wtorek, 14 lipca 2015

- 8 - Witaj słodka zemsto -

Przez całą podróż helikopterem moja głowa cierpiała od zadawania sobie pytań. W wielu przypadkach zaczęłam się złościć i przeklinać siebie w swojej głowie, ponieważ szukałam odpowiedzi na te pytania. I właśnie nie potrafiłam tego zrobić. Myślenie, rzecz ludzka, to nigdy mnie nie bolało, a teraz sprawiało tyle trudności. Oraz bólu. Oraz nienawiści jaką żywiłam do Wrena. Kto by pomyślał, że można kogoś tak kochać, a w jednej chwili tak znienawidzić. To dowodzi na to jak silne są te emocje. Pomimo tak wysokiej różnicy, są do siebie niemiłosiernie podobne...
Ostatnio o czym myślałam to czas jaki nam zajął to przedostania się z punktu A do punktu B. Dla mnie zleciało dość szybko. W sumie mało mnie to obchodziło. Zdałam sobie sprawę, że od kiedy maszyna wzbiła się w powietrze, nie odezwałam się do Tobiego ani razu. Wyglądał na opanowanego, lecz czasem jego usta lekko się ruszały jakby mówił do siebie. Był wytrwały. Pewnie nie chciał mi przeszkadzać. Może wyczuł, że chcę zostać sama ze sobą i nie mam ochoty z nikim rozmawiać. Doceniałam ten cichy gest. Gdy wylądowaliśmy, Toby szybko poderwał się do drzwi zanim zrobił to pilot. Jego ego nie chciało znowu ucierpieć, ale mnie to nie obchodziło. Jego staranie było jednak najbardziej radosną rzeczą tego dnia. Wyszłam chwytając swoją torbę. Nie było sensu nawet się rozglądać. Na zewnątrz panowały już ciemności. Czekaliśmy pod nowojorskim lotniskiem na zamówioną przeze mnie taksówkę. Cavanaugh znów pchał się, aby otworzyć mi drzwi. Robiło się to już dość denerwujące, ale uległam zaciskając zęby. Nie byłam w humorze.
- Jaki cel podróży?- spytał ochrypłym głosem taksówkarz. Jego głowę pokrywała rzadka warstwa siwych włosów. Wydawał się sympatyczny, jednak zachowywał się sztywnie.
- Jakikolwiek spokojny hotel poza centrum...- odpowiedział ze zrezygnowaniem. Facet przytaknął i wcisnął gaz. Przez lusterko dostrzegłam iskierkę w jego oku jakby od razu wiedział gdzie nas zabrać.
- Czy będzie to dla ciebie problem jeśli się odezwę?- Toby przerwał swoje dość długie milczenie.- Doprowadza mnie to do szału, a nie jestem masochistą żeby to znosić normalnie.
- Nie zabroniłam ci mówić, choć wtedy potrzebowałam ciszy.- oparłam się, ale nadal odczuwałam dyskomfort, bo fotel był niewygodny. Wyjrzałam machinalnie przez okno patrząc jak smugi kolorowych świateł przesuwają się przez szybę. Nowy York był pięknym miastem, ale tylko nocą.
- Ja rozumiem, że teraz jesteś w rozsypce, ale potrzebuję odpowiedzi na kilka pytań.- tym zdaniem spowodował, że nie wiadomo jakim cudem musiałam, ale to bardzo mocno musiałam na niego spojrzeć. Nie wiedziałam co mu powiedzieć. Po pierwsze, nie miałam dziś ochoty na to. Byłam wycieńczona. Po drugie, nie byłam przygotowana do tego wywiadu.
- Ja też potrzebuję odpowiedzi.- odparłam, a on złożył usta w cienką linię.- Dzisiaj jest już trochę za późno. Chciałabym się zakwaterować i położyć do łóżka.
- A co będzie z nami? Rozstajemy się gdzieś czy...- nie dokończył. Przypatrywał mi się bacznie. Bał się dokończyć swoje zdanie. Zrozumiałam o co mu chodziło.
- Myślisz, że teraz po tym wszystkim tak po prostu wysadzę cię na najbliższym przystanku i pozostawię twojej woli? Zabieram cię ze sobą.- wymusiłam uśmiech, aby wyglądać przekonująco. Nie na taką, która robiła to z litości. A nie robiłam. Chciałam. Nie wiem czemu miałabym go zostawić. Nie wiem też czemu chcę żeby tu był. Miałam takie poczucie, że zaraz usłyszę jak kamień spada mu z serca. tak przynajmniej wyglądał. Uśmiechnął się subtelnie, a następnie podziwiał kolorowe smugi, tak jak ja zupełnie niedawno.

