czwartek, 18 czerwca 2015

- 6 - Dlaczego się nie odzywasz, Fitz? -

Rozmowa z Arią dała mi wiele do myślenia. Po pierwsze, dobrze zrobiłam w sprawie z Tobim. Sprowadziła mnie na ziemię. Zdałam sobie sprawę, że zawsze stosowałam się do swoich zasad. One trzymały mnie w bezpieczeństwie i gwarantowały spokój. Nie mogę tego zaprzepaścić przez jedną osobę. Moje życie musi utrzymać pewną stabilność. Owszem, wciąż o nim myślę, ale to kwestia czasu nim zapomnę. Mam teraz ważniejsze sprawy na głowie i z tym wiąże się sprawa następna. Ślub. Chcąc czy nie chcąc kiedyś trzeba będzie rozpocząć przygotowania. Jeśli chodzi o sprawy organizacyjne, nie mam żadnych problemów. Jednak wątpię w swoje siły jeśli chodzi o wesele. To nie mój zakres. Chyba zacznę od najprostszego punktu. Nie ma wątpliwości, że wybiorę Arię na świadkową. Kogo na świadka? Tylko Ezra przychodzi mi do głowy. Tu już nie chodzi tylko o to żeby spiknąć ich znów razem ze sobą, ale też nie widzę nikogo odpowiedniego. Muszę tylko pogadać z Wrenem żeby go poprosił. Ezra mieszka teraz w Filadelfii. Nasz kontakt jest słaby, ale to nasz dobry znajomy. Mam nadzieję, że Aria mnie nie zabije za to.
Na początek chciałam zadzwonić do niego, po prostu zapytać się co tam słychać. Dawno się nie odzywał. Wystukałam jego numer i oczekiwałam na połączenie?
- Cześć, tu Ezra...
- Hej, tu...
- ...nie mogę teraz rozmawiać. Zostaw wiadomość jeśli...
- Bla bla bla.- powiedziałam do słuchawki i się rozłączyłam.


