niedziela, 11 października 2015

- 14 - Umowa wolności -

Wystarczyły zaledwie trzy krótkie chwile. Pierwsza. Usłyszałem swoje nazwisko wypowiedziane z jak największą odrazą, zupełnie jakbym był nic nie wartym człowiekiem. Druga. Gdy zobaczyłem znowu tę niepożądaną twarz i poczułem jak przez moje ciało przechodzi wewnętrzny prąd paraliżujące moje ciało. Trzecia. Spod czarnego płaszcza delikatnie wynurzała się spluwa skierowana w moim kierunku i ten jeden szybki wybór życia lub śmierci. Chciałem żyć, więc musiałem z nim iść. Prowadzony jednak siłą, zastanawiałem się jaki spotka mnie los. Czy jeszcze spotkam Spencer? Czy może wywiezie mnie, aby mnie zabić? Byłem prawie pewny swego, a wtedy nastąpiła ciemność.
Gdy otworzyłem oczy, nie mogłem poruszyć swojego ciała. Moje mięśnie były obolałe. Jedyne co pamiętam to wbitą w ciało strzykawkę. Gdy kontakt z rzeczywistością powracał, zaczęły ożywiać się moje zmysły. Czułem metal, zimny metal. Nie widziałem nic prócz szarego światła padającego nie wiadomo skąd. Słyszałem jeszcze kroki, zbliżające się do mnie kroki.
- Budzimy się, budzimy.- powiedział Kingston ocucając mnie lepem w twarz. Nie byłem jakąś kurwą żeby móc się tak traktować, ale nie miałem nawet siły żeby zareagować.- Jak samopoczucie?
- O to samo mógłbym zapytać ciebie...
- A niby czemu?
- Bo Spencer nie chce cię znać.- wyszeptałem, a po tych słowach zamilknął. Wolałem stopniować swoje zaczepki. Życie mi miłe, serio. A gdyby się dowiedział, że ja i ona... od razu dostałbym kulkę w łeb, a tak mogę jakoś odwlec to w czasie.
- Ja się w ogóle dziwie, że ty jeszcze chcesz ją znać. Przecież to jest morderczyni.- stanął za moimi plecami.- Nigdy nie bałeś się, że dzięki niej się nie obudzisz? Czy wiesz o niej wszystko? Czy nie zadawałeś sobie pytań?
- Mam jedno. Czemu jeszcze żyję?
- No właśnie.- wyłonił się zza moich pleców i skrzyżował ręce.- Powinieneś mi być właśnie wdzięczny, że jeszcze oddychasz.
- Oh, dziękuję.- zironizowałem.
- Nadal nie pojmujesz tej gry, co?
- Ja się na pewno w nic nie bawię.
- Śmieszny jesteś, śmieciu.-nachylił się nade mną.- Widzę, że muszę cię w czymś uświadomić. Spencer miała cię zabić.
- Pff, nigdy w to nie uwierzę.- nie po tym co razem przeszliśmy. Kocham ją, a ona kocha mnie.
- Tak myślałem, że będziesz miał w dupie wszystko co powiem, dlatego przygotowałem dowody. Nie znasz chyba trybu pracy Spencer. Ona nie była typową morderczynią. Przed każdym rytuałem lubiła się trochę pobawić...
- Niby jak?
- Nie zabijała nikogo od razu. Lubiła przedtem wykorzystać swoją ofiarę. Bawiła się każdym. Dawała  nadzieje, a potem odchodziła na zawsze. Czasami kiedy łup był cenny, zbywała go naprawdę długi czas. Pamiętasz ten nagłówek w gazecie "Urzędnik utopił się we własnym basenie"? John był jedną z ostatnich ofiar Spencer. Pozwalała mu uwierzyć, że coś może z tego być. Pozwalała mu się dotykać. Pozwalała mu prawić sobie komplementy. Pozwalała mu mówić do siebie Kocham cię. I go zabiła. To taki szablon pracy, wyjątkowy. Kręciło ją to. To była zemsta za całą jej krzywdę z przeszłości. Ona nigdy tego nie przebolała i nigdy o tym nie zapomni.
