Przemieszczałam się między regałami w supermarkecie. Od wczoraj chodziłam z głową w chmurach. Czułam się jakby mnie tu zupełnie nie było. Dziwiłam się, że mój mózg jest w stanie jeszcze funkcjonować. Poprawka. Dziwiłam się, że mózg Arii był jeszcze w stanie funkcjonować. Przecież wczoraj była wielka impreza. Pamiętam, że nie wypiłam tyle co ona. Zawsze podziwiałam ją za mocną głowę do alkoholu. Lubiła chodzić na imprezy. Mogła mi powtarzać, że to z powodu zwykłego rozerwania się, lecz dobrze wiedziałam o co tak naprawdę chodzi. Jednak musi wiedzieć, że w taki sposób nie zapomni o nim. Od rana chodziła smutna.
Zbliżała się godzina trzynasta. Z głębokiego rozmyślania wyrwała mnie Aria albo raczej poczucie mojego szybkiego refleksu gdy mnie zawołała.
- Orient!- rzuciła we mnie pomarańczą, którą zwinnie złapałam. Uśmiechnęłam się widząc jak słodko marszczy nos. Co jakiś czas sprawdza moją sprawność i za każdym razem jej nie wychodzi.
- Co? Już ci się humorek poprawił?- postanowiłam włożyć owoc do wózka.
- Może trochę...- wzruszyła ramionami i poszła dalej przez co straciłam kontakt wzrokowy.
- Aria?- złapałam ją za ramię.- Na pewno wszystko dobrze? Jesteś dziś przygaszona od rana, choć nie powinnaś.
- To samo mogę powiedzieć o tobie. Od wczoraj mam cię tutaj zupełnie offline.- powiedziała. Mogłam jej przyznać rację, ale głośno się do tego nie przyznałam. W dodatku miała tylko część racji.
- A przepraszam! Gdybym była zupełnie była offline, to bym nie złapała pomarańczy.
- Ty ją nawet łapiesz kiedy cię obudzę.- wywróciłam oczami.- Mniejsza o to. Masz rację. To nie pora na smutki. Spędźmy normalnie ten dzień.
- Czy dzień z tobą kiedyś był normalny?- zaśmiałam się.
- Weeeź, nie gadam z tobą.- wystawiła mi język.- O czym gadałaś z Danielem przed tym jak wybiegłaś z imprezy?
- Po tym jak bez tchu wybiegłam po uświadomiłam sobie, że zostawiłam otwarty samochód?- brawo dla mnie, okłamuję przyjaciółkę. Drugie brawo za wybitne aktorstwo. Gdzie Oskar dla mnie?- Ale tak szczerze?
- Szczerze.- potwierdziła wrzucając paczkę ryżu.
- Bez ogródek. Nie wiem co w nim widziałaś, ale mówię out.- myślałam, że znowu posmutnieje po tym słowach, ale wydawała się jakby przewidywała to, co powiem.- Wszystko ok?
- Tak, tak, Miałaś rację. Poznałam się na nim bliżej gdy nawiązał bliższe relacje z moją sąsiadką. Ale nie chcę już o tym gadać. To sobota.- wymusiła uśmiech.
- Jak wolisz...
Kiedy skierowałyśmy się z wózkiem na dział z nabiałem, zatrzymałam się z miejscu. Aria nie rozumiała czemu tak zrobiłam. Patrzyła się na mnie z zapytaniem, a ja nie byłam w stanie powiedzieć nic tylko patrzeć się na niego aż w końcu z ciekawości sama spojrzała w tę samą stronę co ja. Stał bokiem do mnie i najwyraźniej zastanawiał się który jogurt wybrać. Co zrobić? Wycofać się czy przejść obok i udawać, że go nie znam? W sumie nie powinien mnie chyba poznać, ale skąd miałam mieć tę pewność. Zastanawiam się co z tym zrobić. Spojrzałam dyskretnie na Arię, aby zobaczyć jej reakcję. Wyglądała na... głupią? Czekałyśmy tak stojąc w miejscu jak te dwie debilki. Po chwili jednak poszedł dalej. Postanowiłam w końcu coś ze sobą zrobić. Potrzebowałam informacji i musiałam do tego wykorzystać moją przyjaciółkę. W końcu zna tu większość ludzi w tym mieście, a Rosewood wcale nie jest małym miastem.
- Aria, wiesz może kto to jest?- spytałam.
- Ehm em, nie wiem. Pierwszy raz widzę gościa na oczy. A dlaczego pytasz?
- Z ciekawości. Myślałam, że go znasz. Ty znasz prawie każdego.
