wtorek, 22 września 2015

- 13 - Czemu wszyscy milczeli? -

Naprawdę nie miałem ochoty znów się tam wybierać. Nie chodziło o przekroczenie dystansu samochodem. Miałem już po prostu dość tego całego niszowego towarzystwa. Już dawno powinienem powiedzieć do widzenia! Przez nich wszystko się popieprzyło. Zrujnowałem swoje życie, swoje szanse. Znów będę musiał spojrzeć w oczy zadufanego w sobie Joe'a, prawej ręki Szefa. Wkurwia mnie ten człowiek. Mam na niego osobną alergię. Czasami mam ochotę zajebać mu kulkę w czoło i wrócić spokojnie do domu. Philadelfia była równie szara, taką jaką ją ostatnio zastałem. Bez zmian. Melancholijny klimat tego miejsca przytłaczał mnie jeszcze bardziej. A najbardziej przytłaczał moje myśli ten wypadek. Te pływające rzeczy po wodzie. Te połamane od samochodu drzewa.
- O, proszę!- Joe zaśmiał się parszywie na mój widok. Musiałem włączyć tryb "Nie zwracaj uwagi na jego zaczepki."- Kto do nas wrócił! Sam Kingston!
- Mam wieści...- burknąłem wsadzając ręce do kieszeni.
- Już wszyscy słyszeliśmy. Media trąbią. Zrobiłeś swoje.- odpowiedział zadowolony.
- Nie mogli tego przeżyć. Zrobiłem co miałem zrobić. 
- Dlatego Szef chce ci dać niespodziankę.- wyciągnął z kieszeni skórzanej kurtki kopertę. Przyjąłem ją bez entuzjazmu.- Nie przeliczysz?
- Zrobię to w domu.- skłamałem.
- Ok, ale reklamacji nie będzie.- wsadził sobie do ust marlboro.- Masz ognia?
- Nie palę.
- Co? Doktorek szerzy zdrowy tryb życia?
- Nie jestem już lekarzem.- odgryzłem się.
- Racja. Akurat tu błędu nie popełniłeś. Chujowy z ciebie lekarz skoro zabijasz ludzi. Trafił ci się kiedyś na stół facet, którego sam postrzeliłeś?
- Nie, bo nie pracowałem w kostnicy, Joe.- spojrzałem na niego jak na debila, ale chyba nie skumał,
że nie operuje się ludzi, nie ratuje się ich, jeśli są martwi. Ale zawsze będę pamiętał przypadek odwrotny. Pacjenta Cavanaugha, którego "zabiłem". Miałem plan. Niech mafia myśli, że oni nie żyją. Nie potrzebuję, by siedzieli mi na ramionach. Sam zajmę się tą sprawą. Potrzebowałem tylko wskazówki jak do nich teraz dotrzeć. Skończyłem rozmowę z tym cieciem i wróciłem do domu, aby przemyśleć plan od początku do końca.
Ten dom był zupełnie inny bez Spencer. Zupełnie jakby odebrano duszę temu miejscu. Przeszedlem do swojego gabinetu i otworzyłem szufladę. Znajdowała się tam nadal umowa milczenia podpisana w celu załatwienia Cavanaugha. Otworzyłem internet i postanowiłem poszperać sobie w policyjnych śmieciach. Trochę się na tym znałem. Na pierwszym miejscu oczywiście wypadek Spencer, ale na drugim... nie mogłem w to uwierzyć.

UCIECZKA ZE SZPITALA PSYCHIATRYCZNEGO Z GLENDALE. POSZUKIWANA BELLA HASTINGS, LAT 25. JEST W CIĘŻKIM STANIE PSYCHICZNYM I WYMAGA DALSZEGO LECZENIA.