Dziesięć minut później ponownie zadzwoniłam do Ezry Fitza, ale to również nic nie dało. Nie miałam zamiaru czekać aż oddzwoni, więc ubrałam się i wyszłam z domu, aby spotkać się z moim narzeczonym. Spencer, narzeczonym. Przyzwyczajaj się. Wkrótce będzie twoim mężem.
Gdy wsiadłam do auta i odpaliłam silnik, włączyłam swoją ulubioną playlistę, której lubiłam słuchać podczas jazdy. Zapięłam pasy i ruszyłam. Muzyka szybko poprawiła mój naruszony humor przez
Ezrę, oczywiście. Gdy chciałam się przejrzeć w lusterku, zauważyłam za sobą ciemne auto. Nie widziałam kto jest za kółkiem. Nawet nie wiem skąd tak nagle się wzięło. To spokojne osiedle na końcu przedmieścia, z daleka od centrum i nigdy nie było tu takiego auta. Na razie się tym zbytnio nie przejęłam dopóki nie zaczął jeździć za mną dosłownie minąwszy te same ulice. Zaczęło mnie to niepokoić. Wjechałam w węższą uliczkę i zatrzymałam się. On też się zatrzymał tylko na końcu drogi. O nie... to nie może być przypadek. Czekałam, być może ktoś wyjdzie z auta. Nic. Zupełnie nic się nie działo. Nie byłam w stanie rozpoznać auta ani jego właściciela. Po pierwsze, za daleko. Po drugie, urok przyciemnianych szyb. Potem nasunęła mi się myśl. A co jeśli to ludzie od Tobiego? Czy oni myślą, że nadal mamy kontakt ze sobą? I dzięki mnie dojdą do niego? Owszem, wiem gdzie mieszka. Wspomniał mi o tym przelotnie w lesie, ale na pewno bym się tam nie wybrała. Postanowiłam ich olać i jechać do szpitala. Ode mnie i tak się niczego nie dowiedzą.
Kiedy weszłam do szpitala ( a samochód tymczasem zaparkował na parkingu), mile się zaskoczyłam. Wren czekał na mnie przy recepcji. Nie miał na sobie białego kitla, tylko swoje ubrania. Wziął sobie godzinę wolnego. Zabrał mnie do najbliżej położonego baru. Tutaj czułam się o wiele lepiej niż w jego gabinecie. Siedziałam przy oknie, więc łatwo było mi wyhaczyć czy auto śledziło mnie aż tutaj. Jednak nigdzie go nie widziałam.
- Za czym się tak rozglądasz?- spytał kiedy barman odszedł od naszego stolika.
- Mam wrażenie, że od rana ktoś mnie śledzi.- powiedziałam wprost, a Wren się ożywił.- Ale spokojnie... mogło mi się tylko wydawać.- nie chciałam go niepokoić.
- Jednak nie jesteś pewna.- nachylił się.- Znasz tych ludzi?- spytał cicho, lecz wystarczająco głośno bym usłyszała.
- Nie wiem...-mruknęłam patrząc mu prosto w oczy. On na te słowa odchylił się i wypuścił powietrze z płuc. Spuścił głowę na stół, a następnie zamyślił się na chwilę.- A widzisz ich gdzieś tam za oknem?- spytał. Zerknęłam ukradkiem. Ulica była pusta.
- Nie ma. A może to nowi ludzie z tego twojego nowego zlecenia?- nie wiem czemu teraz wpadłam na taki pomysł.
-  Wątpię.- odpowiedział bez namysłu.- Nasuwa mi się teraz pytanie dlaczego mieli by śledzić ciebie zamiast mnie jeśli to byłaby prawda. A nie podpadłem im żeby się mścili na mojej ukochanej osobie.- wtedy złapał mnie za rękę.- Nie przejmuj się. Wszystko się wyjaśni. Być może to nieporozumienie, a jeśli nie, to szybko sprawię żeby zeszli ci z drogi. Wszystko będzie dobrze, ok.