- No właśnie. A jego nigdy nie widziałam. Chyba musi być tu od niedawna. Widać, że zupełnie gubi się w tym miejscu. Wiesz co? Pójdź na dział, a ja stanę w kolejce do wędlin. Chyba jest jakaś promocja, bo Hopkins ślini się na sam widok kabanosów.
- Spoko.- pchnęłam wózek i skierowałam się na nabiał. Kiedy tam stanęłam, sama nie wiedziałam za co się brać. Było tego tam od cholery. Aż sama wątpiłam czy nam coś potrzebne. W sumie mogłam się jej wcześniej zapytać. Kiedy wyciągnęłam rękę po mleko, męska ręka sięgnęła po produkt stojący obok mojego. Po chwili pożałowałam, że sprawdziłam do kogo należy ta dłoń. To jest niesamowite! Czy on opatentował jakieś sposoby ekspresowej teleportacji? Aż drgnęłam w miejscu. Tak bardzo nie spodziewałam się go tak blisko mnie. Mam nadzieję, że tego nie zauważył.
- Przepraszam jeśli wystraszyłem.- uśmiechnął się niezręcznie. Zachowywał się zupełnie normalnie, więc odetchnęłam z ulgą. Nie rozpoznawał mnie.
- Nic się nie stało.- odpowiedziałam lekko obniżonym głosem. Założyłam kosmyk włosów za ucho. Czyli jednak zauważył, że byłam zszokowana. Nie powiem, że się bałam. Ja się go przecież nie boję. Mógł mnie tylko zaskoczyć, ale nie wystraszyć.
- Nawet jak mieszkam sam to mam problem z zakupami, a myślałem, że będzie to prostsze.- lubił sobie żartować najwyraźniej.- A może dostanę jakąś propozycję?
- Nie znam się na przetworach mlecznych, ale mogę dać ci jedną radę...- nie dokończyłam, ponieważ byłam zaintrygowana natychmiastową zmianą jego twarzy. Rozchylił lekko usta. Dostrzegłam przelotem też ten dziwny błysk w jego oku.
- Nie znam się na przetworach mlecznych, ale mogę dać ci jedną radę...- nie dokończyłam, ponieważ byłam zaintrygowana natychmiastową zmianą jego twarzy. Rozchylił lekko usta. Dostrzegłam przelotem też ten dziwny błysk w jego oku.
- Lubisz dawać rady. Jak na przykład wczoraj.- wyszeptał.- To byłaś ty. A myślałem, że znalezienie ciebie okaże się o wiele trudniejsze...
- Ee, przepraszam, ale nie rozumiem. Nie wiem o czym mówisz.- pokręciłam głową. Jedyne co mi zostało to udawać głupią w tej sytuacji. Jednocześnie czułam niepokój. Nie był jeszcze tak silny, więc byłam w stanie nad nim zapanować.
- Daj spokój. Teraz rozpoznałem twój głos. Nie zapomniałbym nigdy tej barwy.
- Nie, serio to musi być jakaś pomyłka.- odważyłam spojrzeć mu się w oczy. Być może tak przekonam go do tego, że nie ma racji. Znaczy ma, ale nie musi o tym wiedzieć. Jednak stał nieugięty i nie wyglądał jakby miał sobie po prostu pójść dalej. Czy on nie rozumie, że nie powinien ze mną rozmawiać?
- Hej!- usłyszałam za sobą jej głos. Uśmiechnęłam się w duchu, że to właśnie ona. Aria szła w naszą stronę. Odwróciłam się w jej kierunku z oznaką wielkiej radości. Gdy chciałam przeprosić tego chłopaka, z tego co wiem to Tobiego, nie było go już w tym miejscu. Zupełnie jakby rozmył się w powietrzu. Jest w tym dobry, Nie tylko w pojawianiu się magiczną sztuczką Abra Kadabra. Znał też sztuczkę znikania, a ta wychodziła mu najlepiej. Chyba zacznę klaskać.- O czym gadałaś z tym gościem?- spytała.
- O niczym. Wpadł na mnie przypadkiem, więc zaczął mnie przepraszać. Chodźmy już stąd. Chyba mamy wszystko, abyś zrobiła ten obiad.
- Razem go zrobimy.- poprawiła, a ja parsknęłam śmiechem.
- Szanowna pani prawnik sobie poradzi.- powiedziałam.
- No jeszcze nie. Nie spiesz się tak mnie nazywać.
- Ale to już wkrótce. Po aplikacjach.- tak, moja przyjaciółka będzie prawnikiem i prywatnie nie widzę w tym nic śmiesznego.