To musiał być jakiś fotoszop. Ta dziewczyna wyglądała zupełnie jak Spencer. Sam tego nie rozwiążę, Potrzebowałem zaczerpnąć informacji. Sięgnąłem po telefon.
Mam nadzieję, że mój znajomy psychiatra jakoś będzie umiał mi pomóc. Czekałem aż odbierze telefon.
- Halo?- odezwał się.
- Cześć Jerry, tu Wren. Słuchaj, potrzebuję twojej pomocy.
- A jak ci mam pomóc?- spytał.
- Czy orientujesz się co teraz dzieje się w szpitalu psychiatrycznym w Glendale?
- Tak. Jednej pacjentce udało się uciec. Policja wszczęła już poszukiwania. Szpital nie chce rozgłosu, ponieważ boi się o mienie, dlatego wszędzie o tym na razie cicho. Nie powinna być niebezpieczna, ale musi się znaleźć, a co?
- Muszę zdobyć jej akta.
- To raczej niemożliwe...
- To chociaż powiedz mi jak i kiedy trafiła do szpitala?
- A co się tak nią zainteresowałeś?
- Ponieważ ona jest siostrą mojej narzeczonej.


***

- Kim ty jesteś?- jeszcze raz ją o to zapytałam. To jak się czułam... sama nie wiem czy byłam zła czy nawet przestraszona. Do mojej głowy przychodziło za dużo myśli na raz. Bałam się, że moje neurony zaraz przegrzeją się od gwałtownego nadużywania. Ona była do mnie nienormalnie podobna! Wyglądała tylko jak... wariatka? Tak. Mogłabym ją tak opisać. Wariatka. Opętana. Odludek, który do jasnej cholery nie chce powiedzieć ani słowa. Patrzyła na mnie niespokojnym wzrokiem i trzęsła się jak galareta. Nie dochodziły do moich uszu słowa Tobiego.
- Mówię do ciebie, Spencer!- Toby miał zirytowany głos.- Nazywa się Bella Hastings.
- Niemożliwe! Niemożliwe żeby była moją siostrą!- syknęłam na niego, a potem spojrzałam na Caleba, który nadal ją trzymał, choć nie musiał. Nie wyglądała tak jakby chciała uciec. A wręcz przeciwnie.- Wiedziałabym gdyby była moją siostrą. Rodzice by mi powiedzieli! Ale jak mam się teraz dowiedzieć prawdy? Moi rodzice nie żyją! Nie dowiem się jak to było! Nikt nie powiedział mi prawdy! Czemu ona  w takim razie została ode mnie odseparowana? Czemu wszyscy milczeli?
- Też tego nie wiemy. Milczeli, bo sami nie wiedzieli.
- Dobra. Tylko jest taki problem.- odezwał się Rivers. Jest ciemno, a ona i tak nic nie powie. Zupełnie jakby nie miała języka w ustach.
- Pewnie jej już szukają. To nie jest bezpieczne, aby z nią przebywać.- wywnioskować Toby.- Kiedy policja nas z nią znajdzie wiedząc, że my to ci sami z tego wypadku, będzie naprawdę ostro.- Co mamy robić, Spencer?
- Nie wiem!- wybuchłam.- Ok? Nie wiem! Zawsze miałam jakiś plan, ale teraz... to dla mnie za dużo. W ciągu tak krótkiego czasu tyle się wydarzyło złego. Tyle sekretów się wydało i tyle łez się przelało. A ja nie zniosę więcej kłamstw.
Jestem silna, ale czuję, że moje wyłamanie to kwestia czasu...
- Mam pomysł.- wtrącił haker.- Zabierzemy ją i przenocujecie u nas, a rano pomyślimy nad tym.
- Nie. Wybrałabym już twój gabinet. Ale z drugiej strony możemy być zauważeni...- złapałam się za głowę.- Chętnie bym cię tu zostawiła.- powiedziałam prosto w jej twarz.- Musiałaś mieć powód żeby nie być przy mnie...- wiedziałam, że mi nie odpowie. Potrafiła tylko się tępo patrzeć.- Nie jesteś moją siostrą nawet jeśli w naszych żyłach płynie ta sama krew. Żałuję, że cię spotkałam, bo i tak nie mogę się dowiedzieć o co w tym chodzi, a ty mi nie pomożesz. Ciekawe na co chorujesz?- w tym momencie złapała mnie za twarz obiema rękami. Już miałam reagować, ale ona nic nie zrobiła. Po prostu mnie trzymała. Przejechała palcem po mojej bliźnie pod żuchwą. Naprawdę aż tak jej się rzuciła w oczy czy o niej wiedziała?
- Właśnie... blizna.- przypomniał Toby.- Miałem się spytać skąd ją masz, bo zauważyłem ją dopiero w dniu wypadku.
- Moja mama powiedziała, że miałam wypadek gdy byłam mała.- dziewczyna od razu zareagowała kręcąc głową.
- Ona chyba chce ci coś przekazać...- domyślił się Caleb.
- Ty mi to zrobiłaś?- spytałam.- Co? Chciałaś mnie zabić, wariatko?- standardowo nie odpowiedziała.- Nie wiem czemu cię nie pamiętam, ale możliwe, że byłaś dla mnie kiedyś tylko odbiciem w lustrze.- prychnęłam.- Odejdź stąd. Idź stamtąd skąd wracasz.
- Ale Spencer!- powiedział Caleb.- To twoja siostra! Ona może wam jakoś pomóc!
- A niby w czym?- wzruszyłam ramionami.- Prędzej świnie zaczną latać nim coś z niej wyciągnę. Tylko przyciągnie nam problemy. Sama dojdę prawdy i wiem gdzie jej szukać. Z tej psychiatryka, z którego uciekła.
- I chcesz żeby cię wzięli za nią i zamknęli?!
- Spokojnie. Prócz fałszywek, mam swoje oryginalne gdzie nie jestem żadną Bellą a Spencer. Zresztą...czy ja wyglądam na wariatkę?- nikt się nie odezwał.- No właśnie.
- Masz rację.- przyznał Toby.- Ale nie podoba mi się ta wizyta w psychiatryku.
- Powiedzą mi wszystko, bo... jesteśmy rodziną.- ledwo przeszło mi to przez gardło.
- To co robimy?
- Ty Caleb idź do domu. A ty... zniknij mi z oczu.- po tych słowach dziewczyna uciekła.
- Nie będziesz tego żałowała?-spytał przyjaciel.
- Nie ma jak odkupić swoich win. Chodźmy stąd.