***

Przysiągłem sobie, że nie będę jej męczyć teraz pytaniami, ale to było silniejsze ode mnie, Na niektóre rzeczy nie mogę po prostu czekać. Nie jestem też do końca przekonany czy ucieczka ze Spencer to był najlepszy pomysł. Oczywiście, że tego nie żałuję, ale po tym co usłyszałem... chciałbym ją lepiej poznać. Naprawdę świetny sobie wybrałem moment. Jej narzeczony okazał się skurwielem. Pewnie to przeżywa. Podczas lotu byłem zafascynowany jak genialnie kryje się ze swoimi uczuciami. Jednak wiedziałem, że wewnątrz jej samej toczy się teraz bitwa. Bitwa emocji i myśli. Nie wiedziałem jaki czeka nas los. Nie chciałem się z nią rozstawać. Nie wiedziałbym co ze sobą zrobić sam w Nowym Yorku. Mam dość oszczędności, aby zacząć nowe życie, ale to nie jest to czego tutaj szukam. A może będę musiał? Gdy zapytałem ją o moje wątpliwości, kamień spadł mi z serca. Zabieram cię ze sobą. Te słowa najbardziej utkwiły mi w pamięci. I nic więcej się nie liczyło. Ważne żeby ona była ze mną. Nieważne gdzie, ważne żeby była obok mnie. Teraz nie potrafiłbym jej zostawić. Albo jestem głupi albo po prostu szalony.
- Toby, wysiadamy.- szarpnęła mnie za ramię. Zdałem sobie sprawę, że tak bardzo odleciałem myślami, że straciłem kontakt z otoczeniem. Nawet nie zdążyłem otworzyć jej drzwi, bo wyszła pierwsza. Miała jednak minę w stylu Nie musisz tego robić. Taksówkarz odjechał zostawiając nas przed hotelem Cambioss. Obok nazwy widniały dwie gwiazdki. To jest spokojny i zwykły hotel? Bo wyglądał tak jakby jedna noc kosztowała tu tyle co połowa mojej i tak marnej pensji.- Spróbuj się nie odzywać będąc w holu, ok? Dziwna prośba, ale zrób to.- poprosiła, a ja przytaknąłem dokładnie nie wiedząc po co to robię. Szatynka podeszła do recepcji i zajęła się sprawami zameldowania. Stałem dość oddalony, więc usłyszałem z ich rozmowy tylko głośniejsze potwierdzenie recepcjonistki Dwa jednoosobowe pokoje? To będą numer dwadzieścia i dwadzieścia jeden. Z ciekawości podszedłem do lady skradając się za plecami Spencer. Wypełniała jakieś papiery. Coś mi się nie zgadzało. Dlaczego podpisała się jako Bella Trivian? Kim jest Bella Trivian? Czemu nie podpisała się jako Spencer Hastings? Zaczęła wyciągać coś z portfela, więc szybko się odsunąłem. Nie chciałem żeby wiedziała, że to widziałem. A chyba taki był zamiar. Miałem tego nie widzieć i miałem się nie odzywać. Tak jakby chciała przewidzieć to, że nie zgodzę się co do danych osobowych. Cokolwiek robiła, wydało mi się bardzo podejrzane. Jednak dziś jest za późno na pytania. Może nie dla mnie, bo biję się z tym w mojej głowie i żadna godzina mi nie straszna. Nie chcę rozjuszyć Spencer. Nie chcę żeby była na mnie zła.
- Może pomóc ci wnieść rzeczy na górę?- przerwałem ciszę. Dzisiaj nie należała do rozmownych.
- Mam tylko torbę. Poradzę sobie.
- Może pojedziemy windą? Będzie szybciej.- wskazałem ruchem głowy miejsce gdzie się znajduje. Spenc gdy tylko spojrzała na windę, zmarszczyła nos i spojrzała na mnie z wyrzutem, a ja nie wiem co zrobiłem.
- Pójdę schodami.- burknęła.
- Coś nie tak?
- Tak.- przejąłem się, bo zatrzymała się w miejscu. Wyglądała tak niejednoznacznie. Albo była gotowa, aby mi przywalić albo dostanę porządny opieprz, nie wiadomo za co.- Windy kojarzą mi się z Wrenem, bo zawsze gdy odwiedzałam go w szpitalu, jechałam z nim do tego jego przeklętego gabinetu mając nadzieję na pewne rzeczy, ale w większości przypadków lądowały w koszu. Dopóki nie ochłonę, nie wejdę do żadnej windy.- powiedziała przekonująco.
- No ok, ok...- uśmiechnąłem się nie wiedząc czemu. Może trochę mnie śmieszył jej argument albo wracał dawny ja, bo za długo utrzymywałem pokerową twarz, a dłużej tak nie wytrzymam.
- Tu masz klucz do swojego pokoju.- wcisnęła mi go do ręki.- Dobranoc.
- Do...- nie dokończyłem, bo zamknęła za sobą drzwi. Zostawszy sam z torbą w korytarzu, przed pokojem jednoosobowym numer dwadzieścia jeden, nie zostało mi nic innego jak pójść spać.


