąciła Spencer patrząc w zegarek. Już dziewiętnasta.- Wesley wrócił do domu, a ja wsiadłem do jej auta od strony pasażera. Po chwili ruszyliśmy. To był ostatni czas kiedy spędzam z nią czas. Kiedy siedzę obok niej i mogę wdychać zapach jej drogich perfum. Kiedy mogę się napatrzeć na jej piękne oczy. Kiedy mogę z ukrycia ją po prostu podziwiać. Nigdy nie spotkałem takiej kobiety, takiej silnej i odważnej. Wydawałoby się, że jest moim ochroniarzem. A to ja wolałbym być jej ochroniarzem. Nie czułem się z tym dobrze, ale ona sprawiała własnie wrażenie, że pomiędzy nią a całą resztą świata stoi taka gruba ściana, przez którą niewiele osób jest się w stanie przebić.- Wiesz już dokąd chciałbyś lecieć?- wyrwała mnie z rozmyślań.
- Eee, w sumie nie myślałem o żadnym konkretnym miejscu. Marzę o jakimś sporo oddalonym i bezpieczny m miejscu. A co?
- Mam taka propozycję, ale powiem ci o niej gdy będziemy na lotnisku.


Jakiś czas później zaparkowaliśmy na lotniskowym parkingu. Spencer zabrała swoją torbę z tylnego siedzenia. Byłem trochę zdziwiony. Nie zauważyłem jej wcześniej. Nie odzywała się. Była bardzo skoncentrowana. Zauważyłem, że stale się rozgląda jakby kogoś szukała. Nie czuła się bezpieczna. W sumie ja też nie. Powinienem brać z niej przykład i mieć oczy szeroko otwarte.
- Jak się czujesz?- spytałem. Wszystko było lepsze niż bezczynne chodzenie za jej śladem. Ona za to stanęła na chwilę i spojrzała się na mnie jak na debila. Nie wiem czy miałem pożałować tych słów, ale i tak się tak poczułem. Nic nie mówiłem więcej, więc znów odwróciła głowę. Dotarliśmy na opuszczony pas startowy. Był dość oddalony od lotniska. Nikt się tu nie kręcił.
- Zapytam jeszcze raz... Masz plany gdzie chcesz lecieć?
- Poczekaj.- zmarszczyłem brwi.- Na początku myślałem, że lecę tylko ja. Potem wzięłaś tę napchaną torbę, więc miałem jakieś nadzieje na wspólną podróż, ale jak widzę nic z tego nie wyjdzie.
- Mylisz się. Lecę z tobą. Nie wracam do Rosewood. Nie po tym wszystkim. Muszę ochłonąć. Ja po prostu nie mogę wrócić. A torbę zabrałam na wszelki wypadek gdyby ukrywanie cię trwało dłużej.- pokiwała głową.- Nie mogę wrócić...- powtórzyła się jakby chciała żebym to szczególnie zapamiętał.
- Dlaczego?
- Bo się boję, że...- tu urwała, a jej spojrzenie zrobiło się nieobecne. Znów o czymś myślała. A raczej o nim.- Boję się, że bym go zabiła...
- Ale ty przecież nie jesteś morderczynią.- wzruszyłem ramionami. Nie spodziewałem się jej reakcji. Na początku lekko rozdziwiła usta marszcząc brwi, jednak szybko ten grymas zastąpił uśmiech i te jej lekko drżące kąciki ust. W końcu i ten śmieszny uśmiech zniknął, a jej twarz przypominał o skamielinę. A to wszystko w zaledwie trzy sekundy. Przez ten krótki czas pokazały cały wachlarz możliwości.
- Muszę ci coś wyznać.- powiedziała. Zabrzmiało to dość poważnie. Wtem w powietrzu dało się dostrzec ten specyficzny dźwięk. Spojrzałem w niebo. Skrzydła helikoptera wirowały tak szybko, że ledwo było je zauważyć. Tym bardziej, że robiło się już ciemno. Odsunęliśmy się spory kawałek, aby mógł wylądować. Włosy Spencer latały w powietrzu, a mnie przeszedł zimny dreszcz. Nie wiem jak to teraz wszystko będzie wyglądało. To się dzieje tak szybko. Myśl, że Spencer będzie ze mną, trochę mnie stawia na nogi. W końcu maszyna wylądowała. Dziewczyna spojrzała na mnie trochę zmartwiona, ale zdecydowana.- Chodźmy już.- podbiegłem więc szybko, aby móc chociaż otworzyć jej drzwi. Nie chciałem znowu wyjść na nieudacznika. Niestety ubiegł mnie pilot. Weszliśmy do środka niezbyt wygodnego helikoptera. Nie było tam dość miejsca. To chyba zupełnie normalne w takich ciasnych pomieszczeniach. Nagle przypomniało mi się coś ważnego.
- Spenc, miałaś mi coś powiedzieć...
- Ach tak.- przytaknęła.
- Jaki kurs?- wciął się nagle pilot.
- Miałam ci powiedzieć.- spojrzała na mnie niejednoznacznym spojrzeniem.- Wybrałam za nas cel podróży. Lecimy do Nowego Yorku.





