Przemieszczałam się między regałami w supermarkecie. Od wczoraj chodziłam z głową w chmurach. Czułam się jakby mnie tu zupełnie nie było. Dziwiłam się, że mój mózg jest w stanie jeszcze funkcjonować. Poprawka. Dziwiłam się, że mózg Arii był jeszcze w stanie funkcjonować. Przecież wczoraj była wielka impreza. Pamiętam, że nie wypiłam tyle co ona. Zawsze podziwiałam ją za mocną głowę do alkoholu. Lubiła chodzić na imprezy. Mogła mi powtarzać, że to z powodu zwykłego rozerwania się, lecz dobrze wiedziałam o co tak naprawdę chodzi. Jednak musi wiedzieć, że w taki sposób nie zapomni o nim. Od rana chodziła smutna.
Zbliżała się godzina trzynasta. Z głębokiego rozmyślania wyrwała mnie Aria albo raczej poczucie mojego szybkiego refleksu gdy mnie zawołała.
- Orient!- rzuciła we mnie pomarańczą, którą zwinnie złapałam. Uśmiechnęłam się widząc jak słodko marszczy nos. Co jakiś czas sprawdza moją sprawność i za każdym razem jej nie wychodzi.
- Co? Już ci się humorek poprawił?- postanowiłam włożyć owoc do wózka.
- Może trochę...- wzruszyła ramionami i poszła dalej przez co straciłam kontakt wzrokowy.
- Aria?- złapałam ją za ramię.- Na pewno wszystko dobrze? Jesteś dziś przygaszona od rana, choć nie powinnaś.
- To samo mogę powiedzieć o tobie. Od wczoraj mam cię tutaj zupełnie offline.- powiedziała. Mogłam jej przyznać rację, ale głośno się do tego nie przyznałam. W dodatku miała tylko część racji.
- A przepraszam! Gdybym była zupełnie była offline, to bym nie złapała pomarańczy.
- Ty ją nawet łapiesz kiedy cię obudzę.- wywróciłam oczami.- Mniejsza o to. Masz rację. To nie pora na smutki. Spędźmy normalnie ten dzień.
- Czy dzień z tobą kiedyś był normalny?- zaśmiałam się.
- Weeeź, nie gadam z tobą.- wystawiła mi język.- O czym gadałaś z Danielem przed tym jak wybiegłaś z imprezy?