Wystarczyły zaledwie trzy krótkie chwile. Pierwsza. Usłyszałem swoje nazwisko wypowiedziane z jak największą odrazą, zupełnie jakbym był nic nie wartym człowiekiem. Druga. Gdy zobaczyłem znowu tę niepożądaną twarz i poczułem jak przez moje ciało przechodzi wewnętrzny prąd paraliżujące moje ciało. Trzecia. Spod czarnego płaszcza delikatnie wynurzała się spluwa skierowana w moim kierunku i ten jeden szybki wybór życia lub śmierci. Chciałem żyć, więc musiałem z nim iść. Prowadzony jednak siłą, zastanawiałem się jaki spotka mnie los. Czy jeszcze spotkam Spencer? Czy może wywiezie mnie, aby mnie zabić? Byłem prawie pewny swego, a wtedy nastąpiła ciemność.
Gdy otworzyłem oczy, nie mogłem poruszyć swojego ciała. Moje mięśnie były obolałe. Jedyne co pamiętam to wbitą w ciało strzykawkę. Gdy kontakt z rzeczywistością powracał, zaczęły ożywiać się moje zmysły. Czułem metal, zimny metal. Nie widziałem nic prócz szarego światła padającego nie wiadomo skąd. Słyszałem jeszcze kroki, zbliżające się do mnie kroki.
- Budzimy się, budzimy.- powiedział Kingston ocucając mnie lepem w twarz. Nie byłem jakąś kurwą żeby móc się tak traktować, ale nie miałem nawet siły żeby zareagować.- Jak samopoczucie?
- O to samo mógłbym zapytać ciebie...
- A niby czemu?
- Bo Spencer nie chce cię znać.- wyszeptałem, a po tych słowach zamilknął. Wolałem stopniować swoje zaczepki. Życie mi miłe, serio. A gdyby się dowiedział, że ja i ona... od razu dostałbym kulkę w łeb, a tak mogę jakoś odwlec to w czasie.