- Bo ty zabiłeś jej rodziców...
- Nie ja to zrobiłem.- zaprzeczył.
- Ale się do tego przyczyniłeś. Nie wierzę ci...- powiedziałem już mniej pewny. Nie! Nie dam się omotać. To nieprawda!
- Co? Tobie też to mówiła?- zbliżył się jeszcze bliżej.- Obiecywała ci coś? Dała ci do myślenia, że jesteś dla niej ważny? Co ci mówiła?
- Że mnie kocha.- odpowiedziałem, a on na chwilę zamilkł. Prychnął pod nosem i odwrócił głowę. Przez chwilę między nami trwała cisza dopóki się nie odwrócił. Przed twarzą pomachała mi jakimś papierem.
- Wiesz co to jest?
- Wygląda jak umowa.
- To umowa między dwiema stronami. Mafią, która chciała twojej śmierci, a nami, Spencer i mną. Oboje mieliśmy cię zabić. Tu jest jej podpis. Zgodziła się to zrobić.
- C-co?- modliłem się, aby ten podpis nie był jej, ale dobrze to pamiętam jak podpisałam się w hotelu w Nowym Yorku. Dokładnie tak samo. Jak ona mogła to podpisać. Wyczytałem w międzyczasie kilka słów. Naprawdę chodziło o mnie.
- Zaskoczony?
- To o co ci tak naprawdę chodzi? Czemu ci na tym tak zależy?- czułem wielki ból. To wszystko układało się w całość. To, że byłem świadkiem tego jak dowiadywała się wielu rzeczy z jej życia mnie oślepiło. Nie chciałem w to wierzyć, ale jak mam nie wierzyć? Wciąż mam to przed oczami.
- Prawda jest taka, że to było nasze wspólne zlecenie. Ja chciałem to zrobić po swojemu, a ona po swojemu. Sprzeczyliśmy się. Powiedziałem jakie mam plany... że chcę to zrobić wtedy i o tej porze. Postanowiła się zemścić i cię uprzedzić. Ukradła mi grę. Kto by pomyślał, że może być tak uparta z powodu jednego przypadku? Ale ona zawsze musiała stawiać na swoim. Taka już była. Chciałem cię zabić, ale wiesz do czego doszedłem? Nie ma innej zemsty niż pokrzyżować jej plany...
- Czyli?
- Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. Postanowiłem, że jedynym sposobem, aby wygrać jest pozwolić ci żyć dalej.- nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę.- Postarałem się o to żeby tamci ludzie myśleli, że nie żyjesz. Pomogę ci uciec daleko stąd i już nigdy nie wrócisz. Będziesz żyć spokojnie. Wszystko pod warunkiem, że zerwiesz kontakt z tą Hastings. Bo czy nie tego chcesz? Uwolnić się? Bo to w czym teraz jesteś nie jest wolnością. To tylko złuda. Nie będziesz dalej jej ofiarą. I co ty na to?
- A co jeśli się nie zgodzę?
- To inni i tak mnie wyręczą.- wzruszył ramionami. On serio nie ma już zamiaru mnie unicestwić. A może tak będzie lepiej? Nie wiem już sam...- To jak? We wszystkim ci pomogę. Umowa stoi?
- Stoi.- przytaknąłem, a na twarzy Kingstona zauważyłem uśmiech jakiego nigdy nie widziałem.