Po wspólnym obiedzie w domu Arii, który jednak musiałam z nią przygotować, postanowiłam odwiedzić Wrena w szpitalu. Znowu się tak złożyło, że gdy ja wracam z mojej misji, to on akurat musi mieć dyżur. Nie zawsze tak było, ale zazwyczaj. Kiedy tylko przekroczyłam próg szpitala, ciepło przywitał mnie pielęgniarz spacerujący korytarzem. Skręcając na oddział, recepcjonistka również przywitała mnie z uśmiechem na ustach. Tutaj każdy pracownik czuł do mnie sympatię. To wszystko przez Kingstona. Był cenną zdobyczą tego miejsca. Choć młody jak na specjalistę, znakomicie sobie radzi. Wszyscy widzą w nim wielki potencjał. Mój chłopak jest najlepszym lekarzem na oddziale diagnostycznym. Choroby ludzkie rozwiązuje jak detektyw zagadkę. Zna ludzki organizm lepiej niż własną kieszeń. Przed nim nic się nie ukryje. Wren jest dla mnie nie tylko ziemskim bóstwem. Jest dla mnie też chodzącym paradoksem i to, że do dziś nie potrafię go dobrze rozgryźć, powoduje, że mnie kręci. Właśnie mnie zauważył.
- Hmm moja ulubiona pacjentka.- mruknął gdy stanął blisko mnie.
- Panie doktorze. Znów mnie boli głowa.- uśmiechnęłam się niewinnie.
- To w takim razie zapraszam do mojego gabinetu.- uścisnął moją rękę.- Zobaczymy co się da z tym zrobić. Nacisnął guzik windy. Wszedł do środka, a ja za nim.
Wcisnęłam odpowiedni guzik, a następnie drzwi się zamknęły. Patrzył teraz na mnie takim wzrokiem jakim najbardziej lubiłam. Chciałam już dopaść się do jego ust w tej windzie, ale musiałam się powstrzymać. Zabawa nie może się zepsuć, a temperatura rosła. W końcu winda się zatrzymała. Spojrzał na mnie dyskretnie, a następnie pierwszy wkroczył na drugie piętro. Ja za nim. Otworzył swój gabinet, rozejrzał się czy ktoś nie patrzy, a następnie wpuścił mnie do środka. Pozwoliłam sobie usiąść na jego biurku. Widziałam jak przekręcał klucz w zamku. Następnie podszedł do mnie mając na twarzy wymalowany ten zawadiacki uśmiech. Szedł w moim kierunku zdecydowanym krokiem trzymając ręce w kieszeni. To mały sygnał wykonany w moim kierunku, że tym razem ja miałam odegrać tę słabszą stronę.
- Panie doktorze...- kontynuowałam gadkę. Przejechałam palcem po jego przewieszonym na szyi stetoskopie.- Tym mnie pan będzie badał?- przegryzłam wargę.
- Tym razem zdobędę się na bardziej nowatorskie sposoby.- szepnął mi do ucha. Przyjemny dreszcz przeszedł po moich plecach. Do tego byłam zakochana w tym jego brytyjskim akcencie. Były momenty gdzie doprowadzał mnie nim do szaleństwa. Ściągnął stetoskop i położył go na biurku. Przywarł ustami do moich. Rozchyliłam wargi, aby mógł włożyć język. Położyłam dłoń na jego ciepłym policzku. Wiedział gdzie uderzyć następnie, ponieważ schodził swoimi pocałunkami coraz niżej aż do szyi. Odchyliłam głowę lekko do tyłu. Dobrze wiedział jak małymi kroczkami sprawić mi przyjemność. Pozbawiłam go tego białego kitla, a on na oślep zaczął rozpinać guziki mojej bluzki. Było naprawdę gorąco i nie zapowiadało się żeby przestało.- Jesteś cała rozpalona.- odessał się na moment od mojej szyi.- To musi być poważnego...
- To chyba musi mieć coś wspólnego z panem, panie doktorze.- chwyciłam go za pasek od spodni wsadzając dwa palce za klamerkę i przyciągnęłam jeszcze bliżej.
- Halo?- myślałam, że moje serce zaraz stanie. Ktoś pukał do drzwi. Wren wyprostował się. Wrócił na ziemię, aby zorientować się co się dzieje.- Panie Kingston? Jest pan tam?
- Powiedz coś.- szepnęłam zapinając guziki z powrotem.
- Już chwileczkę!- zawołał rozbawiony. Chichraliśmy się jak nastolatki przyłapani na czymś niegrzecznym. Ale jaką mieliśmy przy tym frajdę. Wstałam z biurka układając szybko rzeczy tak jak leżały wcześniej. Wren założył na siebie fartuch i sięgnął po stetoskop. Ogarnął swoje włosy, które mogłam trochę rozczochrać.- dokończymy później to, co zaczęliśmy.- szepnął, a ja przytaknęłam.