Następnego dnia obudziło mnie pukanie do drzwi. Nie otwierając oczu, przekręciłem się na drugi bok ignorując dźwięk. Byłem tak zmęczony, że żadna siła nie była w stanie wyciągnąć mnie z tego mięciutkiego łoża. Czułem się znów jak niemowlę, otoczone wszystkim, co miłe, ciepłe i przyjemne. I wtedy zdałem sobie sprawę, że to nie jest moje łóżko i nie jestem u siebie w domu. Otworzyłem oczy. Pukania do drzwi nie było końca. Zerwałem się szybko i otworzyłem je nawet nie sprawdzając kto to.
- Więcej tak nie rób.- Spencer pozwoliła sobie wejść do środka. Miłe powitanie na początek dnia.
- Hę? Ale o co chodzi?- przeciągnąłem się. Teraz zauważyłem, że była gotowa jakby do wyjścia. A ja stałem tutaj boso i to w bokserkach i koszulce, którą dostałem od wujka. Jednak jej zupełnie to nie przeszkadzało.
- Musisz pytać za każdym razem kto puka do drzwi. Gdy masz wizjer, korzystaj z niego. Na przyszłość gdy będzie okazja, zamykaj drzwi na dwa zamki. Gdy ktoś mówi, że jest mleczarzem, hudraulikiem, urzędnikiem czy nawet małpą z kosmosu, nie wpuszczasz albo każesz zostawiać rzeczy pod drzwiami. A na noc okna powinny być zamknięte, żaluzje zasłonięte. Rano ostrożnie odwijasz rolety i rozglądasz się na jezdni. Jeśli jakieś auto stoi podejrzanie długo, to musisz mi to powiedzieć. I nigdy nie wychylaj się przez okno. Jak chcesz sprawdzić pogodę to rób to pod odpowiednim kątem, jednym ramieniem do ściany.- zaprezentowała.- Podstawowe środki ostrożności. Od dzisiaj nigdy nie uważaj, że jesteś stuprocentowo bezpieczny. Zapomnij.
- Okaaaay.- ściągnąłem brwi lekko zdezorientowany. Za dużo informacji jak na... ósmą rano? Tak pokazywał zegarek ścienny.- A mógłbym jeszcze na chwilę wrócić do łóżka?
- Nie. Zbierasz się. Potem idziesz na śniadanie. Punkt dziesiąta stawiasz się pod hotelem,
- Gdzieś jedziemy?
- Na małe zakupy, a wieczorem na imprezę.
- Na imprezę?- ożywiłem się. Szybko chce się pocieszyć.- Jaką imprezę.
- Bal charytatywny. Nie ma czasu. bądź gotów.- szybka wyszła, a ja tylko głęboko westchnąłem. Bal charytatywny? Miałem na myśli jakiś klub. Pewnie będę musiał przyjść w garniturze, a takiego ze sobą nie posiadam. I po co ona chce tam iść?

