Naprawdę nie miałem ochoty znów się tam wybierać. Nie chodziło o przekroczenie dystansu samochodem. Miałem już po prostu dość tego całego niszowego towarzystwa. Już dawno powinienem powiedzieć do widzenia! Przez nich wszystko się popieprzyło. Zrujnowałem swoje życie, swoje szanse. Znów będę musiał spojrzeć w oczy zadufanego w sobie Joe'a, prawej ręki Szefa. Wkurwia mnie ten człowiek. Mam na niego osobną alergię. Czasami mam ochotę zajebać mu kulkę w czoło i wrócić spokojnie do domu. Philadelfia była równie szara, taką jaką ją ostatnio zastałem. Bez zmian. Melancholijny klimat tego miejsca przytłaczał mnie jeszcze bardziej. A najbardziej przytłaczał moje myśli ten wypadek. Te pływające rzeczy po wodzie. Te połamane od samochodu drzewa.
- O, proszę!- Joe zaśmiał się parszywie na mój widok. Musiałem włączyć tryb "Nie zwracaj uwagi na jego zaczepki."- Kto do nas wrócił! Sam Kingston!
- Mam wieści...- burknąłem wsadzając ręce do kieszeni.
- Już wszyscy słyszeliśmy. Media trąbią. Zrobiłeś swoje.- odpowiedział zadowolony.
- Nie mogli tego przeżyć. Zrobiłem co miałem zrobić.
- Dlatego Szef chce ci dać niespodziankę.- wyciągnął z kieszeni skórzanej kurtki kopertę. Przyjąłem ją bez entuzjazmu.- Nie przeliczysz?
- Zrobię to w domu.- skłamałem.
- Ok, ale reklamacji nie będzie.- wsadził sobie do ust marlboro.- Masz ognia?
- Nie palę.
- Co? Doktorek szerzy zdrowy tryb życia?
- Nie jestem już lekarzem.- odgryzłem się.
- Racja. Akurat tu błędu nie popełniłeś. Chujowy z ciebie lekarz skoro zabijasz ludzi. Trafił ci się kiedyś na stół facet, którego sam postrzeliłeś?
- Nie, bo nie pracowałem w kostnicy, Joe.- spojrzałem na niego jak na debila, ale chyba nie skumał,