Wren wyszedł, a ja odczekałam kilka minut i zrobiłam to samo.
Opuściłam szpital w dobrym humorze. Szkoda, że ktoś nam musiał przerwać, ale nie byłam zła. Trochę mnie to nawet rozbawiło. Skoro powiedział, że kontynuacja czeka kiedy wróci do domu, to nie mam powodów, dla których miałabym się spinać. Teraz stwierdzam, że jest to nawet udany dzień dzień. Sumując zdarzenia w mojej głowie, natrafiłam znów myślami na tego gościa. Myślałam, że już więcej go nie spotkam, a teraz wie jak wyglądam. Obawiam się tylko jednego. Nie wiem co by się stało gdyby wiadomość o wczorajszym zdarzeniu dotarła do większego grona słuchaczy. Ciągle o tym myślę i to jest jedna sprawa, która sprawia, że jestem niespokojna. Musiałam ochłonąć.
Niepotrzebnie znów to roztrząsam. Przecież miałam jeszcze chwilę taki wspaniały humor. Postanowiłam przejść się spacerkiem do centrum. Gdy chciałam opuścić teren szpitala, byłam pewna, że teraz mój dobry humor nie wróci na jakiś czas. To jest nieprawdopodobne! Ale jak? Skąd on się tu wziął? Miałam wrażenie, że myśli z mojej głowy zmaterializowały się w rzeczywistą rzecz. Czemu siedzi na kamieniu i się na mnie patrzy? Śledził mnie i czekał tu na mnie? Odwróciłam się na pięcie i poszłam w przeciwnym kierunku.
- Czekaj!- zawołał mnie. Słyszałam jak się zbliża. Zacisnęłam zęby, Nie będę przed nim uciekać jak tchórz. Już przygotowałam się na ostateczną konfrontację.- O, zaczekałaś.- wziął głębszy oddech zdziwiony.
- Czego ode mnie chcesz, co?
- Spokojnie.- podniósł delikatnie ręce na ugiętych łokciach.- Nie jestem tu żeby cię denerwować.
- No to co tu robisz?- skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Nie dokończyliśmy żadnej z naszych rozmów, więc pomyślałem, że do trzech razy sztuka.- uśmiechnął się nerwowo oczekując mojej reakcji.- Czy to jest jakiś problem?
- Powiedzieć ci jaki jest problem?- przytaknął.- To słuchaj uważnie. Pamiętasz wczoraj? To zapomnij. Nikt nie może dowiedzieć się o tym co zaszło, bo mogę mieć przez to jeszcze jakieś kłopoty.
- Boisz się.- stwierdził.
- Pff.- parsknęłam.- Nie boję się. Chcę uniknąć złego, bo chciałabym spokojnie żyć. Nie potrzebuję kolejnych sensacji w życiu. Uratowałam tyłek obcemu facetowi, choć nie musiałam. Nie dopuść do tego, abym pożałowała tej decyzji...
- Spokojnie. Jestem ci winny przysługę, więc masz moje słowo.- przyłożył lewą rękę do serca.
- Powinieneś zrobić to prawą ręką.- zmarszczyłam brwi patrząc na to co robi.
- Aaa przepraszam.- zaśmiał się pod nosem. Zastąpił ją prawą ręką.- Czasami mylę prawą z lewą. Wracając do sprawy, nikomu nie powiem. Nawet nie mam nikogo godnego zaufania komu mógłbym to powiedzieć, więc spoko. Powiedzmy, że to nasz sekret.
- No to jesteśmy kwita.
- I co teraz będzie?- chciałam już iść dalej kiedy zadał to pytanie.
- W sensie?
- No wiesz... z nami. Będziemy udawać, że się nie znamy?- spytał.
- Ale ja ciebie przecież nie znam.
- Mówiłem ci. Nazywam się Toby. I nie kłam, że mnie nie znasz. A ty jak masz na imię?
- Dlaczego cię to w ogóle obchodzi?
- Myślę, że gdybyś była na moim miejscu, też byś chciała poznać osobę, która, jak to określiłaś, uratowała ci tyłek.- dla niego to było takie oczywiste. W sumie jakby się tak na tym zastanowić, to miał rację. Ale ja po prostu nie miałam teraz ochoty żeby szukać sobie kolejnych znajomych.- To jak ma na imię ta super heroska?
- Tylko bez takich.- wyciągnęłam rękę w jego stronę. Przenikał mnie wzrokiem. Chyba się nie podda. Co mi szkodzi w sumie? Przysięgał. Co z tego, że myślałam, że jak zrobi to z lewej ręki, to będzie kłamać? Mylą mu się kierunki, a wyczuwam, że serio ma dobre intencje. Jest po prostu wdzięczny.- Spencer.