***

Przeszłam kilometry, a za nimi wylewałam strumień łez, świadoma swojej bezsilności. Już nie chodziło o bezowocne poszukiwania. Dotarło do mnie, że go tu nie ma. Dotarło do mnie, że Wren go porwał. Bałam się co on może mu zrobić. Czy przeżywa tortury czy może już jest martwy... Nie! Nawet nie chcę o tym myśleć. Nie mogę się nad sobą użalać. Nic tym nie zmienię. Muszę być silna!
Tylko gdzie go ja mam szukać? On może być dosłownie wszędzie. Gdzie cię mam szukać, Toby? Pomyślałam, że może Caleb mi jakoś pomoże i jakoś go namierzy. Nie znałam innego rozwiązania. Od razu do niego zadzwoniłam. Nie miało to sensu, abym wracała się do Ridgewood.
- Caleb, potrzebuję pomocy.- powiedziałam od razu.- Wren porwał Tobiego.
- Ożeż...- urwał.- Jak mam ci pomóc?
- Spróbuj go namierzyć.- powiedziałam siadając na ławce w parku, który powinien nazywać się Parkiem Zmarłych Dusz, bo nikogo tu nie było, mimo, że miejsce było ponadprzeciętne.
- Będę potrzebował numer telefonu.
- Zaraz ci go prześlę.
- Spenc, wszystko będzie dobrze.- po tych słowach rozłączył się oczekując na numer. Otworzyłam wiadomość tekstową i zaczęłam wpisywać numer. Kiedy miałam wcisnąć Wyślij, z wrażenia telefon wypadł mi z ręki kiedy usłyszałam za sobą wrzask mężczyzny.
- Stać! Policja!- gdy się odwróciłam dwóch gliniarzy stało za moimi plecami. Nim zdążyłam zareagować, miałam już założone kajdanki.
- Ale o co chodzi? Co robicie? Po co mnie zabieracie? Ja nic nie zrobiłam!- zaczęłam się szarpać.
- Jesteś oskarżona o seryjne zabójstwa. Pójdziesz z nami na komisariat.- co? Ale jak to? Jak na to wpadli? Nie! To nie może być mój koniec! Nie mogą mnie zamknąć za kratami!


***

W ten sposób pozbyłem się Cavanaugha raz na zawsze. Zwykłą intrygą, małym oszustwem. Nie wiedziałem, że tak sprawnie mi to nawet pójdzie. Głupi też był, że mi uwierzył. Serio musiał mieć jakąś sieczkę w głowie. Jednak nie mogę wciąż zapomnieć o tych słowach. Ona go kocha. To bardziej boli. Głupi bym był gdybym przestał ją nagle kochać. Tylko dlatego, że uciekła. Byłem tak blisko niej. Ja przed budynkiem, a ona w środku. Miałem taką chęć sterroryzować całe to miejsce, zabrać ją stamtąd i pojechać gdzieś przed siebie błagając ją, aby było tak jak dawniej. Ale muszę trzymać się swojego planu. Jak się okazuje, wcale nie jest tak trudno ją znaleźć. 
Znów musiałem wrócić do Rosewood. W sumie to po raz ostatni. Chcę się przenieść z tego miejsca. W międzyczasie zadbałem o to, aby najważniejsze rzeczy przenieść do Nowego Yorku, jednak muszę zabrać wszystkie dokumenty. 
- Co jest?- zorientowałem się, że drzwi od mojego domu nie są zamknięte na klucz, choć byłem pewny, że je zamknąłem. Wyciągnąłem pistolet i rozejrzałem się ostrożnie po mieszkaniu. Nie wyglądało na okradzione. Pomału kroczyłem po każdym pomieszczeniu szukając winnego. Nic nie znalazłem. Jednak na deser zostało ostatnie miejsce. Mój gabinet. Gdy zobaczyłem w jakim jest stanie, złapałem się za głowę. Zupełnie jakby przeszło tędy tornado. Od razu wziąłem się za poszukiwanie czego brakowało. Nie obchodziły mnie umowy czy rachunki, tylko o rzeczy naprawdę istotne i po kwadransie poszukiwań zorientowałem się czego brakuje. Przez lata zbierałem dowody każdej zbrodni Spencer. Tak na wszelkie wypadek gdyby chciała mnie jakoś załatwić. Musiałem się zabezpieczyć. Nie było tego... Nagle dostałem telefon. Gdy zadzwonił On, już wiedziałem, że coś się święci.
- Czego chcesz jeszcze ode mnie, Joe?
- Nie domyślasz się?- słyszałem, że jest wkurzony. Czasami mam takie wrażenie, że to on jest tym wielkim Szefem.- Gorzka jest cena za oszustwa. Nas nie robi się w konia, Kingston. Doszły do nas słuchy od naszych gońców, że oni żyją. Serio myślałeś, że można nas wycyckać?
- Nie wiem o czym mówisz.- powiedziałem niekontrolowanie, ale to było jedyne co przychodziło mi do głowy. Nie miałem nawet jak się odgryźć. 
- Ty dobrze wiesz. Nie wiemy gdzie jest Cav...
- Nie żyje.- wtrąciłem.- Zabiłem go dzisiaj.
- I myślisz, że po tym wszystkim ci uwierzymy, skurwielu?
- Mam dowody.
- Jeśli tak to i tak zasługujesz chociaż na połowę zemsty. W mieszkaniu czeka cię niespodzianka...
- Właśnie widzę co zrobiliście.- zironizowałem. Byłem tak zły, że myślałem, że zaraz wyjdę z siebie i stanę obok.
- Coś ci zniknęło? Wiesz gdzie to leży? Na posterunku policji. Twoja lalunia jest teraz ściganą numer jeden we wszystkich stanach. Uznałem, że to będzie lepszy sposób niż śmierć. Ona zdechnie za kratami w męczarniach o zaostrzonym rygorze.
- Pożałujesz tego, rozumiesz!- tak wrzasnąłem, że oplułem się śliną. 
- Ja myślę, że ty już żałujesz...- nie mogłem tego znieść i się rozłączyłem. Mój plan szlag trafił! Miałem ochotę coś rozwalić. Zmienić w proch wszystko na swojej drodze. Najgorsze jest to, że nie wiem co mam teraz robić i nie mam nawet nikogo żeby mógł mi pomóc. Jeszcze niedawno cieszyłem się, że unicestwiłem Cavanaugha, a teraz? A może to najwyższy czas, aby się poddać?