Noc spędziliśmy w hotelu. Nie mogłam spać przez pół nocy. Wciąż myślałam o tej dziwaczce. Jak ona mogła być moją siostrą? Czemu rodzice ukrywali przede mną ten fakt? Czemu postarali się o to, abym o niej zapomniała? Teraz nie daje mi to spokoju. Nie obchodziło mnie gdzie teraz podziewa się Bella, choć cały czas o niej myślałam. A może właśnie mnie to obchodzi? Nie wiem. Muszę czekać za wschód słońca.
- Spencer...- usłyszałam drobny szept do mojego ucha. Gdy otworzyłam oczy, był już poranek. Toby patrzył na mnie z ciekawością i troską.- Jak się czujesz?
- Nijako.- przeciągnęłam się.
- Czy zmieniłaś zdanie?
- O niej? Nie. I o wizycie w psychiatryku też nie.- złapałam za swój telefon.- Muszę wyciągnąć kartę sim z telefonu na wszelki wypadek gdyby Wren zechciał w ten sposób mnie namierzyć.- miałam dwa numery na jednym urządzeniu i mogłam sprawnie przeskakiwać między nimi. Gdy przełączyłam się na swój pierwszy numer, zorientowałam się ile mam nieodebranych połączeń i wiadomości od Arii.- Boże, Aria!- zakryłam usta dłonią.- Przez to wszystko zapomniałam o niej. Nawet się z nią nie pożegnałam. Nie wytłumaczyłam mojego zniknięcia...
- Przecież to nie koniec. Po tym wszystkim wrócisz i wszystko będzie dobrze.
- A jeśli ona myśli, że nie żyję?
- Może warto do niej zadzwonić... Zadzwoń, a potem odetniesz się od sieci.
- Masz rację.- przytaknęła.- A może?
- Co?
- Może będzie lepiej gdy będzie mnie uważać za zmarłą?- moje oczy się zeszkliły, więc szybko odwróciłam głowę.
- Czemu wstydzisz się płakać przy mnie? Hej?- złapał mnie delikatnie za podbródek.
- Nie lubię płakać na oczach innych.
- To źle...- spojrzał mi prosto w oczy.- Zadzwoń do niej.
- Ok...- do ostatniej chwili wahałam się z wyborem jej numeru. Nie wiedziałam czy do końca jest dobre to, co robię, ale było już za późno.