- Spencer?- wyszczerzył się.- Tak masz na imię?
- Tak. Jakiś problem?- uniosłam brew,
- Mój wujek nazywa się Spencer.- nie ukrywał swojego rozbawienia.
- A mój chomik nazywał się Toby!- trochę mnie zdenerwował.
- Uuu jaka z ciebie papryka!- rzucił.
- Co?- zaśmiałam się.- Najpierw śmiejesz się z mojego imienia, a teraz wyzywasz mnie od papryki? No świetnie.- popatrzyłam na niego z politowaniem.
- W tym sensie, że ostra jak papryka. Sorry, normalnie nie mam tak żałosnego poczucia humoru, ale nie mogłem patrzeć na tę skamieniałą twarz, więc stwierdziłem, że zaryzykuję i zrobię z siebie debila. No i wyszło.- wyglądał na zadowolonego, bo jak widać udało mu się.- A z tym chomikiem to serio?
- Jeśli chcesz wiedzieć to nigdy nie miałam chomika.- Toby przytaknął. Chyba poczuł coś w rodzaju ulgi. Zapadła krótka cisza i niezręczny moment kiedy nie spuszczał wzroku z mojej twarzy. Aż miałam ochotę przejrzeć się w szybie samochodu żeby sprawdzić czy mam coś na niej.
- Czy jest szansa, że jeszcze się zobaczymy?
- Tylko jeśli będziesz wiedział gdzie mnie szukać.- uśmiechnęłam się i wyminęłam go zostawiając go z tym zdaniem sam na sam.
-------------------------------------------------------------
Surprise! Rozdział pojawił się wcześniej... o kilka godzin niż zamierzano. Ale kto bogatemu zabroni? Cieszę się z komentarzy jakie zostawiliście pod pierwszym rozdziale. Bardzo za nie dziękuję. Nadal będę dążyć, aby więcej ludu o nim usłyszało, więc jeśli Wam się podobało to zasubskrybujcie lub zostawcie łapkę w górę.... zaraz, to nie tutaj takie rzeczy :D Niech się po prostu dobre słowo szerzy.
Rozdział nawet spokojny, ale do czasu, moi drodzy. Która scena spodobała Wam się najbardziej? Zanim pójdę mam małe info. Założyłam aska. Możecie go znaleźć tutaj i wszędzie: http://ask.fm/Marlikova
A tymczasem bye :*
- Hej!- usłyszałam za sobą jej głos. Uśmiechnęłam się w duchu, że to właśnie ona. Aria szła w naszą stronę. Odwróciłam się w jej kierunku z oznaką wielkiej radości. Gdy chciałam przeprosić tego chłopaka, z tego co wiem to Tobiego, nie było go już w tym miejscu. Zupełnie jakby rozmył się w powietrzu. Jest w tym dobry, Nie tylko w pojawianiu się magiczną sztuczką Abra Kadabra. Znał też sztuczkę znikania, a ta wychodziła mu najlepiej. Chyba zacznę klaskać.- O czym gadałaś z tym gościem?- spytała.
- O niczym. Wpadł na mnie przypadkiem, więc zaczął mnie przepraszać. Chodźmy już stąd. Chyba mamy wszystko, abyś zrobiła ten obiad.
- Razem go zrobimy.- poprawiła, a ja parsknęłam śmiechem.
- Szanowna pani prawnik sobie poradzi.- powiedziałam.
- No jeszcze nie. Nie spiesz się tak mnie nazywać.
- Ale to już wkrótce. Po aplikacjach.- tak, moja przyjaciółka będzie prawnikiem i prywatnie nie widzę w tym nic śmiesznego.
Po wspólnym obiedzie w domu Arii, który jednak musiałam z nią przygotować, postanowiłam odwiedzić Wrena w szpitalu. Znowu się tak złożyło, że gdy ja wracam z mojej misji, to on akurat musi mieć dyżur. Nie zawsze tak było, ale zazwyczaj. Kiedy tylko przekroczyłam próg szpitala, ciepło przywitał mnie pielęgniarz spacerujący korytarzem. Skręcając na oddział, recepcjonistka również przywitała mnie z uśmiechem na ustach. Tutaj każdy pracownik czuł do mnie sympatię. To wszystko przez Kingstona. Był cenną zdobyczą tego miejsca. Choć młody jak na specjalistę, znakomicie sobie radzi. Wszyscy widzą w nim wielki potencjał. Mój chłopak jest najlepszym lekarzem na oddziale diagnostycznym. Choroby ludzkie rozwiązuje jak detektyw zagadkę. Zna ludzki organizm lepiej niż własną kieszeń. Przed nim nic się nie ukryje. Wren jest dla mnie nie tylko ziemskim bóstwem. Jest dla mnie też chodzącym paradoksem i to, że do dziś nie potrafię go dobrze rozgryźć, powoduje, że mnie kręci. Właśnie mnie zauważył.