- Ok.- wymusiłam uśmiech.
- Chciałaś ze mną o czymś porozmawiać.- przypomniał mi nagle. Zupełnie wypadło mi z głowy.
- Chodzi o nasz ślub, a dokładnie o świadków.
- Rozmawiałaś z Arią?- spytał.
- O tym jeszcze nie, ale poproszę ją jutro. A ty?- przyjrzałam mu się bacznie.- Kogo wybierzesz na świadka?- w tym momencie zamyślił się. Byłam trochę rozczarowana. Myślałam, że wybierze Ezrę bez zastanowienia, Nad czym on tak rozmyśla? Niech nie mówi, że po raz pierwszy myśli nad tym. Przyznam, że nie mamy bogatego życia towarzyskiego, ale nie narzekamy.
- Nie wiem... przychodzi mi do głowy tylko...
- Ezra?- wcięłam się szybko z nadzieją, że to jego imię wypowie. Wtedy Wren spojrzał na mnie zaskoczony. Rozchylił lekko usta.- Nie wiem czy Ezra by chciał...
- A dlaczego nie?- wzruszyłam ramionami.- Nawet z nim nie rozmawiałeś. W ogóle żadne z nas z nim nie gadało od... od kiedy? Ja ostatnio dostałam od niego smsa tydzień temu. Chciał się ze mną spotkać, ale od tamtego czasu nie odbiera. Może ty wiesz co się z nim dzieje?
- Nie mam pojęcia.- pokręcił głową. No tak, nikt nic nie wie. Standard.
- Może zgubił telefon albo zaharowuje się w tej pracy. Albo jest chory i trzeba mu pomóc?
- Spenc, jego brat z nim mieszka. Zapomniałaś?
- No, ale nie mamy swoich numerów. Zresztą Wesley mnie denerwuje. Wren, pogadaj z Ezrą.
- A czy ty przypadkiem nie chcesz zostać swatką?- uniósł brew. No jeszcze tego brakowało żeby mi jeszcze ten to mówił.
- Jezu..- wywróciłam oczami.
- Dobra nie odpowiadaj. Ok, zrobię to. Pojadę do Filadelfii i z nim porozmawiam.
- Jesteś kochany.- pocałowałam go w policzek. Kelner przyniósł nasz napoje. Ponieważ zamówiłam tylko sok porzeczkowy ( byłam samochodem) kolor przypomniał mi te wino, które kupiłam. Wystarczyło spojrzeć do szklanki żeby pewne rzeczy mi się przypomniały.
- Nad czym tak myślisz, kochanie?
- Papiery...
- Jakie papiery.- ściągnął brwi.
- Te, które podpisałam. Umowa milczenia.- spojrzałam na niego, a on spoważniał.- Co? Czemu tak patrzysz?- jakbyś żałował, że sobie przypomniałam...
- Nie widzę sensu, po prostu. Ta sprawa i tak do jutra się zamknie i będzie po wszystkim. W sumie nic tam ciekawego nie znajdziesz. Zapomnij o tym.- spojrzał na swoją kawę,w części już wypitą.- Wiesz co, Spenc... ja już będę się zbierał do pracy.
- Ale powiedziałeś, że masz wolną godzinę.
- Przypomniało mi się, że miałem do południa wypełnić papiery. Ordynator mnie zabiję.- wstał, a ja razem z nim. Przyglądałam się jak zbiera swoje rzeczy kompletnie milcząc. Nie wiedziałam i tak co powiedzieć.- Może zdążymy zobaczyć się po południu, a jeśli nie, to do jutra.- posłał mi swój czarujący uśmiech i wyszedł z baru.
- Do jutra...- mruknęłam do siebie.