____________________________________________

Witajcie. Jak Wam mijają wakacje? Bo ja nawet nie narzekam. Podobał Wam się rozdział? W tym rozdziale pojawiła się perspektywa Tobiego. Chcecie takich więcej? Będą oddzielone od siebie tym znakiem ***.  Tylko musicie być ostrożni, bo z czasem może dojść perspektywa innego bohatera.
Co myślicie na temat Wrena? Czemu chował to wszystko w tajemnicy? Czemu zabił Ezrę? Czy Aria dowie się o jego śmierci. Czemu Spencer chce lecieć do Nowego Yorku? Piszcie komentarze, proszę :)

8 komentarzy:

  1. Genialny rozdział! Kocham to!
    Wren zabił rodziców Spenc i chciał sie z nią ożenić? Co za frajer, cham, oszust! Dobrze że Spencer go zostawiła. Teraz już wiem czemu sie tak zachowywał gdy Spenc zaproponowała aby Ezra był ich świadkiem! I powinna powiedzieć Arii o tym że Ezra nie żyje. Ona powinna znać prawde!
    Już myślałam że Spenc na lotnisku powie mu o sobie prawde! Ale pewnie Toby wcześniej czy później pozna prawde :(.
    #Spobyforever <3
    Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj dowie się w swoim czasie i będzie to w Nowym Yorku właśnie

      Usuń
  2. Oooo gosz! Trzymajcie mnie! Wren to niezły oszust. Wiadomo, że gdzie dwóch morderców razem to już nie wypali. Toby rozpoznał Ezrę. To już wiadomo, że widział jego śmierć. O jacie! Toby jest w poważnym niebezpueczeństwie. Dużo wie. A Spenc chce do NYC, bo tam jest Bart!!!! Ja muszę szybko kolejny rozdział!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kto by się spodziewał, że Wren jest zdolny żeby zrobić Spencer takie świństwo? Mega zaskoczenie. świetny rozdział. Kiedy kolejny ?

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten Wren to kawał skurwiela! Jest gorszy niż myślałem! Ja myślę że Spenc go jeszcze kiedyś zajebie. Nie da mu spokoju. Może zrobi to w obronie Tobiego?? A może po prostu coś w niej pęknie i go zajebie?? Jedno jest pewne! Wren Skurwiel Kingston zginie z jej rąk! :)
    No i nie powiedziała mu prawdy... Ala dałaś spoilera że dowie się w NY. Czekam na jego reakcje :D
    Jezu ona leci do tego Barta.. Zajebie go czy wyciągnie z niego jakieś info?? A może to on bd chciał zrobić krzywdę jej?? Ha! Może Toby wreszcie poczuje sie męsko i zostanie jej ochroniarzem ?? :)
    Szkoda mi tego Ezry... I Tobson to widział.., To pewnie że nie żyje... Spoczywaj w spokoju Fitz! :(
    Zajebiaszczy rozdzał! Do 14 lipca tak daleko... Ajjj! ;/ CZEKAM CZEKAM CZEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEKAM!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. O kurde. Najlepszy rozdział jak do tej pory. Lubię kiedy kłamstwa wychodzą na jaw tak jak w ostatnich rozdziałach FTS :D Po prostu nie mogę!!! nie mam słów , aby opisać Wrena. Chris wystarczająco po nim pojechał. Coś czuję, że to nie jedna tajemnica Wrena. Biedna Spenc. Tobiego też mi żal. Dobrze, że razem lecą, ale tam? Do Barta, bo to chyba pewne skoro Wes o tym wspomniał. Spencer będzie szukać zemsty! Świenty rozdział

    OdpowiedzUsuń
  6. Och. Uwielbiam to!

    OdpowiedzUsuń