- Hmm moja ulubiona pacjentka.- mruknął gdy stanął blisko mnie.
- Panie doktorze. Znów mnie boli głowa.- uśmiechnęłam się niewinnie.
- To w takim razie zapraszam do mojego gabinetu.- uścisnął moją rękę.- Zobaczymy co się da z tym zrobić. Nacisnął guzik windy. Wszedł do środka, a ja za nim.
Wcisnęłam odpowiedni guzik, a następnie drzwi się zamknęły. Patrzył teraz na mnie takim wzrokiem jakim najbardziej lubiłam. Chciałam już dopaść się do jego ust w tej windzie, ale musiałam się powstrzymać. Zabawa nie może się zepsuć, a temperatura rosła. W końcu winda się zatrzymała. Spojrzał na mnie dyskretnie, a następnie pierwszy wkroczył na drugie piętro. Ja za nim. Otworzył swój gabinet, rozejrzał się czy ktoś nie patrzy, a następnie wpuścił mnie do środka. Pozwoliłam sobie usiąść na jego biurku. Widziałam jak przekręcał klucz w zamku. Następnie podszedł do mnie mając na twarzy wymalowany ten zawadiacki uśmiech. Szedł w moim kierunku zdecydowanym krokiem trzymając ręce w kieszeni. To mały sygnał wykonany w moim kierunku, że tym razem ja miałam odegrać tę słabszą stronę.
- Panie doktorze...- kontynuowałam gadkę. Przejechałam palcem po jego przewieszonym na szyi stetoskopie.- Tym mnie pan będzie badał?- przegryzłam wargę.
- Tym razem zdobędę się na bardziej nowatorskie sposoby.- szepnął mi do ucha. Przyjemny dreszcz przeszedł po moich plecach. Do tego byłam zakochana w tym jego brytyjskim akcencie. Były momenty gdzie doprowadzał mnie nim do szaleństwa. Ściągnął stetoskop i położył go na biurku. Przywarł ustami do moich. Rozchyliłam wargi, aby mógł włożyć język. Położyłam dłoń na jego ciepłym policzku. Wiedział gdzie uderzyć następnie, ponieważ schodził swoimi pocałunkami coraz niżej aż do szyi. Odchyliłam głowę lekko do tyłu. Dobrze wiedział jak małymi kroczkami sprawić mi przyjemność. Pozbawiłam go tego białego kitla, a on na oślep zaczął rozpinać guziki mojej bluzki. Było naprawdę gorąco i nie zapowiadało się żeby przestało.- Jesteś cała rozpalona.- odessał się na moment od mojej szyi.- To musi być poważnego...
- To chyba musi mieć coś wspólnego z panem, panie doktorze.- chwyciłam go za pasek od spodni wsadzając dwa palce za klamerkę i przyciągnęłam jeszcze bliżej.
- Halo?- myślałam, że moje serce zaraz stanie. Ktoś pukał do drzwi. Wren wyprostował się. Wrócił na ziemię, aby zorientować się co się dzieje.- Panie Kingston? Jest pan tam?
- Powiedz coś.- szepnęłam zapinając guziki z powrotem.
- Już chwileczkę!- zawołał rozbawiony. Chichraliśmy się jak nastolatki przyłapani na czymś niegrzecznym. Ale jaką mieliśmy przy tym frajdę. Wstałam z biurka układając szybko rzeczy tak jak leżały wcześniej. Wren założył na siebie fartuch i sięgnął po stetoskop. Ogarnął swoje włosy, które mogłam trochę rozczochrać.- dokończymy później to, co zaczęliśmy.- szepnął, a ja przytaknęłam.
Wren wyszedł, a ja odczekałam kilka minut i zrobiłam to samo.
Opuściłam szpital w dobrym humorze. Szkoda, że ktoś nam musiał przerwać, ale nie byłam zła. Trochę mnie to nawet rozbawiło. Skoro powiedział, że kontynuacja czeka kiedy wróci do domu, to nie mam powodów, dla których miałabym się spinać. Teraz stwierdzam, że jest to nawet udany dzień dzień. Sumując zdarzenia w mojej głowie, natrafiłam znów myślami na tego gościa. Myślałam, że już więcej go nie spotkam, a teraz wie jak wyglądam. Obawiam się tylko jednego. Nie wiem co by się stało gdyby wiadomość o wczorajszym zdarzeniu dotarła do większego grona słuchaczy. Ciągle o tym myślę i to jest jedna sprawa, która sprawia, że jestem niespokojna. Musiałam ochłonąć.
