Przez całą podróż helikopterem moja głowa cierpiała od zadawania sobie pytań. W wielu przypadkach zaczęłam się złościć i przeklinać siebie w swojej głowie, ponieważ szukałam odpowiedzi na te pytania. I właśnie nie potrafiłam tego zrobić. Myślenie, rzecz ludzka, to nigdy mnie nie bolało, a teraz sprawiało tyle trudności. Oraz bólu. Oraz nienawiści jaką żywiłam do Wrena. Kto by pomyślał, że można kogoś tak kochać, a w jednej chwili tak znienawidzić. To dowodzi na to jak silne są te emocje. Pomimo tak wysokiej różnicy, są do siebie niemiłosiernie podobne...
Ostatnio o czym myślałam to czas jaki nam zajął to przedostania się z punktu A do punktu B. Dla mnie zleciało dość szybko. W sumie mało mnie to obchodziło. Zdałam sobie sprawę, że od kiedy maszyna wzbiła się w powietrze, nie odezwałam się do Tobiego ani razu. Wyglądał na opanowanego, lecz czasem jego usta lekko się ruszały jakby mówił do siebie. Był wytrwały. Pewnie nie chciał mi przeszkadzać. Może wyczuł, że chcę zostać sama ze sobą i nie mam ochoty z nikim rozmawiać. Doceniałam ten cichy gest. Gdy wylądowaliśmy, Toby szybko poderwał się do drzwi zanim zrobił to pilot. Jego ego nie chciało znowu ucierpieć, ale mnie to nie obchodziło. Jego staranie było jednak najbardziej radosną rzeczą tego dnia. Wyszłam chwytając swoją torbę. Nie było sensu nawet się rozglądać. Na zewnątrz panowały już ciemności. Czekaliśmy pod nowojorskim lotniskiem na zamówioną przeze mnie taksówkę. Cavanaugh znów pchał się, aby otworzyć mi drzwi. Robiło się to już dość denerwujące, ale uległam zaciskając zęby. Nie byłam w humorze.
- Jaki cel podróży?- spytał ochrypłym głosem taksówkarz. Jego głowę pokrywała rzadka warstwa siwych włosów. Wydawał się sympatyczny, jednak zachowywał się sztywnie.
- Jakikolwiek spokojny hotel poza centrum...- odpowiedział ze zrezygnowaniem. Facet przytaknął i wcisnął gaz. Przez lusterko dostrzegłam iskierkę w jego oku jakby od razu wiedział gdzie nas zabrać.
- Czy będzie to dla ciebie problem jeśli się odezwę?- Toby przerwał swoje dość długie milczenie.- Doprowadza mnie to do szału, a nie jestem masochistą żeby to znosić normalnie.