* Czeeeeść! Na początku chciałam Was bardzo przeprosić, bo spóźniłam się z publikacją trzy dni. Miałam przygotowany rozdział, ale przez studia zupełnie mi to wypadło z głowy. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe ;)
Oto proszę taki rozdziałek. Kolejny mam zamiar opublikować 23 października. Podobał Wam się? Co dalej z Tobim? Czy Wren złamał obietnicę i zabił Tobiego czy jednak pozwolił mu żyć? Czy zamkną Spencer w więzieniu? Jak dalej potoczy się ta historia? Piszcie komentarze. To baaardzo ważne :*





6 komentarzy:

  1. ale sie porobiło... WOW!!!
    Wren omotał Tobiego? Czemu mi sie wydaje że to Toby go wrobił i wcale nie bd chciał odciąć się od Spenc? Na pewno bd chciał z nia jeszcze pogadać... Ale bd miał lipkę bo Spenc bd w kiciu. Ja bym powiedział jak dalej widzę akcję ale sie powstrzymam bo jeszcze zgadnę i bd zła ;p jak bd ciekawa to napiszę na priv :)
    Kingston to idiota.. Powinien lepiej ukryć te dowody... Bosz co za debil ;/
    Biedna Spenc.. co teraz?! Czekam na 23 października niecierpliwie !

    OdpowiedzUsuń
  2. Coooo? Wren to jednak podstępny jest. Wykorzystał ten świstek, który podpisała po pijaku. Cwaniak jebany. Sorry, ale nienawidzę go. Chociaż nie tylko on jest tutaj tym najgorszym. Ten Joe i cała ta mafia mnie denerwują. Biedna Spencer! Co teraz? A to ją załatwili. No kurde dawaj następny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział! Świetna akcja!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten blog powinien mieć setki komentarzy. Zresztą jak każdy twój blog, bo są genialne. To nie może być koniec Spobiego a Spenc nie może zgnić za kratami!

    OdpowiedzUsuń