Niepotrzebnie znów to roztrząsam. Przecież miałam jeszcze chwilę taki wspaniały humor. Postanowiłam przejść się spacerkiem do centrum. Gdy chciałam opuścić teren szpitala, byłam pewna, że teraz mój dobry humor nie wróci na jakiś czas. To jest nieprawdopodobne! Ale jak? Skąd on się tu wziął? Miałam wrażenie, że myśli z mojej głowy zmaterializowały się w rzeczywistą rzecz. Czemu siedzi na kamieniu i się na mnie patrzy? Śledził mnie i czekał tu na mnie? Odwróciłam się na pięcie i poszłam w przeciwnym kierunku.
- Czekaj!- zawołał mnie. Słyszałam jak się zbliża. Zacisnęłam zęby, Nie będę przed nim uciekać jak tchórz. Już przygotowałam się na ostateczną konfrontację.- O, zaczekałaś.- wziął głębszy oddech zdziwiony.
- Czego ode mnie chcesz, co?
- Spokojnie.- podniósł delikatnie ręce na ugiętych łokciach.- Nie jestem tu żeby cię denerwować.
- No to co tu robisz?- skrzyżowałam ręce na piersiach.
- Nie dokończyliśmy żadnej z naszych rozmów, więc pomyślałem, że do trzech razy sztuka.- uśmiechnął się nerwowo oczekując mojej reakcji.- Czy to jest jakiś problem?
- Powiedzieć ci jaki jest problem?- przytaknął.- To słuchaj uważnie. Pamiętasz wczoraj? To zapomnij. Nikt nie może dowiedzieć się o tym co zaszło, bo mogę mieć przez to jeszcze jakieś kłopoty.
- Boisz się.- stwierdził.
- Pff.- parsknęłam.- Nie boję się. Chcę uniknąć złego, bo chciałabym spokojnie żyć. Nie potrzebuję kolejnych sensacji w życiu. Uratowałam tyłek obcemu facetowi, choć nie musiałam. Nie dopuść do tego, abym pożałowała tej decyzji...
- Spokojnie. Jestem ci winny przysługę, więc masz moje słowo.- przyłożył lewą rękę do serca.
- Powinieneś zrobić to prawą ręką.- zmarszczyłam brwi patrząc na to co robi.
- Aaa przepraszam.- zaśmiał się pod nosem. Zastąpił ją prawą ręką.- Czasami mylę prawą z lewą. Wracając do sprawy, nikomu nie powiem. Nawet nie mam nikogo godnego zaufania komu mógłbym to powiedzieć, więc spoko. Powiedzmy, że to nasz sekret.
- No to jesteśmy kwita.
- I co teraz będzie?- chciałam już iść dalej kiedy zadał to pytanie.
- W sensie?
- No wiesz... z nami. Będziemy udawać, że się nie znamy?- spytał.
- Ale ja ciebie przecież nie znam.
- Mówiłem ci. Nazywam się Toby. I nie kłam, że mnie nie znasz. A ty jak masz na imię?
- Dlaczego cię to w ogóle obchodzi?
- Myślę, że gdybyś była na moim miejscu, też byś chciała poznać osobę, która, jak to określiłaś, uratowała ci tyłek.- dla niego to było takie oczywiste. W sumie jakby się tak na tym zastanowić, to miał rację. Ale ja po prostu nie miałam teraz ochoty żeby szukać sobie kolejnych znajomych.- To jak ma na imię ta super heroska?
- Tylko bez takich.- wyciągnęłam rękę w jego stronę. Przenikał mnie wzrokiem. Chyba się nie podda. Co mi szkodzi w sumie? Przysięgał. Co z tego, że myślałam, że jak zrobi to z lewej ręki, to będzie kłamać? Mylą mu się kierunki, a wyczuwam, że serio ma dobre intencje. Jest po prostu wdzięczny.- Spencer.
- Spencer?- wyszczerzył się.- Tak masz na imię?
- Tak. Jakiś problem?- uniosłam brew,
- Mój wujek nazywa się Spencer.- nie ukrywał swojego rozbawienia.
- A mój chomik nazywał się Toby!- trochę mnie zdenerwował.
- Uuu jaka z ciebie papryka!- rzucił.
- Co?- zaśmiałam się.- Najpierw śmiejesz się z mojego imienia, a teraz wyzywasz mnie od papryki? No świetnie.- popatrzyłam na niego z politowaniem.