Nie miałam zamiaru siedzieć tam sama. Wyszłam z baru i wsiadłam do samochodu. Tego czarnego auta nie było w pobliżu. Może wydawało mi się, że mnie śledzą? Może ja powinnam zrobić sobie wolne od tego wszystkiego. Zająć się sobą, Wrenem i przygotowaniami do ślubu. Zrobiłam rundkę wokół Rosewood za poszukiwaniami. Albo jestem zbyt wybredna albo nie wiem... Nic mi się nie podobało. Zmarnowałam trzy godziny ze swojego życia. Miałam po drodze, aby spotkać się z Arią, ale nie zrobiłam tego. Kancelaria należała do moich rodziców. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdy by nie fakt, że nie żyją. Zginęli trzy lata temu. Mama i tata byli jednym z najbardziej wpływowych ludzi w tym mieście i nie tylko. Tak mi teraz ich brakuje... Od tamtej pory nie weszłam do kancelarii. Może się bałam. Należała do mnie, ale nie czułam się jakby była moja.
Wróciłam do domu. To chyba najlepszy sposób na jaki mogłam wpaść. Położyłam się na kanapie w celu obejrzenia telewizji. Dawno nic nie oglądałam. Gdy chciałam sięgnąć po program telewizyjny na półce pod stołem, znalazłam coś innego. To była umowa milczenia. Przeczytałam ją dokładnie. Żadnych nazwisk tych ludzi, zero informacji o kogo chodzi. Tylko nasze podpisy. Jego jako Richard Moore i obok ja jako Bella Trivian. Miał rację, że umowa jest bezpieczna. Na samym dole widniał napis załączniki. To najdziwniejszy dokument jaki widziałam. Pierwszy raz spotykam się z gościem, który życzy sobie takie rzeczy. Musi mieć nie po kolei w głowie i lubić papierkową robotę.
Podniosłam się i poszłam do jego gabinetu. Może tam znajdę coś ciekawszego. Przegrzebałam wszystkie jego półki próbując zostawić za sobą taki porządek jaki jest. Wren ma wszystko poukładane. Dba o porządek. Przeszłam do biurka. Leżał tam segregator podpisany Rachunki. Na początek miałam ochotę rzucić go w kąt, jednak gdy zobaczyłam, że w szufladzie nie ma nic prócz stery kserokopii dokumentacji, postanowiłam tam zajrzeć, Wertowałam strony z rachunkami aż natrafiłam na koszulkę, a w niej białą kopertę. Wyjęłam ją. Wyczuwałam zdjęcia. Gdy je wyjęłam, doznałam szoku. Na tych zdjęciach był Toby. Zdjęcia były robione o różnej porze dnia. Daty wskazywały, że robił je od niedzieli, a co oznacza, znał Tobiego zanim trafił do szpitala. Czyli udawał. Jak on mógł mnie tak oszukać? Przeglądałam fotografie błądzącym spojrzeniem gdy zobaczyłam ostatnie zdjęcie jak wychodzi ze szpitala, zamarłam. Czy to możliwe? Nie, to musi być jakaś pomyłka! To jakiś żart! Jak on mógł się na to zgodzić? To jest to nowe zlecenie? Złapałam się za głowę i wstałam. Byłam strzępkiem nerwów. Wren ma zabić Tobiego i z tego co kojarzę, ma to się wydarzyć tej nocy. Czułam się jakby moje wnętrzności ktoś zgniatał. Już ja sobie z nim poważnie porozmawiam kiedy wróci. A wróci szybko, bo go nie dopadnie. Nie mogę na to pozwolić!