- Halo? Aria?- do ostatniej głuchej sekundy bałam się jej reakcji, a słyszałam jej oddech.- Aria? Halo?
- Spencer?! To naprawdę ty?!- odezwała się nagle po niepokojącej ciszy.- Dlaczego się nie odzywasz? Od ponad tygodnia nie dajesz znaku życia! nie wiem co się dzieje! I nawet nie dajesz znaku życia! Wren też nie chciał mi nic powiedzieć!- była wyraźnie zdenerwowana.
- Tak myślałam, że będziesz na mnie zła. Dzwonię tylko po to, aby móc cię znowu usłyszeć i powiedzieć, że ze mną wszystko dobrze.
- Gdzie jesteś?
- Daleko...
- Powiedz, a przyjadę do ciebie, Spencer...- jej ton był raczej błagający.
- Nie możesz do mnie przyjechać, Aria.- ściskała mi się serce.
- Ale co się dzieje? Gdzie ty jesteś?
- Nie mogę ci powiedzieć. Aria, jestem w wielkim niebezpieczeństwie. Nikt nie może się dowiedzieć o tym, że rozmawiałyśmy. Lepiej będzie jeśli nie będziesz znała mojej lokalizacji.
- Spencer! W coś ty się wpakowałaś?
- Wpakowałam się w to już bardzo dawno temu i muszę to zakończyć. Nie mów nikomu, jeszcze raz powtórzę. A przede wszystkim Wrenowi. I nie ufaj mu. To zły człowiek, Aria.
- Dlaczego? Co on zrobił?- zapadła cisza. Nie mogłam dalej prowadzić tej rozmowy.- Spenc?
- Przepraszam.- rozłączyłam się i wtuliłam w ramię Tobiego.