***

Jestem zły. A raczej wkurwiony. Wszystko było gotowe, zaplanowane nawet w najmniejszym calu. I wszystko diabli wzięli! Pojechałem tamtej nocy pod dom Cavanaugha. To był ten dzień kiedy miałem wykonać swoje zlecenie. Ten niepozorny facet jest bardzo niebezpieczny. Moim zadaniem było unicestwienie go raz na zawsze. Ale nagle wyparował. Nie było go w jego domu. Nie zostawił za sobą żadnych śladów. Włamałem się do jego mieszkania. Zniknęła znaczna część jego garderoby. Rzeczy toaletowe zniknęły z półek. Skurwysyn znowu gdzieś uciekł! A teraz będę miał przez niego problemy. Kiedy wróciłem do domu, Spencer nie było. Poszedłem spać mając nadzieję, że wróci gdzieś w nocy. Być może Aria znów zaprosiła ją na jakąś imprezę i razem szaleją gdzieś w klubie. Jednak gdy otworzyłem rano oczy, jej nadal nie było. I coś zaczęło mi nie pasować. Nie zwracałem wcześniej na to uwagi, ale jej szafa była otwarta. Część jej wieszaków wisiała bez ubrań, a torba, którą zabierała na swoje misje wyparowała. Poszła do pracy i nawet mi nie powiedziała, że ma nowe zlecenie? Dzwoniłem do niej z dwadzieścia razy i za każdym razem włączała się poczta. Do Arii też nie mogłem się dodzwonić. To powoli doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Nagle ktoś zadzwonił, lecz dzwonkiem domowym.Gdy zajrzałem przez wizjer, czułem już jak krew szybciej płynie w moich żyłach.
- Musimy pogadać, Kingston.- Joe wsadził ręce do kieszeni swojej skórzanej kurtki i pozwolił sobie nonszalancko wejść do środka. Zaczął przyglądać się moim wspólnym zdjęciom ze Spencer wiszące na ścianie. Wtedy złapał się za opatrunek na nosie i pomruczał coś pod nosem.- Szef chce info.
- Cavanaugh uciekł.- przyznałem od razu. Nie spodziewałem się, że dostanę w mordę. Był sam, a od bicia miał Antonia.- Musiał to zrobić popołudniu. Ale znajdę go...- dodałem.
- No ja myślę.- łypnął na mnie wzrokiem.
- I to wszystko? Szef nie będzie zadowolony.
- Szef już wie, Kingston.- popatrzył na mnie jak na kretyna,- Szefowi wydawało się, że jesteś sprytny i wart swojej ceny, ale jesteś pustakiem, Kingston. Nasz zwiadowca widział auto twojej dziuni w Filadelfii. Był tak również Cavanaugh.
- To niemożliwe!- ryknąłem automatycznie.
- Ta suka wszystko utrudnia.
- Nie mów tak do niej! To moja narzeczona!
- Serio?- prychnął śmiechem. Teraz ja miałem ochotę mu przywalić.- Posłuchaj...twoja pseudo laska ma więcej talentu niż się spodziewaliśmy. A teraz ona jest takim samym zagrożeniem jak Cavanaugh, bo pewnie wyśpiewał jej wszystko. Albo ten młodszy Fitz, bo właśnie tam zaparkowała. Wiedziałem żeby jego przy okazji też załatwić.
- On nie powiedziałby jej.- powiedziałem z zawahaniem.- Mieliśmy umowę. Jego słowo jest potwierdzone jego życiem. Dlatego by jej nie powiedział...
- Zabiłeś jego brata. Dlaczego nie?
- Ja...- miałem już mu wygarnąć żeby nie drążył tego tematu z Ezrą, ale ugryzłem się w język. Zacisnąłem zęby,- Dobra!- spojrzałem na niego ze złością i zdeterminowaniem.- Wiedzcie, że nie odpuszczę. Znajdę ich. Znajdę ich oboje. Chociażbym miał szukać po całym świecie, do końca swojego życia, znajdę. Znajdę i zabiję...
- I takiej wiadomości właśnie się spodziewałem.- następnie wyszedł zostawiając mnie samego. Po tym spotkaniu sma zabrałem najistotniejsze rzeczy i wsiadłem do auta żeby pojechać przed siebie...