Wyjęłam z szafy plecak i spakowałam do niego najpotrzebniejsze rzeczy. Dokładnie wiedziałam co spakować. Zawsze byłam przygotowana na różne sytuacje. Nie wiedziałam jednak, że będę musiała kiedykolwiek korzystać z tego w takiej sytuacji. Wsiadłam do auta i ruszyłam w piskiem opon. Jechałam jak opętana. W mojej głowie panował teraz istny tajfun, który wessał wszystkie normalne myśli i zastąpił je szaleństwem. Sama nie wiedziałam co robię. Wydawało mi się, że to, co robię jest automatyczne. Kiedy zaparkowałam pod jego skromnym blokowisku, wbiegłam do środka. Na początku próbowałam sobie przypomnieć pod którym numerem. To musiał być chyba ten. Zaczęłam walić w drzwi. Ale on chyba się nie spieszył. Boże, człowieku! Szybciej! Każda minuta się liczy!
- No już idę...- usłyszałam jego zbliżający się głos zza drzwi i nagle zabrało mi głos. Nie wiem jak mu to wytłumaczyć! Nie było czasu, Drzwi się otwierały...- Spencer?- był zaskoczony moim widokiem. Na początku nie wyglądał na ucieszonego, ale potem złagodniał.- Nie spodziewałem się, że odezwiesz się do mnie.
- Toby, przykro mi, ale nie mamy czadu na pogaduszki. Bierz torbę i spakuj najpotrzebniejsze rzeczy. Jak najszybciej. Będę czekać w aucie.
- C-co?- zmarszczył brwi.- O czym ty mówisz? Co ci odbiło?- zaśmiał się nerwowo.
- To nie jest żart, Cavanaugh. Pamiętasz jak mówiłeś w szpitalu, że gdybyś miał okazję uciec z tego miejsca, to zrobiłbyś to? Żebyś mógł się odciąć od tych rzeczy? Właśnie to jest ten czas.
- Zaraz będę.- spojrzał na mnie poważnie i zamknął za sobą drzwi. Gdy chciałam wsiąść do samochodu, usłyszałam, że wychodzi. Spojrzałam na zegarek. Zajęło mu to minutę. Na ramieniu dźwigał pełną torbę. Patrzyłam zaskoczona.
- Jak tak szybko...
- Byłem już wcześniej spakowany.- odpowiedział.- Przygotowywałem się na to od jakiegoś czasu. Jutro miałem...
- Jutro byłoby już za późno.- zabrałam jego bagaż i wrzuciłam do bagażnika. Poczuł się pokrzywdzony tym, bo sam mógł to zrobić.- Pasy.- powiedziałam sucho. Następnie odpaliłam maszynę.
- Spencer, co się dzieje? Wyjaśnisz mi coś?
- Powinieneś się domyślić.- odpowiedziałam patrzac na drogę.- Nie myślałeś kiedy kazałam ci iść ze mną?- zapadła cisza.- Ratuję ci właśnie życie. Twoi przyjaciele..- nie powiedziałam, że Wren. Ale w sumie to oni go wynajęli.- Twoi przyjaciele mieli w planach unicestwienie cię tej nocy.
- Wcale mnie to nie dziwi. Dziwi mnie tylko to skąd ty to wiesz.- czułam na sobie jego spojrzeniem. Dobrze, że mogłam wykręcić się tym, że prowadzę.
- To jest nieistotne. Pomyśl o tym, że siedziałbyś w domu i ktoś mógłby zrobić ci krzywdę.
- I mimo tego, że nasze drogi się rozeszły, chcesz ratować nieznanego ci faceta przed skazaniem mafii? To łapie za serce.- dziwny był ton jego głosu. jakby jednocześnie dziękował i ironizował, drwił z tego.
- Przecież cie znam.- poprawiłam go.- I weź już do cholery skończ gadać!
- A co mam robić? Chyba należą mi się jakieś wytłumaczenia. To ja ciągle o sobie coś opowiadałem. O tobie prawie nic nie wiem. Kim ty w ogóle jesteś? I czym się zajmujesz?
- Nie mam pracy...- skłamałam.
- To skąd stać cię na buty za dwieście dolarów?
- Skąd wiesz ile kosztowały?
- To właśnie dla nich robiłem zdjęcia. Prawdopodobnie moje zdjęcia widziałaś gdy przeglądałaś magazyn. Serio? Nie pracujesz? A ten złoty zegarek? Nawet ten sweter i pierścionek... nawet gdyby Wren cię utrzymywał, to stać by go na to było?
- Byłoby stać!- wydarłam się.- Chcesz serio sprawić żebym zostawiła cię tu pośrodku lasu? Jak chcesz mogę się nie interesować twoim życiem.
- Zupełnie jakbyś czuła się winna.- nie, po prostu nie wytrzymałam. Zahamowałam nagle samochodem mając w dupie to, że ktoś mógł przejeżdżać. Spojrzałam w jego niebieskie oczy. Jego twarz żądającą wyjaśnień, był głodny pytań.
- Toby, nie utrudniaj mi tego. Myślisz, że łatwo żyłoby mi się ze świadomością, że ktoś zamierza cię zabić, a ja siedzę biernie i nic nie robię? Serio też byś tak postąpił? To nie czas na zadawanie pytań. Musisz mi zaufać. Zabiorę cię w pewne miejsce, a potem już się nigdy więcej nie zobaczymy. Będziesz daleko stąd i będziesz żył tak jak dawniej.- nie odpowiedział tylko rozchylił usta. Nie zamierzałam tkwić z nim w tej ciszy, więc znów ruszyłam. Zrobiło się upiornie cicho. Do pewnego momentu.
- To dokąd mnie wieziesz?
- Do Filadelfii.
- Do Filadelfii? Serio? To niebezpieczne!- zdenerwował się.- Zawróć albo zmień szybko kierunek.
- Daj spokój. Nic się nie stanie. Ci najgroźniejsi są w Rosewood. Przecież przyjechali za tobą.
- Ale nie wszyscy może...
- To nie potrwa długo. Na pewno tam na nich nie wpadniemy. Nawet nie wiedzą, że tam będziesz. Mamy przewagę siedmiu godzin. Poza tym musimy jechać do Filadelfii. Tam mieszka osoba, która może ci pomóc.
- Niby kto taki?
- Ezra Fitz.
- Ezra?- ściągnął brwi.- Coś mi mówi to imię...- a następnie się zamyślił.