Szybko opuściliśmy hotel. Podróż do ośrodka zajęła do dwóch godzin. Oczywiście gdy tylko przekroczyłam próg, zwaliła się na mnie ochrona, bo myśleli, że ja to ta Bella. I musiałam leżeć na ziemi unieszkodliwiona razem z moim chłopakiem póki nie przyszedł lekarz.
- Panowie, puście ją. Przecież to nie ona.
- A pan skąd wie?- spytałam ołysiałego faceta w kitlu gdy się otrzepywałam z brudu na podłodze.
- A wyzdrowiałaby pani z zaawansowanej choroby w dwa dni? Wiem kim pani jest. Zapraszam do gabinetu, na osobności.
- Toby, poczekasz tutaj?- spytałam.
- Tak, może się przewietrzę.- uśmiechnął się.
- Zapraszam.- otworzył drzwi od gabinetu.- Proszę usiąść.- wskazał na wygodny skórzany fotel.- Pani to pewnie siostra pacjentki, Spencer.
- Tak. Mam kilka pytań i mam nadzieję, że mi pan na nie odpowie.
- Oczywiście. Tylko niech pani się odpręży, bo wygląda na bardzo spiętą.
- trudno nie być.- odparłam w międzyczasie spoglądając na tabliczkę z jego nazwiskiem. Nazywał się Bruno Gaemrick i ma stopień profesora.
- Ah, przez to wszystko właśnie zapomniałem się przedstawić.- dodał gdy zobaczył gdzie patrzę.
- Nie ma sprawy. Chodzi o to, że nie mam wiele czasu. Mam kilka pytań i chyba mam prawo poznać odpowiedzi.
- Do pewnych granic.
- A więc pan zajmuje się moją siostrą?
- Tak.
- Panie profesorze. Prawda jest taka, że niedawno dopiero dowiedziałam się o jej istnieniu. Moi rodzice ukryli to przede mną, a nie mam jak dowiedzieć się prawdy skoro nie żyją od trzech lat. Tylko pan może mi teraz pomóc...
- Rozumiem.- przytaknął.- Powiem pani tylko tyle ile powinna.- przytaknęłam.- Bella od najmłodszych lat chorowała, a rozdwojenie jaźni to był jeden z największych problemów. Jako małe dziecko sobie z tym nie radziła. Nie rozróżniała dwóch światów. Była agresywna dla swoich rodziców. Oddali ją do ośrodka w Pfiladelfii po tym jak próbowała panią zabić. Państwo Hastings przyznali, że już nie mogą tego ukrywać i tylko im to szkodzi i czara się przelała gdy pani matka zobaczyła was, Bellę z nożem i panią gdzie z gardła lała się krew. A miała zaledwie pięć lat. Pewnie wzięła panią za kogoś innego, ale ona nie zdawała sobie z tego sprawy. Z tego co wiem sprawiała wielkie problemy w tamtym ośrodku, dlatego gdy miała siedem lat, została przeniesiona tutaj. Rodzice starali się odwiedzać ją przynajmniej raz w miesiącu, ale potem nie przychodzili w ogóle. Stan Belli był stabilny aż do momentu pogorszenia. Nowej pacjentce udało się ją zbuntować. Przestała brać leki i uciekła.
- A czemu ona nic nie mówi?
- Przepraszam, ale skąd pani o tym wie?- profesor przyjrzał mi się podejrzanie, a ja zamarłam. W tej chwili jakis inny doktor wszedł do gabinetu.
- Panie profesorze, Dalia sprawia znów problemy.
- Już idę, Jerry.
- To ona!- powiedział mężczyzna gdy mnie zobaczył.
- Nie, Jerry. To siostra pacjentki, Spencer Hastings.
- Pani jest tą Spencer?- ożywił się, a ja nie wiedziałam o co chodzi.
- Przepraszam, ale nie wiem o co panu chodzi.
- Pani jest narzeczoną Wrena?
- A pan go zna?- zdziwiłam się, że jego kontakty sięgają aż tutaj.
- No tak, a wczoraj to jeszcze do mnie dzwonił.
- Słucham?!- podniosłam się gwałtownie z fotela.- O czym pan z nim rozmawiał?- mężczyzna nie odpowiedział tylko patrzył się na mnie jak na swoją pacjentkę. Jeśli nie chciał przy profesorze powiedzieć, to sama się tego domyśliłam.- Przepraszam.- przepchałam się przez niego i uciekłam na korytarz.- Przepraszam? Gdzie jest mój znajomy, z którym przyszłam?- spytałam recepcjonistki.
- Cały czas jest na zewnątrz.- odpowiedziała.
- Toby? Musimy stąd się szybko zmywać.- wybiegłam przed ośrodek. Nigdzie go nie widziałam.- Toby? Toby!- rozglądałam się z niepokojem.
- Nie ma go.- odpowiedziała obłąkana kobieta, która siedziała na ławce i robiła spokojnie wianek ze stokrotek.
- Jak to go nie ma.
- Zabrał go do samochodu ładny pan.
- Nie...- to nie może być prawda. Pobiegłam przed siebie.- Toby? Toby!!!- zalana łzami szukałam go bezskutecznie.