- W tym sensie, że ostra jak papryka. Sorry, normalnie nie mam tak żałosnego poczucia humoru, ale nie mogłem patrzeć na tę skamieniałą twarz, więc stwierdziłem, że zaryzykuję i zrobię z siebie debila. No i wyszło.- wyglądał na zadowolonego, bo jak widać udało mu się.- A z tym chomikiem to serio?
- Jeśli chcesz wiedzieć to nigdy nie miałam chomika.- Toby przytaknął. Chyba poczuł coś w rodzaju ulgi. Zapadła krótka cisza i niezręczny moment kiedy nie spuszczał wzroku z mojej twarzy. Aż miałam ochotę przejrzeć się w szybie samochodu żeby sprawdzić czy mam coś na niej.
- Czy jest szansa, że jeszcze się zobaczymy?
- Tylko jeśli będziesz wiedział gdzie mnie szukać.- uśmiechnęłam się i wyminęłam go zostawiając go z tym zdaniem sam na sam.
-------------------------------------------------------------
Surprise! Rozdział pojawił się wcześniej... o kilka godzin niż zamierzano. Ale kto bogatemu zabroni? Cieszę się z komentarzy jakie zostawiliście pod pierwszym rozdziale. Bardzo za nie dziękuję. Nadal będę dążyć, aby więcej ludu o nim usłyszało, więc jeśli Wam się podobało to zasubskrybujcie lub zostawcie łapkę w górę.... zaraz, to nie tutaj takie rzeczy :D Niech się po prostu dobre słowo szerzy.
Rozdział nawet spokojny, ale do czasu, moi drodzy. Która scena spodobała Wam się najbardziej? Zanim pójdę mam małe info. Założyłam aska. Możecie go znaleźć tutaj i wszędzie: http://ask.fm/Marlikova
A tymczasem bye :*
"wystawiał mi język" a powinno być tam gdzie ł, a ł tam gdzie a. (Rozmowa Spencer i Ari) Wren jako lekarz... Dzikiego wensza pewnie ma :D Ktoś im przerwał zabawę :P Toby jest supereściaściaściniusiński . On jest przyjazny i chce poznać tajemniczą dziewczynę, a ona mu mówi, że jej chomik to był Toby :D Ubawiłam się przy tej papryce. SPENCER RZĄDZI! Drugi rozdział, a tylko 9 dni od ostatniego... Może do 3 trza bd czekać tydzień?
OdpowiedzUsuńSupereściaściaściniusiński rozdział i czekam na nn :)
Tę literówkę poprawię. Ale dobrze żeś wyłapała. A data 3ciego jest podana w info. 8 maj
UsuńJestem na mobilnym, więc nie widzę :P
UsuńDobra. Jak Tobson dojebal z ta papryka to parsknalem.śmiechem. No tyko na Spence to podzialalo. Brawo Toby :)
OdpowiedzUsuńA.już mmyślałem ze doczekalem się erotyka od Cb ale nie... Musiał ktoś przerwać. A żeby go piorun. Kutfa! Głupi ludz!
Spence lubiana w szpitalu? Nic.dziwnego. Ona jest zajebista :D
Ara teski za ezra. Spencer wiesz co robić. ^^
Ten kom wydaje mi si słaby.... Hmm... Gorszy dzień? No nic. Ważne ze.rrozdział fantastyczny. Czekam niecierpliwie.na kolejny :)
Ej no fajnie się zapowiadało w tym gabinecie, a tu nagle cuś takiego. Czeemu? Ale to do Cb takie podobne. Nie dasz nikogo zaspokoić. Może kiedyś :) A tak wgl to Toby jest fajny i mam nadzieję, że będzie z nim wiele wątków. Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś zaspokoję :P
UsuńPS ZROBIŁAM ANKIETĘ!!!
Przeczytałam od razu po publikacji ale dopiero teraz komciam :c
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Spencer i Toby jeszcze nie raz na siebie wpadną. Ciekawe co z ich dalszej znajomości wyniknie, jestem mega ciekawa. Myślałam że to w tym gabinecie dalej jakoś się potoczy a tu ktoś musiał przeszkodzić, ugh -,-. chomik Toby... Czy tylko dla mnie to dziwnie brzmi? Hahaha.
Jeszcze raz super rozdział i czekam na next :)
Bardzo przyjemny roz do czytania. Ja chcę tutaj Ezrę! Aria go potrzebuje. Scena w szpitalu była boska. Urwanie tego jest baaardzo w twoim stylu. A Toby jest zabawny. Supcio :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie piszesz. Aż chce się to czytać. Super rozdział
OdpowiedzUsuńHahaha ja mam chomika Tobiego xd
OdpowiedzUsuń