Reszta drogi minęła w grobowej ciszy. Toby oparł głowę i wbił wzrok w szybę. Czasami zerkałam sprawdzając czy może coś się zmieniło. Kompletnie nic. Pustym spojrzeniem gapił się na wszystko, jakby nie robiło to na nim żadnego wrażenia. Zupełnie jakby się wyłączył i go tu nie było. Wyglądałby zupełnie jak posąg gdyby nie opatrunek na jego głowie, Posągi nie noszą opatrunków i zupełnie bez sensu byłoby ich rzeźbienie z takimi rzeczami. Zauważyłam, że odkręcał głowę, więc znowu spojrzałam na drogę. Przyjęłam wygodną pozycję świadczącą o tym, że cały czas siedziałam w takiej pozycji. Szatyn wcisnął guzik od radia. Po chwili rozbrzmiała muzyka. Skrzywiłam usta, a następnie wyłączyłam radio. Po chwili Toby znowu je włączył. No żesz... Znowu wyłączyłam. Za trzecim razem byłam przygotowana. Gdy wyciągnął rękę, plasnęłam ją.
- Bawi cię to?- odpowiedziałam zirytowana.- Zachowujesz się jak dziecko.
- Mnie to nie bawi, ale ta cisza mnie dobija. Skoro ty nie chcesz zamienić ze mną żadnego słowa, to zamienię je z Michealem Jacksonem. Może Michael mi powie co tu się do jasnej cholery dzieje.
- Wiesz wystarczająco przecież.
- A wciąż za mało, Spencer...- Wiem, że oni planują dziś mnie zabić. I wiem, że chcesz mnie stąd wywieźć, aby mnie uchronić. Nie wiem nadal kim jesteś, a przede wszystkim...skąd wiesz, że to miało nadejść akurat dziś.- czułam na sobie jego spojrzenie. Kto by pomyślał, że ratowanie człowieka może być takie trudne. Miałam jednak szczęście na ponowne wyjście z tej sytuacji. Zatrzymała auto.- Jesteśmy na miejscu. Wysiadaj.
Była to spokojna dzielnica. Może nie tak bardzo odseparowana od miasta jak moja, ale było wystarczająco cicho bym mogła zamieszkać w tym skromnym, a zarazem pięknym domku. Ezra będzie mocno zaskoczony gdy zobaczy mnie i Tobiego. Tym bardziej jego, ponieważ go nie zna. Zapukałam do drzwi i czekałam aż nam otworzy. Usłyszałam po chwili jak przekręca klamkę. Już miałam się uśmiechnąć, kiedy się powstrzymałam. W progu stanął Wesley, brat Ezry.
To nie jest tak, że coś do niego miałam. W moich oczach zawsze był takim szczeniakiem. Ten jego uśmiech mnie irytował. Szczerzył się nie wiadomo z jakiego powodu tym samym czasem wprowadzając mnie w błąd. No dobrze, może faktycznie coś do niego miałam. Sama nie wiem co. Byłam tylko zdziwiona, ponieważ tym razem się nie uśmiechał. Był poważny jak nigdy. Spojrzał na mnie, a następnie na Tobiego, a na końcu znów na mnie.
- Cześć, Wesley.- przywitałam się.- Możemy pogadać z...
- Lepiej wejdźcie.- przerwał mi w połowie zdania. Wzruszyłam ramionami i spojrzałam na mojego towarzysza, który zrobił to samo. Weszliśmy do środka zamykając drzwi. Wesley odwrócił się gestem mówiącym Chodźcie za mną.
- Ehm, nie chcesz poznać mojego kolegi?- wtrąciłam. Zaskoczył mnie fakt, że nie chciał go poznać. Wpuścił obcego faceta do domu.
- To nie będzie konieczne.- zatrzymał się i obrócił głowę o 90 stopni w stronę Tobiego tak, że widzieliśmy jego profil.- Ja wiem kim on jest.- następnie znów ruszył do salonu.- Usiądźcie.- wskazał nam sofę. Na przeciwko stał ulubiony fotel Ezry. Nigdy nie podobał mi się ten obskurny brązowy fotel, a Ezra zawsze go uwielbiał. Razem z opuszczeniem Rosewood, nie mógł zapomnieć o o nim. Spostrzegłam, że Wes podejrzanie łypał wzrokiem na Tobiego. Ten siedział sztywno jak kołek. Zupełnie go rozumiem. Siedział w domu ludzi, których nie znał. W dodatku jeden domownik nie chce go poznać, bo twierdzi, że go zna. A po spojrzeniu Cavanaugha stwierdzam, że bez wzajemności.
- Wesley, wszystko dobrze?- spytałam.- Dziwnie się zachowujesz.
- Od pewnego czasu nic nie jest dobrze. Od pewnego czasu nie nie będzie już takie samo, Spencer.- A skoro on tu jest, to znaczy, że to się dopiero zaczyna.- coś czułam, że nie pała sympatią do niego.
- Przepraszam, ale co się zaczyna?- wtrącił się Toby.- I skąd mnie znasz? Ja nigdy nie widziałem ciebie na oczy.
- Mój brat ciebie znał.- odpowiedział.
- Przykro mi, ale nie kojarzę również twojego brata,- spojrzał na zdjęcie na komódce przedstawiające Wesleya razem z Ezrą w towarzystwie jakiejś kobiety. Chociaż dostrzegłam, że Toby intensywnie się przyglądał temu zdjęciu jakby chciał coś wyłapać.
- Nie twierdzę, że było inaczej.- odpowiedział sucho.
- Chyba nie rozumiem.- stwierdził.
- To uwierz mi, że niewiedza w pewnych sytuacjach jest najlepszym rozwiązaniem.- spojrzał mu prosto w oczy z pewnością. Taką pewnością jakby wiedział, że Toby dokładnie wie o co chodzi. Spojrzałam więc i na niego. Rozwarł lekko usta nie spuszczając wzroku z Fitza. Czułam się jak jakaś niedoinformowana idiotka. I nagle przestałam być zła na Tobiego za jego ciekawość. Zdałam sobie sprawę jakie to musi być denerwujące... pytasz się kogoś o coś, a ta osoba nie chce udzielić ci odpowiedzi.- No właśnie.
- Dobra.- przerwałam ich podejrzany kontakt wzrokowy. Nie przyjechałam tu, aby pozgadywać co na myśli ma młodszy Fitz.- Wesley, nie przyjechaliśmy w odwiedziny ani pograć w zgadywanki. Potrzebujemy pomocy.
- Jakiej pomocy?- spytał takim tonem jakby do końca nie był ciekawy.
- Ale wolę porozmawiać o tym z Ezrą. Tylko on może nam teraz pomóc, a raczej jego kontakty.
- Przykro mi, Spencer, ale jego nie ma.
- Aha. A kiedy będzie? To pilna sprawa. Zależy nam na czasie. A może podasz mi jego numer, bo chyba zmienił go. Ostatnio nie odbiera...
- Spencer, ty nic nie rozumiesz.- zapadła cisza, w której oczekiwałam odpowiedzi. Wesley tylko spuścił głowę. Wziął głęboki wdech.
- Wesley, powiedz...
- Ezra nie żyje.