________________________________

Było tak pięknie, a ostatnio znów spadliście z wyświetleniami. Aż tak dużo macie tej nauki? Nie zapominajcie o mnie. Ustaliłam i przy tej wersji wydarzeń zostaję, że ten blog będzie miał do 20 rozdziałów, więc długo nie będziecie się męczyć ;P Jaki jest plan Wrena? Czy Aria kiedyś dowie się całej prawdy? Co się będzie dziać z Cavanaugh'em? Piszcie ;) I do kolejnego :)




10 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. No nieźle... no nieźle...
      Kurcze Chris coś tam pisze, że komórkę namierzył. Ja myślę, że to nie tak. Wren najpierw zadzwonił do Jerrego czyli mial zamiar jechać do tego psychiatryka. A Toby mu się wystawił na talerz! Takie jest moje zdanie. A on od początku twierdził, że to nie jest dobry pomysł żeby tam jechać. Wren go porwał! Co teraz zrobi Spencer?! O jacie...Nie mogę się doczekać !!!

      Usuń
  2. O kufa jebana mać ! Ładny pan w sensie że Wren? Cholera! Co teraz bd ?! No nieee... Nie Kufa! Nie! On mu coś zrobi. Spencer ratuj go! Biegnij! Gdziekolwiek! Pędź na ratunek!
    Aria. Dawno jej nie było. Kochana.. ale się martwi.. Mam tylko głupie wrażenie że ona jednak bd gadać z Wrenem.. Wgl jak on ich znalazł? Pewnie serio namierzył jej komórkę. Sukinsyn!
    A myślałem że to ten gościu z psychiatryka ich sprzeda. Ale to przecież tak szybko by sie nie stało..
    Wgl Spenc zbyt nerwowo potraktowała Bellę. Mogła serio ja przenocować czy cos. Albo od razu do tego psychiatryka jechać. Kuźde.. Teraz ciekawe co sie z nią stanie.
    Wgl to takie dziwne odkrywać swoją przeszłość o której sie nie wiedziało. I to jeszcze wszystko jedno po drugim. Biedna Spenc...
    Super rozdzialicho i czekam na kolejne. Ta 20... Naprawdę? Dla mnie to mogłoby sie nigdy nie kończyć..

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooo Aria! Serio dawno jej nie było i mam nadzieję, że jeszcze będzie. Chcę żeby dowiedziała się prawdy. Boję się o Tobiego. Ten ładny pan może go zabić!!! I co tylko 20? Ten blog jest za-je-bis-ty!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo podoba mi się twój blog. Uważam, że masz wielki talent do pisanie. Nie chciałabyś zajrzeć na tego bloga: http://pll-my-life-forever.blogspot.com/
    Anonimowy W

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję a na bloga zajrzę z miłą chęcią ;)

      Usuń
  5. Musi jej powiedzieć to jej siostra nie ma wyboru
    Czekam xo

    OdpowiedzUsuń
  6. Teorią zgadzam się co do K.C. Toby mu się wystawił na talerzu. Skoro Wren gadał z Jerrym to miał plan do niego przyjechać, do szpitala. Chociaż mógł namierzyć telefon, ale to by był niesamowity zbieg okoliczności, że trafił akurat w porę kiedy rozmawiała z Arią, bo wątpię żeby Aria powiedziała Wrenowi, że z nią gadała, ale nie wiedziała gdzie ona jest. Czyli musiała się rozłączyć, czyl;i to już daje do myślenia, że wtedy Wren nie mógł tego zrobić. potem mogłaby zadzwonić do niego (ale tego nie zrobiła), ale twedy byłoby za późno na namierzenie. Wren porwał Tobiego spod spitala, bez żadnego planu czyli nie było to przewidziane. To rzeczywiście była okazja. Dziękuję za wywód :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam Twoje pisanie. Jest takie prawdziwe, szczere (tak, wiem, to samo :D ) Czekam ciągle na kolejne rozdziały. Co z 14? Kiedy będzie? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Trochę wszystko się przedłużyło, ale rozdział pojawi się jak najszybciej. A nawet dziś, więc zapraszam :)

      Usuń