________________________________

Miałam dodać rozdział rano, ale jakoś tak wyszło, że pojawia się w nocy i pewnie nikt teraz tego nie przeczyta haha. Już po pierwszej :)
Rozdział był trochę spokojny, ale to ostatni taki :) Musicie być ostrożni przy zmianie perspektyw. Nie nazwałam stron typu kto teraz się wypowiada żebyście byli czujni. Ja zła ;)
Czy Toby otrzyma odpowiedzi na swoje pytania? Czy Toby musi trzymać się rad Spencer co do bezpieczeństwa? Ma rację czy przesadza? No i najważniejsze... Wren nadchodzi, bitches :)
Widzimy się dopiero z początkiem sierpnia, choć nie wiem czy nie przesunę tego. Muszę zrobić zapasy w rozdziałach. Tymczasem do zobaczenia ;)



10 komentarzy:

  1. My tylko możemy myśleć, że Spenc przesadza ale w końcu Wren chce ich dopaść i prędzej czy później może tak się stać. Trzeba wzmocnić środki ostrożności. Ja chcę Spoby!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatni spokojny? Uuu nie mogę się doczekać. Bardzo mi się podoba Twój styl pisania. Wiem, że nie komentuję twoich blogów od wczoraj, ale musisz to wiedzieć. A tutaj też to fajnie wygląda. Podoba mi się ten styl. No i nie wiem czemu, ale chce konfrontacji z Wrenem. Może być ciekawie :D Super rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. A niech j tylko skurwiel tknie to pozbawię go przyrodzenia! Co on sobie wyobraża?! Co to znaczy że znajdzie i zabije?! A niech się jebie! Zabił jej rodziców, najlepszego przyjaciela i teraz jeszcze ją?! No chyba go kurwa suty rwą!
    Spencer daje dobre rady. Ale sie przejęła. Jak ja lubię gdy ona się tak nakręca ^^ sorrki kocham :) Kocham ja w kazdym wydaniu ^^
    Meskie ego Tobsona nadal cierpi. Mam wrażenie że już niedługo bd miał okazje sie wykazać :D Ciekawe...
    Zajebiaszczy rozdział maleńka. Czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podoba mi się Twoje nastawienie :) Jak ja to lubię jak się tak nakręcasz :)

      Usuń
  4. Ostatni spokommy rozdział... I fajnie. Lubie jak sie duzo dzieje.
    Ok ja dzis krótko. Spenc zaczyna troche swirować. Wpadła do niego o 8 rano i dała mu instrukcje zachowywania sie w sytuacjach wyjatkowych. Ale tez miala troche racji.
    Czy ja dobrze zrozumiałam? Wren chce cos zrobic Spencer? Niech sie goni idiota. On nie ma prawa jej zabic! Wystarczy ze zabil jej rodzicow.
    Super rozdzial, czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział. Spencer się po prostu martwi, Toby nie zdaje chyba sobie sprawy, że nadal jest w wielkim zagrożeniu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Odpowiedzi
    1. O serduszko :)
      Twój kom wygrywa na najkrótszy ale i na najbardziej optymistyczny kom na tym blogu :D

      Usuń
  7. Po prostu mega. Chcę wkurzonego wrena ��

    OdpowiedzUsuń