_______________________________

Trochę długi rozdział. Mam nadzieję, że takie lubicie. Chciałabym, aby czytelników było więcej. Zwłaszcza, że zaczęło się robić naprawdę ciekawiej i akcja nabiera tempa.
Kto by się tego spodziewał? Wren miał zabić Tobiego. Ezra nie żyje. Wyraźcie swoje zdanie. Jeśli macie jakieś blogi z pll to dajcie mi znać :) Do kolejnego ( sorki, że dopiero 3 lipca, ale mam masę rzeczy na głowie).


9 komentarzy:

  1. O kufaaa Ezra nie żyje! Wren go zabił?! I jeszcze przy rozmowie ze Spencer udawał. Nie można mu ufać! Spenc dobrze zrobiła. Toby nie może zginąć. Oni teraz muszą być razem. Wren to skurwiel ja nie mogę.... dziwie się tym ludziom z ankiety co głosowali na Wrencera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ankiecie nie chodzi tylko o parę w opowiadaniu tylko ogólnie :P

      Usuń
    2. No kumciam kumciam, ale nawet w serialu mało było Wrencera. Prawie wgl

      Usuń
  2. Ezra nie żyje? Jak to? Czy tylko ja mam wrażenie że Wren o tym wiedział? Strasznie kręcił jak Spenc zaczęła temat o nim... Co do Toby'ego. Gdyby Spencer nic do niego nie czuła, nie ratowałaby go. Oni jeszcze będą razem, gwarantuję. Tylko co ma wspólnego Wren z planowanym zamachem na Toby'iego? Nie mam pojęcia :(... Czy tylko ja mam wrażenie że żadnego ślubu nie będzie? Nudny ten kom, wiem. Następnym razem napiszę więcej :). Rozdział super i czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze może być tak, że ratowała Tobiego żeby utrzeć nosa Wrenowi za te kłamstwa. Ja przynajmniej tak robię

      Usuń
    2. Nika, kom wcale nie jest nudny. Nie marudź :)

      Usuń
  3. Ja też myślę, że Wren o Ezrze. Tylko po co tak kłamał? Czemu jej nie powiedział? Jaki w tym sens. To jest tak ciekawe, że nie wytrzymam

    OdpowiedzUsuń
  4. EZRA NIE ŻYJE?! No nie..... On musi żyć! On żyje tylko ten jego wkurzający młodszy brat kjest źle poinformowany! Albo kłamie! I skąd on zna Tobsona?! No skąd?! I skąd Tobson kojarzy imię Ezry?! I czemu Wren musi być taki wkurwiający?! I Spencer w tym wsyztskim taka zagubiona.. Taka twarda i wgl ale rusza ją to. Biedna dziołcha
    Super rozdział i czekma na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. O nieeee! Nawet go w tym opku nie poznałam, a już nie żyje?! On miał być z Arią! A jak ona się dowie? Bossssszzzzz shdiewrjfbjdyhhncf jak mogłaś! :P Zaczyna się robić naprawdę ciekawie. Top jest takie tajemnicze. Skąd Wes zna Tobiego skoro on go nie kojarzy, natomiast on kojarzy jego brata. Ale skąd???? Musze to wiedzieć. Czekam xo :)

    OdpowiedzUsuń